3 przepisy na tłusty czwartek: kruche Róże Karnawałowe, Baklava i pieczone Zeppole.

3 sprawdzone przepisy na tłustoczwartkowe przysmaki, czyli Róże Karnawałowe, które według mnie są jednym z najpiękniejszych wypieków na tę okazję – wykonuje się je ze złocistego ciasta faworkowego, ale takie upieczone w piekarniku wcale nie są gorsze, bowiem smakują jak kruchutkie, maślane ciasteczko oprószone pudrem i zwieńczone ulubioną konfiturą, Bakława (baklava), czyli wypiek rozpowszechniony m.in. w kuchni tureckiej, greckiej, perskiej i ormiańskiej stworzony z ciasta listkowego (chodzi o ciasto filo), posmarowanego masłem, przełożonego i obsypanego posiekanymi orzechami (najlepiej tak, by były wyczuwalne fragmenty) i oblanego słodkim syropem z wody, cukru, miodu oraz soku wyciśniętego z cytryny. Ja niestety ciasta filo nie zdobyłam, a nie miałam śmiałości (w sumie to też nie chciało mi się z tym bawić ;p), by samodzielnie porwać się na jego zrobienie, więc po prostu wykorzystałam gotowe ciasto francuskie (tyle, że delikatnie je rozwałkowałam) i muszę przyznać, że wyszło naprawdę pyszne: słodkie, chrupkie i kleiste oraz Zeppole, czyli tradycyjne włoskie pączki, które przeważnie są smażone w dużej ilości oleju, jednak ja postanowiłam wykonać lżejszą wersję i upiekłam je w piekarniku, dzięki czemu smakują nie jak przesiąknięty tłuszczem puchaty pączek, lecz jak  ptyś, tylko taki trochę mniejszy, ale za to z ogromem gęstego waniliowego kremu (nadzienie można umieścić w środku albo z wierzchu; według mnie ta druga wersja jest bardziej urocza) zwieńczonego wisienką.

Każdy smakołyk jest inny, ale wszystkie są równie pyszne 😉

 

Przepis na kruche Róże Karnawałowe (mi wyszło 25 sztuk) (Przepis pochodzi ze strony: https://aniastarmach.pl/)

Składniki:

Ciasto:

  • 200 g mąki pszennej (tortowej)
  • 200 g mąki krupczatki
  • 200 g masła
  • 3 żółtka
  • 3 łyżki gęstej śmietany 18%
  • ziarenka z 1 laski wanilii
  • 0,5 łyżeczki proszku do pieczenia

Dodatkowo:

  • ulubiona konfitura
  • cukier puder (do oprószenia)

Sposób przygotowania:

Składniki zagnieść, ciasto uformować w kulę, owinąć folią – schłodzić około 1h w lodówce.

Po upływie wyznaczonego czasu ciasto rozwałkować na grubość 5 mm i powycinać ciastka okrągłymi foremkami w 3 różnych rozmiarach.

Brzegi wszystkich ciastek ponacinać i sklejać je po 3: od największego do najmniejszego, mocno dociskając na środku, żeby dobrze się skleiły.

Na samym środku umieścić trochę ulubionej konfitury.

Ciasteczka poukładać na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia (mogą być blisko siebie, bo nie rosną).

Piec około 25 minut, w temperaturze 180 °C.

Wyjąć. Wystudzić. Oprószyć cukrem pudrem.

 

Przepis na Baklavę (mi wyszło 16 sztuk) (Przepis na syrop pochodzi z Moich Wypieków)

Składniki:

Ciasto:

  • 2 opakowania ciasta francuskiego (każde po 375 g)
  • 400 g niesolonych, posiekanych orzechów (u mnie orzechy włoskie, laskowe, nerkowca, migdały i pistacje)
  • 1,5 puszki gotowej masy orzechowej (można pominąć i zamiast tego zwiększyć ilość orzechów o jakieś 200 g)
  • 150 g rozpuszczonego masła (do posmarowania płatów)

Syrop:

  • 150 ml wody
  • 170 g cukru
  • 50 g wielokwiatowego miodu
  • 1 łyżka soku wyciśniętego z cytryny

Dodatkowo:

  • posiekane pistacje (do oprószenia)

Sposób przygotowania:

W garnku umieścić wodę, cukier, miód i sok z cytryny – gotować na małym ogniu, co jakiś czas mieszając, aż zgęstnieje – tak przygotowany syrop odstawić do wystudzenia.

Ciasto francuskie podzielić na 4 równe części, czyli każdy płat przeciąć na pół, następnie, podsypując małą ilością mąki, delikatnie rozwałkować do wielkości blaszki.

Na spodzie blaszki umieścić pierwszy płat ciasta, jego wierzch posmarować roztopionym masłem, następnie równomiernie rozprowadzić 1/3 masy orzechowej, wysypać 1/3 posiekanych orzechów, przycisnąć drugim płatem, posmarować masłem, potem masą orzechową, wysypać drugą część orzechów, przycisnąć kolejnym płatem ciasta francuskiego, posmarować masłem oraz masą, wysypać ostatnią część orzechów i nakryć ostatnim płatem ciasta, starannie docisnąć brzegi i ostrym nożem (aż do dna formy) pokroić ciasto na kwadraty, które z wierzchu należy jeszcze posmarować masłem.

Piec około 30-40 minut, w temperaturze 180°C (musi się unieść i nabrać złotego koloru).

*jeśli zacznie się zbyt szybko rumienić trzeba wierzch przykryć papierem do pieczenia

Ciasto, zaraz po wyjęciu z piekarnika, oblać zimnym syropem i oprószyć posiekanymi pistacjami.

Wystudzić.

 

Przepis na pieczone Zeppole (mi wyszło 20 sztuk) (Przepis pochodzi z Moich Wypieków)

Składniki:

Ciasto:

  • 225 g mąki pszennej (tortowej)
  • 140 g masła
  • 300 ml wody
  • 6 jajek

Waniliowy krem budyniowy:

  • 500 ml mleka
  • 4 żółtka
  • 50 g mąki pszennej (tortowej)
  • 120 g cukru
  • ziarenka z 0,5 laski wanilii

Dodatkowo:

  • czereśnie koktajlowe lub wiśnie z syropu

Sposób przygotowania:

Wykonać ciasto: w rondelku z grubym dnem zagotować wodę z masłem. Na gotującą się wodę wsypać mąkę, energicznie mieszając, by uniknąć przypalenia.

Ciasto jest gotowe, gdy odchodzi od ścianek garnka i uzyska szklisty wygląd.

Wystudzić.

Chłodne ciasto zmiksować z jajkami, do gładkości.

Na blaszkę wyłożoną wcześniej papierem do pieczenia, przy użyciu worka cukierniczego zakończonego ozdobną tylką, wyciskać okręgi o średnicy około 8 cm.

Piec około 20-30 minut, w temperaturze 200°C (wstawiać do nagrzanego piekarnika).

Wyjąć. Wystudzić.

Przygotować krem: w garnku zagotować mleko z wanilią i zestawić z palnika. W misce utrzeć żółtka z cukrem do uzyskania białej, puszystej masy, następnie wsypać przesianą mąkę i dokładnie zmiksować, aż do uzyskania gładkiej pasty – tak przygotowaną pastę wlać do mleka, wymieszać, ponownie ustawić na palniku i cały czas mieszając, gotować do uzyskania konsystencji gęstego budyniu. Zdjąć, przykryć folią spożywczą tak,by dotykała powierzchni kremu i odstawić do całkowitego wystudzenia.

Na wierzch upieczonych i wystudzonych ciastek wycisnąć krem budyniowy i ozdobić wisienką.

Przechowywać w lodówce.

 

Zaszufladkowano do kategorii Ciasteczka, Parzone, Przepisy, Przepisy | Dodaj komentarz

Tarta „Bounty”

Kawa to dla mnie rozkosz i ukojenie, ale również kokos zajmuje bardzo wysoką pozycję w moich smakowo-powonieniowych (może też emocjonalno-wspomnieniowych?) upodobaniach: kawa jest dojrzalsza i bardziej samotna, kokos z kolei figlarny i szczeniacki – koniec końców: uwielbiam jedno i drugie.

Dzisiaj kokosowo, bowiem inspiracją do wykonania tego ciasta był chyba jeden z graficznie najpiękniejszych batonów, czyli „Bounty” (no jeszcze migający gwiazdkami „Milky Way” może rozczulić albo rozmarzyć; dostojna jest także „Delfina P.”, trochę opatrzony koroną dawny fiolet „Bajecznego” oraz szachownica „Pierrota”).

Tarta jest pyszna: kruche, kakaowo-maślane ciasto, cierpkość konfitury z czarnej porzeczki, intensywnie kokosowa, kremowa i wilgotna masa, batonikowy krem (ja dorwałam taki w „Biedronce”), gęsta polewa z mlecznej czekolady, chrupiące wiórki kokosowe i oczywiście dużo kawałków „Bounty”.

Ciasto robi się naprawdę szybko, ale można ten proces znacznie skrócić, kupując 2 puszki gotowej masy kokosowej (mam na myśli tę firmy HELCOM). Można też pominąć warstwę kremu do smarowania i po prostu od razu pokryć nadzienie błyszczącą polewą.

Idealne na ten weekend. I na każdy inny 😉

 

Przepis na tartę „Bounty” (forma na tartę o średnicy 24 cm) (przepis na ciasto pochodzi z Moich Wypieków; zwiększyłam proporcje i tak też podaję)

Składniki:

Kruche ciasto kakaowe:

  • 270 g mąki pszennej (tortowej)
  • 30 g gorzkiego kakao
  • 180 g zimnego i pokrojonego w kostkę masła
  • 90 g cukru pudru
  • 4,5 łyżki zimnej wody
  • szczypta soli

Masa kokosowa:

  • 400 g gęstego mleka kokosowego
  • 1/4 szklanki mleka (do rozrobienia budyniu)
  • 200 g wiórków kokosowych
  • 200 g białej czekolady
  • 40 g budyniu śmietankowego
  • 1/4 szklanki cukru
  • 16 g cukru waniliowego
  • 1 płaska łyżka masła

Dodatkowo:

  • 4-5 łyżek konfitury z czarnej porzeczki
  • 100 g mlecznej czekolady + 60 ml śmietany 30%
  • 1 słoik kremu kokosowego do smarowania „Bounty” (kupiłam w „Biedronce”)
  • wiórki kokosowe
  • 3 batony (albo około 15 cukierków) „Bounty”

Sposób przygotowania:

Składniki na kruche ciasto zagnieść, z ciasta uformować kulę, owinąć folią spożywczą i  schłodzić w lodówce przez 30 minut.

Schłodzonym ciastem wyłożyć formę na tartę, lekko oprószyć mąką, przykryć papierem do pieczenia, dla obciążenia wysypać kulki ceramiczne/fasolę/ryż i wstawić do piekarnika nagrzanego do 220°C, obniżyć do 200°C, najpierw piec przez 15 minut, potem zdjąć papier, jeszcze obniżyć temperaturę, do 180°C i piec około 5-8 minut.

Wyjąć. Wystudzić.

W tym czasie przygotować masę kokosową: gęste mleko kokosowe zagotować z cukrem oraz cukrem waniliowym, po czym dodać wiórki kokosowe oraz masło – wymieszać. Budyń rozpuścić w mleku, wlać do masy kokosowej i wymieszać. Na samym końcu dodać połamaną na kostki białą czekoladę – mieszać aż do rozpuszczenia.

Wykonanie:

Wystudzone ciasto posmarować konfiturą z czarnej porzeczki, wlać i wyrównać masę kokosową, równomiernie posmarować ją kremem kokosowym „Bounty”, oblać polewą czekoladową (podgrzać śmietanę, zestawić z palnika, wrzucić połamaną na kostki czekoladę, chwilę odczekać i wymieszać na gładki sos), ozdobić pokrojonymi w plasterki batonami „Bounty” oraz wiórkami kokosowymi – wstawić do lodówki na około 2 h, by masa uzyskała odpowiednią konsystencję.

Zaszufladkowano do kategorii Batonikowo - pralinowe wypieki, Przepisy, Przepisy, Tarty | Dodaj komentarz

Ciasto biały „Michałek”

Jeszcze jedno ciasto z kremem, tym razem inspirowane białymi „Michałkami”, czyli 2 mięciutkie i puchate biszkopty nasączone likierem, cienko posmarowane dżemem z czarnej porzeczki lub z owoców leśnych, ale już z solidną ilością jasnego kremu michałkowego wykonanego na bazie śmietany, serka mascarpone oraz mleka w proszku, z dodatkiem chrupiących orzeszków arachidowych, oblane polewą z białej czekolady i obsypane oczywiście białymi „Michałkami” 😉

Wysokie. Wytworne. Słodkie. Delikatne. I naprawdę bardzo smaczne.

