Gdy czarne myśli zalewają jeszcze czarniejszą duszę, a czarny kot przebiega mi drogę, zaświadczając, że ten pech wcale nie wypływa z jego puszystego ciałka, lecz jest konsekwencją nieodpowiednich czynów, słów, wyborów, bywa po prostu chichotem Losu, który dławiąc zabawne wibracje, przytyka dłonią szyderczo rozdziawione usta, podążam brzegiem ciemnogranatowej rzeki, która wije się między gęstwiną lipcowych drzew i ciągnąc tak nogę za nogą, wdycham mrok nieba, pomijając blask świecących gwiazd. I nagle przypominam sobie, że w „101 Dalmatyńczykach” szczególnie lubiłam Cruellę Demon:
źródło ilustracji: https://cinemaundressed.files.wordpress.com/2012/10/cd2.jpg
w „Smerfach” Gargamela:
źródło ilustracji: http://bi.gazeta.pl/im/4/10568/z10568694IH,fot–youtube-com.jpg
a w „Królewnie Śnieżce” Złą Królową:
źródło ilustracji: http://4.bp.blogspot.com/-dS-JlJ8apEA/VeySg1C1fLI/AAAAAAAAApE/zBv2pKSD8RA/s1600/evil-queen-snow-white.jpg
Tak przeważnie było ze wszystkimi postaciami, które miały w sobie pierwiastek zła – to ich ze skrywaną niecierpliwością, specyficznym napięciem oczekiwałam, bo w zderzeniu z mdłymi jak kasza manna przyzwoitościami, postrzegałam je jako te bardziej atrakcyjne, różnorodne, wabiące elektryzującą nierządnością – ulegałam więc czarowi nikczemności, mając dobro za nic, za nudną bajkową normę, która jak się później okazuje w codzienności jest jedną z najpiękniejszych i najtrudniejszych sztuk, wymagających wyjątkowego poświęcenia, wielu wyrzeczeń, umiejętności słuchania, empatii i zainteresowania, ofiarowując w zamian uczucie dumy przydatności (nie mylić z fałszywą pychą) ze zmiany czyjegoś lub swojego (ale z wyzbyciem niezdrowego egoizmu) na lepsze, zaś wszelkie nieprawości są jak kremówka pochłonięta nocą w trakcie ścisłej diety, jak seks z nieznajomym, będąc w stałym, udanym związku, zatem kosmicznie efemeryczną przyjemnością.
Tyle, że dobro ciągnie się latami – zło w sekundzie rozwala cały wcześniej podjęty trud. Dobro koi – zło pogrąża (nie jak smutek, który roztrzaskuje serce na kawałki, lecz jak ogień piekielny trawiący duszę, odbierając człowiekowi poczucie jakiejkolwiek godności, umiejętność prawidłowej oceny sytuacji, oceny kogokolwiek, włącznie z samym sobą, bo zło zabija od środka, doszczętnie wyniszcza, czyni życie oraz jestestwo pustym, nieużytecznym, bezsensownym).
Dobro jest dla silnych – zło dla słabych.
Stąd po powrocie sięgam po książkę o tych, którzy dają się omamić, a potem popadają w obłęd i robią coś, czego z pewnością nie powinni; sięgam po „Zapisane w wodzie” autorstwa Pauli Hawkins (kojarzona z głośnym bestsellerem „Dziewczyna z pociągu”).
I poznaję historię pełną niedobrych sekretów, która dzieje się w Beckford, a to przecież porąbane miasto. Piękne, czasem zapierające dech w piersi, ale cholernie dziwne. Jakby na uboczu, całkowicie oderwane od otoczenia. I w sumie takie jest, bo do najbliższego cywilizowanego miasta jedzie się stad godzinami, oczywiście zakładając, że Newcastle jest cywilizowane. Beckford to dziwne miasteczko o dziwnej historii, pełne dziwnych ludzi. Przez sam jego środek przepływa rzeka, która jest chyba najdziwniejsza ze wszystkiego, bo gdziekolwiek się obrócisz, w którąkolwiek pójdziesz stronę, zawsze się na nią natkniesz.
A prowadzi ona do owianego katastroficzną legendą Topieliska, będącego buchtą, zwykłym zakolem, to wszystko. Można je znaleźć, podążając brzegiem rzeki, która wije się, zwija i zawija, przybiera i wylewa, daje życie i je odbiera. Raz zimna i czysta, to znów nieruchoma i mętna. Klucząc, przepływa przez las, jak nożem przecina wzgórza Cheviot, a potem na północ od Beckford, zwalnia. Przez chwilę odpoczywa – w Topielisku.
