Całkiem niedawno zamieściłam TUTAJ listę z książkami dla dzieci i młodzieży, które uznałam za naprawdę świetne i warte uwagi, a ponieważ do tej pory przeczytałam jeszcze kilka, to nazbierała się i druga lista, zatem prezentuję ją poniżej 😉
1.”Siostry”, Daisy Johnson, 190 stron (Wydawnictwo Świat Książki).
September i July („lipcowy robaczek”) są siostrami o gładkich włosach i bladych oczach, a różnica między nimi wynosi raptem 10 miesięcy, co zapewne ma kluczowy wpływ na ich bardzo mocną więź; ta więź jest szczególna, szczególnie toksyczna. Szokująca uzależnieniem, naciskiem, manipulacją i bezradnością popadającej w stany depresyjne matki Sheeli; często się zastanawiała, czy nie starają się zatrzymać siebie nawzajem, trzymając się w ramionach, uporczywie do siebie przywierając. July to ta uległa, podporządkowana upiornej miłości, utkanej z opieki i tyrańskiego nadzoru, ot kontrola ukryta w jedwabnych fałdach troski.
Jestem kształtem wyciętym z wszechświata, zabarwionym wiecznie umierającymi gwiazdami – a ona jest istotą, która ma wypełnić pozostawiony przeze mnie wyłom powstały w rzeczywistości (…) Dopiero gdy September była blisko, powracał kolor, a ja mogłam doświadczać bólu czy wyczuwać zapach lunchu w szkolnej stołówce. Przywiązywała mnie. Nie do świata – do siebie.
Nastolatki uchodzą za wyizolowane, pozbawione ciekawości, niedojrzałe, czasem zdradzające wyjątkowe okrucieństwo, do tego bystre, naiwne, beztroskie, a przede wszystkim nierozerwalnie związane w swojej dusznej relacji i dusznej przestrzeni, w której lubią kanapki z serem i cebulą, tosty z fasolą, ciasto, ostatniego herbatnika w paczce, program o nazwie 33, długie podróże samochodem i długie kąpiele, nagłe zwroty akcji w książkach, kradzione wino i kradzione perfumy, ogniska, sofy, rzeczy znalezione w ogrodzie, białe sukienki z czarnymi rajstopami, gołe nogi, sól na dnie chipsów, deszcz. Lubią też nie mieć taty i nie mieć przyjaciół. I jeszcze bawić się niebezpiecznie, na przykład w „September mówi”: zjedz naraz cały majonez, zatańcz flamenco, udawaj robota, pocałuj się w swoją dłoń, ale też mówi podpal się, zrań, złam sobie rękę, połóż na drodze, krzycz, aż oślepniesz…
Siostry właśnie przeniosły się z mamą do SIEDLISKA ulokowanego tuż przy morzu, po stronie wrzosowisk North York, który należy do Ursy – siostry lata temu zmarłego tragicznie ojca Petera. Powodem przeprowadzki jest potworne wydarzenie na kortach tenisowych, do którego doprowadziło pragnienie zemsty na bezdusznych koleżankach. Wydarzenie najsmutniejsze, ale jednocześnie przynoszące ulgę.
Mroczna. Hipnotyzująca. Baśniowo-horrorowa. Paranoiczna. Niesamowita.
Wspaniale dziwna.
Pełna napięcia oraz emocji.
Na granicy jawy i snu.
Zawikłana.
Porażająca i… przerażająca.
Jak to możliwe, że nie wie się niczego, a chwilę później wie się już wszystko?
Udawanie kogoś innego jest jak noszenie ubrania, które nie do końca pasuje: rękawy pozostawiają czerwone ślady na rękach, talia opada.
Żal jest domem bez okien czy drzwi, bez możliwości określenia godziny.
2.”Frajda”, Marta Dzido, 141 stron (Wydawnictwo Korporacja Ha!art ).