Polecam!

 

Przepis na ciasto biały „Michałek” (kwadratowa tortownica o wymiarach 24x24cm) (Przepis na biszkopt i na krem pochodzi z Moich Wypieków od Pani Doroty)

Biszkopt:

  • 1,5 szklanki mąki pszennej (tortowej)
  • 0,5 szklanki mąki ziemniaczanej
  • 1,5 szklanki cukru
  • 10 jajek
  • szczypta soli

Krem michałkowy jasny:

  • 450 ml śmietany 36%
  • 250 g serka mascarpone
  • 3/4 szklanki pełnego mleka w proszku
  • 375 g białej czekolady
  • 180 g niesolonych orzeszków ziemnych (posiekanych i podpieczonych)

Dodatkowo:

  • likier z białej czekolady (do nasączenia)
  • dżem z czarnej porzeczki lub z owoców leśnych
  • 150 g białej czekolady + 80 ml śmietany 30%
  • posiekane i podpieczone niesolone orzeszki ziemne
  • 8-10 białych „Michałków”

Sposób przygotowania:

Dzień wcześniej częściowo przygotować krem: w niedużym garnuszku podgrzać śmietanę, a gdy zacznie wrzeć zdjąć ją z panika, wsypać mleko w proszku i wymieszać do gładkości. Następnie dodać połamaną białą czekoladę i delikatnie podgrzać, aż do jej całkowitego rozpuszczenia – wymieszać, odłożyć do wystudzenia, przykryć folią spożywczą i wstawić do lodówki na całą noc.

A kolejnego dnia schłodzoną masę czekoladową ubić do mocnego zgęstnienia, po czym zmiksować z serkiem mascarpone. Na sam koniec wmieszać posiekane i podpieczone orzeszki ziemne.

Następnie upiec biszkopt: białka ubić ze szczyptą soli, po czym powoli, łyżka po łyżce, wsypać cukier, następnie, cały czas miksując, wlać żółtka. Na sam koniec masę jajeczną wymieszać ręcznie, szpatułką, z przesianymi mąkami.

Ciasto przelać do wyłożonej wcześniej papierem do pieczenia tortownicy.

Piec około 35-40 minut, w temperaturze 170°C.

Wystudzić. Przekroić na 2 blaty.

Wykonanie:

Pierwszy blat nasączyć likierem, posmarować dżemem, równomiernie rozłożyć krem michałkowy, przycisnąć drugim blatem, nasączyć, oblać polewą z białej czekolady (podgrzać śmietanę, zestawić z palnika, wrzucić połamaną na kostki czekoladę, chwilę odczekać i wymieszać na gładki sos) i obsypać posiekanymi orzeszkami oraz „Michałkami” – schłodzić.

Przechowywać w lodówce.

Zaszufladkowano do kategorii Batonikowo - pralinowe wypieki, Przepisy, Przepisy | Dodaj komentarz

Ciasto „Toffifee” (bez pieczenia)

Ciasto dla prawdziwych łasuchów, a przede wszystkim miłośników „Toffifee”, bo właśnie one są tutaj inspiracją: kajmak, krem „Nutella”, czekoladowe wiórki, waniliowa lub karmelowa masa budyniowo-maślana i pralinki to ta słodka część, ale dla zachowania równowagi jest też ta słona, w postaci masła orzechowego oraz krakersów, które razem z herbatnikami (nasączonymi w wódce albo w mleku) i orzechami laskowymi przyjemnie chrupią.

Wiele cudownie skomponowanych warstw prawdziwej przyjemności – i to bez użycia piekarnika 😉

Propozycja idealna na zbliżającego Sylwestra, bo nie wymaga dużego nakładu pracy, a jest bardzo, bardzo smaczne 😉

 

Przepis na ciasto „Toffifee” (bez pieczenia) (zrobiłam w kwadratowej tortownicy o wymiarach 24x24cm, ale można też w blaszce 34x25cm; wtedy będzie trochę niższe) (Przepis na ciasto pochodzi z bloga: http://cukierenkaklementynki.blogspot.com/)

Składniki:

  • 2 duże opakowania herbatników maślanych
  • 2 duże opakowania słonych krakersów
  • 1 puszka masy krówkowej o smaku orzechowym
  • 5 pełnych łyżek masła orzechowego z kawałkami orzechów
  • 5 pełnych łyżek kremu „Nutella”
  • 2 opakowania budyniu waniliowego lub o smaku słonego karmelu
  • 750 ml mleka 
  • 1 łyżka cukru
  • 125 g miękkiego masła 
  • 3 łyżki posiekanych orzechów laskowych
  • starta na tarce mleczna lub gorzka czekolada
  • 0,5 szklanki wódki orzechowej (w wersji bezalkoholowej 0,5 szklanki mleka) do nasączenia ciastek
  • pralinki „Toffifee” (do ozdoby)

Sposób przygotowania:

Na spodzie blaszki wcześniej wyłożonej papierem do pieczenia poukładać namoczone w wódce lub mleku herbatniki, na których należy rozsmarować połowę masy krówkowej, obsypać ją posiekanymi orzechami laskowymi i przykryć warstwą słonych krakersów.

Przygotować krem: 0,5 litra mleka zagotować z łyżką cukru, a w pozostałej szklance rozrobić 2 budynie, wlać je na gotujące się mleko i gotować aż do zgęstnienia – przykryć folią spożywczą i odstawić do wystudzenia.

Masło ubić na bardzo puszystą masę, następnie stopniowo, cały czas miksując, dodawać wystudzony budyń.

Tak przygotowaną masę wylać na krakersy i od razu przykryć je warstwą herbatników, na nich rozsmarować masło orzechowe, przykryć je kolejną warstwą namoczonych w wódce lub mleku krakersów, rozsmarować na nich „Nutellę”, przykryć namoczonymi  herbatnikami i rozsmarować pozostałą masę krówkową.

Wierzch posypać wiórkami z mlecznej albo czekolady i ozdobić pralinkami „Toffifee”.

Przed podaniem schłodzić w lodówce przez 2-3 godziny.

Zaszufladkowano do kategorii Batonikowo - pralinowe wypieki, Bez pieczenia, Przepisy, Przepisy | Dodaj komentarz

Bardzo świąteczne ciasto, czyli Ambasador

Boże Narodzenie kojarzy mi się nie tylko z piernikami, ciastkami korzennymi oraz sernikami, ale również z ciastami przekładanymi, więc popularny Ambasador doskonale się tutaj sprawdzi, bo składa się z mięciutkiego, kakaowego biszkoptu, ciemnego kremu budyniowo-maślanego z kawałkami gorzkiej czekolady, który jest oddzielony warstwą herbatników od drugiego, również budyniowo-maślanego kremu, ale tym razem jasnego z dużą ilością rodzynków, wiórków kokosowych oraz płatków migdałowych, z wierzchu pokrytego soczystymi, słodkimi brzoskwiniami zalanymi pomarańczową (może być brzoskwiniowa) galaretką, czyli istna mieszanina świątecznych smaków w jednym cieście 😉

Naprawdę polecam 😉

Przepis na Ambasadora (piekłam w wysokiej kwadratowej tortownicy o wymiarach 24×24 cm, ale można w prostokątnej blaszce 25x35cm; po prostu będzie trochę niższe) (Przepis pochodzi z bloga: http://zcukrempudrem.blogspot.com/)

Składniki:

Biszkopt kakaowy:

  • 3 kopiaste łyżki mąki pszennej (tortowej)
  • 1,5 łyżki gorzkiego kakao
  • 6 łyżek cukru
  • 4 jajka (białka i żółtka osobno)
  • 0,5 łyżeczki proszku do pieczenia
  • szczypta soli

Baza masy:

  • 1 l mleka
  • 2 budynie o smaku waniliowym 
  • 2 żółtka
  • 2 kopiaste łyżki mąki pszennej (tortowej)
  • 1 kopiasta łyżka mąki ziemniaczanej
  • 1 szklanka cukru
  • 3 łyżki cukru waniliowego
  • 400 g miękkiego masła

Do jasnej masy z bakaliami:

  • 1 garść rodzynków (ja namoczyłam je w brzoskwiniowej wódce)
  • 4 łyżki wiórków kokosowych
  • 1 garść płatków migdałowych

Do ciemnej masy:

  • 3 kopiaste łyżki gorzkiego kakao
  • 100 g posiekanej gorzkiej czekolady

Dodatkowo:

  • wódka brzoskwiniowa (do nasączenia)
  • 150 g herbatników
  • 1 puszka brzoskwiń w syropie
  • 2 galaretki brzoskwiniowe lub pomarańczowe rozpuszczone w 800 ml gorącej wody (użyłam tych na agarze)

Sposób przygotowania:

Na samym początku należy rozpuścić galaretki w gorącej wodzie i odstawić do wystudzenia oraz odsączyć i pokroić brzoskwinie.

W dalszej kolejności ugotować budyń: w garnku umieścić większość mleka oraz oba cukry  – zagotować i do gotującego wlać mieszankę z pozostałego mleka, żółtek, mąki pszennej i ziemniaczanej; mieszać energicznie do momentu, aż uzyska konsystencję gęstego budyniu – przykryć folią spożywczą i odstawić do wystudzenia.

Masło ubić na bardzo puszystą masę, następnie stopniowo, cały czas miksując, dodawać wystudzony budyń.

Upiec biszkopt kakaowy: białka ubić ze szczyptą soli na sztywno, potem, łyżka po łyżce, dodać cukier, następnie żółtka, a na sam koniec wsypać mąkę przesianą z gorzkim kakao oraz proszkiem do pieczenia – połączyć.

Ciasto wlać do blaszki wyłożonej papierem do pieczenia.

Piec około 25 minut, w temperaturze 180 °C.

Wyjąć. Wystudzić. Usunąć papier.

W tym czasie trzeba podzielić na 2 równe części krem budyniowo-maślany: do jednej części dodać rozmoczone w alkoholu rodzynki, wiórki kokosowe oraz płatki migdałowe, a drugą zmiksować z gorzkim kakao i wmieszać posiekaną gorzką czekoladę.

Wykonanie:

Blat biszkoptowy nasączyć wódką, równomiernie rozprowadzić ciemny krem, poukładać herbatniki, również nasączyć je wódką, posmarować jasnym kremem z bakaliami, poukładać na niej kawałki brzoskwiń i zalać tężejącą galaretką – odstawić do stężenia.

Przechowywać w lodówce.

Zaszufladkowano do kategorii Przekładane, Przepisy, Przepisy | Dodaj komentarz

Kopciuszek – pyszne ciasto wielowarstwowe

Na wszelkiego rodzaju uroczystościach zawsze sprawdzają się ciasta siostry Anastazji. Zawsze. A to dlatego, że są fantazyjne, wielowarstwowe, wielosmakowe, ogromne i po prostu przepyszne.

Dzisiaj prezentuję takie o wdzięcznej nazwie Kopciuszek, co wskazuje na jego urok i delikatność, bo jest wykonane z dwóch mięciutkich biszkoptów (waniliowego oraz makowego) przełożonych pianką truskawkową (smakuje jak ptasie mleczko) i aksamitną masą budyniowo-maślaną, a z wierzchu oblane ciemną i białą czekoladą 😉

 

Przepis na Kopciuszka (kwadratowa blacha o wymiarach 24 x 24 cm) (Przepis jest siostry Anastazji, ale pochodzi z bloga: http://znowcosupieklam.blogspot.com/; upiekłam z tymi modyfikacjami i tak też podaję, tylko trochę pofantazjowałam z wierzchem)

Składniki:

Biszkopt jasny:

  • 0,5 szklanki mąki pszennej (tortowej)
  • 0,5 szklanki mąki ziemniaczanej
  • 4 jajka (białka i żółtka osobno)
  • 3/4 szklanki cukru
  • 16 g cukru waniliowego
  • 2 łyżki letniej wody
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • szczypta soli

Biszkopt makowy:

  • 0,5 szklanki suchego maku
  • 3 łyżki mąki pszennej (tortowej)
  • 4 jajka (białka i żółtka osobno)
  • 4 łyżki cukru
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • szczypta soli

Truskawkowa pianka:

  • 500 ml śmietany 36%
  • 1 fix do śmietany
  • 2 galaretki truskawkowe rozpuszczone w 350 ml gorącej wody

Krem budyniowo-maślany:

  • 2 szklanki mleka
  • 3/4 szklanki cukru
  • 16 g cukru waniliowego
  • 2 żółtka
  • 2 łyżki mąki pszennej (tortowej)
  • 2 łyżki mąki ziemniaczanej
  • 250 g miękkiego masła

Polewy:

  • 100 g gorzkiej czekolady + 80 ml śmietany 30%
  • 50 g białej czekolady + 3-4 łyżki wody

Dodatkowo:

  • wódka truskawkowa (do nasączenia)
  • 1 opakowanie herbatników
  • kulki ryżowe w mlecznej czekoladzie i kulki ryżowe w białej czekoladzie
  • biała czekolada z migdałami oraz malinami (obecnie dostępna w „Biedronce”)

Sposób przygotowania:

Na samym początku należy rozpuścić galaretki w gorącej wodzie i odstawić do wystudzenia.

