Śnieg niczym cukier puder oprószył wierzch świata, ale nie posłodził go wcale. Czystość nieba zarysowana mrozem jak lód dziecięcymi łyżwami. Nagie drzewa, tak bardzo nagie od zaniku liści. Gubię się w namysłach i emocjach. Nie lubię już świąt, nie lubię od chwili utraty, bo wtedy jeszcze mocniej wionie bolesną pustką niezajętego miejsca, a gdy mnie zaczyna boleć, to tak naprawdę nie przestaje już nigdy (i niech mi nikt nie mówi o bogactwie wspomnień i pamięci, bo wtedy chyba padnę ze śmiechu, bo to właśnie te wspomnienia zabijają – świadomość, że brak możliwości, i niech mi też nikt nie wyskakuje z prawidłem „czas leczy rany”, bo nie leczy wcale: jedynie pokazuje, że biegnie tylko w jednym kierunku, i nie ma powrotu), a te święta tak nieubłaganie zbliżają się obwieszoną bombkami choinką i kolędami; lubię je tylko dlatego, że mamy siebie z nim dłużej i więcej, że mogę patrzeć w te błękitne oczy bez ustanku i wtedy otulać pięknem i spokojem.
Wbijam goździki, by poczuć zapach krwawiącej pomarańczy.
Czajnik popiskuje mechatą parą.
Wlewam wrzątek i patrzę jak zatapia wonną kawę.
Zatapiam się w Nim.
Zatapiam się w Sobie.
Zatapiam się w książce, by choć tam poczuć radość i magię Bożego Narodzenia.
W zeszłym roku przeczytałam świąteczne opowiadania kryminalno-sensacyjne „Piernikowe makabreski” (nawet upiekłam maślane ciasteczka z przepisu jednej bohaterki), z kolei w tym roku sięgnęłam po coś bardziej urokliwego, mianowicie świąteczne opowiadania o miłości, czyli „W śnieżną noc” autorstwa Maureen Johnson, Johna Greena i Lauren Myracle i nie żałuję żadnej chwili spędzonej z tą pozycją, bo roztoczona w niej aura jest przytulna jak miękki kocyk i w tle trzaskający w kominku ogień.
Książka składa się z 3 przenikających opowiadań, w których występują ci sami bohaterowie, których połączyła nagła śnieżyca, tyle że w każdym ktoś inny wysuwa się na pierwszy plan:
1. „Podróż wigilijna”, Maureen Johnson – kiedy 16-letnia Jubilatka (Julia, Lee) Dougal (ma ciemne włosy obcięte na pazia, nosi okulary, z charakteru jest „lemingiem”, bierze udział w konkursach matematycznych i gra w hokeja na trawie) odnosi wrażenie, że świat jest sympatyczny, a życie ją lubi, bo pozdawała egzaminy semestralne, do szkoły wraca dopiero po Nowym Roku, a obecnie siedzi wystrojona w czarną spódniczkę, czerwoną bluzkę i buty za kostkę, popijając latte z eggnogiem, a już za chwilę ma się udać do swojego pięknookiego chłopaka Noaha Price’a (poza pięknymi oczami posiada jeszcze bujną czuprynę, jest sportowcem, naukowcem i szychą w szkolnym samorządzie) na wigilijny stół szwedki (Smorgasbord), to otrzymuje od rodziców telefon, że niestety zostali zamknięci w więzieniu (kolekcjonują świąteczną wioskę Flobie – ceramiczne domki, jak choćby most z cukrowych lasek, Jezioro Lukrowe, sklep z żelkami, aleja Kandyzowana, piernikowa piekarnia – i wdali się w bójkę o budynek numer 68, czyli Elfi Hotel), stąd, przez wzgląd na ich nieobecność i nadciągającą śnieżycę musi pojechać pociągiem do dziadków na Florydę. Dziewczyna jest załamana, ale nie pozostaje jej nic innego jak udać się, w jak się okazuje, zaczarowaną podróż, w trakcie której poznaje tajemniczego Jeba z czarnymi włosami zebranymi w kucyk, rozmiłowanego w tekturowych kubeczkach Alufoliowego i miłego Stuarta, który w wyniku awarii pociągu zabiera ją do swojego domu (nim tam dotrą niemalże giną, wpadając do zamarzniętego potoku), gdzie pokazuje jej, że prawdziwy związek powinien wyglądać zupełnie inaczej.
