Przy okazji TEGO wpisu podałam listę książek, które gdzieś tam umknęły mi w dzieciństwie, a nie powinny, stąd, żeby to na starość nie mieć do siebie czytelniczych pretensji, postanowiłam je nadrobić. Swoją przygodę rozpoczęłam od „Zapałki na zakręcie” autorstwa doskonałej pisarki dla młodzieży, czyli Krystyny Siesickiej, która tak naprawdę tworzyła powieści niby dla młodszego pokolenia, ale jednak z warstwą ukrytą dla dorosłych (zresztą podobnie jest z Małgorzatą Musierowicz). Pamiętam, że jej „Jezioro osobliwości” oraz „Beethovena i dżinsy” połknęłam lata temu jednym tchem; tym razem nie było inaczej, mimo, że w trakcie poznawania historii dowiedziałam się, iż są kolejne dwa tomy w postaci „Pejzażu sentymentalnego” i „Zatrzymaj echo” – skłamałabym mówiąc, że nie byłam z tego powodu szczęśliwa, byłam, i to bardzo 😉
Zaparzyłam więc truflową kawę, na talerzyk wysypałam garść orzechów pekan i wtopiłam się w historię nastoletnio niezwykłą.
Główną bohaterką jest Mada (czytelnik poznaje ją gdy ma 17 lat), która wraz z mamą i o 3 lata młodszą siostrą Alusią rok w rok przyjeżdża do miejscowości turystycznej o zacnej nazwie: Osada. Dziewczyny nie mają ojca, bo jak to bywa ulotnił się dość wcześnie, żądając od codzienności czegoś zupełnie innego niż posiadał, toteż opoką jest dla nich rodzicielka, którą kochają na swój sposób; Alusia spontanicznie, hałaśliwie, a jednocześnie zupełnie po prostu, zaś Mada „okrężnymi drogami”. Bardzo istotną emocjonalnie i zdroworozsądkowo rolę pełni również Babcia Emilia, absolutnie nie pochwalająca występku i decyzji swojego syna. Za każdym razem powód radości z pobytu wydaje się być odmienny: a to szczenięca euforia, perspektywa swobody, przyzwyczajenie, tęsknota za towarzyszami (Miśka, Ela, Tomek, Marianna, Ewa, Maciek, Julek), a to chęć wypoczynku, niesprecyzowane wrażenia, oczekiwania i wreszcie magia pierwszego uczucia, które przeważnie jest piękne, ale mija jak wiosenny deszcz. Pewnego dnia nastolatka poznaje Marcina, który przybył tutaj ze swoją matką; początkowo chce go zdobyć dla zabawy, ot żeby to sobie udowodnić, że potrafi, zwłaszcza, iż nie darzy go specjalną sympatią, bo jest to osobnik oziębły, ironiczny, wyalienowany, niesamowicie skryty oraz tajemniczy, ale w miarę częstszych, przypadkowych spotkań (nigdy nie umawialiśmy się z Marcinem konkretnie, ot, po prostu umieliśmy się znaleźć), poznawania go zaczyna rozwijać się coś na kształt tej nieletniej, poważnej miłości, która echem będzie się odbijała już przez resztę ich życia, zwłaszcza, że od początku jest naznaczona brakiem zaufania, wynikającym z faktu, że chłopak nic nie chce o sobie powiedzieć (wiadomo tylko, że nie został dopuszczony do matury i będzie powtarzał klasę), dodatkowo atmosferę napięcia potęguje jego matka, absolutnie, w istocie dla dobra Mady, sprzeciwiająca się tej miłości, jednakże te niedomówienia, młodzieńcze poirytowanie, urok gestów i chwil, urzekający krajobraz, leniwe dni sprawiają, że miłość, wprawdzie niedoskonała, okazuje się tą najpiękniejszą i szczególnie sentymentalną (Bardzo lubię duże miasta, ruchliwe ulice