W dalszej kolejności ugotować budyń: w garnku umieścić większość mleka oraz oba cukry  – zagotować i do gotującego wlać mieszankę z pozostałego mleka, żółtek, mąki pszennej i ziemniaczanej; mieszać energicznie do momentu, aż uzyska konsystencję gęstego budyniu – przykryć folią spożywczą i odstawić do wystudzenia.

Masło ubić na bardzo puszystą masę, następnie stopniowo, cały czas miksując, dodawać wystudzony budyń.

Upiec biszkopt jasny: białka ubić ze szczyptą soli na sztywno, potem, łyżka po łyżce, dodać cukier, następnie żółtka, dalej wsypać mąkę przesianą z proszkiem do pieczenia – połączyć. Na sam koniec wlać wodę i zmiksować.

Ciasto wlać do blaszki wyłożonej papierem do pieczenia.

Piec około 30 minut, w temperaturze 180 °C.

Wyjąć. Wystudzić. Usunąć papier.

Upiec biszkopt makowy: białka ubić ze szczyptą soli na sztywno, potem stopniowo, łyżka po łyżce, dodać cukier, następnie żółtka, dalej wsypać mąkę przesianą z proszkiem do pieczenia – połączyć i na sam koniec wmieszać suchy mak.

Ciasto wlać do blaszki wyłożonej papierem do pieczenia.

Piec około 30 minut, w temperaturze 180 °C.

Wyjąć. Wystudzić. Usunąć papier.

Przygotować truskawkową piankę: śmietanę ubić na sztywno z fixem, dalej wlać do niej wciąż płynną, ale chłodną galaretkę (uwaga: masa szybko tężeje, więc trzeba ją od razu nałożyć na biszkopt).

Wykonanie:

Na jasnym, delikatnie nasączonym wódką biszkopcie, równomiernie rozsmarować truskawkową piankę, potem przycisnąć ją biszkoptem makowym, również go nasączyć, wyłożyć krem budyniowo-maślany, poukładać na nim herbatniki, oblać polewą czekoladową (podgrzać śmietanę, zestawić z palnika, wrzucić połamaną na kostki czekoladę, chwilę odczekać i wymieszać na gładki sos), na niej porobić zygzaki z rozpuszczonej z dodatkiem wody białej czekolady i obsypać kulkami ryżowymi oraz posiekaną białą czekoladą – schłodzić.

Przechowywać w lodówce.

Zaszufladkowano do kategorii Przekładane, Przepisy, Przepisy | Dodaj komentarz

5 (+7!) książek w bożonarodzeniowym klimacie

Snuję się mirażowymi uliczkami.

Zagłębiona. Zapadnięta. Zatracona.

Nad moją głową bożonarodzeniowe iluminacje.

Lśnią brokatem i ciepłymi barwami.

Ale ja wolę te chłodne, dające wrażenie przygnębiającego ukojenia albo kojącego przygnębienia.

Bo lepiej oddają stan mojej Duszy.

Mrozu nieustającego.

Zacienienia.

Mroku.

Obłędu.

Milczenia.

Psychodelicznej, ale przebogatej wyobraźni, w której mi najlepiej.

Nie owinę się piórkowym łańcuchem.

Nie obwieszę szklanymi bombkami.

Nie nałożę gwiazdy.

Wszystko wydaje mi się namalowaną pocztówką.

Nadzwyczaj strojną, mimo to bez wyrazu.

Jestem obok.

Chociaż niezmiennie czuję zapach pierniczków, srebrnego świerku oraz mandarynek i naprawdę lubię każdy z nich.

Lubię też migotliwość i sypkość śniegu, ale nie odważę się skosztować, bo myślę, że zamiast słodyczy cukru pudru poczuję smak soli.

Podziwiam papierowe i drewniane ozdoby.

Unikam zgiełku, teatralności i fałszywej uprzejmości, ale mam sentyment do starej reklamy Coca-Coli.

Święta odczuwam zmysłowo, lecz głodna jestem wewnętrznie, dlatego najadam się wyłącznie literacko.

Pożeram.

I tylko tam odczuwam to urokliwe spełnienie.

 

 

1.”Cudowne Boże Narodzenie i inne świąteczne opowieści”, Louisa May Alcott, 197 stron (Wydawnictwo ZYSK I S-KA).

Bardzo ciepła, rozczulająca, przepełniona nadzieją książka, która składa się z 7 świątecznych opowiadań, napisanych w takim staroświeckim, sielankowym, moralizatorskim, ale ciut naiwnym klimacie, ale chyba właśnie tego szuka się w tym szczególnym okresie?

 

I. Cudowne Boże Narodzenie (z powieści „Małe Kobietki”)

Jo, Meg, Beth oraz Amy wybierają się wspólnie ze swoją mamą do ubogich Hummelów, by oddać im swoje bożonarodzeniowe śniadanie; w odpowiedzi na ten cudowny gest otrzymują od troszkę zdziwaczałego, bardzo zamożnego sąsiada Laurence’a kolację, którą dzielą się  z dziewczętami przybyłymi na odgrywany przez nie spektakl.

II. Wybór Kate

15-letniej pięknej i majętnej Kate umiera tata, a ponieważ mama zmarła, gdy ta była jeszcze dzieckiem, to zostaje sierotą. Zgodnie z życzeniem rodziciela dziewczyna ma zamieszkać u każdego z wujków, zanim podejmie decyzję, gdzie będzie jej dom. Wszystkie rodziny pragną, aby została u nich, ale każda ma ku temu inny powód: pierwsza ze względu na pieniądze, druga, ponieważ jej pradziadek był lordem, trzecia ma nadzieję wydać ją za syna bliskiego przyjaciela, a czwarta kocha ją po prostu dla niej samej. Jest jeszcze babcia Anna, o której dziewczyna dowiaduje się zupełnie przypadkiem.

III. Cicha mała Kobietka

13-letnia Patty odkąd sięga pamięcią mieszka w sierocińcu i nic nie wskazuje na to, by kiedykolwiek coś się w tej kwestii miało zmienić, ponieważ mimo częstego polecania, swojej schludności, kompetentności i łagodności jest blada, niska, chuda oraz nieśmiała, więc nie nadaje się ani na słodkiego maluszka, ani na dużą i silną służącą. Jednak po spotkaniu ubranej na czarno Jane Murray, zostaje przygarnięta przez jej bratową Marię, gdzie początkowo niestety nie otrzymuje nawet okrucha miłości…

IV. Boże Narodzenie Tilly

Tilly mieszka tylko z mamą w biedniutkiej chatce i na co dzień nie starcza im choćby na drewno czy jedzenie, więc nie ma co marzyć o jakimkolwiek prezencie jak czynią to szkolne koleżanki Kate oraz Bessy. Aczkolwiek ta sytuacja ulega zmianie po  zatroszczeniu się o zziębniętego drozda i podsłuchaniu opowieści o tym, że innych należy traktować tak, jak samemu chciałoby się być traktowanym, a nie, że nie warto pomagać tym, którzy nie mogą nam pomóc.

V. Co może uczynić miłość

Dolly oraz Grace żyją po śmierci taty razem z mamą (pani Blake całe dnie pracuje w sklepie, by zarobić na chleb) i młodszym rodzeństwem w skrajnej nędzy, zatem pomagają, jak tylko mogą: siostry wyszywają flanelowe koszule, ale z tego i tak starcza im zaledwie na zakup ułamanej gałęzi, którą przystrajają 3 cukierkami, 2 piszczącymi psami, czerwoną krową i brzydkim ptakiem z jednym piórkiem w ogonie – tę poprzedzającą Święta Bożego Narodzenia cichą, smutną rozmowę przypadkiem słyszy panna Kent, która postanawia obdarować rodzinę białym fartuchem, sercem z krwawnika na błękitnej wstążce i rożkami wypełnionymi łakociami, co dostrzega inny sąsiad, pan Chrome i dorzuca 2 pomarańcze, 2 kiście winogron i srebrne półdolarówki, potem za ich przykładem idzie pani Smith, dając samodzielnie upieczone ciastka z rodzynkami oraz tarty, a wszyscy razem prezentują im dodatkowo cudną choinkę.

VI. Opowieść Rosy

Belinda Wand wybiera się do stajni z jabłkami, ciastem oraz bożonarodzeniowymi życzeniami, by usłyszeć niesamowitą, pełną rozmaitych przeżyć historię starej, gniadej klaczy Rosy, która niegdyś została wykupiona z niewoli i właśnie tutaj znalazła miłość oraz otuchę.

VII. Imbryk pani Podgers

40-letnia pani Podgers to dobroduszna, elegancka wdowa (straciła nie tylko męża, ale i synka), która jest przywiązana do masywnego, lśniącego imbryka ozdobionego kształtnym, siedzącym na pokrywce cherubinkiem, gdyż otrzymał go jej mąż od społeczności, której pomagał – jednak zawsze zaskakuje ją nerwowa reakcja starego przyjaciela, sklepikarza Jerusalema Turnera, gdy o tym wspomina. Jaką tajemnicę skrywa ten szlachetny mężczyzna?

 

Radość jednak rzadko zabija.

Czasami, gdy najmniej się tego spodziewamy, mały krzyż okazuje się cudowną koroną, pozornie nieważne wydarzenie decyduje o całym życiu, a nieznajomy staje się przyjacielem.

To zadziwiające, jak szczodrzy i zaradni są ludzie, gdy już zmobilizuje się ich do spełnienia jakiegoś obowiązku, dobrego czynu czy też zaradzenia niegodziwości.

Boże narodzenie to właściwy czas na wszystkie przyjemne cuda.

Naprawdę można by pomyśleć, że bogaci ludzie mogliby od czasu do czasu przypomnieć sobie o biednych. Takie małe dowody zainteresowania sprawiłyby, że czulibyśmy, że ktoś o nas pamięta.

Uprzejme czyny często wracają do dobroczyńców w jeszcze piękniejszym niż pierwotny kształcie.

Przyjemność czynienia dobrze – to jedna z najsłodszych rzeczy w życiu i mogą się nią cieszyć zarówno biedni, jak i bogaci.

Gdy ludzie już raz zaczną wyświadczać uprzejmości, jest to tak łatwe i przyjemne, że jest im bardzo trudno przestać i czasami czyni ich to tak pięknymi, że odkrywają, iż bardzo się wzajemnie kochają.

Połowa prawdziwego piękna, cnoty i liryczności ląduje w skromnych duszach, ukrytych w nieatrakcyjnych ciałach.

Bo prawdziwa miłość obdarzona jest nieśmiertelną młodością.

 

2.”O psie, który uratował święta”, W. Bruce Cameron, 269 stron (Wydawnictwo Kobiece).

Rodzina Gosów, jak każda inna, nie jest pozbawiona bolączek: pogrążony w żałobie dziadek Sander całymi dniami siedzi w fotelu, w towarzystwie 9-letniego wilczura Winsteada (sprzedał dom, by zwrócić koszty za leczenie ukochanej Barbary, które i tak się nie powiodło, stąd został zmuszony przeprowadzić się do syna), tata Hunter ma wrażenie, że zamieszkał w pracy, gdzie żywi się wyłącznie kawą, a i tak z jego nowatorskiego konceptu przemeblowania przestrzeni, co ma zwiększyć produktywność w dziale rozwoju oprogramowania i przełożyć na lepsze wyniki finansowe firmy, nikt nie jest zadowolony, więc wisi nad nim widmo zwolnienia, 13-letnia córka Ello uważa, że 8 klasa jest czymś najgorszym, co mogło jej się przydarzyć, więc stale odczuwa przerażenie, gniew i niepokój, do tego została odrzucona i upokorzona przez koleżanki (w tym przez najlepszą przyjaciółkę Brittne) z zupełnie bezsensownego i niezależnego od siebie powodu, wkurza ją nieobecny ojciec, wkurza ją milczący dziadek, smutna z powodu stagnacji i osamotnienia mama Julianna, niesforni 3-letni bracia bliźniacy Garret oraz Ewan, wkurza ją też natrętny chudzielec Mitch, przez którego rozważa rezygnację z tańca na lodzie, ale gdy na mamę spada nagle ciężka choroba okazuje się, że nic nie jest tak ważna jak zdrowie i rodzina, zatem pozostali domownicy, którzy powiększają się o uroczego szczeniaka Ruby, muszą stanąć na wysokości zadania. I stają. Z pomocą fantastycznego i bardzo przystojnego Seana O’Briena i 3 wielbicielek dziadka z „Wdowiego Parku”: Allison, Claire i Lucille.