Warszawa. Lato. Lata 90. Ona i On. I ich 20 lat. Lepkość w budyniowym powietrzu. Odgarniane patykiem chmury. Niebo pęcznieje różowością. Ciepłe, chrupiące, pachnące bzem, jaśminem i obietnicą wieczory. Z ulic paruje dzień. Smak taniego wina, chłodnego jeziora albo kawy z kardamonem. Źdźbła trawy. Papierosowy dym. Błękitne sukienki. Truskawki umaczane w cukrze. Ukradzione z sadu jabłka. Spacery po parku w upale i kurzu, ale i po mieście w oślepiających strugach deszczu. Pisanie listów. Odbieranie telefonów z słuchawką na sprężynce. Wspólne słuchanie muzyki z walkmana. Koncerty. Piasek nad rzeką. Konik polny na liściu. Zmrużone powieki. Kosmyk włosów w ustach. Uniesienie w bramie kamienicy. Pomiędzy nami słodkie napięcie i nie wiadomo, co dalej. Potrafią się całować w nieskończoność. Ale nie wolno wypowiedzieć słów, które mogą ograniczyć, spętać lub pozwolić popaść w rutynę. Nie było ważne, czy to miłość i czy starczy jej do jutra, czy na zawsze. A może na nigdy więcej. Byliśmy teraz i tu. Więc chadzają swoimi ścieżkami, niby osobno, ale zawsze równolegle; było w tym coś pociągającego, jakaś tajemnica, wisząca pomiędzy nami jak nadciągająca letnia burza, to, że niczego nie oczekiwałeś, że nie chciałaś żadnych obietnic. Byłaś równolegle do mnie. Na wyciągnięcie ręki, a jednak obok. Bez żadnej pewności, a jednak z poczuciem, że w każdej chwili. Byłaś niespodzianką. Przygodą. Czekałem podświadomie na ciebie jak na nagrodę.
Niestety…
Myślałam, że zapanuję nad tym. Ale jestem bezbronna. Możesz mnie teraz pokroić na kawałki i zjeść. Możesz mnie obrać ze skórki (…) Zapragnęłam cię zbyt mocno. Zrozumiałam, że będziesz miał nade mną przewagę, że możesz mnie zranić.
Beztroska. Swoboda. Dynamizm.
Ekscytacja.
Fascynacja i pożądanie.
Powolne smakowanie sekretnego, zatracanie się w nim.
Młodzieńcza łapczywość. Bezkrytycyzm.
Emocjonalne formowanie tudzież żonglowanie nienazwanym i nieokreślonym.
Naprężenia, naciągnięcia, omamienia. Perfekcyjna reżyseria emocji, dramaturgia uczuć, erotyczne elipsy, powtórzenia, zapętlenia, refreny.
Odmienna wizja i odmienne wrażenia tych samych sytuacji.
Jednak nie ma tu lukrowania przeszłości i nadmiernej czułostkowości, bo choć w fotograficznych wspomnieniach panuje melancholia, to jest ona zderzona z wizją dorosłości, z dotychczasowym życiem, z konsekwencjami tamtych decyzji.
Im bardziej się w coś wierzy, tym pewniejsze jest, że tak się stanie.
Przecież najbardziej podniecające jest to, co może się już nigdy nie powtórzyć.
Nie istnieje coś takiego jak stare dobre czasy, bo kiedy w nich jesteśmy, to nawet jeśli dobre, wcale nie są stare, a kiedy wspominamy, to nawet jeśli stare, to jak mogą być dobre, skoro nas już w nich nie ma.
Druga młodość trwa znacznie krócej niż pierwsza. I jest o wiele bardziej bolesna i gorzka.
Możliwe, że jest jakaś zapisana droga w gwiazdach, punkty, w które mamy dotrzeć, ale to od nas tylko zależy, w jakim sanie tam dotrzemy i jako kto.
3.”Piekarnia czarodzieja”, Gu Byeong-Mo, 219 stron (Wydawnictwo Young).
Całodobowa, umiarkowanie zadbana i skromna piekarnia z sąsiedztwa (około 100 m od osiedla, ulokowana na parterze, w trzecim budynku od przystanku autobusowego) obklejona tapetą w różowo-żółtą kratkę z witrynami wypełnionymi takimi smakołykami jak: ciasto z musem jabłkowym i wiśniami albo takie z hortensją polane dżemem morelowym i posypane cienkimi plasterkami migdałów, kawowe ciasteczka w rolkach, sernik z bitą śmietaną i pistacjami, kajzerki w kształcie gwiazdy z chrupiącą skórką, stanowiącymi jedynie część asortymentu, bo tam, w mieszkanku po drugiej stronie pieca powstają: diabelskie ciastka cynamonowe i te budyniowe na silną wolę, ananasowe magdalenki na złamane serce, pokojowe scone z rodzynkami, faliste bezy cofające czas czy marcepanowe lalki voodoo, które można zamówić wyłącznie poprzez stronę internetową: www.czarodziejskapiekarnia.com, na której widnieje komunikat:
Zmiany zachodzące w konsekwencji realizacji życzenia, czy to pozytywne, czy negatywne, mają wpływ na porządek rzeczy w świecie nie tylko fizycznym, ale też metafizycznym. Dlatego pamiętaj, że kiedy używasz magii, energia ma wystarczający potencjał, żeby wrócić i odpłacić Ci.