i wiecznie zapędzony tłum. A jednak małe letniskowe osiedla mają specyficzny urok: tam nikt się nie spieszy, ludzie są weseli, noszą pogodne twarze i barwne ubrania, interesują sprawami błahymi, których w swoim mieście w ogóle by nie dostrzegli. Małe życie. To jest wrażenie na pewno bardzo pozorne, bo żadne życie nie jest małe. Może być jednak dobre albo złe. Tak sądzę. A jednak spotkanie Marcina w tych zmniejszonych, zwężonych może raczej ramach, podlegało na pewno jakiejś dysproporcji. To było tak, jakby aparat odbiorczy rejestrujący moje wrażenie pracował w nieustającym zbliżeniu, wyolbrzymiając Marcina, podczas gdy tło pozostawało malutkie). Jednak w trosce o Madę matka nakłania syna do nagłego, szybkiego powrotu. Bohaterowie spotykają się ponownie w Warszawie, nieopodal zamieszkiwanej przez dziewczynę ulicy Kwiatowej (była to ulica żadna. Ten, kto ją tak nazwał, musiał mieć sprawność ogrodnika, bo nie było na niej ani kwiatów, ani zieleni), i jak się z czasem okazuje nie jest to spotkanie przypadkowe, bo Marcin rzewliwie Mady wypatrywał. I rozpoczyna się miłość sekretna, burzliwa, niesprecyzowana, pełna dwuznaczników, stąd nieszczęśliwa, bowiem zbudowana na absolutnym braku zaufania, a taka zwyczajnie nie ma przyszłości. Bo dopiero z czasem wychodzi na jaw, że chłopak ma kuratora, wyrozumiałego Kapitana Ligotę, a to dlatego, że w okresie, gdy zakolegował się z Romanem, który wprowadził go w złe towarzystwo, namówiony przez nieodpowiednią dziewczynę, Mariolę (a był podatny na wszelkie sugestie), zwinął spod „Lajkonika” skuter, który dla zabawy chciał przestawić, a został posądzony o kradzież i dostał rok w zawieszeniu na 2 lata. W tych trudnych chwilach Madę wspiera przyjaciel Olo, który kilka lat później żeni się z jej siostrą Alusią. Sama Mada, na co dzień trudniąca się tłumaczeniem książek, wychodzi za mąż za saksofonistę oraz himalaistę Dawida (poznali się w sklepie muzycznym) i ma z nim syna Kacpra. Niestety mąż ginie w Tybecie, w trackie górskiej wspinaczki, w efekcie kobieta zostaje wdową. Pewnego dnia postanawia wyjechać na trochę do Osady, by nie tylko odetchnąć, ale też pokazać swojemu jedynakowi miejsce, do którego kiedyś tak chętnie wracała. W ślad za nimi podąża rządna zemsty za chroniczne nieszczęście ojca Tina, będąca nikim innym jak córką już rozwiedzionych Marcina i Marioli. Mężczyzna, całkowicie pochłonięty pracą chirurga plastycznego, kompletnie nie ma pojęcia o okrutnym planie trudnej, acz niesamowicie wrażliwej, marzącej o karierze teatralnej córki, która postanawia rozkochać w sobie Kacpra, by następnie złamać mu serce – jak obmyśla, tak czyni, ale utrudnieniem staje się to, że nieplanowanie naprawdę zakochuje się w chłopaku. Całą intrygę odkrywa miłośnik herbaty, powiernik Marcina, a jej ojciec chrzestny, trochę ekscentryk, ale o ogromnym sercu, z pochodzenia Marokańczyk, pragnący założyć rozlewnię wód mineralnych oraz sieć kameralnych hoteli, Achmed Yacobi, który skrzętnie organizuje wspólne spotkanie, doprowadzając Madę oraz Marcina do stworzenia szczęśliwego związku (co nie udaje się Tinie i Kacprowi).