 

Przytulna (choć nie pozbawiona trosk, bo tych jest tutaj naprawdę wiele), świąteczna, jednak bardziej zimowa opowieść (święta stanowią raczej tło dla problemów i relacji rodzinnych), w której każdy bohater pokazuje historię z własnej perspektywy, co jest zdecydowanym plusem; psi bohaterowie też tutaj występują, ale wcale nie odgrywają naczelnej roli, na co wskazuje tytuł.

Ciekawa fabuła, przyjemny styl pisania, zwrócenie uwagi na istotne i trudne sprawy, super wątki humorystyczne – bardzo miła obyczajówka 😉

Lekka, ale nakłaniająca do refleksji.

Wartościowa.

 

Ludzie, którzy mówią do siebie, to szaleńcy, prawda?

Rodzice muszą się pogodzić z wieloma zmianami w życiu dorastających dzieci.

Zaprzeczenie jest sposobem na podtrzymanie pogody ducha.

Zmiany są nieuchronne: można z nimi walczyć i ponieść porażkę albo je zaakceptować.

Ważne w życiu jest to, jak reagujemy na niespodziewane trudności.

 

3.”Zagadka w bieli”, J.Jefferson Farjeon, 317 stron (Wydawnictwo ZYSK I S-KA).

Tuż przed Wigilią ogromna zaspa zatrzymuje pociąg, który o 11.37 wyruszył z dworca Euston. Przypadkowo stłoczeni pasażerowie przedziału trzeciej klasy, czyli irytujący nudziarz Hopkins, którego motto brzmi: brać rzeczy takimi, jakie są – dobre, złe czy nieistotne, nieśmiały urzędnik Robert Thomson, atrakcyjna blond chórzystka Jessie Noyes i przebojowe rodzeństwo David oraz Lydia postanawiają dotrzeć do innej stacji ulokowanej w pobliskiej wiosce Hemmersby, a w tym celu podążają śladami ekscentrycznego przedstawiciela Królewskiego Towarzystwa Parapsychologicznego Edwarda Maltby’ego, który po ujrzeniu czegoś widocznego tylko sobie gwałtownie wypadł na zewnątrz. Niestety śnieżna zamieć okazuje się nieprzejednana, w związku z tym decydują się poprosić o gościnę mieszkańców stojącego na pustkowiu ponurego domostwa, jednak ani dźwięk dzwonka, ani pukanie do drzwi nie wywołuje żadnej reakcji, więc z desperacji pociągają za klamkę, a drzwi się otwierają. Dom jest wygodnie urządzony i przestronny. W wielkim kominku płonie ogień, a nad nim wisi zastraszający portret w grubo złoconych ramach, przedstawiający wyprostowanego starca z cynicznym błyskiem w oczach i zadziwiająco bujnymi włosami. Woda w czajniku wrze. W salonie na stole czeka zaparzona herbata. Tylko że poza nimi nie ma tu żywej duszy. Jest za to porzucony nóż, młotek, listownik z czarnej skóry i rozerwana koperta. Ktoś szamocze się na strychu, ale znika. Okno jest otwarte. Do tego zjawia się dziwny, nieprzyjemny Smith. Ale on nie przeraża aż tak mocno jak ten dom. Bo co tu się właściwie stało?

 

Niesamowicie klimatyczna oraz tajemna książka z aurą nadnaturalności, która jednak posiada swoje logiczne uzasadnienie.

Taki retro kryminał z elementami thrillera i opowieści detektywistycznej (książka pierwotnie ukazała się w 1937 roku i dopiero po 70 latach ponownie pojawiła się w sprzedaży!).

Coś zupełnie innego: pozbawionego szaleńczego tempa, krwawych opisów, co nie oznacza, że nudnego i mniej zaskakującego.

Intrygująca.

Mimo wyczuwalnej grozy ogromnie żartobliwa.

Wciągające dialogi i proces dedukcji bohaterów, którzy zresztą zostali genialnie wykreowani.

No świetna!

 

Czasem roztargnieni ludzie zapominają o takich rzeczach jak zamykanie drzwi na klucz.

Jeśli żarty są mechanizmem obronnym, to jest nim też odporność na wstrząsy. 

Bardzo gwałtowne emocje często czynią słowa zbędnymi.

Zabawne, jak czasem znajduje się odpowiednie słowa, a czasem zdają się odległe o wiele mil.

Jedno z czym nie ma sensu walczyć – to nieuniknione.

Kiedy ludzie mają kłopoty, jakoś bardziej się ich lubi.

Ludzie mają skłonność do snucia różnych zwariowanych myśli.

Osądzamy świat na podstawie swoich zachowań i uczuć, a zachowania i uczucia innych często są dla nas jedynie teoriami.

Jeśli już się wariuje, to równie dobrze można to robić w przyjemny sposób.

Prawda jest najcenniejszą rzeczą na świecie – i najbardziej niedocenianą.

Z zasady człowiek jest głupi – jest mur pomiędzy tym, co wie, i co potrafi wyrazić.

 

4.”Gwiazdkowy Prosiaczek”, J.K. Rowling, 312 stron (Wydawnictwo Media Rodzina).

Jack od maleńkości ma przy sobie Daj Prosia (DP), czyli najzabawniejszą, najbardziej interesującą i najbardziej sfatygowaną, a co za tym idzie umiłowaną maskotkę, która towarzyszy mu praktycznie we wszystkim, bo prosiaczek jest wyrozumiały, wielkoduszny, pachnie krzepiąco domem, przygodami i perfumami mamy, ma miękkie raciczki idealne do ocierania łez oraz miękki brzuszek do przytulania, gdy pojawia się smutek albo strach. DP wie i rozumie bez wyjaśnień i nawet bez słów, do tego nigdy się nie zmienia, tylko jemu zawsze zależy na Jacku i tylko przed nim chłopiec może być sobą, ze swoimi prawdziwymi emocjami i reakcjami, jak choćby wtedy, gdy rodzice postanawiają się rozwieść, w związku z czym tata wyjeżdża za granicę, a mama zmienia pracę i decyduje o przeprowadzce bliżej dziadków, co wiąże się dla niego ze zmianą szkoły i nawiązaniem nowych przyjaźni. Szczęśliwy traf sprawia, że na lekcji czytania poznaje starszą, popularną, mądrą i sympatyczną gimnastyczkę Holly, dzięki której sam staje się rozpoznawalny i lubiany, jednak kiedy mama wkracza w związek z Brendanem, który okazuje się tatą nastolatki, to ta zaczyna być złośliwa – i właśnie w jednym z takich momentów, tuż przed Świętami Bożego Narodzenia, Holly wyrzuca DP przez okno rozpędzonego samochodu. Dziadek wybiega na trasę, ale niestety nie znajduje prosiaczka, więc Jack wpada w szał oraz czarną rozpacz, i chociaż Holly wieczorem w ramach przeprosin przynosi mu nowego Gwiazdkowego Prosiaczka (GP), to ten jest wyłącznie gładkim, śliskim Zamiennikiem ze sterczącymi uszkami i zbyt błyszczącymi oczami. Nikt nie rozumie, że tamten był jedyny. No może poza GP, który odczuwa, że jest przez chłopca niechciany (i z tego powodu jest i rozzłoszczony i rozżalony), dlatego też postanawia mu pomóc dostać się do Krainy Zgub, gdzie trafiają zawieruszone zabawki, a włada nią potworny Lamus, który aż zaciera ręce, by pożreć Zbędników, czyli tych niechcianych i niekochanych, którzy znajdą się na Pustkowiu Nieopłakiwanych (plątają się tam także Ludzkie Bóle i Złe Nawyki), w czym wiernie pomagają mu Wyłapywacze i ekipa Chwytaków. Aczkolwiek, by tam dotrzeć muszą się pospieszyć, bo dla chłopca pochodzącego z Krainy Żywych jest to możliwe tylko w noc wigilijną (tylko wtedy może tam wejść, ale również wtedy musi stamtąd wrócić). Dostać się tam mogą jedynie poprzez zgubienie, więc gdy w końcu się gubią najpierw przechodzą przez Zawieruszone (tu są Rzeczy, które jeszcze nie zgubiły się na dobre; mogą tu przebywać przez godzinę, żeby człowiek miał szansę je odnaleźć), a potem, będąc Rzeczami Niepożądanymi (czyli takimi, które nie powinny tu przebywać), ustawiają się przed trojgiem drzwi, które prowadzą do trzech różnych miasteczek: za drewnianymi jest Nietrwałe, gdzie dowodzi szeryf Patrzałka (są tu tanie i stare Rzeczy, które łatwo zastąpić), za stalowymi jest Gdzietowcięło, na czele którego stoi Burmistrz Tarka (tu są te, które nabierają wartości w oczach właścicieli, więc zaczynają ich szukać), a za złotymi jest Miasto Wytęsknionych, gdzie rządzi Władza, ale dużo do powiedzenia mają również: Piękno, Szczęście, Optymizm, Pamięć, Nadzieja oraz Pryncypia, ale dodatkowo jest jeszcze Wyspa Ukochanych, na której przebywają Rzeczy Ożywione, czyli te wyjątkowo mocno kochane.

Czy za którymiś z tych drzwi znajduje się DP?

A co stanie się z GP, jeśli tamten powróci na swoje miejsce?

 

Niebywale emocjonalna opowieść nie tylko dla dzieci, ale również dla dorosłych, dla których stanowi coś w rodzaju sentymentalnej podróży.

Poruszająca wiele trudnych i smutnych tematów.

Nad podziw rozbrajająca, uświadamiająca i pokrzepiająca.

Absolutnie fascynująca.

Z tak bogato wykreowaną rzeczywistością, że wyobraźnia dosłownie szaleje.

 

Czekanie czasami popłaca.

Co zgubione, to zgubione, a co znalezione, to znalezione, wszystko jedno kiedy.

Miło mieć przy sobie kogoś, kto rozumie, jak się czujesz. 

Strata to część życia.

Dopóki tli się choćby iskierka nadziei, nic nie jest stracone na zawsze…

 

5.”Śnieżna siostra”, Maja Lunde, 190 stron (Wydawnictwo Literackie).

Julian Wilhelmsen ma 10 lat, a w zasadzie to będzie miał w Wigilię Bożego Narodzenia, czyli wkrótce, bo wtedy obchodzi urodziny, dlatego też ten dzień od zawsze jest dla niego podwójnie wyjątkowy: po pierwsze, bo jest Wigilia, a więc wszystko jest cudownie przystrojone, ciepłe, piękne i lśniące, do tego wszędzie pachnie gałązkami świerkowymi, kakao, cynamonem, kadzidłem, pierniczkami i klementynkami, a cała rodzina śmieje się perlistym śmiechem, a po drugie właśnie z tej przyczyny, że jest to dzień jego urodzin. To znaczy wyjątkowo było jeszcze w zeszłym roku, ale w tym jest smutno, pusto oraz obco, młodsza siostra Augusta zwana niegdyś Dynamitem ucichła, a rodzice już nie są sobą, lecz kopiami siebie, ponieważ latem zmarła jego starsza siostra Juni, pozostawiając bezbrzeżny smutek i brak powodów do radości z powodu czegokolwiek, co ma się wydarzyć. Julian ma najlepszego przyjaciela Johna, jednak po tym, co się stało nie potrafi ani z nim rozmawiać, ani spędzać czasu, a jedynym, co daje mu jakąkolwiek ulgę jest wyczerpujące pływanie. I właśnie w trakcie jednej z wizyt na basenie dostrzega za oknem rudowłosą, piegowatą dziewczynkę o wesołych oczach, ubraną w czerwony płaszczyk, która uśmiecha się do niego szeroko, ukazując szparę między jedynkami. Dziewczynka okazuje się jego rówieśnicą, a na imię ma Hedvig Hansen – jest bardzo pogodna, taktowna, bystra, kreatywna, gadatliwa, co więcej świetnie jeździ na łyżwach, robi pyszne kakao z bitą śmietaną i nie mniej świetne jajka sadzone, a  Villa Kvisten, w której mieszka jest po prostu magiczna. Hedvig swoją obecnością sprawia, że Julianowi na nowo zachciewa się żyć i postanawia rozpalić w rodzinie tę iskrę na nowo.