Administratorem tej strony zostaje 16-letni, mający problem z pozbieraniem myśli i jąkaniem chłopak, który znalazł chwilowe schronienie u Stukniętego Piekarza i Niebieskiego Ptaka, ponieważ został przez swoją macochę panią Bae i jej córkę Muhee oskarżony o okrutną zbrodnię. Nastolatek w trakcie tego niedługiego pobytu ma okazję przekonać się, że nieprzemyślane decyzje mogą mieć naprawdę przykre konsekwencje, że często istnieje kilka rozwiązań, nie należy impulsywnie ulegać pokusom, trzeba wybierać z rozwagą i trzeba stawiać czoła przeszłości, że czarodziej to osoba, której zmysły są sprzężone ze wszystkimi niewidzialnymi żywiołami wszechświata. Zgodnie z prawem polaryzacji przeciwieństwa się przyciągają. Czarodziej może wyczuć najmniejszy ruch atomu w polu magnetycznym i sam siebie postrzega jako atom w wielkim kosmicznym planie. Jako że narodziny i śmierć mało mają wspólnego z wolną wolą, czarodziej musi żyć życiem, do jakiego się urodził, nieważne, jak bardzo tego nie chce, a każdy skrywa swoje demony i tajemnice.
Brutalna, gorzka historia, która raczej (poza magiczną okładką) nie ma nic wspólnego z baśnią, bo zbyt mocno przypomina ponurą, pełną bólu i rozczarowań rzeczywistość, ale… mimo to daje nadzieję, że sprawiedliwość dopadnie tych, którzy na to zasługują.
Gdy masz problem, który cię wyróżnia, zawsze znajdą się tacy, którzy próbują cię wykończyć dla hecy.
W dzieciństwie słabo rozwinięta inteligencja dziecka utrudnia mu odróżnienie świata rzeczywistego od fikcji. W pewnym wieku ludzki umysł znajduje się w stanie zamętu wywołanego przez syndrom Piotrusia Pana, który każdy przechodzi przynajmniej chwilę i dzięki któremu pragnie uciec od rzeczywistości. Większość po krótkim fantazjowaniu zapomina o bajkach, a niewielka mniejszość albo się wiesza, albo wariuje.
Bajki mogą być fikcją, lecz nie są kompletnym nonsensem.
Choć czasy i obyczaje przychodzą i odchodzą, natura ludzka wcale nie zmienia się radykalnie.
Czy to prawda, że zapach wyzwala wszystkie silne pragnienia? Zapach chleba, zapach pieniędzy, zapach pożądana, zapach nienawiści.
Gniew to jedynie większe i chwilowe wybuchy emocji, jakich potrzebuję w życiu.
Ludziom musi być przyjemnie, kiedy mają kogo winić.
Rozgrzane emocje są niewidoczne gołym okiem i mogą narastać bez końca, tak jak balon wypełniony helem unosi się coraz wyżej. Podobieństwo między balonami i emocjami jest takie, że implodują w niewidzialną sferę.
Nie możesz wyhodować nowej skóry bez wcześniejszych zmian.
Znajomość przyczyny problemu nie oznacza, że coś się zmieni.
Rzeczy fantastyczne są wartościowe, dopóki pozostają fantastyczne.
Wracanie tam, gdzie kiedyś znalazłeś otuchę, nie jest sposobem na przyszłość. Nie dorośniesz, trzymając się kurczowo magii dzieciństwa.
Nie da się pogodzić z tym, że się nic nie znaczy.
4.”Eleonora i Park”, Rainbow Rowell, 358 stron (Wydawnictwo Moon Drive).
Sierpień 1986 rok. 16-letni Park stara się być jak najmniej widoczny, by w spokoju przetrwać okres liceum, co z jego w połowie koreańskim pochodzeniem, czarnym ubraniem, oliwkową cerą i opadającą grzywką wcale nie jest takie proste, ale przeważnie mu się udaje, bo wciska słuchawki do uszu i słuchając punk rocka, czyta komiksy, kompletnie się nie wychylając. Sytuacja ulega zmianie, gdy pewnego dnia siada obok niego Eleonora: duża, dziwna, wściekle ruda i wariacko ubrana – no człowiek-porażka, ewentualnie strach na wróble, choinka lub szmaciana laleczka, której na pewno nie da się nie zauważyć. Przez kilka miesięcy jeżdżą razem autobusem w milczeniu i nikt nawet nie stara się zagadać, czego nie można powiedzieć o wstrętnych dziewuchach chamsko powrzaskujących: Krwawa Mary! Ciotka! Big Red! (bo jest ruda i ma duże cycki). Ale przecież to głupie siedzieć z kimś dzień w dzień i z nim nie gadać. Nawet jeśli ten ktoś jest bardzo dziwny, więc zaczyna szerzej otwierać komiksy, pożyczać jej kasety ze składankami muzycznymi, potem wymieniać pojedyncze spostrzeżenia, nawet trochę się przekomarzać i w końcu… och… Park dostrzega, że Eleonora ma piękne brązowe oczy, urocze piegi, cudne ogniste włosy, policzki rumiane jak dzikie jabłka, a skórę bielszą niż śnieg, że pachnie jak waniliowy tort urodzinowy, wspaniale recytuje wiersze, jest błyskotliwa, zabawna, godna zaufania i pociągająco tajemnicza, a te pełne kształty, stare sztuczne perły, skrawki koronek i tkanin, męskie koszule w muszle, krawaty i apaszki czynią z niej istne dzieło sztuki. Jest niepowtarzalna. I pragnie przebywać już tylko z nią bez względu na to, co myślą o tym inni.
