Zimną mgłą otulona.
Siedzę w kucki, a czarna suknia spływa na szeleszczący dywan z liści.
Rzucam kostkami kasztanów i przesuwam pionkiem laski cynamonu po planszy jesieni.
Staram się myśleć milej: o dyni, kawie czy słowach, co w przypadku tych może być zgubne, ale nie potrafię, bo wiem, że tyle tu brutalności.
Nie powiem na jakim polu w grze stanęłam, bo to wszystko takie kruche.
Unoszę się. Ściskam w dłoniach chłód oraz lejący dół sukni.
Kawę i tak zaparzam. Zapalam dyniową świecę. I zanurzam w słowach.
Czytam „Sadie” autorstwa Courtney Summers.
W miasteczku Coold Creek w Kolorado, otoczonym przez malownicze, niezakłócone niczym przestrzenie nieba i ziemi, które zdają się nigdy nie kończyć. Zachody słońca są niezwykle widowiskowe – pełne elektrycznego złota i pomarańczu, różu i fioletu –naturalnego piękna nie zakłócają wulgarne drapacze chmur. Sam ogrom tej przestrzeni budzi pokorę, zdaje się nieziemski. Trudno sobie wyobrazić, że ktoś mógłby się tu czuć uwięziony, a jednak… mieszkasz dlatego, że się tu urodziłeś, a skoro już się tu urodziłeś, to pewnie nigdy się stąd nie wydostaniesz. Bo Coold Creek to miejsce pełne nędzy, brudu i nałogowców. Miejsce, gdzie ludzie ledwo utrzymują się na powierzchni. I w tym właśnie miejscu, w jednej z przyczep kempingowych, na osiedlu Sparkling River Estates, zarządzanym przez May Beth Foster, mieszka 19-letnia do bólu nieśmiała ze względu na jąkanie Sadie, która samotnie wychowuje swoją 13-letnią siostrę Mattie, ponieważ uzależniona od alkoholu oraz narkotyków matka Claire Southern 3 lata temu je porzuciła.
Sadie kocha siostrę bezgranicznie, zatem stara się ofiarować jej wszystko, co najlepsze, a potęgowana obawą, że opieka społeczna mogłaby je rozdzielić, rzuca szkołę i podejmuje pracę na stacji benzynowej McKinnon, dodatkowo wychodzi ze skorupy milczenia i na nowo stara się używać swojego głosu.
Ale pewnego dnia przychodzi pocztówka z Los Angeles. I stęskniona za mamą Mattie pragnie do niej pojechać. Sadie nie wyraża zgody, więc tamta wsiada do pickupa nieznajomego kierowcy i ucieka.
Jej ciało zostaje odnalezione 3 dni po zgłoszeniu zaginięcia, na uboczu, pomiędzy płonącym budynkiem szkolnym a sadem jabłoni.
Sadie najpierw popada w rozpacz, potem budzi się w niej chęć zemsty, dlatego też zakupuje wystawionego w ogłoszeniu po okazyjnej cenie chevroleta w kolorze nocnej czerni, bierze zielony płócienny plecak z kilkoma niezbędnymi przedmiotami, kluczowe dla niej zdjęcie z albumu przyszywanej babci May Beth, postanawia innym przedstawiać się jako Lera i znika.
Miesiąc później, wiele tysięcy kilometrów od Coold Creek, przy drodze do Farfield, zostaje namierzony samochód z jej rzeczami osobistymi.
Zdesperowana May Beth dzwoni do dziennikarza radiowego Westa Mccraya, który rok wcześniej, tworząc audycję o zapomnianych amerykańskich mieścinach, przypadkiem usłyszał o tej sprawie i prosi go o pomoc, informując, że w dalszym ciągu nie wskazano żadnego podejrzanego, śledztwo utknęło w miejscu, a ona nie zniesie już kolejnej straty.
West postanawia podążyć śladami dziewczyny, co relacjonuje w serii podcastów „The Girls”.
Czy odkryje prawdę?
Jakich okrutnych rzeczy dowie się po drodze?
I najważniejsze: czy znajdzie sprawcę morderstwa Mattie i zaginioną Sadie?
Tego dowie się tylko ten, kto przeczyta.