Tylko kim jest ten starszy pan z siwą brodą o gniewnym spojrzeniu, o którym zwykle wygadana Hedvig nie chce rozmawiać?

I dlaczego fotel bujany z jednej strony wydaje się biały i lśniący, a z drugiej szary, zakurzony i zniszczony?

 

Niewiarygodnie piękna. Przepiękna.

Tak mocno wzruszająca, że trzeba, po prostu trzeba czytać ją w samotności.

Stworzona z niebywałą delikatnością.

Barwna, pełna czaru, detali i bożonarodzeniowej atmosfery.

A ilustracje Lisy Aisato zachwycają do tego stopnia, że brakuje tchu.

Bo dom musi również pachnieć świętami.

Kłamać nie należy, zwłaszcza wtedy, gdy się spotyka kogoś po raz pierwszy.

Na świecie jest mnóstwo rzeczy, z których można się cieszyć.

Śnieg to naprawdę woda; jakie to dziwne, że coś tak ciemnego, mrocznego i nieprzyjaznego może przemienić się w coś tak lekkiego, jasnego i cudownego.

Ale czym właściwie jest świąteczny nastrój? Czy to nie dziwne, że doskonale wiemy,co oznacza »być w świątecznym nastroju«, a jednak trudno nam jest wyrazić to słowami? Świąteczny nastrój sprawia, że serce bije odrobinę szybciej, ale nie tak szybko, żeby zrobiło się strasznie. Kiedy czujemy świąteczny nastrój, mamy ochotę otworzyć ramiona i kogoś przytulić. Śpiewamy, śmiejemy się i mamy kluchę w gardle. Wszystko jednocześnie. Gdyby świąteczny nastrój miał kolor, byłby to na pewno żółty, choć Boże Narodzenie jest czerwone. Bo świąteczny nastrój świeci w głębi serca jak pochodnia.

Po prostu o pewnych sprawach nie da się mówić otwarcie tak od razu.

Jeśli znasz kogoś naprawdę dobrze, nie potrzebujesz widzieć go całego, żeby wiedzieć, jak się czuje.

 

Wszystkie powyżej opisane książki przeczytałam w ostatnim tygodniu, ale na blogu jest jeszcze 7 świątecznych pozycji, które również uważam za godne uwagi, a chodzi o:

1. „Piernikowe makabreski”, Joanne Fluke, Laura Levine oraz Leslie Meier.

2.„W śnieżną noc, Maureen Johnson, John Green i Lauren Myracle.

3. „Cicha 5”, czyli zbiór bożonarodzeniowych opowiadań.

4.Świąteczne opowiadania w zbiorze „9 Wigilii”.

5.„Świąteczny sweter”, Glenn Bleck.

6.„Najcenniejszy dar”, Paul Evans.

7.„Zbrodnia wigilijna”, Georgette Heyer.

Zaszufladkowano do kategorii Literatura, Literatura | Dodaj komentarz

3 rodzaje bożonarodzeniowych ciasteczek: aniołki, choinki i Gwiazdy Betlejemskie

Z okazji Mikołajek upiekłam przeróżne ciasteczka i trochę pobawiłam się z ich ozdabianiem, a że wkrótce będzie Boże Narodzenie, to również postanowiłam jakieś wykonać, by obdarować swoich bliskich 😉

Przy takich mocno dekorowanych i wycinanych w rozmaitych kształtach zawsze korzystam z tego samego ciasta bazowego (dodaję tylko inne aromaty, cukry i przyprawy), ponieważ jest ono po prostu najlepsze: gładkie, elastyczne, doskonale się wałkuje, wycina, nie rwie, ładnie zachowuje kształt po upieczeniu (nie rośnie ani się nie rozlewa), jest cudownie kruche, maślane i aromatyczne – no świetne 😉

Tym razem są to migdałowe aniołki posiadające niebieskie lukrowe szaty i kokosowe skrzydła, piernikowe choinki uginające od masy cukrowych ozdób oraz mieniące srebrnym brokatem i waniliowe Gwiazdy Betlejemskie elegancko połyskujące złotymi perłami i złotym pyłkiem na słodkim śnieżnym tle.

 

Przepis na migdałowe aniołki (mi wyszło 60 sztuk) (Przepis na kruche ciasto pochodzi z bloga: http://ania-gotuje.blog.pl/)

Składniki:

Ciasto:

  • 500 g mąki pszennej (tortowej)
  • 200 g cukru pudru
  • 250 g masła
  • 2 żółtka
  • 2 łyżki śmietany
  • 1 opakowanie cukru migdałowego (może być waniliowy)
  • 1 łyżeczka aromatu migdałowego

Dodatkowo:

  • 2 szklanki cukru pudru + kilka łyżek wody + szczypta błękitnego barwnika
  • wiórki kokosowe
  • srebrny pisak żelowy (do wykonania oczu)
  • srebrny brokat/pyłek jadalny

Sposób przygotowania:

Ciasto:

Składniki zagnieść, ciasto uformować w kulę, owinąć folią – schłodzić około 1h w lodówce.

Po upływie wyznaczonego czasu ciasto rozwałkować na grubość 5 mm i powycinać ciastka foremką w kształcie aniołka.

Ciasteczka poukładać na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia (mogą być blisko siebie, bo nie rosną).

Piec około 10 minut, w temperaturze 180 °C.

Ciasteczka z początku są miękkie, więc należy je studzić na kratce, a z ozdabianiem poczekać, gdy staną się chłodne (wtedy kruszeją).

Chłodne ciasteczka oblać lukrem (cukier puder utrzeć z wodą na gładko, odłożyć trochę białego lukru na skrzydła, a do reszty wsypać szczyptę błękitnego barwnika): z błękitnego wykonać szatę, białym zrobić skrzydła, do których należy przykleić wiórki kokosowe, srebrnym pisakiem żelowym namalować oczy i jeszcze na koniec delikatnie oprószyć całe ciasteczko srebrnym brokatem jadalnym.

Odstawić do zastygnięcia.

 

Przepis na piernikowe choinki (mi wyszło 50 sztuk) (Przepis na kruche ciasto pochodzi z bloga: http://ania-gotuje.blog.pl/)

Składniki:

Ciasto:

  • 420 g mąki pszennej (tortowej)
  • 200 g cukru pudru
  • 250 g masła
  • 2 żółtka
  • 2 łyżki śmietany
  • 80 g przyprawy do piernika
  • 1 łyżeczka aromatu pomarańczowego

Dodatkowo:

  • zielona polewa w pisaku (zużyłam niecałe 3 sztuki)
  • duże złote gwiazdy cukrowe
  • ozdoby cukrowe (u mnie niebieskie kulki, czerwone laski i ludzki z piernika)
  • zielony cukier ozdobny
  • srebrny brokat/pyłek jadalny
  • klej cukierniczy (użyłam takiego w żelu)

Sposób przygotowania:

Ciasto:

Składniki zagnieść, ciasto uformować w kulę, owinąć folią – schłodzić około 1h w lodówce.

Po upływie wyznaczonego czasu ciasto rozwałkować na grubość 5 mm i powycinać ciastka foremką w kształcie choinki.

Ciasteczka poukładać na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia (mogą być blisko siebie, bo nie rosną).

Piec około 10 minut, w temperaturze 180 °C.

Ciasteczka z początku są miękkie, więc należy je studzić na kratce, a z ozdabianiem poczekać, gdy staną się chłodne (wtedy kruszeją).

Wystudzone ciastka obrysować zieloną polewą w pisaku, potem posmarować klejem cukierniczym i przykleić cukrowe ozdoby, na sam koniec obsypać zielonym cukrem oraz srebrnym pyłkiem jadalnym.

Odstawić do zastygnięcia.

 

Przepis na waniliowe Gwiazdy Betlejemskie (mi wyszło 50 sztuk) (Przepis na kruche ciasto pochodzi z bloga: http://ania-gotuje.blog.pl/)

Składniki:

Ciasto:

  • 500 g mąki pszennej (tortowej)
  • 200 g cukru pudru
  • 250 g masła
  • 2 żółtka
  • 2 łyżki śmietany
  • 1 opakowanie cukru z prawdziwą wanilią
  • 1 łyżeczka aromatu waniliowego

Dodatkowo:

  • 2 szklanki cukru pudru + kilka łyżek wody
  • duże złote perełki
  • złoty spray cukierniczy
  • klej cukierniczy (użyłam takiego w żelu)

Sposób przygotowania:

Ciasto:

Składniki zagnieść, ciasto uformować w kulę, owinąć folią – schłodzić około 1h w lodówce.

Po upływie wyznaczonego czasu ciasto rozwałkować na grubość 5 mm i powycinać ciastka foremką w kształcie Gwiazdy Betlejemskiej.

Ciasteczka poukładać na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia (mogą być blisko siebie, bo nie rosną).

Piec około 10 minut, w temperaturze 180 °C.

Ciasteczka z początku są miękkie, więc należy je studzić na kratce, a z ozdabianiem poczekać, gdy staną się chłodne (wtedy kruszeją).

Chłodne ciasteczka zanurzyć jedną stroną w gęstym lukrze (cukier puder utrzeć z wodą na gładko; wodę należy dodawać stopniowo) i odstawić na kratkę do zastygnięcia. Gdy lukier zastygnie, przy użyciu kleju cukierniczego poprzyklejać duże złote perełki, a na sam koniec popsikać ciasteczko złotym sprayem cukierniczym.

Odstawić do zastygnięcia.

Zaszufladkowano do kategorii Ciasteczka, Przepisy, Przepisy | Dodaj komentarz

Pleśniak (skubaniec, szarpaniec) ze śliwkami

Pleśniak (określany również skubańcem, strzępcem, przekładańcem, fugą, fugowcem i ciastem szampańskim) to ciasto, które rządziło na stołach już 30-40 lat temu (nota bene to ciasto mojego dzieciństwa ;p). Kiedyś pojawiało się znacznie częściej, niestety dzisiaj zostało wyparte przez makaroniki, tartaletki, muffiny, cake popsy, tarty, czekoladowe lawy, wymyślne torty i inne o rozmaitych kształtach, bajecznych kolorach, kremach, brokatach czy cukrowych koronkach.

Tradycyjny pleśniak składa się z pięciu warstw: jasny kruchy spód, kwaśny dżem/powidła lub świeże owoce (wiśnie, porzeczki, agrest, śliwki, maliny), kruche kakaowe (starte na tarce) ciasto, beza, i ponownie jasne ciasto (tym razem starte na tarce), ale u mnie tych warstw jest trochę więcej, bo chciałam, by ciasto było jeszcze wyższe!

I choć nazwa jest naprawdę mało apetyczna (a pochodzi prawdopodobnie od białej bezy, która to przypomina po upieczeniu pleśń), to w tym „niesmaku” cała jej przewrotność, bo ciasto jest po prostu przepyszne: kruche, lekko kwaskowate, z chrupką słodyczą bezy oraz goryczką kakao – raj dla podniebienia;)

 

Przepis na pleśniaka ze śliwkami (kwadratowa wysoka tortownica 24 x 24 cm) (przepis pochodzi ze starego zeszytu)

Składniki:

Ciasto:

  • 4,5 szklanki mąki pszennej (tortowej)
  • 3 łyżki cukru pudru
  • 375 g zimnego masła (lub margaryny)
  • 7 dużych żółtek
  • 3 kopiate łyżeczki gorzkiego kakao

Beza:

  • 6 dużych białek
  • 300 g cukru
  • 1,5 łyżeczki mąki ziemniaczanej
  • 1,5 łyżeczki soku z cytryny
  • szczypta soli

Dodatkowo:

  • śliwki
  • cukier puder (do oprószenia)

Sposób przygotowania:

Mąkę, cukier puder, żółtka oraz masło zagnieść. Powstałe ciasto podzielić w stosunku: 2/3 i 1/3. Do mniejszej części dodać kakao – zagnieść. Uformować dwie kule: jasną i ciemną, zawinąć  (oddzielnie) w folię spożywczą i schłodzić w lodówce około 30 minut.

