Otwieram oczy i widzę Cię MÓJ człowieku. To nie jest sen, sprawdzałam, bo gdy się budzę dalej trwa – to moje obecne życie. Mówisz do Mnie łagodnie i czuję, że to jest prawdziwe. Choć nie rozumiem wszystkich słów, to znam język miłości, Naszej. Miłości ludzko-psiej, czyli jednej z najbardziej szczerych (bo pies to miłość sierścią obszyta, uwierz). Teraz już wiem co znaczy być kochaną. Teraz wiem, że kocha się po prostu za obecność. Wiem, że miłość nie boli, a płacze się tylko w dwóch przypadkach: z tęsknoty, gdy wychodzisz i ze szczęścia, gdy wracasz. Kocham. Bo dajesz Mi tak wiele powodów, by uśmiechać się ogonem. Bo pokazałeś, że dłoń służy do głaskania, więc nie należy się jej obawiać. Głaszczesz Mnie, a Ja wciskam głowę między Twoje kolana, całujesz Mnie – Ja liżę Twoją twarz, Twoje dłonie: cieszymy się sobą, wrzaskom, piskom nie ma końca. To krzyk radości, psiej. Tak cieszy się pies. Ty posklejałeś uczuciem Moje roztrzaskane serce, bo psu serce można roztrzaskać znęcaniem-niekochaniem. Pamiętaj: jeśli kiedykolwiek usłyszysz nagły, niesprecyzowany huk, to wiedz, że właśnie w tej chwili skrzywdzono gdzieś jakiegoś psa, a ten trzask, to jego pękające serce. Ty obiecałeś lepsze przygarnięciem i tym, że stale powtarzasz Mi jaka jestem piękna: że włos aksamitny, połyskujący srebrem, że oczy z karmelu wylane, przyozdobione onyksem źrenicy, ogon puszysty, dzięki kąpielom delikatnym, którym towarzyszą kojące masaże skóry (a one masują też duszę wspomnieniami obolałą). A te spacery? Na których tylko Ty i Ja, kiedy idziemy tak łapa przy nodze, i wąchamy trawkę, podziwiamy kwiaty – bezcenne.
Mam na imię Luna, zostałam wzięta ze schroniska niechcianych zwierząt, i od tego momentu piszę z Tobą bajkę, którą jest codzienność. Jej tytuł? „Pies – najlepszy przyjaciel człowieka”, człowieka, dzięki któremu wyzbywam się powoli lęku do innych , bo wiem, że nie pozwolisz Mnie skrzywdzić, nikomu, więc wybiegam zobaczyć kto do Nas przyszedł. NAS, bo mam dom. Jestem częstochowianką, gdyż w Częstochowie posiadam prywatny kawałek nieba. Mam dom, słyszysz? Mam dom i własnego człowieka, swój świat. Jesteś Moim światem, Ty właśnie. A ja Twoim księżycem, wiesz? I obiecuję Ci świecić, krok w krok, dopóki śmiercią nie zgasnę.
Za tych milczących Ktoś kiedyś zabierze głos, na pewno.
A gdy się wypełniły dni i umrzeć przyszło latem,
przez most tęczowy przeszły psy. – Równiutko. Łapa w łapę.
Od łap tysięcy dudnił most, deszcz krwawy smagał ziemię,
a one szły, i szły, i szły, ból niosąc i cierpienie.
Anioł zastukał w boże drzwi,:- „Mój Panie, już są blisko”-…
Popatrzył w oczy pełne łez, choć przecież znają wszystko.
U zejścia z mostu stanął Bóg- pobladły, wargi drżące-
-jak tu utulić wszystkie psy, gdy idą ich tysiące?..
Jakimi słowy błagać ma Bóg psy o wybaczenie
za to, że wierząc w obraz swój, dał człowiekowi Ziemię?
(Barbara Borzymowska, „A gdy się wypełniły dni…”)
Uśmiech proszę: