Niebieskie niebo zapłakane niebieskością.
Niebieski pas tęczy.
Woda wyciszona błękitem albo wzburzona spienionym granatem.
Niezapominajki. Chabry. I hiacynty.
Jagody. Jeżyny.
Niebieskie suknie zwiewne lub brokatem obciążone.
Niebieskie ptaki, motyle czy niebieskie koty.
Szafir. Topaz. Och, niebieski diament.
Niebieskie oczy…
Niebieskie latawce i balony.
Czystość. Spokój. Magnateria.
Rzadkie piękno.
Smutne i tak mocno rozmarzone.
Niebieskie migdały, które od lat pochłaniam garściami.
„Polowanie na niebieskie migdały” autorstwa Agnieszki Kacprzyk.
13-letnia Irenka Korcz mieszka w Poznaniu i właśnie przechodzi „tak zwany okres buntu”: nie znosi swojego „paździerzowego imienia” (otrzymała je po Irenie Santor), wręcz czuje się nim upokorzona, ma banalną urodę (nawet uważa się za brzydulę), jest zbyt chuda, głupia, ubrana jak ostatni w kolejce, do tego we wszystkim hamuje ją nieśmiałość, więc na tle prześlicznych oraz przebojowych koleżanek wypada po prostu nędznie. Nikt jej nie kocha, nie lubi oraz nie rozumie. Jest nudna, nic nie umie, pochodzi z równie nudnej i raczej biednej rodziny, na którą składa się pracująca w wydawnictwie Mama, freelancer Tata, co to od czasu do czasu łapie jakieś zlecenia graficzne, ale ostatnio co zarobi, to przepije albo przegra w grach hazardowych, kiczowato wystrojona Babcia Gunia, która trzyma tasak pod łóżkiem, bo ogląda za dużo seriali kryminalnych, co więcej chyba ma romans z żonatym, zafascynowany Spider Manem i wymyślający coraz to nowe biznesy młodszy brat Jasiek oraz najbardziej spoko starszy brat Krzychu, który jednak żyje trochę obok, jednak to dzięki niemu zostaje dostrzeżona przez szkolną elitę, czyli Żanetę i Andżelę, ponieważ zakupił jej na Allegro wystrzałowe trampki – trampki te okazują się biletem wstępu do kręgu tych popularnych, który z bliższej perspektywy jawi się jako ten… płytki? banalny? nużący? Bowiem przypadkowo poznana Grażyna (Myszata), której rodzice są daleko na wyspie, a ona w tym czasie przebywa w chacie elfów usytuowanej w dzikim ogrodzie, co to w środku wygląda niczym muzeum rupieci, z dość często wyjeżdżającą babcią hipiską, jest o wiele bardziej zajmująca: uprawia jogę, pasjonuje się UFO, jeździ na skuterze, godzinami przesiaduje na drzewie z lornetką, śpi w hamaku, karmi wiewiórki, potrafi ugotować spaghetti carbonara i usmażyć naleśniki, nie przejmuje się własną prezencją, nie podrywa chłopaków, nie obgaduje, jest godna zaufania i wymyśla super atrakcje na spędzanie wolnego czasu, aczkolwiek… trzeba wykazać się nie lada odwagą, by się z nią kolegować, bo pośród rówieśników uchodzi za okropną dziwaczkę.
Irenę od tego całego dojrzewania aż boli głowa (!), bo to przecież ono doprowadza do tego, że wielokrotnie daje się zmanipulować, wypowiada przykre słowa, pierwszy raz kradnie, idzie na pierwszą imprezę czy pierwszy raz się upija. Dziwnym trafem występuje w telewizji. Traci pamiętnik. Tworzy genialną biżuterię (czego niestety się wstydzi). Przepada w orzechowym spojrzeniu Bruna. I… ucieka z domu.
Czyha na nią wiele pokus, ale otrzymuje też masę cennych rad – czy ich wysłucha? Jak skończy się ta ucieczka? I czy tylko ona nie jest wolna od problemów?