Po upływie wskazanego czasu jasnym ciastem wylepić wyłożoną papierem do pieczenia blachę (oczywiście nie całym, tylko tak, by przykryć spód), ponakłuwać widelcem, na nim ciasno poukładać połówki śliwek (albo posmarować jakimś kwaśnym dżemem lub wyłożyć inne owoce), następnie zetrzeć na tarce ciasto kakaowe, potem jasne, równomiernie posmarować bezą: białko zmiksować ze szczyptą soli na sztywno, po czym powoli, łyżka po łyżce, wsypywać cukier. W dalszej kolejności dodać przesianą mąkę i sok z cytryny – połączyć (powstała masa powinna być gęsta i lśniąca), a na bezę zetrzeć jeszcze ciasto jasne i kakaowe.

Piec 45-60 minut, w temperaturze 180 °C.

Wyjąć. Wystudzić. Przed podaniem wierzch oprószyć cukrem pudrem.

Zaszufladkowano do kategorii Owocowe, Przepisy, Przepisy | Dodaj komentarz

10 (a nawet 11!) świetnych książek dla dzieci i młodzieży – lista numer 2

Całkiem niedawno zamieściłam TUTAJ listę z książkami dla dzieci i młodzieży, które uznałam za naprawdę świetne i warte uwagi, a ponieważ do tej pory przeczytałam jeszcze kilka, to nazbierała się i druga lista, zatem prezentuję ją poniżej 😉

 

1.”Siostry”, Daisy Johnson, 190 stron (Wydawnictwo Świat Książki).

September i July („lipcowy robaczek”) są siostrami o gładkich włosach i bladych oczach, a różnica między nimi wynosi raptem 10 miesięcy, co zapewne ma kluczowy wpływ na ich bardzo mocną więź; ta więź jest szczególna, szczególnie toksyczna. Szokująca uzależnieniem, naciskiem, manipulacją i bezradnością popadającej w stany depresyjne matki Sheeli; często się zastanawiała, czy nie starają się zatrzymać siebie nawzajem, trzymając się w ramionach, uporczywie do siebie przywierając. July to ta uległa, podporządkowana upiornej miłości, utkanej z opieki i tyrańskiego nadzoru, ot kontrola ukryta w jedwabnych fałdach troski.

Jestem kształtem wyciętym z wszechświata, zabarwionym wiecznie umierającymi gwiazdami – a ona jest istotą, która ma wypełnić pozostawiony przeze mnie wyłom powstały w rzeczywistości (…) Dopiero gdy September była blisko, powracał kolor, a ja mogłam doświadczać bólu czy wyczuwać zapach lunchu w szkolnej stołówce. Przywiązywała mnie. Nie do świata – do siebie.

Nastolatki uchodzą za wyizolowane, pozbawione ciekawości, niedojrzałe, czasem zdradzające wyjątkowe okrucieństwo, do tego bystre, naiwne, beztroskie, a przede wszystkim nierozerwalnie związane w swojej dusznej relacji i dusznej przestrzeni, w której lubią kanapki z serem i cebulą, tosty z fasolą, ciasto, ostatniego herbatnika w paczce, program o nazwie 33, długie podróże samochodem i długie kąpiele, nagłe zwroty akcji w książkach, kradzione wino i kradzione perfumy, ogniska, sofy, rzeczy znalezione w ogrodzie, białe sukienki z czarnymi rajstopami, gołe nogi, sól na dnie chipsów, deszcz. Lubią też nie mieć taty i nie mieć przyjaciół. I jeszcze bawić się niebezpiecznie, na przykład w „September mówi”: zjedz naraz cały majonez, zatańcz flamenco, udawaj robota, pocałuj się w swoją dłoń,  ale też mówi podpal się, zrań, złam sobie rękę, połóż na drodze, krzycz, aż oślepniesz…

Siostry właśnie przeniosły się z mamą do SIEDLISKA ulokowanego tuż przy morzu, po stronie wrzosowisk North York, który należy do Ursy – siostry lata temu zmarłego tragicznie ojca Petera. Powodem przeprowadzki jest potworne wydarzenie na kortach tenisowych, do którego doprowadziło pragnienie zemsty na bezdusznych koleżankach. Wydarzenie najsmutniejsze, ale jednocześnie przynoszące ulgę.

 

Mroczna. Hipnotyzująca. Baśniowo-horrorowa. Paranoiczna. Niesamowita.

Wspaniale dziwna.

Pełna napięcia oraz emocji.

Na granicy jawy i snu.

Zawikłana.

Porażająca i… przerażająca.

 

Jak to możliwe, że nie wie się niczego, a chwilę później wie się już wszystko?

Udawanie kogoś innego jest jak noszenie ubrania, które nie do końca pasuje: rękawy pozostawiają czerwone ślady na rękach, talia opada.

Żal jest domem bez okien czy drzwi, bez możliwości określenia godziny.

 

2.”Frajda”, Marta Dzido, 141 stron (Wydawnictwo Korporacja Ha!art ).

Warszawa. Lato. Lata 90. Ona i On. I ich 20 lat. Lepkość w budyniowym powietrzu. Odgarniane patykiem chmury. Niebo pęcznieje różowością. Ciepłe, chrupiące, pachnące bzem, jaśminem i obietnicą wieczory. Z ulic paruje dzień. Smak taniego wina, chłodnego jeziora albo kawy z kardamonem. Źdźbła trawy. Papierosowy dym. Błękitne sukienki. Truskawki umaczane w cukrze. Ukradzione z sadu jabłka. Spacery po parku w upale i kurzu, ale i po mieście w oślepiających strugach deszczu. Pisanie listów. Odbieranie telefonów z słuchawką na sprężynce. Wspólne słuchanie muzyki z walkmana. Koncerty. Piasek nad rzeką. Konik polny na liściu. Zmrużone powieki. Kosmyk włosów w ustach. Uniesienie w bramie kamienicy. Pomiędzy nami słodkie napięcie i nie wiadomo, co dalej. Potrafią się całować w nieskończoność. Ale nie wolno wypowiedzieć słów, które mogą ograniczyć, spętać lub pozwolić popaść w rutynę. Nie było ważne, czy to miłość i czy starczy jej do jutra, czy na zawsze. A może na nigdy więcej. Byliśmy teraz i tu. Więc chadzają swoimi ścieżkami, niby osobno, ale zawsze równolegle; było w tym coś pociągającego, jakaś tajemnica, wisząca pomiędzy nami jak nadciągająca letnia burza, to, że niczego nie oczekiwałeś, że nie chciałaś żadnych obietnic. Byłaś równolegle do mnie. Na wyciągnięcie ręki, a jednak obok. Bez żadnej pewności, a jednak z poczuciem, że w każdej chwili. Byłaś niespodzianką. Przygodą. Czekałem podświadomie na ciebie jak na nagrodę.

Niestety…

Myślałam, że zapanuję nad tym. Ale jestem bezbronna. Możesz mnie teraz pokroić na kawałki i zjeść. Możesz mnie obrać ze skórki (…) Zapragnęłam cię zbyt mocno. Zrozumiałam, że będziesz miał nade mną przewagę, że możesz mnie zranić.

 

Beztroska. Swoboda. Dynamizm.

Ekscytacja.

Fascynacja i pożądanie.

Powolne smakowanie sekretnego, zatracanie się w nim.

Młodzieńcza łapczywość. Bezkrytycyzm.

Emocjonalne formowanie tudzież żonglowanie nienazwanym i nieokreślonym.

Naprężenia, naciągnięcia, omamienia. Perfekcyjna reżyseria emocji, dramaturgia uczuć, erotyczne elipsy, powtórzenia, zapętlenia, refreny.

Odmienna wizja i odmienne wrażenia tych samych sytuacji.

Jednak nie ma tu lukrowania przeszłości i nadmiernej czułostkowości, bo choć w  fotograficznych wspomnieniach panuje melancholia, to jest ona zderzona z wizją dorosłości, z dotychczasowym życiem, z konsekwencjami tamtych decyzji.

 

Im bardziej się w coś wierzy, tym pewniejsze jest, że tak się stanie.

Przecież najbardziej podniecające jest to, co może się już nigdy nie powtórzyć.

Nie istnieje coś takiego jak stare dobre czasy, bo kiedy w nich jesteśmy, to nawet jeśli dobre, wcale nie są stare, a kiedy wspominamy, to nawet jeśli stare, to jak mogą być dobre, skoro nas już w nich nie ma.

Druga młodość trwa znacznie krócej niż pierwsza. I jest o wiele bardziej bolesna i gorzka.

Możliwe, że jest jakaś zapisana droga w gwiazdach, punkty, w które mamy dotrzeć, ale to od nas tylko zależy, w jakim sanie tam dotrzemy i jako kto.

 

3.”Piekarnia czarodzieja”, Gu Byeong-Mo, 219 stron (Wydawnictwo Young).

Całodobowa, umiarkowanie zadbana i skromna piekarnia z sąsiedztwa (około 100 m od osiedla, ulokowana na parterze, w trzecim budynku od przystanku autobusowego) obklejona tapetą w różowo-żółtą kratkę z witrynami wypełnionymi takimi smakołykami jak: ciasto z musem jabłkowym i wiśniami albo takie z hortensją polane dżemem morelowym i posypane cienkimi plasterkami migdałów, kawowe ciasteczka w rolkach, sernik z bitą śmietaną i pistacjami, kajzerki w kształcie gwiazdy z chrupiącą skórką, stanowiącymi jedynie część asortymentu, bo tam, w mieszkanku po drugiej stronie pieca powstają: diabelskie ciastka cynamonowe i te budyniowe na silną wolę, ananasowe magdalenki na złamane serce, pokojowe scone z rodzynkami, faliste bezy cofające czas czy marcepanowe lalki voodoo, które można zamówić wyłącznie poprzez stronę internetową: www.czarodziejskapiekarnia.com, na której widnieje komunikat:

Zmiany zachodzące w konsekwencji realizacji życzenia, czy to pozytywne, czy negatywne, mają wpływ na porządek rzeczy w świecie nie tylko fizycznym, ale też metafizycznym. Dlatego pamiętaj, że kiedy używasz magii, energia ma wystarczający potencjał, żeby wrócić i odpłacić Ci. 

Administratorem tej strony zostaje 16-letni, mający problem z pozbieraniem myśli i jąkaniem chłopak, który znalazł chwilowe schronienie u Stukniętego Piekarza i Niebieskiego Ptaka, ponieważ został przez swoją macochę panią Bae i jej córkę Muhee oskarżony o okrutną zbrodnię. Nastolatek w trakcie tego niedługiego pobytu ma okazję przekonać się, że nieprzemyślane decyzje mogą mieć naprawdę przykre konsekwencje, że często istnieje kilka rozwiązań, nie należy impulsywnie ulegać pokusom, trzeba wybierać z rozwagą i trzeba stawiać czoła przeszłości, że czarodziej to osoba, której zmysły są sprzężone ze wszystkimi niewidzialnymi żywiołami wszechświata. Zgodnie z prawem polaryzacji przeciwieństwa się przyciągają. Czarodziej może wyczuć najmniejszy ruch atomu w polu magnetycznym i sam siebie postrzega jako atom w wielkim kosmicznym planie. Jako że narodziny i śmierć mało mają wspólnego z wolną wolą, czarodziej musi żyć życiem, do jakiego się urodził, nieważne, jak bardzo tego nie chce, a każdy skrywa swoje demony i tajemnice.

Brutalna, gorzka historia, która raczej (poza magiczną okładką) nie ma nic wspólnego z baśnią, bo zbyt mocno przypomina ponurą, pełną bólu i rozczarowań rzeczywistość, ale… mimo to daje nadzieję, że sprawiedliwość dopadnie tych, którzy na to zasługują.

 

Gdy masz problem, który cię wyróżnia, zawsze znajdą się tacy, którzy próbują cię wykończyć dla hecy.

W dzieciństwie słabo rozwinięta inteligencja dziecka utrudnia mu odróżnienie świata rzeczywistego od fikcji. W pewnym wieku ludzki umysł znajduje się w stanie zamętu wywołanego przez syndrom Piotrusia Pana, który każdy przechodzi przynajmniej chwilę i dzięki któremu pragnie uciec od rzeczywistości. Większość po krótkim fantazjowaniu zapomina o bajkach, a niewielka mniejszość albo się wiesza, albo wariuje.

Bajki mogą być fikcją, lecz nie są kompletnym nonsensem.

Choć czasy i obyczaje przychodzą i odchodzą, natura ludzka wcale nie zmienia się radykalnie.

Czy to prawda, że zapach wyzwala wszystkie silne pragnienia? Zapach chleba, zapach pieniędzy, zapach pożądana, zapach nienawiści.

Gniew to jedynie większe i chwilowe wybuchy emocji, jakich potrzebuję w życiu.