Wspaniale subtelna historia o pierwszej miłości.
Aż kotłująca od emocji.
Szczera.
Rozczulająca drobiazgowością spojrzeń, gestów, młodzieńczych zawstydzeń i wątpliwości.
Przeraźliwie przygnębiająca i przeraźliwie piękna.
Mózg kocha poezję, bo jest chwytliwa.
Sztuka nie może być po prostu ładna; sztuka ma wywoływać emocje.
Jaka jest szansa, że się kogoś takiego spotka? Kogoś, kogo można kochać zawsze i kto też będzie na zawsze kochał. I co, jeśli ta osoba urodziła się na drugim końcu świata?
5.”M jak dżeM”, Agnieszka Tyszka, 163 strony (Wydawnictwo Nasza Księgarnia).
13-letnia Aniela Solińska zwana Nelą ma duże zielone oczy, piegowaty nos i długie, proste jak druty włosy. Jest raczej cichą, skromną, wrażliwą, mało przebojową, trzymającą na uboczu nastolatką, która mimo swojej inteligencji i roztropności uchodzi wśród koleżanek za nudziarę (sama zaś czuje się jak smutny, wyblakły, oklapnięty spaniel), co często wykorzystuje szkolna trójca, czyli Vanessa (Ruda), Sandra (Goły Pępek) i Isaura (Miss Perfumerii), dokuczając i strojąc sobie z niej żarty. Nela mieszka razem z bardzo serdeczną, ale, przez wzgląd na pełniącą zawód dziennikarza, rzadko bywającą w domu mamą Anną oraz ojczymem Marcinem zwanym Artystą, który jest uosobieniem wszystkiego, co najlepsze (gra na saksofonie, świetnie gotuje, dużo się uśmiecha, ma mnóstwo dystansu, empatii, dobrych porad i chęci). Niestety jej biologiczny tata wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdy była mała, tam założył nową rodzinę i nie utrzymuje z nią kontaktu, więc w dzieciństwie wpadła na pomysł, że wszelkie rzeczy, jakie ma mu do powiedzenia będzie zapisywała w „Tatowniku”. Teraz jednak trochę czuje, że to nie ma sensu. W ogóle nic nie ma sensu. Mama jest w ciąży. Nikt jej nie lubi. Szkolna psycholog ma za osobę problematyczną, a irytująco powtarzająca „nieprawdaż” dyrektor Henryka Buczyn pseudonim Biedrona (bo ma nakrapianą brodawami twarz) stawia ponad jej wartość – wartość darmowego papieru toaletowego. Do tego otrzymała zaproszenie od babki Felicji, jej siostry Alicji i siostry taty Letycji, by przyjechała do Złotowa tej jesieni w celu zapoznania, a ona przecież wcale tego nie chce (w swojej racji utwierdza się po otrzymaniu obrazka ze świętym Dominikiem i Żywotu świętej Genowefy). Chce za to poznać właścicielkę morelowego domu, w którego ogrodzie rosną prześliczne różowo-złote dalie i wytworne róże. I tak się dzieje za sprawą rozsypanych śliwek. A ubrana na wiśniowo pani Lila okazuje się wspaniałą staruszką, która jest miłośniczką „Harry’ego Pottera” i robi przepyszne dżemy z magicznej wielopokoleniowej książki kucharskiej, a potem wypełnia nimi przyozdobione aksamitkami i koronkami słoiczki, zaopatrując je dodatkowo w niesamowite naklejki: „Kwaskowe jabłko – na smutny listopad”, „Czarna porzeczka – przypomni o lecie”, „Pomarszczone śliwki – na otarcie łez”, „Superwisienki – na kłopoty z matmą”, „Na dobry początek – najsłodsze malinki”. Do tego poznaje jeszcze zaopatrzoną w zabobonne sztuczki panią Indię, która kilkukrotnie ratuje ją z opresji. No i w nowej, przytulnej, tonącej w błękitach i niebieskościach szkole poznaje genialną Kaśkę, która nosi spinki z machającymi skrzydłami motylkami.