„Sadie” to trochę thriller, a trochę kryminał dla młodzieży, który przeważnie otrzymuje bardzo dobre recenzje: że mroczny, bolesny, przepełniony potwornościami, przerażająco smutny, trzymający w napięciu, autentyczny i aktualny, że wciągający do tego stopnia, iż 321 stron (Wydawnictwo We need YA) pochłania się w jeden wieczór, ale niestety nie podzielam tych zachwytów, ponieważ mi dłużył się niemiłosiernie. Dlaczego? Bo chociażby brakuje tu nagłych zwrotów akcji (raczej utrzymuje się na jednym poziomie), dokładniejszej psychologizacji bohaterów, nie odczuwałam też niepokoju, który zwykle towarzyszy mi w trakcie czytania naprawdę mocnej pozycji z tego gatunku, sama fabuła jest przeciętna (co nie oznacza, że nie jest dramatyczna, bo jest) i niepełna (i nie mam tu na myśli, że nie ma wyraźnych odpowiedzi na pewne pytania, bo to jest akurat fajne, że każdy może domyślić się samodzielnie, ale o to, że potencjał tego pomysłu został nie do końca wykorzystany; można było tu wycisnąć niekoniecznie dłużej, lecz znacznie więcej i trochę inaczej), dialogi niezbyt ciekawe, styl nużący, a zakończenie, które jeszcze mogło coś uratować, totalnie mnie zawiodło. Jednak ogromny plus za ukazanie różnych perspektyw tej historii, wzbogaconej licznymi retrospekcjami, za interesującą formę, czyli zwierzenia/wspomnienia/zamiary Sadie, przeplatające z odcinkami audycji radiowej prowadzonej przez odtwarzającego jej podróż dziennikarza, również za determinację głównej bohaterki oraz to, że są poruszone naprawdę istotne, bestialskie tematy, no ale tacy są ludzie: bestialscy. Bo o tym jest przecież ta książka: że wszystko, co najgorsze, to przez człowieka właśnie.
Ja nie jestem fanką tej książki, co niekoniecznie jest spowodowane wiekiem, bo wydaje mi się, że nawet jakbym była dużo młodsza, to nie byłabym nią jakoś szczególnie oczarowana, ale na pewno znajdą się jeszcze osoby (jeszcze, bo już wiele się znalazło), które bardziej ją poczują.
Niebezpiecznie jest nie doceniać ludzi.
Żyjemy w świecie, w którym okropnych rzeczy nie brakuje.
Każda rzecz może być bronią, jeśli jest się dość sprytnym.
Czasem nic to wszystko, co się ma, a znów innym razem nic może się zmienić w coś.
Ludzie się nie zmieniają. Po prostu robią się lepsi w ukrywaniu, kim naprawdę są.
Nie da się kupić ludzi swoim bólem. Będą się woleli trzymać z daleka.
To takie smutne, kiedy ludzie nie zdają sobie sprawy ze swojej wartości.
Kto by nie chciał historii miłosnej?
Historie miłosne, romanse pozostawiają człowieka z bezpiecznym zapewnieniem, że będą żyli długo i szczęśliwie, a kto by tego nie pragnął dla siebie?
Czasami, niezależnie od osiągniętego sukcesu, bieda pozostawia ślad, którego nie sposób się pozbyć.
Nie możesz się tak naprawdę zreflektować po tym, jak sprawiłeś, że ktoś inny poczuł się dziwakiem. Musisz mieć po prostu nadzieję, że osoba, którą w ten sposób potraktowałeś, okaże ci taki poziom łaskawości, na jaki prawdopodobnie nie zasługujesz.
Patrzenie w gwiazdy, to patrzenie w przeszłość.
To przykre, kiedy ból jest taki oczywisty.
Jak się przebacza ludziom, którzy powinni nas kochać i chronić?
Miłość jest taka skomplikowana, bywa nieporządna. Może wywołać bezinteresowność, samolubność, inspirować nasze największe osiągnięcia i nasze najpoważniejsze błędy. Zbliża nas do siebie, ale równie dobrze może nas rozdzielić.
11 listopada miałaś urodziny 🙂 Życzę Ci dużo zdrówka i wszystkiego, co najlepsze.
Treści na blogu jak zawsze świetne i tyle tutaj w nim Ciebie… 😉
Z pozdrowieniami
Wiola 😉
Pamiętałaś Listopadowa Dziewczyno, że to Nasz miesiąc na starzenie 😉 I Tobie Violuś życzę tylko tego, co najpiękniejsze. Fajnie, że czasem tu zaglądasz. Zagarnęłam pozdrowienia, podwoiłam, i przesyłam również 😉