Ludziom musi być przyjemnie, kiedy mają kogo winić.

Rozgrzane emocje są niewidoczne gołym okiem i mogą narastać bez końca, tak jak balon wypełniony helem unosi się coraz wyżej. Podobieństwo między balonami i emocjami jest takie, że implodują w niewidzialną sferę.

Nie możesz wyhodować nowej skóry bez wcześniejszych zmian.

Znajomość przyczyny problemu nie oznacza, że coś się zmieni.

Rzeczy fantastyczne są wartościowe, dopóki pozostają fantastyczne.

Wracanie tam, gdzie kiedyś znalazłeś otuchę, nie jest sposobem na przyszłość. Nie dorośniesz, trzymając się kurczowo magii dzieciństwa.

Nie da się pogodzić z tym, że się nic nie znaczy.

 

4.”Eleonora i Park”, Rainbow Rowell, 358 stron (Wydawnictwo Moon Drive).

Sierpień 1986 rok. 16-letni Park stara się być jak najmniej widoczny, by w spokoju przetrwać okres liceum, co z jego w połowie koreańskim pochodzeniem, czarnym ubraniem, oliwkową cerą i opadającą grzywką wcale nie jest takie proste, ale przeważnie mu się udaje, bo wciska słuchawki do uszu i słuchając punk rocka, czyta komiksy, kompletnie się nie wychylając. Sytuacja ulega zmianie, gdy pewnego dnia siada obok niego Eleonora: duża, dziwna, wściekle ruda i wariacko ubrana – no człowiek-porażka, ewentualnie strach na wróble, choinka lub szmaciana laleczka, której na pewno nie da się nie zauważyć. Przez kilka miesięcy jeżdżą razem autobusem w milczeniu i nikt nawet nie stara się zagadać, czego nie można powiedzieć o wstrętnych dziewuchach chamsko powrzaskujących: Krwawa Mary! Ciotka! Big Red! (bo jest ruda i ma duże cycki). Ale przecież to głupie siedzieć z kimś dzień w dzień i z nim nie gadać. Nawet jeśli ten ktoś jest bardzo dziwny, więc zaczyna szerzej otwierać komiksy, pożyczać jej kasety ze składankami muzycznymi, potem wymieniać pojedyncze spostrzeżenia, nawet trochę się przekomarzać i w końcu… och… Park dostrzega, że Eleonora ma piękne brązowe oczy, urocze piegi, cudne ogniste włosy, policzki rumiane jak dzikie jabłka, a skórę bielszą niż śnieg, że pachnie jak waniliowy tort urodzinowy, wspaniale recytuje wiersze, jest błyskotliwa, zabawna, godna zaufania i pociągająco tajemnicza, a te pełne kształty, stare sztuczne perły, skrawki koronek i tkanin, męskie koszule w muszle, krawaty i apaszki czynią z niej istne dzieło sztuki. Jest niepowtarzalna. I pragnie przebywać już tylko z nią bez względu na to, co myślą o tym inni.

 

Wspaniale subtelna historia o pierwszej miłości.

Aż kotłująca od emocji.

Szczera.

Rozczulająca drobiazgowością spojrzeń, gestów, młodzieńczych zawstydzeń i wątpliwości.

Przeraźliwie przygnębiająca i przeraźliwie piękna.

 

Mózg kocha poezję, bo jest chwytliwa.

Sztuka nie może być po prostu ładna; sztuka ma wywoływać emocje.

Jaka jest szansa, że się kogoś takiego spotka? Kogoś, kogo można kochać zawsze i kto też będzie na zawsze kochał. I co, jeśli ta osoba urodziła się na drugim końcu świata?

 

5.”M jak dżeM”, Agnieszka Tyszka, 163 strony (Wydawnictwo Nasza Księgarnia).

13-letnia Aniela Solińska zwana Nelą ma duże zielone oczy, piegowaty nos i długie, proste jak druty włosy. Jest raczej cichą, skromną, wrażliwą, mało przebojową, trzymającą na uboczu nastolatką, która mimo swojej inteligencji i roztropności uchodzi wśród koleżanek za nudziarę (sama zaś czuje się jak smutny, wyblakły, oklapnięty spaniel), co często wykorzystuje szkolna trójca, czyli Vanessa (Ruda), Sandra (Goły Pępek) i Isaura (Miss Perfumerii), dokuczając i strojąc sobie z niej żarty. Nela mieszka razem z bardzo serdeczną, ale, przez wzgląd na pełniącą zawód dziennikarza, rzadko bywającą w domu mamą Anną oraz ojczymem Marcinem zwanym Artystą, który jest uosobieniem wszystkiego, co najlepsze (gra na saksofonie, świetnie gotuje, dużo się uśmiecha, ma mnóstwo dystansu, empatii, dobrych porad i chęci). Niestety jej biologiczny tata wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdy była mała, tam założył nową rodzinę i nie utrzymuje z nią kontaktu, więc w dzieciństwie wpadła na pomysł, że wszelkie rzeczy, jakie ma mu do powiedzenia będzie zapisywała w „Tatowniku”. Teraz jednak trochę czuje, że to nie ma sensu. W ogóle nic nie ma sensu. Mama jest w ciąży. Nikt jej nie lubi. Szkolna psycholog ma za osobę problematyczną, a irytująco powtarzająca „nieprawdaż” dyrektor Henryka Buczyn pseudonim Biedrona (bo ma nakrapianą brodawami twarz) stawia ponad jej wartość – wartość darmowego papieru toaletowego. Do tego otrzymała zaproszenie od babki Felicji, jej siostry Alicji i siostry taty Letycji, by przyjechała do Złotowa tej jesieni w celu zapoznania, a ona przecież wcale tego nie chce (w swojej racji utwierdza się po otrzymaniu obrazka ze świętym Dominikiem i Żywotu świętej Genowefy). Chce za to poznać właścicielkę morelowego domu, w którego ogrodzie rosną prześliczne różowo-złote dalie i wytworne róże. I tak się dzieje za sprawą rozsypanych śliwek. A ubrana na wiśniowo pani Lila okazuje się wspaniałą staruszką, która jest miłośniczką „Harry’ego Pottera” i robi przepyszne dżemy z magicznej wielopokoleniowej książki kucharskiej, a potem wypełnia nimi przyozdobione aksamitkami i koronkami słoiczki, zaopatrując je dodatkowo w niesamowite naklejki: „Kwaskowe jabłko – na smutny listopad”, „Czarna porzeczka – przypomni o lecie”, „Pomarszczone śliwki – na otarcie łez”, „Superwisienki – na kłopoty z matmą”, „Na dobry początek – najsłodsze malinki”. Do tego poznaje jeszcze zaopatrzoną w zabobonne sztuczki panią Indię, która kilkukrotnie ratuje ją z opresji. No i w nowej, przytulnej, tonącej w błękitach i niebieskościach szkole poznaje genialną Kaśkę, która nosi spinki z machającymi skrzydłami motylkami.

 

Do przyjaźni z różami trzeba dorosnąć.

Zjeść własny strach, nie czekając, aż zje ciebie. To jest to.

Najważniejsze to słuchać swojego serca, odnaleźć własną drogę i iść nią konsekwentnie.

 

6.”Kawa dla Kota”, Agnieszka Tyszka, 181 stron (Wydawnictwo Nasza Księgarnia).

Nela ma młodszą siostrę Pyśkę, która na pewno nie jest odzwierciedleniem słodkich bobasków z profesjonalnych reklam i fotografii, bo marudzi i wrzeszczy, przez co mama stała się cieniem dawnej siebie: snuje się po mieszkaniu wiecznie zmęczona i przygaszona. Kaśka w trakcie wakacji na Rodos zakochała się w Pawle, czyli Chudym, który lubi pić latte, więc ma teraz dla niej znacznie mniej czasu. Pani Lila wyjechała do Prowansji pocieszać szkolną przyjaciółkę Helę, ponieważ zmarł jej mąż. Kuzynka ze Złotowa zaprosiła ją na ślub, gdzie ma być też dawno niewidziany tata, z którym zupełnie nie wie o czym ma rozmawiać. Babcia Felicja czuje się gorzej. Ale są też plusy, bo Nela wyjeżdża nad morze do Bursztynowa, gdzie poznaje Tesię i Konstantego (Kota) o oczach jak niezapominajki, pod nieobecność pani Lilii zamieszkuje razem z rodziną w morelowym domu, uczy się mowy kwiatów i przypadkiem zostaje wplątana w opiekę nad kotem Pączusiem (ulubieńcem wścibskiej sąsiadki Purchawki) oraz małej Sophie, wobec której rodzice mają chore ambicje.

 

Jedno jest pewne, że nic nie jest pewne.

Pewne sprawy są zdecydowanie za trudne. Zwłaszcza dla kogoś, kto ma tylko czternaście lat i sam ze sobą nie może dojść do ładu.

Tak… Ciotka Letycja i jej teorie. Różane, falbaniaste, w kwiatowy deseń. Ale życie nie chciało wcale takie być. Życie było w trupie czaszki i miało kolor czarny. Albo szary.

Skoro nie można nawet liczyć na pomoc dorosłych, jaka jest szansa, że w negatywnych bohaterach zajdzie zmiana na dobre? To się zdarza tylko w niektórych książkach i naiwnych serialach.

Może coś w tym jest, że taki moherowy beret działa na ludzi jak czapka niewidka? Taka moherowa niewidka? A jak ją zdjąć, okazuje się, że tam jednak ktoś jest… Może ktoś troszkę inny, niż się wydawało… Czy to nie jest pocieszające?

Głupie przykłady są czasem najlepsze, by na przykładzie tych przykładów zobaczyć głupotę własnego rozumowania.

To wszystko jest takie trudne, a jednocześnie wpisane w nasze życie. Każdego. To jakby druga strona rękawiczki. Nosisz ją całe życie, a na koniec wywracasz na lewą stronę, palec po palcu. Każdy z nas musi to zrobić. Taka jest natura rzeczy. Śmierć jest lewą stroną rękawiczki. Po prostu…

– A co w takim razie zrobić ze smutkiem? Ze łzami? Z żalem?

– Przytulić.

 

7.”Miłość bez konserwantów”, Agnieszka Tyszka, 143 strony (Wydawnictwo Nasza Księgarnia).

Nela uważa, że cały świat robi jej na złość z matematyczką Wielką Nieprawdzicą (od nagminnego powtarzania „Nieprawda, że…”) na czele, która jest wredna niemalże serialowo: koszmarna, wąsata, wielka jak piec, ciągle robi niezapowiedziane kartkówki, wydziera się na uczniów i zadaje absurdalne zadania, na które nie da się inaczej odpowiedzieć jak właśnie: absurdalnie). Mama w dalszym ciągu wyczerpana, do tego i ją i Pysię dopadło jakieś choróbsko, a Artysta wyjechał, więc to na nią spadł obowiązek gotowania obiadów. Jeśli już mowa o Artyście, to nagle przypomniała sobie o nim jego matka – podstarzała Barbie, która porzuciła go, gdy był dzieckiem. Tata znowu się rozwodzi… Babcia zmarła. Konstanty Kot ma dla niej coraz mniej czasu i to chyba za sprawą tej Rudej z dredami, z którą widziała go po miłosnej  porażce z Pawełkiem negatywnie nastawiona do chłopaków Kaśka. Mama Sophie – Marianna Nowak rozpaczliwie błaga ją o pomoc w odprowadzaniu i przyprowadzania dziewczynki ze szkoły oraz odrabianiu lekcji, bo mąż wyjechał do Brukseli, a wątpliwa opiekunka Beatrycze niby po raz kolejny złamała nogę. Do tego pani Lila ociąga się z powrotem, ponieważ poznała urokliwego Pierre’a, za którego tak w ogóle postanowiła wyjść za mąż. Konserwatywna i przeciwna miłości cioteczna babka Alicja jednak się zakochała i ponoć zgłupiała od tej miłości. Felicja za to jest trochę zazdrosna. A jakby tego było mało, to jeszcze wiosna wstrzymuje się ze swoim nadejściem: jest pochmurno, szaro, a na chodnikach w dalszym ciągu leży gruba warstwa śniegu. Jednak dopiero gdy Sophie dopadnie ciężka choroba, Nela zaczyna rozmieć czym są autentyczne problemy.

 

Bo ile właściwie można znieść w jeden, beznadziejny, mglisty i zimny dzień?

Cóż… Są sprawy, które trzeba omówić, i takie, które można tylko opłakać.