To pytania do tych, co mają ochotę poznać jej historię 😉
„Polowanie na niebieskie migdały” to naprawdę mądra, przyjemna i błyskotliwa książka dla młodzieży, która porusza istotne dla tego niełatwego okresu bolączki, a czyni to w sposób lekki, więc te 254 strony (Wydawnictwo Nasza Księgarnia) można nawet przeczytać za jednym zamachem; to, że styl należy do lekkich wcale nie oznacza, że podejście do młodzieńczych dylematów jest bagatelizowane, wręcz przeciwnie: autorka z troską oraz powagą się nad nimi pochyla – lekkość stylu oznacza tu jego niesamowitą przystępność językową, czego zresztą nie sposób odmówić fabule, bo ta również jest interesująca, co zresztą ciągnie za sobą stwierdzenie, że i postacie są ciekawie wykreowane: każda jest inna, ma własne, specyficzne cechy wyglądu oraz charakteru, osobnicze zachowania, hobby i odzywki, co więcej nie są zaprezentowane tylko powierzchownie i jednotorowo, lecz jest wgląd w ich psychikę, często ukazanie drugiego dna konkretnego działania – Ja swoje serce oddałam Myszatej oraz Mamie: pierwszej za to, że potrafi być autentyczną przyjaciółką, zawsze i wszędzie sobą (i to jak cudownie ekscentryczną sobą!) i ma ogromną umiejętność empatii oraz wybaczania, a drugiej za to, że jest prawdziwą, kochającą Mamą, czyli taką, jaką każdy życzyłby sobie mieć.
Ciepła, choć czasem nastoletnio uszczypliwa, jednak to typowe dla tego wieku, ale ważne, że tutaj wyciąga się z tego wnioski. Przepełniona czułością i szacunkiem dla młodocianych trudności. Odznaczająca genialnym humorem.
No cała paleta nastoletnich kompleksów oraz emocji, charakterystycznych odzywek i poczynań, „pierwszych razów”, na które może przygotować się ten, kto dopiero będzie nastolatkiem, ze zrozumieniem głową pokiwają ci, którzy właśnie są, a z tkliwością, niekiedy może smutkiem albo irytacją przypomni sobie każdy, kto już dawno nim był.
Polecam!
Każdy powinien nosić to, w czym czuje się dobrze.
Czasem warto zrobić sobie taki bilans, aby zobaczyć, o ilu pięknych rzeczach zapominamy, skupiając się tylko na tym, co w nas nieładne.
Dzieci też muszą mieć swoje tajemnice.
Bo tak naprawdę wszystko jest podobne do bańki mydlanej. Pryska i nie zostawia po sobie śladu.
Jeśli ktoś mówi, że zakochanie jest fajne, to albo kłamie, albo nigdy nie był prawdziwie zakochany. Cóż w tym fajnego, że ściska cię w brzuchu, ręce się pocą na sam widok tej jednej osoby, nie można się na niczym skoncentrować i życie traci sens. Człowiek snuje się ciągle smutny i mało co go cieszy. Ani góra słodyczy, ani zakupy, ani udana klasówka, po prostu nic.
– Który człowiek miałby tyle cierpliwości do drugiego człowieka? A psy mają. One kochają bezwarunkowo.
– To trochę dziwne, prawda?
– Dla nas ludzi na pewno. My ciągle patrzymy na korzyści. Lubimy za coś, kochamy z pewnych powodów. Zawsze stawiamy warunki.
Trzeba szanować cudze tajemnice. Tak jak nie czyta się cudzych listów, tak również nie wypada naciskać, jeśli ktoś nie ma ochoty dzielić się z nami informacją.
Nasze nastroje: zawody, smutki i złości są jak chmury – płyną przez nas i trzeba je spokojnie przeczekać. Ponoć dzięki treningowi oglądania naszych emocji w sposób, w jaki patrzy się w niebo, można nauczyć się dystansu do problemów.
Ktoś kiedyś powiedział, że młodość ma prawo do głupoty.
Piękne jest to, co wyjątkowe, a nie to, co piękne.