Cała ta historia jest zabarwiona naturalnym klimatem dojrzewania, które toczy się własnym, nieposkromionym rytmem, osnutym magią niewiedzy i mądrością nabywanych doświadczeń. Są więc wzloty i upadki, fascynacje i rozczarowania, śmiech oraz łzy – a wszystko takie prawdzie, znane każdemu odbiorcy z własnych podwórkowych wspomnień. To opowieść nie tylko o dorastaniu, buncie, miłości, ale też o przywiązaniu, przyjaźni, ambicjach, nałogach, przykrych konsekwencjach, odrzuceniu i samotności, opatrzona całą masą cudownych cytatów, jak choćby:
Ile wielkich spraw w życiu człowieka zależy od maleńkich, niedostrzegalnych nieomal decyzji?
Miłość nie miłość, musisz zachować swoją twarz.
Można tęsknić za kimś, będąc o dwa kroki.
Czasami zmarnowane przedpołudnia dłużej pozostają w pamięci niż inne.
Ułamki wrażeń dobrych i złych dodawać do siebie, odejmować. Ale żeby dokonać takich działań na ułamkach, trzeba dla nich przede wszystkim znaleźć wspólny mianownik.
Czasami uda się człowiekowi przeżyć coś, dla czego chciałby jakiejś szczególnej scenerii, żeby pogłębić efekt, żeby odebrać wrażenie mocniejsze, które zostałoby w pamięci także i obrazem chwili. Czasami znowu udaje się znaleźć samą tylko scenerię, fascynujące otoczenie, w którym nie dzieje się nic. To tylko malarstwo i literatura mogą zespalać dowolnie formę i treść. W życiu jest inaczej.
Czy to w ogóle była miłość? Chyba tak. Chyba w żadnym innym uczuciu ludzie nie mijają się tak często jak w tym. W gęstwinie słów, gestów, spojrzeń najtrudniej odnaleźć te, które są potrzebne.
Czasami człowieka łamią drobiazgi, wrażenia, do których wstyd się nieomal przyznać.
Nie pozwól sobie wiązać chustki na oczach – w ten sposób można się potknąć i o zapałkę…
Człowiek, który kieruje się tylko rozsądkiem w rozstrzyganiu osobistych spraw, łatwo może stać się oschły i bezwzględny, chociaż nie musi! Ten znowu, który ulega jedynie rytmowi swojego serca i przyspieszone jego bicie traktuje jako sygnał do podjęcia odpowiednich decyzji, łatwo może przegrać… chociaż także nie musi.
W ciszy człowiek dokładniej chwyta wszystkie warianty własnych rozterek i niepokojów. Trudniej mu podjąć decyzję i to, co uważał już za rozstrzygnięte, znowu zaczyna rozmieniać na drobne.
Jeżeli nie chcesz komuś słowami sprawić przykrości, to lepiej nic nie mów, zawsze można zamienić słowa w uśmiech na grzeczne do widzenia.
To te z książek, które czyta się na jednym wdechu, z przykrością stwierdzając, że już koniec. To te z książek, na których powinny wychowywać się pokolenia. Mocno polecam, niecierpliwe oczekując listonosza, który zapuka do drzwi i wręczy mi kopertę z kolejnym dziełem Krystyny Siesickiej, mianowicie: „Opowieści rodzinne: Falbanki, Woalki i Wachlarze” 😉
Mi też jakoś umknęła „Zapałka na zakręcie” w dzieciństwie, choć pamiętam, że gdy w podstawówce pomagałam w szkolnej bibliotece ten tytuł się przewijał. Nie wiem czemu po niego wtedy nie sięgnęłam, ale też mam ochotę to nadrobić 🙂
Zapewniam, że warto: książka niby z tych dla młodzieży, ale czytając ją w życiu dorosłym dostrzega się zupełnie inne przesłanie (choć mentalny powrót do tego młodzieńczego klimatu to genialne uczucie 🙂 )