Nigdy nie byłam typem człowieka całkowicie rozmarzonego, bardziej żyjącego samodzielnie wykreowanymi ideałami (prawdopodobnie dlatego jest mi tak ciężko zaakceptować wiele rzeczy), co sprowadza się do braku elastyczności, braku pobłażania, pewnej surowości względem czynów, słów otaczających mnie osób, ale oczywiście na pierwszym miejscu własnych. Są pewne wartości, zasady, których nikt nigdy we mnie nie złamie, których ja nie porzucę, bo tak czuję, bo taka jestem; może nie przysłowiowe po trupach do celu, ale bez wątpienia w zgodzie z samą sobą. Wnikliwie obserwuję świat i to, co się w nim dzieje. Bardzo dużo rozmyślam, wręcz rozkładam na najdrobniejsze elementy, w związku z tym raczej nie ma u mnie miejsca na spontaniczność. Niby twardo stąpam po ziemi, ale gdzieś jednak ten umysł zbacza na inne ścieżki, krąży po nieznanych nikomu przestrzeniach; stąd zazwyczaj nie wiem kogo lub co minęłam i czy w ogóle cokolwiek, jaki utwór leciał w tle, jaki numer autobusu w tej chwili podjeżdża, a dodzwonić się do mnie to w ogóle mistrzostwo.
William Szekspir jest autorem genialnych słów, mianowicie Życie nie jest lepsze ani gorsze od naszych marzeń, jest tylko zupełnie inne. I mi właśnie o tę INNOŚĆ chodzi, bo jeśli nie powinno być tak, jak jest teraz, to znaczy, że musi być inaczej.
Mam pewną wizję rzeczywistości, dużo cech, zachowań, sytuacji mi nie odpowiada, cenię drobne gesty, specyficznie pojmowane piękno, mówię to, co myślę, a nie to co ktoś chciałby bym myślała, ale staram się być przy tym taktowna, a już na pewno zdrowo zdystansowana.
Ten świat nie bardzo mi się podoba, więc nakreśliłam własny, a w nim szczególne miejsce zajmuje literatura, bo to taki klucz do jeszcze innych (czasem lepszych, czasem gorszych) obszarów, ale namacalnych wyłącznie mentalnie; a umysł to coś doprawdy szalonego, bezdennego, tajemnego – potęga! I ten umysł współpracuje z równie potężną (może nawet bardziej wpływową? bo to taka esencja człowieka) duszą, a raczej wydaje mi się, iż przesiąka panującą w niej atmosferą. A, że w mojej odkąd pamiętam składują się książki, słowa, nadmiar tych słów wciąż się namnażających, to nie chodzi o to, by tylko czytać, bo wtedy te słowa się wchłania, chodzi o to, by je z siebie wyrzucić w pewnej formie, treści, by pisać, rzeźbić słowem. Gdy miałam 4 lata zaczęłam czytać, gdy miałam 5 pisałam swoje pierwsze rymowanki, a kiedy poznałam prozę… PRZEPADŁAM; dla mnie opowiadania, rozprawki, wszelkie prace pisemne, zaliczeniowe były czymś cudownym, bo mogłam pisać.
I właśnie wtedy obudziło się coś na kształt marzenia, by to pisanie nie zamknęło się w mojej szufladzie: pisałam-przeplatałam nicią marzeń-pisałam-pisałam-kształtowałam-snułam refleksje-tańczyłam z wyobraźnią-pisałam-napisałam wiele, piszę wciąż i JEST: ona, moja, prywatna książka dla Was, dla Mnie, dla tych, którzy lubią i nie lubią, dla zainteresowanych i nie. Bo „Bohater Gombrowicza i Lema wobec chaosu rzeczywistości”, to nie tylko rozwodzenie nad dwoma genialnymi dziełami: „Kosmosem” Witolda Gombrowicza i „Śledztwem” Stanisława Lema, lecz to książka o nas samych: zagubionych, bezradnych, zlęknionych, ale stale walczących. To książka o tym, że człowiek nie powinien uzależnić się od własnego umysłu, ale umysł musi uzależnić się od człowieka, że w życiu należy wybierać a nie zagarniać wszystko, bo wszystko to tak naprawdę synonim niczego, że rzeczywistość trzeba oswoić pod siebie, bo bardzo szybko można się zawieruszyć, bo odmęt, bo zamęt, bo za dużo, że nie ma sensu szukać dla czynności samego szukania (wtedy traci się czas, być może wcale nie trzeba na przekór sobie, ale w inny sposób?), że chaos to początek porządku, że trzeba mieć własną przestrzeń, własny „kosmos”, choć często przez ludzi niepojęty, to jednak własny, w którym człowiek zdziera maskę nierzadko potrzebną do funkcjonowania w społeczeństwie. W życiu trzeba być określonym, trzeba wiedzieć co, w jaki sposób i dlaczego, trzeba umieć wybierać, i nie gonić za zrozumieniem, lecz rozumieć, przede wszystkim siebie – wtedy naprawdę wszystko jest znacznie prostsze. I jest tu trochę antropologii, epistemologii, fenomenologii, semantyki, egzystencjalizmu, również celebracja mowy, „wsobność”, symboliczny „berg”, udziwnianie słów, powtarzalność zjawisk, ciemna strona umysłu, namiętność wieszania, ale też znikające zwłoki, antykryminał, teoria ruchów Roberta Browna oraz zasada nieoznaczoności Wernera Heisenberga, niechęć do cudów, usilna wiara w realizm zdarzeń, a więc zderzenie determinizmu i statystyki, jest labirynt, eksperyment a w nim Ty, Ja i Oni. Kilka słów o Gombrowiczu, kilka słów o Lemie, ale nie na tyle by mówić o jakiejś dogłębnej biografii, bo takich powstało wiele doprawdy znakomitych. Chodzi o to, by w tych utworach wyłonić obraz człowieka współczesnego, zdezorientowanego. I mimo, że każdy z pisarzy tworzył w zupełnie odrębny sposób, to zarówno w „Kosmosie”, jak i w „Śledztwie” bohater szuka, ale… czy i co znajdzie?
Zapraszam do lektury!
Moje marzenie spełniło się dzięki Wydawnictwu Novae Res, które kieruje się ku debiutantom i to naprawdę cudowny gest, bo w świecie czytelniczym często patrzy się na nazwisko: nieznane? a to mało istotne. I mogę śmiało napisać, że bezwzględnie nie zgadzam się z pojawiającymi się w internecie krytycznymi komentarzami odnośnie tego Wydawnictwa, bo praca nad wydaniem mojej książki trwała rok i przebiegała idealnie, bez zarzutu, na bardzo wysokim poziomie, z ogromną kulturą, w przyjemnej atmosferze. I tutaj ukłon w stronę Pana Sebastiana Czekalskiego, Pani Karoliny Jabłonki, Pani Wioletty Cyrulik, Pani Doroty Konkel, Pani Pauliny Spychały (oraz wszystkich pozostałych pracowników Wydawnictwa), z którymi na bieżąco byłam w kontakcie; za wiedzę, cierpliwość i błyskawiczne odpisywanie na moje maile;)
Ta książka ma charakter popularnonaukowy, jednak wkrótce zapraszam do obszarów mojej wyobraźni, moich rozważań, gdyż ukaże się zbiór moich opowiadań „Porcelanowe portrety”.