Mroczna „Tajemnica Pensji” Pani Appleyard – „Piknik pod Wiszącą Skałą” autorstwa Joan Lindsay

O „Pikniku pod Wiszącą Skałą” słyszałam już od wieków, ale jakoś nie było mi po drodze ani z książką autorstwa Joan Lindsay (ponoć napisała ją w 2 tygodnie), ani z filmem w reż. Petera Weira (notabene w tym roku powstał jeszcze trwający 5 h miniserial), ale jak ostatnio wstąpiłam do nowo otwartej księgarni „Mole Mole” to właśnie ona jako jedna z pierwszych wpadła mi w dłonie, zatem postanowiłam w towarzystwie kolejnego kryminału o wstrętnych babach zabrać ją ze sobą do domu i poznać tę osobliwą historię; bo historia jest naprawdę, naprawdę osobliwa, nawet bym rzekła: oniryczna (a może po prostu smutna lub… bestialska?).

Oto w bezwietrzny, ciepły, wypełniony dzwonieniem cykad, brzęczeniem pszczół i zapachem dali oraz bratków ranek w Dniu Świętego Walentego 1900 roku grupka złożona z 20 podekscytowanych perspektywą ucieczki od dławiącej rutyny życia dziewcząt z Pensji dla Młodych Dam (anachronizm architektoniczny w australijskim buszu – beznadziejny dziwoląg usytuowany w rzadko porosłej drzewami okolicy, o kilka mil od wsi Macedon, w miejscowości Woodend), słynącej z dyscypliny, dobrych manier i opanowania literatury angielskiej, którą prowadzi despotyczna Pani Appleyard (nie wiadomo czy kiedykolwiek miała doświadczenie na polu edukacji, ale wystarczyło, że w oczach rodziców wyglądała tak, jak winna wyglądać angielska przełożona pensji: siwiejące włosy ułożone à la Pompadour, z kameą zawieszoną na piersi przedstawiającą zmarłego męża, sztywna, pełna godności, o dużych ambicjach), pod opieką lubianej, eleganckiej, niewiele starszej od pensjonariuszek nauczycielki francuskiego i tańca Mademoiselle de Poitiers oraz będącej obiektem kpin, rozkochanej w liczbach, drętwej nauczycielki matematyki Grety McCraw wsiada do krytego powozu ze stajni Hussseya zaprzężonego w 5 pięknych gniadoszy i udaje się na piknik pod Wiszącą Skałą, o którym w poniedziałek, przez wzgląd na to, iż jest „geologicznym fenomenem”, każda ma napisać krótkie wypracowanie, bowiem:

Na wprost przed nimi wznosił się nad płaską żółtawą równiną szary wulkaniczny masyw, pocięty na płyty i zwieńczony wieżycami jak forteca. Trzy dziewczęta siedzące na koźle widziały pionowe linie skalnych ścian, tu i ówdzie rozciętych indygowym błękitem cienia, spłachcie zielono-szarego derenia, odkrywki spiętrzonych głazów, nawet z tej odległości ogromnych i budzących grozę. U szczytu, pozbawionego jakiejkolwiek wegetacji roślinnej, poszarpany zarys skały wrzynał się w pogodny błękit nieba (…) To wspaniałe widowisko jakby za specjalnym porozumieniem pomiędzy niebiosami i przełożoną pensji lśniło pełnym blaskiem, aby dziewczęta mogły je podziwiać. Gra złotego światła i głębokiego fioletowego cienia na stromej południowej fasadzie ukazywała zawiłą konstrukcję długich pionowych płyt, z których jedne były gładkie niczym olbrzymie kamienie nagrobne, inne żłobione i rowkowane przedwiekową architekturą wiatru i wody, lodu i ognia. Ogromne głazy, niegdyś czerwone z gorąca, wyplute z wrących wnętrzności Ziemi, spoczywały teraz schłodzone i zaokrąglone w leśnym cieniu.

W zetknięciu z tak monstrualnymi konfiguracjami natury ludzkie oko staje się żałośnie bezradne.

A oto i ona – metafizycznie przepiękna!