Do przyjaźni z różami trzeba dorosnąć.
Zjeść własny strach, nie czekając, aż zje ciebie. To jest to.
Najważniejsze to słuchać swojego serca, odnaleźć własną drogę i iść nią konsekwentnie.
6.”Kawa dla Kota”, Agnieszka Tyszka, 181 stron (Wydawnictwo Nasza Księgarnia).
Nela ma młodszą siostrę Pyśkę, która na pewno nie jest odzwierciedleniem słodkich bobasków z profesjonalnych reklam i fotografii, bo marudzi i wrzeszczy, przez co mama stała się cieniem dawnej siebie: snuje się po mieszkaniu wiecznie zmęczona i przygaszona. Kaśka w trakcie wakacji na Rodos zakochała się w Pawle, czyli Chudym, który lubi pić latte, więc ma teraz dla niej znacznie mniej czasu. Pani Lila wyjechała do Prowansji pocieszać szkolną przyjaciółkę Helę, ponieważ zmarł jej mąż. Kuzynka ze Złotowa zaprosiła ją na ślub, gdzie ma być też dawno niewidziany tata, z którym zupełnie nie wie o czym ma rozmawiać. Babcia Felicja czuje się gorzej. Ale są też plusy, bo Nela wyjeżdża nad morze do Bursztynowa, gdzie poznaje Tesię i Konstantego (Kota) o oczach jak niezapominajki, pod nieobecność pani Lilii zamieszkuje razem z rodziną w morelowym domu, uczy się mowy kwiatów i przypadkiem zostaje wplątana w opiekę nad kotem Pączusiem (ulubieńcem wścibskiej sąsiadki Purchawki) oraz małej Sophie, wobec której rodzice mają chore ambicje.
Jedno jest pewne, że nic nie jest pewne.
Pewne sprawy są zdecydowanie za trudne. Zwłaszcza dla kogoś, kto ma tylko czternaście lat i sam ze sobą nie może dojść do ładu.
Tak… Ciotka Letycja i jej teorie. Różane, falbaniaste, w kwiatowy deseń. Ale życie nie chciało wcale takie być. Życie było w trupie czaszki i miało kolor czarny. Albo szary.
Skoro nie można nawet liczyć na pomoc dorosłych, jaka jest szansa, że w negatywnych bohaterach zajdzie zmiana na dobre? To się zdarza tylko w niektórych książkach i naiwnych serialach.
Może coś w tym jest, że taki moherowy beret działa na ludzi jak czapka niewidka? Taka moherowa niewidka? A jak ją zdjąć, okazuje się, że tam jednak ktoś jest… Może ktoś troszkę inny, niż się wydawało… Czy to nie jest pocieszające?
Głupie przykłady są czasem najlepsze, by na przykładzie tych przykładów zobaczyć głupotę własnego rozumowania.
To wszystko jest takie trudne, a jednocześnie wpisane w nasze życie. Każdego. To jakby druga strona rękawiczki. Nosisz ją całe życie, a na koniec wywracasz na lewą stronę, palec po palcu. Każdy z nas musi to zrobić. Taka jest natura rzeczy. Śmierć jest lewą stroną rękawiczki. Po prostu…
– A co w takim razie zrobić ze smutkiem? Ze łzami? Z żalem?
– Przytulić.
7.”Miłość bez konserwantów”, Agnieszka Tyszka, 143 strony (Wydawnictwo Nasza Księgarnia).
Nela uważa, że cały świat robi jej na złość z matematyczką Wielką Nieprawdzicą (od nagminnego powtarzania „Nieprawda, że…”) na czele, która jest wredna niemalże serialowo: koszmarna, wąsata, wielka jak piec, ciągle robi niezapowiedziane kartkówki, wydziera się na uczniów i zadaje absurdalne zadania, na które nie da się inaczej odpowiedzieć jak właśnie: absurdalnie). Mama w dalszym ciągu wyczerpana, do tego i ją i Pysię dopadło jakieś choróbsko, a Artysta wyjechał, więc to na nią spadł obowiązek gotowania obiadów. Jeśli już mowa o Artyście, to nagle przypomniała sobie o nim jego matka – podstarzała Barbie, która porzuciła go, gdy był dzieckiem. Tata znowu się rozwodzi… Babcia zmarła. Konstanty Kot ma dla niej coraz mniej czasu i to chyba za sprawą tej Rudej z dredami, z którą widziała go po miłosnej porażce z Pawełkiem negatywnie nastawiona do chłopaków Kaśka. Mama Sophie – Marianna Nowak rozpaczliwie błaga ją o pomoc w odprowadzaniu i przyprowadzania dziewczynki ze szkoły oraz odrabianiu lekcji, bo mąż wyjechał do Brukseli, a wątpliwa opiekunka Beatrycze niby po raz kolejny złamała nogę. Do tego pani Lila ociąga się z powrotem, ponieważ poznała urokliwego Pierre’a, za którego tak w ogóle postanowiła wyjść za mąż. Konserwatywna i przeciwna miłości cioteczna babka Alicja jednak się zakochała i ponoć zgłupiała od tej miłości. Felicja za to jest trochę zazdrosna. A jakby tego było mało, to jeszcze wiosna wstrzymuje się ze swoim nadejściem: jest pochmurno, szaro, a na chodnikach w dalszym ciągu leży gruba warstwa śniegu. Jednak dopiero gdy Sophie dopadnie ciężka choroba, Nela zaczyna rozmieć czym są autentyczne problemy.