To idylliczny zakątek: ścieżka wśród cienistych dębów, platyny na wzgórzach i pochyła piaszczysta plaża na południowym brzegu. Można tam popływać, powiosłować, zabrać ze sobą dzieci. Doskonałe miejsce na słoneczny piknik.
Ale pozory mylą, ponieważ jest to również miejsce śmiertelnie niebezpieczne. Woda, ciemna i błyszcząca, ukrywa to, co czai się pod powierzchnią: zielska, które mogą opleść nogi i pociągnąć pływaka na dno, ostre głazy, które tną jak brzytwa. A nad tym wszystkim góruje wielka szara skała, jak wyzwanie, jak prowokacja (…) bo od stuleci przyciąga na brzeg wszelkiego rodzaju kobiety pechowe, zrozpaczone i zagubione.
Tak się niestety stało, że pociąga na dno również Danielle (Nel) Abbott, która od najmłodszych lat wykazywała fascynację tym, co nierozwikłane, paranormalne, makabryczne, pokręcone, groźne, nienamacalne, wręcz na granicy szaleństwa; bowiem zapamiętale fotografuje miejsce kaźni, zbiorowej samozagłady, z rozkoszą docieka jak to jest się topić i co się wtedy czuje, przeprowadza wywiady, dopisuje własne spostrzeżenia, formuje po swojemu opowieść o nieszczęśnicach, ukaranych czarownicach lub ofiarach morderstwa jakiegoś pałającego nienawiścią psychopaty. A swoim utonięciem układa dla najbliższych zagadkę – właściwie dlaczego tak się stało: czy to przypadek? czy ta chora gloryfikacja? może strach? nonsens? niezrealizowanie? utrata kogoś bądź czegoś? apatia? a może po prostu zbrodnia?
Głowi się romansujący z nią kiedyś Detektyw Inspektor Sean Townsend (w tle z agresywnym ojcem Patrickiem i pokrzywdzoną, bardzo przykładną żoną Helen), który zresztą w podobny sposób stracił matkę Lauren, głowi, mająca na koncie homoseksualny romans, pomocnica Sierżant Erin Morgan, także nastoletnia córka Lena, ubolewająca, z powodu zakazanego uczucia, nad utratą najdroższej przyjaciółki Katie, czego nie może zaakceptować jej wrogo nastawiona do zmarłej rodzicielka Louise Whittaker, nie mająca pojęcia o zmowie milczenia, w którą został wciągnięty syn Josh, również, z powodu niewyjaśnienia, zaprzeszłych drwin, utrwalonych zahamowań, cielesnej krzywdy, stale rozdrapująca rany młodsza siostra Jules, nie głowi z kolei Nickie Seage, ale takiej co stawia taroty, kontaktuje ze zmarłymi i odprawia wszelkie szarlataństwa nikt nie chce wierzyć.
A jak się ma do tego zawleczona do wody Libby Seeton? Zawzięta albo zrozpaczona Anne Ward? Obrzydliwy macho Robbie Cannon? Stara chata Wardów? Domek letniskowy w Howick? Bransoletka z inicjałami? Tabletki na odchudzanie „Rimato”?
Przekona się ten, kto przeczyta tę pozycję.
„Zapisane w wodzie” to niepokojący thriller o zagubieniu, lękach, niedopowiedzeniach, o popełnianiu błędów, o ich konsekwencjach, o zacietrzewieniu, zemście, kompleksach, trzymaniu urazów, zakopywaniu w uczuciu własnej niedoli, o nienawiści, zazdrości, tajemnicach, wyrzutach sumienia, życiu, śmierci, samobójstwie i zabójstwie, o cierpieniu, posmakowaniu zakazanego i rozsmakowaniu w nim, próbie sklejania relacji, tworzeniu ich na nowo, przyjaźni, miłości, dojrzewaniu i starości, o samotności, braku nadziei, braku zaufania, poczuciu niemocy, nieodpowiednich wyborach i niezdrowych fascynacjach – o tym, co w człowieku liche, ponure, złe i przerażające. A wszystko na tle przyrody, która niepokoi swoim osobliwym wdziękiem.
Ciężko jest być dobrym człowiekiem, bo fajnie ulegać pokusom, niemniej jednak warto ulec tej książce, naprawdę warto.