źródło ilustracji: https://turystyka.wp.pl/najbardziej-niesamowite-wiszace-skaly-6043986896966785g

Powrót został zaplanowany na lekką kolację o 20.00, jednak na miejscu okazuje się, że czas jakby przestaje istnieć, staje się niewymierny, bo albo pozapominano zegarków, albo oddano do naprawy, albo stanęły na godzinie 12.00, więc porę szacuje się na podstawie… wędrującego cienia Wiszącej Skały.

Dzień spędzany na Terenach Piknikowych pośród suchych traw, płytkich rozlewisk, cienistych lasów, ledwie słyszalnych szumów, szelestów i świergotów jest upalny, duszny, leniwy, a atmosfera senna i jakby przesycona grozą, napięciem, tajemnicą.

Zgromadzeni spożywają pasztet z kurcząt, biszkopt, galaretki, ciepławe banany, tort w kształcie serca, krem, brzoskwinie, herbatę, lemoniadę i mleko, a potem oddają się drzemaniu, marzeniu, szkicowaniu czy wykonywaniu ręcznych robótek, tylko najstarsze uczennice, czyli Miranda, Marion Quade i Irma Leopold postanawiają z bliska przyjrzeć się Wiszącej Skale, więc występują z prośbą o zezwolenie na krótki spacer, do którego dołącza również „osiołek klasowy” Edyta Horton.

Dziewczęta usilnie starają się przedostać na drugą stronę strumienia, a gdy im się to udaje, pod odstrzałem wypoczywającego nieopodal Pułkownika Fitzhuberta z żoną, bratankiem Michałem i zaprzyjaźnionym woźnicą Albertem Crundallem, zaczynają odczuwać aurę cudowności, niezrozumienia, wręcz mistycyzmu, która hipnotyzuje je do tego stopnia, że podążają wszystkie w milczeniu gęsiego do podnóża skały, każda zamknięta w swoim własnym świecie postrzegania, nieświadoma napięć i natężeń w tej stopionej masie, nieświadoma zgrzytów, drżeń, błądzących prądów powietrza (…) Owładnięte nagle niepokonaną sennością dziewczęta padły na lekko pochyłą skałę monolitu i zapadły w sen głęboki (…) Teraz, zbudziwszy się, pojękiwała i tarła zaczerwienione oczy. Gdzie ja jestem? Och, Mirando, czuję się okropnie! – Pozostałe też się obudziły i wstały. – Mirando – powtórzyła Edyta – doprawdy czuję się okropnie! Kiedy wrócimy do domu? – Miranda popatrzyła na nią tak jakoś dziwnie, jakby jej nie widziała. Kiedy Edyta powtórzyła głośniej pytanie, dziewczyna po prostu odwróciła się do niej plecami i zaczęła wspinać na wzniesienie, a dwie pozostałe poszły za nią. Nie szły – sunęły boso jak po dywanie w salonie, myślała Edyta, a nie po tych paskudnych kamieniach. – Mirando! – zawołała znowu. – Mirando! – W niezakłóconej najmniejszym powiewem ciszy jej głos zabrzmiał, jakby należał do kogoś innego, kogoś w oddali, chrapliwy krzyk ginący wśród skalnych ścian. – Wracajcie zaraz wszystkie! Nie idźcie tam… Wracajcie! – Czuła, że się dusi, i szarpnęła koronkowy kołnierzyk. – Mirando! – Zduszony krzyk zabrzmiał niczym szept. Ku jej przerażeniu dziewczęta znikły szybko za monolitem.

Pensjonariuszki, niczym pogrążone w transie, znikają, wtedy Edyta biegnie w dół ku równinie i dopiero późnym wieczorem zostje odnaleziona przez resztę grupy w podartej na strzępy sukience, w stanie totalnej histerii, nie potrafiąca udzielić żadnych informacji poza tym, że dziewczyny poszły „gdzieś tam”, a ona przestraszyła się i uciekła.

Poszukiwania nie przynoszą pożądanego efektu i powóz bez 3 dziewcząt oraz, jak się okazuje, bez nauczycielki matematyki, która również niepostrzeżenie zniknęła (później Edycie przypomni się, że widziała ją odzianą w białe, perkalowe majtki, z miną, jakby znajdowała się w innym wymiarze), powraca o 22.30 na pensję.