Bo ile właściwie można znieść w jeden, beznadziejny, mglisty i zimny dzień?
Cóż… Są sprawy, które trzeba omówić, i takie, które można tylko opłakać.
Każdy z nas przez całe życie zszywa swój patchwork. Także z trudności – mniejszych lub większych. To są skrawki materiałów w różnych odcieniach szarości, smutku, czerni. Nie ma co udawać, że nie istnieją, trzeba ich użyć najlepiej, jak się potrafi… Ułożyć wzór. Często układają się w zaskakująco piękny wzór. Pasują do siebie. Jak brakujące elementy.
– Chcesz powiedzieć, że miłość też składa się z trudności?
– Z wielu. Ale wygodniej o tym nie pamiętać. Ludzie na ogół myślą, że tak jest łatwiej. Widzieć tylko serduszka, amorki, różyczki, a to wszystko na chwałę świętego Walentego.
– Do kitu z takim życiem.
– To prawda. Czasem tylko tyle da się o nim powiedzieć. Ale następnego dnia może się okazać, że obok przebiśniegu wyrosło coś jeszcze…
To take trudne. Kiedy zbyt nagle zmienia się zbyt wiele…
– To nie są łatwe decyzje, kiedy wszystko wydaje się wymykać prostej logice.
– Ale… Czy ja nie wspominałem, że pozornie nielogiczne zachowania…
– … przywracają równowagę w przyrodzie!
Cała seria z Nelą i o Neli chwyta za serce! Jest mądra, ciekawa, barwna, dowcipna, ciepła, wzruszająca, a przede wszystkim REALNA, bowiem ukazuje realne problemy, z którymi zmagają się osoby w wieku nastoletnim. Uczy zdrowego dystansu, pokory, ale i odwagi oraz tego, jak ważne jest pielęgnowanie relacji z bliskimi, zachęca do tego, by zawsze pozostawać sobą, by opowiadać (i słuchać też!) o swoich zgryzotach i wspólnie z dorosłymi szukać najlepszych rozwiązań, potępia zamiatanie trudnych i niewygodnych kwestii pod dywan.
Język, fabuła, bohaterowie – wszystko na plus!
8.”Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek”, 116 stron (Wydawnictwo Skrzat) + „Kiedy chodziłem z Julką Maj”, 143 strony (Wydawnictwo Literatura) – Paweł Beręsewicz.
Jacek Karaś mieszka na blokowisku z rodzicami oraz młodszą siostrą Gośką i jeszcze uczęszcza do szkoły podstawowej, więc takie sprawy jak miłość zupełnie go nie obchodzą (nawet żywi dla nich najwyższą pogardę), ale za to obchodzą polonistkę Panią Pulwerską, która chyba z czystej złośliwości każe mu powtarzać to miękkie i paćkowate słowo na forum klasy. Jednak rzecz zmienia się wraz z przybyciem nowej koleżanki Kaśki Kwiatek, która wcześniej uczyła się w Nowym Jorku (jej ojciec jest dyplomatą) i po dokładniejszej obserwacji metodą „spojrzenia tranzytowego”, „czytania pozorowanego” oraz „nadstawiania ucha” okazuje się obiektem wartym zakochania: niebieskooka blondynka, o zgrabnym, małym nosku, białych zębach i dużych ustach, ambitna, odważna (na przykład nie boi się dentysty), zadziorna, woli „Fantę” od „Sprite’a”, uważa, że nikotyna truje, a telewizja ogłupia, do tego nie spotkała nigdy normalnego faceta. I Jacek postanawia być tym normalnym facetem. Postanawia zakochać w sobie Kaśkę Kwiatek. Chłopak musi opracować jakiś sensowny plan działania, ale już na wstępie zakłada, że na pewno nie będzie się podwalał, podrywał i zalecał. Następnie wyszczególnia swoje zalety: poczucie humoru, ładny lewy profil, brak zainteresowania kwestiami materialnymi, dobre wyniki w nauce i oczywiście… 6 palec u stopy oraz wady: je schabowe i kiełbasę, ma ksywkę „Pikuś”, jest od niej niższy, trochę krępawy, z emocji zalewa się rumieńcem, no i kiedyś przegrał z Jolką w siłowaniu na rękę. W dalszej kolejności postanawia zwracać uwagę i subtelnie eliminować konkurencję, czyli najprzystojniejszego, najmądrzejszego i najbardziej zabawnego Piotrka Dąbka, Janka, Cichego oraz Bartka. I ostatecznie opracować i wdrożyć w życie PLAN A, B, C i D.
