Tak to już jest w polskiej kinematografii, że gdy jakiś film uzyskuje masę pochwał, a tłumy zalewają sale z obitymi czerwonym pluszem krzesłami i chrupiącymi nachosami, to nadchodzi taki moment, że producenci wpadają na pomysł, by ten sukces toczyć i stworzyć kolejną część (chcę wierzyć, że nie tylko dla kasy, ale również dla spragnionego kontynuacji widza).
Rzecz ma się nie inaczej w przypadku kultowej „Planety Singli” , która to w 2016 roku przyciągnęła przed ekrany rzesze ludu pożądającego w końcu udanej komedii romantycznej (bo wszyscy wiedzą, że stworzenie dobrej komedii jest ogromną sztuką), która nie zażenuje, a pozwoli widzowi 5 x po, czyli pośmiać się, popłakać, powzdychać, pozazdrościć i pomarzyć.
W ten oto sposób doczekaliśmy się „Planety Singli 2” w reż. sama Akiny i już na wstępie zaznaczę, że jest nie mniej fajna jak jej poprzedniczka, a może nawet fajniejsza? Bo jest jeszcze więcej pierwszorzędnego humoru i jeszcze więcej wzruszeń, a sam początek wydaje się tym ciekawszy, iż łamie trochę tradycyjną cukrową konwencję, bowiem produkcja zaczyna się od…
…rozstania. Tak. Ania (Agnieszka Więdłocha) i Tomek (Maciej Stuhr) po bardzo burzliwej wymianie zdań postanawiają się rozejść, ponieważ ona pragnie ślubu oraz dziecka, z kolei on nie jest na taką stabilizację gotowy. I gdy już każde z nich się spakowało, wsiadło w samochód, ustawiło w mediach społecznościowych status „wolny” i pojechało w swoją stronę, to niezawodny Marcel (Piotr Głowacki) zawarł umowę na wigilijne widowisko, które mają poprowadzić właśnie Ania i Tomek postrzegani jako najbardziej znana, lubiana i idealna para show biznesu. Dla niej jest to szansa na wypromowanie dzieciaków z ogniska muzycznego, dla niego otworzą się drzwi do otrzymania nowego show, stąd dla dobra sprawy postanawiają chwilę poudawać, a potem ostatecznie się pożegnać.
Impreza ma również promować pionierską aplikację „Grawitacja” – jej zadaniem jest obliczanie w procentach dopasowania do siebie partnerów, według której Tomek i Ania pasują do siebie w zaledwie 8%, ale już jej pomysłodawca – szykowny, ultranowoczesny Aleksander (Kamil Kula) ma z Anią wynik 92%, jednak czy to wystarczy? Czy technologia jest w stanie zastąpić prawdziwą miłość i czy jest w stanie wziąć pod uwagę, że ludzie będąc ze sobą są w stanie polubić coś, czego wcześniej nie lubili, tylko dlatego, że wiąże się to z tym, kogo się kocha?
Tutaj, choć nie trudno domyślić się odpowiedzi, każdy przekona się w trakcie seansu jak rzecz potoczyła się akurat u tych bohaterów 🙂
Drugi wątek należy do genialnej, wybuchowej i przekomicznej pary, czyli Oli (Weronika Książkiewicz) oraz Bogdana (Tomasz Karolak), bez których totalnie nie wyobrażam sobie tego filmu, ponieważ wnoszą swoimi postaciami i towarzyszącymi im perypetiami ogrom absurdu i pozytywnej energii! Tym razem akcja koncentruje się na uczestniczeniu w zajęciach w szkole rodzenia prowadzonych przez boskiego jogina Panira (Bartosz Porczyk).
Jest jeszcze ciut walcząca o uwagę różowowłosa Zosia (Joanna Jarmołowicz), popijająca herbatę z prądem (którą pomyłkowo przed występem wlewa w siebie sam Witold Paszt) piosenkarka Beata (Izabella Miko), która raz, że stara się uwieść Wilka, a dwa, że postanawia samodzielnie udoskonalić kolędy, szef telewizji Kamil (Karol Strasburger) ustawicznie przybywający z nonsensownymi sugestiami dotyczącymi show (a to wkręcenie psa rozbijającego balony, a to przyodziane w złoto tancerki; bo mają dużo odsłon w Internecie) i odnaleziona matka Marcela, czyli Magda Lisowska (Antonina Choroszy).
Niespodzianką jest tu nieduża rola odegrana przez popularną blogerkę modową Maffashion oraz przez znanego z MasterChefa Juniora Mateusza Biernata (świetnie wypadł!).
Jednak tym razem nie podoba mi się wątek z Krystyną – mamą Ani – (Danuta Stenka), która nagle zapomniała o swojej rozpaczy za zmarłym mężem i postanowiła przygruchać sobie na super ognisty seks, wystylizowany zgodnie z musicalem „Upiór w operze”, znacznie młodszego taksówkarza Radka Zawadzkiego (Aleksandar Milićević) – to przykre i dramatyczne, że ludzie potrafią tak szybko zapomnieć o utracie bliskiego i zastąpić go kimś innym.
„Planeta Singli 2” to naprawdę udana komedia romantyczna w świątecznej atmosferze, na którą warto pójść dla śmiechu, dla łez, dla fantazji. To coś lekkiego, coś, co w przeciwieństwie do prawdziwego życia i tak musi mieć szczęśliwe zakończenie i dobrze, bo w takich produkcjach o to chodzi.
Niezbyt chcę zwracać uwagę na to, że wątki czasem niezgrabnie się przeplatały albo że przede oczami chamsko przybliżono mi „Princessę”.
Jest czule. Jest romantycznie. Zabawnie. Smutno. Wesoło. Bez żenujących dowcipów. Bez nadmiernego roztkliwiania. Nic się nie dłuży. Ogląda się przyjemnie. We wszystkim zachowano równowagę.
Polecam 😉
A w walentynki „Planeta Singli 3”!
* wszystkie ilustracje pochodzą ze strony: https://www.filmweb.pl/film/Planeta+Singli+2-2018-804915