Bliskość wcale nie oznacza zażyłości.
Blaskom życia zawsze towarzyszą cienie.
Świadomość, że coś jest piękne, a przeżywanie tego to dwie zupełnie różne sprawy.
To, co dla jednych jest obłędem, dla innych stanowi gwarancję zdrowia psychicznego.
2. „Bożonarodzeniowy cud pomponowy”, John Green – gdy 17,5-letni Tobin wraz z kolegą JP (słynie z tego, że wymyślił słowo: „upośladek”) oraz koleżanką Angie (Diuk) oglądają kolejny odcinek przygód Jamesa Bonda, nastolatek otrzymuje od znajdujących się na konferencji lekarskiej w Bostonie rodziców wiadomość, że z powodu złej pogody ich lot został odwołany. Ta informacja nawet go cieszy, zwłaszcza, że zaraz po tym dzwoni do niego pracujący w „Waffle House” Don-Keun i błaga, by przynieśli ze sobą „Twistera”, ponieważ do baru wpadło stado rozwrzeszczanych cheerleaderek, z którymi bardzo chętnie chciałby nawiązać kontakt, jednocześnie uprzedzając, iż ilość wolnych miejsc jest ograniczona, a próbują się tam również dostać wstrętni bliźniacy Timmy i Tommy Reston oraz chłopaki z college’u. W związku z tym o 23.42 trójka przyjaciół wsiada do białej Hondy i… rozpoczyna się wyścig, w trakcie którego Tobin uświadamia sobie kto tak naprawdę jest najbliższy jego sercu.
Trudne sytuacje wymagają trudnych rozwiązań.
To, co seksowne, musi być mroczne. Ambiwalentne. Sięgające głębiej niż to, co widać na pierwszy rzut oka.
Nie ma nic złego w niewielkim ryzyku od czasu do czasu.
Czy głupim żartem jest wiara w marzenia?
Zły humor w towarzystwie przyjaciół jest lepszy niż zły humor w samotności.
3. „Święta Patronka Świnek”, Lauren Myracle – Jestem jak okno. Zimna, samotna i pewnie z zakalcem lamentuje Adeline Lindsey (Addie), która tydzień temu zerwała z cudownym chłopakiem o zamglonym spojrzeniu oczu ciepłych jak płynna czekolada, od którego żądała „wielkich gestów” (chciała diametralnej zmiany: większej otwartości, wylewności, wesołości), za co ukarała się ścinając długie blond włosy i nakładając na nie różową farbę. Teraz, w towarzystwie najlepszych psiapsiółek Dorrie i Tegan, nieustannie się biczuje, tym bardziej, że wysłała do ukochanego maila z prośbą o spotkanie na fioletowych fotelach przy stoliku tuż obok okna, a on… nie przyszedł. Załamana ostatecznym odrzuceniem i napływającą zewsząd wieścią jakoby była osobą zapatrzoną wyłącznie w siebie stara się zmienić, w czym ma jej pomóc zakup mikro świnki Gabriela z „Farmy Świń Fancy Nancy” oraz egzamin na anioła od ekscentrycznej Mayzie z gangu Srebrnych Bamboszy.
W święta wszystkie nieszczęścia wydają się większe.
Choć życie jest podłe, przynajmniej istnieje dobra muzyka.
Czasami zapominamy zrobić coś dla innych, dlatego, że za bardzo się koncentrujemy na własnych problemach.
„W śnieżną noc” to 335 stron (Wydawnictwo Bukowy Las) ciepła, cudowności, śmiechu, i wzruszeń, które po prostu muszą zakończyć się happy endem. Wyraziste postaci. Styl bardzo lekki, przystępny. Historie ciekawe, naznaczone młodzieńczą energią i młodzieńczym postrzeganiem świata.
To książka pełna humoru i bożonarodzeniowego nastroju.
Moim faworytem jest „Podróż wigilijna”.
Przepiękna okładka!
Polecam.