Ale… może czasem trzeba po prostu zdać się na los?
W drugiej książce Janek jest już uczniem 3 klasy gimnazjum, co więcej przeprowadził się na osiedle domków jednorodzinnych i jest przekonania, że w gimnazjum wie się już nieco o świecie. Niejedną książkę się przeczytało, niejeden film obejrzało, niejeden sygnał odebrało od własnego doroślejącego ciała. Od niezliczonych lat i wieków było coś takiego w dziewczynach, co burzyło krew w chłopakach, a ci z kolei mieli w sobie to i owo, co przyciągało dziewczyny. To męskie i kobiece coś budziło się w nas właśnie i dojrzewało, a ci, którzy tak jak ja w miarę pilnie uczyli się w szkole, wiedzieli, że ten czas kiedyś przyjdzie i należy go przeżyć z godnością, w związku z tym po pierwszej wrześniowej dyskotece zaprasza najfajniejszą dziewczynę z całej klasy, czyli Julkę (szczupła, długonoga brunetka o ciemnej cerze i brązowych oczach, mądra, dojrzała oraz dowcipna), by w ten czarodziejski wieczór odbyła z nim spacer przez parczek, ponieważ właśnie tam, z dudniącym sercem postanawia poprosić ją o chodzenie. Dziewczyna stwierdza, że to bardzo ważna decyzja, więc musi się dobrze zastanowić i zastanawia się tak długo, że sprawy w swoje ręce bierze w końcu pewien szklany aniołek.
Bardzo sympatyczna historia z dużą dawką dobrego humoru, co chyba najciekawsze: ukazana z perspektywy dorastającego chłopca.
O rzeczach wstydliwych dużo łatwiej jest pisać niż mówić.
Prawdziwe uczucie wyzwala w ludziach ukryte siły.
Jest chyba rzeczą naturalną, że kiedy już się człowiekowi przydarzy zakochać, bardzo liczy na odwzajemnienie swojego zakochania, a co śmielsi próbują nawet owo odwzajemnione zakochanie wywołać.
Podobanie się i zakochanie to dobre dla dzieciaków. Dla dwójki dorosłych ludzi jest prawdziwa miłość.
Poświęcenie, za które oczekuje się nagrody, wcale nie jest poświęceniem, lecz poszukiwaniem szczęścia, tyle że w dość okrężny sposób.
To niesamowite, jak czasem w krytycznych sytuacjach potrafimy się wznieść na wyżyny sprytu i pomysłowości.
9. „Ogród pełen emocji”, Ewa Bolesta-Mroczek, 77 stron (Wydawnictwo Coffe 4 mind).
Klementyna, Alicja i Laura są siostrami, które wspólnie z rodzicami (mama pracuje w domu, a tata jest stolarzem), psem Oszogostem, kotem Prężyną i chomikiem Fenicją mieszkają w chatce na skraju wioski. Pierwsza z nich, najstarsza, porusza się na wózku inwalidzkim i jest tą najspokojniejszą, unikającą konfliktów, serdeczną oraz najbardziej rzeczową, druga to istny roześmiany, rudowłosy żywioł, którego wszędzie pełno, z niezmierzoną wyobraźnią i zamiłowaniem do rozmaitych zwierząt, z kolei trzecia, czyli najmłodsza odznacza się brakiem cierpliwości, kapryśnością oraz łakomstwem. Dziewczynki nie oglądają telewizji, bo zamiast tego wolą czytać książki, piec z mamą ciasta i chleb, pomagać tacie w stolarni i godzinami przesiadywać w ogrodzie, gdzie dużo rozmawiają, śmieją się, konsultują, wzajemnie pouczają, kłócą, medytują, wspominają, snują fantazje, sieją kwiaty, rysują, wcinają lody, piją kakao, a przede wszystkim poznają masę nowych zwierząt takich jak: jenot, piórolotek, kaszalot, padalec, kazuar, koliber, żabnica, świetlik, gnojka i myszojeleń, które swoim zachowanie ofiarowują im cenne refleksje.