Każdy z nas przez całe życie zszywa swój patchwork. Także z trudności – mniejszych lub większych. To są skrawki materiałów w różnych odcieniach szarości, smutku, czerni. Nie ma co udawać, że nie istnieją, trzeba ich użyć najlepiej, jak się potrafi… Ułożyć wzór. Często układają się w zaskakująco piękny wzór. Pasują do siebie. Jak brakujące elementy.

– Chcesz powiedzieć, że miłość też składa się z trudności?

– Z wielu. Ale wygodniej o tym nie pamiętać. Ludzie na ogół myślą, że tak jest łatwiej. Widzieć tylko serduszka, amorki, różyczki, a to wszystko na chwałę  świętego Walentego.

– Do kitu z takim życiem.

– To prawda. Czasem tylko tyle da się o nim powiedzieć. Ale następnego dnia może się okazać, że obok przebiśniegu wyrosło coś jeszcze…

To take trudne. Kiedy zbyt nagle zmienia się zbyt wiele…

– To nie są łatwe decyzje, kiedy wszystko wydaje się wymykać prostej logice.

– Ale… Czy ja nie wspominałem, że pozornie nielogiczne zachowania…

– … przywracają równowagę w przyrodzie!

 

Cała seria z Nelą i o Neli chwyta za serce! Jest mądra, ciekawa, barwna, dowcipna, ciepła, wzruszająca, a przede wszystkim REALNA, bowiem ukazuje realne problemy, z którymi zmagają się osoby w wieku nastoletnim. Uczy zdrowego dystansu, pokory, ale i odwagi oraz tego, jak ważne jest pielęgnowanie relacji z bliskimi, zachęca do tego, by zawsze pozostawać sobą, by opowiadać  (i słuchać też!) o swoich zgryzotach i wspólnie z dorosłymi szukać najlepszych rozwiązań, potępia zamiatanie trudnych i niewygodnych kwestii pod dywan.

Język, fabuła, bohaterowie – wszystko na plus!

 

8.”Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek”, 116 stron (Wydawnictwo Skrzat) + „Kiedy chodziłem z Julką Maj”, 143 strony (Wydawnictwo Literatura) – Paweł Beręsewicz.

Jacek Karaś mieszka na blokowisku z rodzicami oraz młodszą siostrą Gośką i jeszcze uczęszcza do szkoły podstawowej, więc takie sprawy jak miłość zupełnie go nie obchodzą (nawet żywi dla nich najwyższą pogardę), ale za to obchodzą polonistkę Panią Pulwerską, która chyba z czystej złośliwości każe mu powtarzać to miękkie i paćkowate słowo na forum klasy. Jednak rzecz zmienia się wraz z przybyciem nowej koleżanki Kaśki Kwiatek, która wcześniej uczyła się w Nowym Jorku (jej ojciec jest dyplomatą) i po dokładniejszej obserwacji metodą „spojrzenia tranzytowego”, „czytania pozorowanego” oraz „nadstawiania ucha” okazuje się obiektem wartym zakochania: niebieskooka blondynka, o zgrabnym, małym nosku, białych zębach i dużych ustach, ambitna, odważna (na przykład nie boi się dentysty), zadziorna, woli „Fantę” od „Sprite’a”, uważa, że nikotyna truje, a telewizja ogłupia, do tego nie spotkała nigdy normalnego faceta. I Jacek postanawia być tym normalnym facetem. Postanawia zakochać w sobie Kaśkę Kwiatek. Chłopak musi opracować jakiś sensowny plan działania, ale już na wstępie zakłada, że na pewno nie będzie się podwalał, podrywał i zalecał. Następnie wyszczególnia swoje zalety: poczucie humoru, ładny lewy profil, brak zainteresowania kwestiami materialnymi, dobre wyniki w nauce i oczywiście… 6 palec u stopy oraz wady: je schabowe i kiełbasę, ma ksywkę „Pikuś”, jest od niej niższy, trochę krępawy, z emocji zalewa się rumieńcem, no i kiedyś przegrał z Jolką w siłowaniu na rękę. W dalszej kolejności postanawia zwracać uwagę i subtelnie eliminować konkurencję, czyli najprzystojniejszego, najmądrzejszego i najbardziej zabawnego Piotrka Dąbka, Janka, Cichego oraz Bartka. I ostatecznie opracować i wdrożyć w życie PLAN A, B, C i D.

Ale… może czasem trzeba po prostu zdać się na los?

 

W drugiej książce Janek jest już uczniem 3 klasy gimnazjum, co więcej przeprowadził się na osiedle domków jednorodzinnych i jest przekonania, że w gimnazjum wie się już nieco o świecie. Niejedną książkę się przeczytało, niejeden film obejrzało, niejeden sygnał odebrało od własnego doroślejącego ciała. Od niezliczonych lat i wieków było coś takiego w dziewczynach, co burzyło krew w chłopakach, a ci z kolei mieli w sobie to i owo, co przyciągało dziewczyny. To męskie i kobiece coś budziło się w nas właśnie i dojrzewało, a ci, którzy tak jak ja w miarę pilnie uczyli się w szkole, wiedzieli, że ten czas kiedyś przyjdzie i należy go przeżyć z godnością, w związku z tym po pierwszej wrześniowej dyskotece zaprasza najfajniejszą dziewczynę z całej klasy, czyli Julkę (szczupła, długonoga brunetka o ciemnej cerze i brązowych oczach, mądra, dojrzała oraz dowcipna), by w ten czarodziejski wieczór odbyła z nim spacer przez parczek, ponieważ właśnie tam, z dudniącym sercem postanawia poprosić ją o chodzenie. Dziewczyna stwierdza, że to bardzo ważna decyzja, więc musi się dobrze zastanowić i zastanawia się tak długo, że sprawy w swoje ręce bierze w końcu pewien szklany aniołek.

 

Bardzo sympatyczna historia z dużą dawką dobrego humoru, co chyba najciekawsze: ukazana z perspektywy dorastającego chłopca.

 

O rzeczach wstydliwych dużo łatwiej jest pisać niż mówić.

Prawdziwe uczucie wyzwala w ludziach ukryte siły.

Jest chyba rzeczą naturalną, że kiedy już się człowiekowi przydarzy zakochać, bardzo liczy na odwzajemnienie swojego zakochania, a co śmielsi próbują nawet owo odwzajemnione zakochanie wywołać.

Podobanie się i zakochanie to dobre dla dzieciaków. Dla dwójki dorosłych ludzi jest prawdziwa miłość.

Poświęcenie, za które oczekuje się nagrody, wcale nie jest poświęceniem, lecz poszukiwaniem szczęścia, tyle że w dość okrężny sposób.

To niesamowite, jak czasem w krytycznych sytuacjach potrafimy się wznieść na wyżyny sprytu i pomysłowości.

 

9. „Ogród pełen emocji”, Ewa Bolesta-Mroczek, 77 stron (Wydawnictwo Coffe 4 mind).

Klementyna, Alicja i Laura są siostrami, które wspólnie z rodzicami (mama pracuje w domu, a tata jest stolarzem), psem Oszogostem, kotem Prężyną i chomikiem Fenicją mieszkają w chatce na skraju wioski. Pierwsza z nich, najstarsza, porusza się na wózku inwalidzkim i jest tą najspokojniejszą, unikającą konfliktów, serdeczną oraz najbardziej rzeczową, druga to istny roześmiany, rudowłosy żywioł, którego wszędzie pełno, z niezmierzoną wyobraźnią i zamiłowaniem do rozmaitych zwierząt, z kolei trzecia, czyli najmłodsza odznacza się brakiem cierpliwości, kapryśnością oraz łakomstwem. Dziewczynki nie oglądają telewizji, bo zamiast tego wolą czytać książki, piec z mamą ciasta i chleb, pomagać tacie w stolarni i godzinami przesiadywać w ogrodzie, gdzie dużo rozmawiają, śmieją się, konsultują, wzajemnie pouczają, kłócą, medytują, wspominają, snują fantazje, sieją kwiaty, rysują, wcinają lody, piją kakao, a przede wszystkim poznają masę nowych zwierząt takich jak: jenot, piórolotek, kaszalot, padalec, kazuar, koliber, żabnica, świetlik, gnojka i myszojeleń, które swoim zachowanie ofiarowują im cenne refleksje.

 

Fantastycznie zilustrowana, zawierająca cenne informacje o nietypowych zwierzakach i napisana prostym językiem opowieść o relacjach, emocjach, pasjach. O wzajemnym wsparciu. Otwartości na to, że każdy może być inny i mieć odmienne zdanie na określony temat. O godzeniu z porażkami i szukaniu pozytywnych stron. O tym, że warto czasem sobie popłakać, by się oczyścić i pomedytować w celu wyciszenia. Że ważna jest wdzięczność, współpraca, prośba o radę i przyjazna atmosfera, a z pewnych sytuacji należy wyciągać wnioski. Że wcale nie trzeba oglądać telewizji, bo wyobraźnia wystarczająco koloruje życie.

 

Kiedy wsłuchujesz się w ciszę, wsłuchujesz się w siebie, wyciszasz myśli albo myślisz o czymś bardzo przyjemnym.

Bo nie ma nic piękniejszego niż książki. 

Nie można przecież każdemu wierzyć na słowo.

To, że czegoś nie znasz, nie oznacza, że tego nie ma.

Powinnaś myśleć nad tym, co mówisz i czy komuś sprawiasz swoim zachowaniem przykrość. 

– No widzisz, często jest tak, że ktoś chce ci narzucić swoją wolę, że chciałby decydować za ciebie, jak powinnaś się ubierać, jaki kolor lubić, a każdy z nas powinien mieć własne zdanie i się go trzymać. Bez względu na to, co mówią inni.

– Ale to jest trudne. Czasem łatwiej się podporządkować innym.

– Łatwiej, ale czy lepiej? (…) Każdy lubi co innego i nikt nie powinien za nikogo decydować, co ma lubić, a czego nie. A wyśmiewając się z innych, trochę próbujemy ich nakłonić do tego, żeby lubili to, co nam się podoba. Bo wszystko co jest dla nas inne, wydaje się też złe, również dla innych.

 

10. „Sklep z babciami”, Dominik Gałka, 56 stron (Wydawnictwo Literatura).

Wojtek właśnie ukończył 3 klasę szkoły podstawowej i rozpoczął wakacje, ale niestety nie wyglądają one tak, jak sobie zaplanował: obóz rowerowy nie wypalił, wypad na żaglówki też nie, tata – grafik komputerowy – stale wykonuje projekty, mama całe dnie pracuje w szpitalu, nie ma rodzeństwa, z którym mógłby popuszczać latawce bądź pojeździć na rowerze, ciocie mieszkają daleko, dziadkowie albo już nie żyją, albo są na drugim końcu świata i w końcu z tej frustracji rzuca pluszowym jamnikiem Bolkiem o ścianę, w efekcie pęka mu guziczkowy nos… No ale przecież miś nie jest niczemu winny, więc trzeba go naprawić. W tym celu chłopiec wybiera się do pobliskiej pasmanterii o nazwie „Pętelka”, prowadzonej przez 3 siostry: najstarsza, najbardziej stateczna, która buja się w fotelu to Maria, a te trochę młodsze to kompletnie niepodobne do siebie bliźniaczki – chuda jak szczypiorek, impulsywna Malwina oraz sympatyczna, pulchniutka Róża. Kobiety, widząc zgaszoną minę Wojtka proponują mu, że z przyjemnością zostaną jego babciami, wobec tego zawsze może je odwiedzać – chłopiec ochoczo przystaje na tę propozycję i odtąd jego dni są wypełnione wyśmienitymi rozmowami, gorącą czekoladą, przepysznymi drożdżówkami, chlebem ze śmietaną i miodem lipowym, grą w makao, nauką cerowania oraz przyszywania guzików, zabawą z psem czy wspólnym grillowaniem.

 

Fenomenalnie zilustrowana książka dla dzieci o tym, że przyjaźń nie ma wiekowych barier, o docenianiu, łapaniu i tworzeniu miłych chwil, znajdywaniu czasu dla drugiej osoby, przyznawaniu się do swoich błędów i naprawianiu ich, o wdzięczności, smutku, poczuciu samotności i o tym, że nie warto się nudzić 😉

 

No ale wstyd to nie  powód, żeby nie pomóc staremu przyjacielowi, prawda?

Dorośli zawsze mają jakieś swoje plany i sprawy, ciężko za nimi nadążyć.

Nie zawsze wszystko jest takie dobre, na jakie wygląda.

Bo to wcale nie jest prawda, że mężczyźni nigdy nie płaczą.

W rozmawianiu chodzi o to, żeby się wszystkie strony rozumiały.

Zaszufladkowano do kategorii Literatura, Literatura | Dodaj komentarz