Odtąd w szkole żeńskiej zaczyna panować zmowa milczenia (nauczycielki odsuwają uczennice od tej sprawy na wszelkie możliwe sposoby) zmieszana ze strachem, niepewnością oraz przygnębieniem, gazety rozpisują się o mrocznej „Tajemnicy Pensji”, śledztwo prowadzi Posterunkowy Bumpher i młody policjant Jim, na własną rękę w poszukiwania włącza się również urzeczony pięknem Mirandy Michał i to właśnie on odnajduje ranną, ale wciąż żywą Irmę, która, podobnie jak Edyta, powtarza, że nic nie pamięta, jednak jej postawa wskazuje na to, że stała się dojrzalsza, jakby wiedziała więcej niż pozostali, jakby została wtajemniczona w sekretne obszary.

W międzyczasie rodzice zaczynają zabierać swoje córki ze szkoły, nauczycielki wypowiadają umowy i szukają pracy gdzie indziej, jedna z nich, Dora Lumley wraz z bratem Regiem ginie w ogarniętym płomieniami hotelu, najmłodsza, osierocona, stęskniona za Mirandą uczennica Sara Wayborune zostaje znaleziona martwa, pensja zaczyna popadać w długi, z przełożoną dzieją się kuriozalne rzeczy, aż ostatecznie postanawia popełnić samobójstwo rzucając się z Wiszącej Skały.

Tajemnica nie zostaje rozwiązana.

Jak więc można postrzegać tę pełną symboliki, zagadek i aluzji historię? Myślę, że są 4 drogi:

1. Istnieje jeszcze ostatni rozdział tej książki, który nie został zaakceptowany przez wydawcę ani przetłumaczony na język polski; tam wyjaśnienie zagadki zniknięcia dziewczyn oraz nauczycielki jest nadnaturalne, fantastyczne, oniryczne, bowiem zrzucają z siebie część ubrań, po czym wślizgują się w skalną szczelinę i trafiają do innego wymiaru.

2. Być może bohaterki pragnęły wolności absolutnej, pragnęły wyzwolić się ze społecznych konwenansów, ze sztywnej obyczajowości, z bolesnej rutyny, może pragnęły pozwolić w pełni rozkwitnąć budzącej się kobiecości bądź poznać w ogóle jej sens (bo przełożona, nazbyt koncentrując się na reputacji pensji, chorobliwie dbała o ich cnotę), może zjednoczyć się z naturą, może poznać jakieś inne etapy wtajemniczenia, prawdę Absolutu, bytu, rzeczywistości (to chyba najbardziej odnosi się do rządnej wiedzy nauczycielki, ale również do przesady tłamszonej przez samą siebie), stąd albo kierowane rozpaczą, zbiorową histerią albo niepowstrzymaną ciekawością postanowiły popełnić samobójstwo: znaczy Miranda-Przewodniczka, jako najbardziej świadoma siebie, swojego ducha, umysłu oraz ciała, która widzi i rozumie więcej, postanowiła (uprzednio zrzucając ciasny gorset), a za nią pozostałe dziewczyny (tylko Edyta ostatecznie się wystraszyła i wycofała, a widok zabijających się koleżanek był dla niej tak wstrząsający, że doznała trwałego zaniku pamięci; dodatkowo nie pozwalał jej na to zbyt ograniczony rozum i strach przed sprzeciwieniem konwenansom, co więcej zbytnia niedojrzałość, uniemożliwiająca wykonanie tak poważnego i „doniosłego” kroku). Z kolei utrata ukochanej przyjaciółki doprowadziła do tego, że również mała, bezwzględnie nieszczęśliwa, osierocona Sara odebrała sobie życie. Jeśli zaś chodzi o odnalezioną Irmę: ona nie była gotowa na takie poświęcenie, bo raz, że zakochała się w Michale, a dwa, że nadmiernie była przywiązana do wartości materialnych, więc ciężko jej było z tego zrezygnować w imię poznania czy Idei. Aczkolwiek Irma posmakowała tej tajemnicy, toteż wie znacznie więcej niż pozostałe uczennice, którym nawet na to brakło odwagi, a narodzona w nich zazdrość i nienawiść sprawiają, że odwracają się od niej. Co do Pani Appleyard: albo totalnie zdruzgotana tym, że wszyscy się od niej odsunęli, że traci kontrolę rzuciła się w przepaść albo… sama chciała rozwikłać tę dziwaczną zagadkę.