Fantastycznie zilustrowana, zawierająca cenne informacje o nietypowych zwierzakach i napisana prostym językiem opowieść o relacjach, emocjach, pasjach. O wzajemnym wsparciu. Otwartości na to, że każdy może być inny i mieć odmienne zdanie na określony temat. O godzeniu z porażkami i szukaniu pozytywnych stron. O tym, że warto czasem sobie popłakać, by się oczyścić i pomedytować w celu wyciszenia. Że ważna jest wdzięczność, współpraca, prośba o radę i przyjazna atmosfera, a z pewnych sytuacji należy wyciągać wnioski. Że wcale nie trzeba oglądać telewizji, bo wyobraźnia wystarczająco koloruje życie.
Kiedy wsłuchujesz się w ciszę, wsłuchujesz się w siebie, wyciszasz myśli albo myślisz o czymś bardzo przyjemnym.
Bo nie ma nic piękniejszego niż książki.
Nie można przecież każdemu wierzyć na słowo.
To, że czegoś nie znasz, nie oznacza, że tego nie ma.
Powinnaś myśleć nad tym, co mówisz i czy komuś sprawiasz swoim zachowaniem przykrość.
– No widzisz, często jest tak, że ktoś chce ci narzucić swoją wolę, że chciałby decydować za ciebie, jak powinnaś się ubierać, jaki kolor lubić, a każdy z nas powinien mieć własne zdanie i się go trzymać. Bez względu na to, co mówią inni.
– Ale to jest trudne. Czasem łatwiej się podporządkować innym.
– Łatwiej, ale czy lepiej? (…) Każdy lubi co innego i nikt nie powinien za nikogo decydować, co ma lubić, a czego nie. A wyśmiewając się z innych, trochę próbujemy ich nakłonić do tego, żeby lubili to, co nam się podoba. Bo wszystko co jest dla nas inne, wydaje się też złe, również dla innych.
10. „Sklep z babciami”, Dominik Gałka, 56 stron (Wydawnictwo Literatura).
Wojtek właśnie ukończył 3 klasę szkoły podstawowej i rozpoczął wakacje, ale niestety nie wyglądają one tak, jak sobie zaplanował: obóz rowerowy nie wypalił, wypad na żaglówki też nie, tata – grafik komputerowy – stale wykonuje projekty, mama całe dnie pracuje w szpitalu, nie ma rodzeństwa, z którym mógłby popuszczać latawce bądź pojeździć na rowerze, ciocie mieszkają daleko, dziadkowie albo już nie żyją, albo są na drugim końcu świata i w końcu z tej frustracji rzuca pluszowym jamnikiem Bolkiem o ścianę, w efekcie pęka mu guziczkowy nos… No ale przecież miś nie jest niczemu winny, więc trzeba go naprawić. W tym celu chłopiec wybiera się do pobliskiej pasmanterii o nazwie „Pętelka”, prowadzonej przez 3 siostry: najstarsza, najbardziej stateczna, która buja się w fotelu to Maria, a te trochę młodsze to kompletnie niepodobne do siebie bliźniaczki – chuda jak szczypiorek, impulsywna Malwina oraz sympatyczna, pulchniutka Róża. Kobiety, widząc zgaszoną minę Wojtka proponują mu, że z przyjemnością zostaną jego babciami, wobec tego zawsze może je odwiedzać – chłopiec ochoczo przystaje na tę propozycję i odtąd jego dni są wypełnione wyśmienitymi rozmowami, gorącą czekoladą, przepysznymi drożdżówkami, chlebem ze śmietaną i miodem lipowym, grą w makao, nauką cerowania oraz przyszywania guzików, zabawą z psem czy wspólnym grillowaniem.
Fenomenalnie zilustrowana książka dla dzieci o tym, że przyjaźń nie ma wiekowych barier, o docenianiu, łapaniu i tworzeniu miłych chwil, znajdywaniu czasu dla drugiej osoby, przyznawaniu się do swoich błędów i naprawianiu ich, o wdzięczności, smutku, poczuciu samotności i o tym, że nie warto się nudzić 😉
No ale wstyd to nie powód, żeby nie pomóc staremu przyjacielowi, prawda?
Dorośli zawsze mają jakieś swoje plany i sprawy, ciężko za nimi nadążyć.
Nie zawsze wszystko jest takie dobre, na jakie wygląda.
Bo to wcale nie jest prawda, że mężczyźni nigdy nie płaczą.
W rozmawianiu chodzi o to, żeby się wszystkie strony rozumiały.