Świat oczami dziecka postrzegany jest zupełnie inaczej, chyba lepiej: barwniej, z nutką tajemnicy, niedookreślenia, fantazji, co wynika i z nieznajomości wielu zjawisk, i braku praktyki, i większej wyobraźni, i po prostu tej małoletniej naiwności, która w dorosłym życiu staje się wadą. Później to baśniowe postrzeganie tudzież strachy zamieniają się na te realne, mające potwierdzenie w otaczającej, namacalnej, a nie ułudnej rzeczywistości. Bo właśnie w miarę dorastania człowiek podejmuje decyzje czy zupełnie podda się owej przyziemności, czy jednak w jakieś więcej niż ludzkie licho będzie wierzył, choćby leśne, czy gwiazdy będzie łowił z jeziora, czy poprzestanie na zerkaniu w górę, czy podmuch wiatru przyniesie zapach kwiatów, dymu ogniska, grzybów, turzycy i suchego kurzu, czy tylko spalonego mleka oraz parującego asfaltu, czy na łące będzie szukał wzrokiem świerszczy i robaczków świętojańskich, czy jedynie odganiał od natrętnych komarów, czy zachwyci kłębiastą chmurą, kroplą rosy, puszystym dmuchawcem, dźwiękiem kukułki i brodzącą czaplą, czy zwyczajnie braknie mu na to chęci, wrażliwości i czasu. Kwestia wyborów i zapewne po części duszy. Albo duszy i po części wyborów.
I o takich dziecięcych rozeznawaniach i uniesieniach jest „Jak na huśtawce” Leonida Siergiejewa, którą też jakimś dziwnym sposobem pominęłam w dzieciństwie, a szkoda, bo zapewne wtedy, właśnie przez wzgląd na wiek, czytałoby mi się ją jeszcze przyjemniej (a tak to trochę przeszkadzało mi, że składa się z wielu, zaledwie 2-5 stronicowych powiastek; ale to wszystko, bo w całości nadrabia treścią). A jest to historia będącego w wieku wczesnoszkolnym Jegora Pienkina, który w asyście Wowki, Jurka, Borki, Kolki, Pietki, Filipa, Nataszy, Leny, Nadii mieszka w niedużej osadzie, pozbawionej tramwajów, ogrodu zoologicznego oraz cyrku, ale za to z kinem, niebieskim autobusem, drewnianymi płotami, na pół asfaltowaną, na pół brukowaną drogą, a także całą masą strumieni, jezior, przydomowych ogrodów z brzozami, jabłonkami, śliwami, krzewami porzeczek (z których owoców powstają przepyszne, zawiesiste, pachnące kompoty babci), indykami, kogutami, świnkami morskimi, byczkami, jeżami, królikami, żółwiami, psami, kocurami, lasów wypełnionych poziomkami, jeżynami, malinami, zagajnikami czy strzelistymi sosnami, który na swój własny sposób stara się posklejać świat: wraz z jego wszystkimi dźwiękami, pejzażami, zwierzętami, roślinnością, zdarzeniami, rozmowami, pragnieniami, konsekwencjami i napotkanymi osobami. Sposób jego odbioru jest świeży, prostoduszny, trochę bajkowy, naznaczony bezzasadnymi lękami (przed przejściem przez mostek, ciemnością, wodnymi duchami), podziwami, autorytetami (szewc Kola, który z butów wyczytuje dzieje ich właściciela albo trębacz z muszli koncertowej, bowiem gra lekko, cicho i pięknie), ale też nie wyzbyty rys w postaci zazdrości (a to długich rąk, nóg, a to bystrości czy jakiegoś przedmiotu), egoizmu (nie lubi nikomu nic pożyczać) bądź złośliwości (wyśmiewa innych), lenistwa, zakłamania, przechwalania, obrażania, co jednak wiąże się z przykrymi rezultatami, stanowiącymi umoralniające lekcje.
„Jak na huśtawce” to licząca 170 stron książka, złożona z 40 króciutkich opowiadań, wydrukowanych bardzo przystępną, dość dużą czcionką (Instytut Wydawniczy „Nasza Księgarnia”), stąd czyta się ją błyskawicznie. Napisana bardzo prostym językiem, acz wypełniona niesamowicie pięknymi opisami przyrody, wprost dającymi odczuć sielską atmosferę wsi. Poprzez perypetie małego chłopca ukazuje jak wspaniale radować się drobiazgami, dostrzegać czar codzienności i korzystać z wyobraźni, jednocześnie, obserwując i nabywając doświadczeń, uczyć się życia oraz poprzez budowanie relacji międzyludzkich funkcjonowania w społeczeństwie, co nierzadko nakłania do bacznego słuchania odmiennych poglądów i obserwowania drugiego człowieka, pozwalającego rozwinąć się empatii, pokorze jak również tolerancji.
Twoje włosy są jakby… jaśniejsze? 🙂
A na jakiej podstawie tak stwierdzasz? 🙂