Wybraliśmy się wczoraj do Sosnowca na Zlot Starych Samochodów (przy okazji zahaczyliśmy o wystawę motyli i dowiedziałam się, iż kiedyś Anglicy wierzyli, że motyle to przemienione wróżki, które cicho nadlatując zabierały ludziom masło oraz mleko. Z tego przekonania wywodzi się właśnie nazwa: „butterfly”), bo chociaż na logach, markach kompletnie się nie znam, to od zawsze lubię bywać tam, gdzie są starocie (muzea, jarmarki, pchle targi). Z rozrzewnieniem dotykam wiekowych okiennic, etażerek, witrynek, rzeźb, świeczników, puzderek, imbryków, podziwiam żyrandole, zegary, wazony, materiały, wisiorki, które kiedyś były codziennością, a dziś mogę się zetknąć jedynie z reprodukcją lub stylizacją. Pamiętam, że już w dzieciństwie fascynowały mnie pożółkłe fotografie, mapy (by uzyskać podobny efekt malowałam obrazki, kartki papieru esencją z herbaty), że czarno-białe filmy miały w sobie magię, a wiejskie domki, otoczone drewnianymi płotkami, wspaniałe piece kaflowe, zastawy, serwety, skrzypiące podłogi, solidne, ciężkie meble, zaś na podwórkach tajemnicze studnie, przyrządy rolnicze, nadszarpnięte zębem czasu grusze, śliwy oraz jabłonie, stodoły, garaże, no i… te strychy obfitujące w skrzynie pełne cudów: przedziwnych przedmiotów, pachnących przeszłością ubrań (kwieciste suknie, futra, czapki z nutrii, szale zakończone lisimi łapkami, wełniane płaszcze, kaszkiety, kapelusze, robione na drutach swetry, kożuchy, buty z haftem), zapomnianych konfitur, lamp, monet, odbiorników radiowych, telewizorów, płyt winylowych. Równie bliskie były mi piwnice, ruiny, opuszczone domy, widok zamierzchłych instrumentów i pokrytych kurzem huśtawek, altan, bram prowadzących w nieznane. Później marzyłam o posiadaniu własnej maszyny do pisania (jej szykowność mnie wprost rozbrajała, a ten stukot, ta maniera) i najlepiej osobistego antykwariatu (bo te książki, te baśnie, legendy, ilustracje na okładkach, druk, a w nich jeszcze ususzone liście, kwiaty). Następnie nadszedł czas przebywania w pubach, kawiarniach, herbaciarniach wypełnionych szafami grającymi, fotelami bujanymi, pianinami, zwisającymi z sufitu krzesłami, klatkami dla ptaków, gustownymi pufami, szezlongami, parawanami, abstrakcyjnymi obrazami (taka graciarnia Stomilów). Obecnie upajam się widokiem lampionów, ażurowych mis, ozdobnych girland, tac, kominków, w istocie nie pogardziłabym takim pradawnym sekretarzykiem czy konsolą, a po tym zlocie jestem tak oczarowana, że najchętniej podróżowałabym roadmasterem, cadillakiem bądź karocą (nie było jej tam, ale są przepiękne!)
A gdyby przedmioty potrafiły mówić…? To opowiedziałyby niespotykane historie (co widziały, słyszały, gdzie były), takich, jakich świat (a ludzie w nim) nigdy nie słyszał i nigdy nie usłyszy, bo niestety mówić nie potrafią.
Chodź, wybierzemy się na strych oboje,
W starą dżunglę nad naszym pokojem,
Gdzie nietoperz zwisa
Soplem z pluszu …
Strych: misterium .
Głucha podświadomość
Gwarnych ludźmi roztargnionych domów,
Środek między : emouvant i louche…
Sznury , na nich zwieszone upiory,
Duszne tchnienie krochmalu i pary,
Wejściem naszym
Jakby zaskoczone…
Na podłodze twardy, gorzko – słodki
Pokład z jabłek wiezie nas jak wrotki
Po raz pierwszy w życiu<