3. A może zwyczajnie przyroda okazała się silniejsza od człowieka i pozbawione wiedzy (stąd strachu) oraz pokorny panny zginęły uwięźnięte w szczelinie bądź spadając w przepaść? Może za bardzo wyrzekły się rozumu, a kierując się impulsami stworzyły chaos, którego potem nie potrafiły okiełznać? Może zbyt zuchwale chciały wtajemniczenia i swobody, a porzucając wszelkie zasady same skazały się na niebezpieczeństwo?

4. Ewentualnie to apodyktyczna, zatrwożona kiełkującą u szczególnie silnych, rozumnych, mających skłonności przywódcze dziewcząt seksualności, chęci oswobodzenia ze skostniałych zasad, poznania istoty bytu Pani Appleyard wszystkich pozabijała, bo nie chciała tracić władzy ani pensji, nie chciała rewolucji (może pozbyła się prowokatorek, a  matematyczka nawinęła się przypadkowo, zobaczyła jak tamte są mordowane i stając się tym samym niewygodnym świadkiem również musiała zginąć), następnie z przestrachu lub zemsty podpaliła hotel, a potem raz w obawie, że zostanie schwytana, że wszystko wyjdzie na jaw, a dwa przybita tym, że nie poszło po jej myśli (za dużo szumu wokół sprawy: uczennice wróciły do domów, toteż nie było kogo uczyć, nauczycielki zrezygnowały z posad, szkoła zaczęła popadać w długi, do tego była napiętnowana śmiercią, przerażającym misterium, ludzie wokół poszeptywali, a dziennikarze wciąż to nakręcali, pisząc niekorzystne, owiane grozą artykuły ) postanowiła popełnić samobójstwo.

Mimo wszystko moja interpretacja jest najbliższa 2 punktowi.

„Piknik pod Wiszącą Skałą” to taki przepełniony symboliką i filozofią thriller, kryminał, ale z 1967 roku, w związku z tym nie jest pozycją dla każdego, ponieważ akcja toczy się bardzo, bardzo powoli, brakuje jakichś nieoczekiwanych zwrotów, zaskoczeń (a trzeba wziąć pod uwagę, że to „powolnie zapisane” 287 stron – Wydawnictwo Replika), do tego nie ma oczywistego zakończenia, jednak cały czas odczuwa się specyficzne napięcie, jakąś złowróżbną siłę i grozę, która w trakcie czytania osobliwie magnetyzuje. Niezmiernie podobają mi się opisy przyrody i to, że jest przesycona niepokojem oraz pojawiający się odnośnie charakteryzowania bohaterów humor. Według mnie niepotrzebnie przewija się wątek zaślubin, bo to taki bezużyteczny zapychacz.

Ja z dziwną przyjemnością poznałam tę historię, więc polecam 🙂

Co nietypowe: słyszałam, że film jest znacznie lepszy od książki, w związku z tym muszę go obejrzeć.

Ludzi prześladuje myśl o całkowicie zbędnym ruchu. Przecież tylko idiota może pragnąć siedzieć nieruchomo.

Myślenie jest dobre, kiedy się ma na nie czas.

Wszystko, jeśli się dobrze przyjrzeć, jest piękne i skończone.

Nikogo nie wolno winić za zrządzenia opatrzności.

Jak zawsze w sprawach wywołujących ogromne zainteresowanie, ludzie, którzy nie widzieli nic z pierwszej ani nawet z drugiej ręki, wypowiadali swoje opinie z największą emfazą.

Z faktami, choćby najbardziej oburzającymi, można się uporać za pomocą innych faktów.

Kobieta potrafi zobaczyć wszystko, co potrzebne, w jednym mgnieniu oka.

Wszystko ma swój początek i koniec we właściwym czasie.

Gdy weźmie się miecz i przeszyje nim trzewia wroga w świetle dziennym, to sprawa fizycznej odwagi, natomiast uduszenie niewidzialnego wroga w ciemnościach nocy wymaga całkiem odmiennych cech.

Ciekawość ma własne osobliwe środki wyrazu.

Czy to możliwe, aby Księżyc mógł wywierać wpływ na myśli, a nawet czyny ludzkich istot milion mil niżej, na Ziemi?

Można organizować, kierować, planować z góry każdą godzinę, a wciąż jest bałagan.

Są tępaki i głupcy, którzy widzą za dużo, i tacy, którzy nie widzą nic.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Literatura, Literatura i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *