Pada. Lubię, gdy pada: czasem cieniutkie igiełki tną krajobraz na miliony frędzelków, czasem mocno uderzają o domy i chodniki, rozlewając po nich niczym plazma. Chmury wyciskają ściereczki po solidnych porządkach lub anioły płaczą nad marnością swoich bliskich, którzy tak naprawdę nie wiedzą, co jest w życiu najważniejsze. Wędruję co raz okrywana przezroczystą zasłoną, a ona jakimś dziwnym trafem nie moczy moich włosów; najpierw sama, mając ochotę zamroczyć umysł jakimś konkretnym psychotropem ewentualnie butelką wódki, potem z moimi przekochanymi pieseczkami, niestety kierując kroki do Lecznicy Weterynaryjnej, bo ten kudłaty brzuszek jest chory i boli:
I chociaż też wolałabym, by bolał mnie brzuch niż dusza, to tego maleństwa tak bardzo mi szkoda – tak bardzo, że przyrządzając jej lekkostrawną potrawkę, przypaliłam garnek z gotującą się marchewką, ale to już nie pierwszy raz…
Świat płacze, a wtedy dobrze, sącząc razem kolorowego drinka, w tym przypadku gruszkowego („Sprite” + wódka o smaku gruszkowym + gruszka + jabłko+ syrop o smaku jabłkowym+sok z limonki+lód)
osuszyć te łzy jakąś książką bądź filmem – My oglądamy ich wiele, więc poniżej opowiem krótko o 3, które mi się podobały i takim, na którym, mimo ogromnych pokładów cierpliwości, ledwo usiedziałam w kinie, przeklinając w duchu, że nie znajduję się w tej chwili w domu lub w jakiejś klimatycznej kawiarni.
Najpierw te godne uwagi:
1. „Mała dziewczynka, która mieszka na końcu drogi”, reż. Nicolas Gessner – to oprószona tajemnicą, wręcz magiczna, przeszywająca dreszczem strachu i niepewności historia 13-letniej Rynn Jacobs (Jodie Foster), która wraz z ojcem, będącym znanym poetą, przeprowadza się z Anglii do niewielkiego miasteczka w stanie Maine, gdzie zamieszkują w usytuowanym na uboczu nadmorskim, otoczonym zaroślami starym domu, wynajmowanym od Pani Hallet (Alexis Smith). I choć tak być nie powinno, to z czasem właścicielka zaczyna coraz częściej nachodzić swoich lokatorów, a ma ku temu 3 poważne powody: po pierwsze wyczuwa, że jej mający pedofilskie skłonności syn Frank (Martin Sheen) zaczyna interesować się dorastającą dziewczynką, stąd ostatecznie go nie pogrążając chce w jakiś sposób kontrolować sytuację, po drugie dostrzega, że ona nie uczęszcza do szkoły, a po trzecie, że zawsze jest sama. Z tych natrętnych wizyt nastolatka potrafi skutecznie wybrnąć, ponieważ jest jak na swój wiek nadzwyczaj dojrzała (uczy się hebrajskiego, słucha symfonii Chopina, rozczytuje w poezji Emily Dickinson), inteligentna, o zaskakujących spostrzeżeniach dotyczących ludzi, świata, wolności, relacji, systemu edukacyjnego (sprowadza się wyłącznie do bezsensownego wkuwania suchej teorii, zabierając sposobność autentycznego przeżywania) i tych, którzy przeważnie są głupsi, a za wszelką cenę pragną rządzić, toteż narzucając większości schemat postępowania oraz myślenia odbierają im wolność; ma więc odwagę, by poddać krytyce określone normy i otwarcie się im przeciwstawić, do tego odznacza się samodzielnością, opanowaniem, sprytem, elokwencją, umiejętnością planowania i jak się później, po wydarzeniu potwornej tragedii okazuje [która zresztą zbliża ją do starszego od siebie niepełnosprawnego Mario (Scott Jacoby)]: chłodem oraz okrucieństwem.
Posępna atmosfera, niesamowite napięcie, upiorność, bezlitosna samotność, cała masa niedomówień, żonglowanie emocjami widza, a to wszystko przy umiarkowanej dynamice i małej ilości efektów specjalnych.
Psychologiczna, niezwykle wciągająca opowieść przesycona grozą.
źródło: https://i1.fdbimg.pl/6zatmk/1194x741_knfk0m.jpg
2. „Nie będę cię kochać”, reż. Janusz Nasfeter – akcja filmu rozgrywa się w latach 70-tych, w niewielkiej miejscowości, gdzie każdy każdego zna, zbyt dużo o nim wie, a tę wieść niczym legendę przekazuje z ust do ust. Tam własnie, w chatce, nieopodal jezior i lasów, mieszka urocza, wrażliwa, skromna blondyneczka o imieniu Ania (Grażyna Michalska), która pasjonuje się śpiewem, tańcem oraz narciarstwem wodnym. Jednak coraz cięższa sytuacja w domu nie pozwala jej spokojnie, z radością w sercu i odpowiednią koncentracją realizować tych pasji, nawet stosownie przygotować do lekcji, bowiem ojciec (Tadeusz Janczar), podobnie jak miejscowi, zaczyna sięgać do kieliszka, w efekcie inicjuje kłótnie oraz traci różne posady. Dziewczynka odczuwa nieprawdopodobny wstyd, zwłaszcza z chwilą, gdy znajduje rodziciela w rowie, gdy dostaje od niego w twarz i gdy wysyła ją po piwo do pijalni, stąd stara się ukryć smutną prawdę przed całym światem, ale to nie jest możliwe, bo ludzie plotkują, zwłaszcza, że alkoholizm jest w tej społeczności na porządku dziennym. Niestety Ania nie otrzymuje zrozumienia od przygnębionej matki (Henryka Dobosz), która zdaje się nie ma siły walczyć z pojawiającym nałogiem, więc jej aktywność sprowadza się wyłącznie do narzekania i próśb. Jedyną opoką jest zakochany w niej tutejszy lowelas – Rysiek Pukuła („Puk”) (Bogdan Izdebski), do którego w momentach szczególnego cierpienia ucieka, by co prawda z wdzięczną nieśmiałością odpierać jego zaloty, ale też usłyszeć parę naprawdę mądrych słów pokrzepienia.
Film Janusza Nasfetera dotyka problemu powszechnego i bolesnego jakim jest alkoholizm w rodzinie, z którym przychodzi zderzyć się nieletnim, kompletnie nie pojmującym dlaczego tak się dzieje. Z tego wszystkiego rodzi się wstyd, strach, utrata poczucia własnej wartości, wycofanie, nadmierna dorosłość, bywa, że próba pozornej akceptacji [jak w przypadku sympatycznego Adasia (Krzysztof Sierocki)], także bunt, nienawiść i twarda skorupa [należy przytoczyć postać Bożeny (Bożena Fedorczyk)], co może doprowadzić do ogromnego dramatu [a chodzi o nikogo innego, jak o delikatną, skromną, cichutką Agatkę (Monika Szatyńska)].
Tutaj trzeba wsłuchać się w dziecięce dialogi, by zrozumieć, że w zderzeniu z osobistą tragedią potrafią wysnuwać wnioski dojrzalsze od nich samych.
źródło: https://img.cda.pl/vid/oryginalne/49c20b334bee1cebc571f8604f18d70d-111.jpg
3. „Pułapka na Kopciuszka”, reż. Iain Softley – to z pewnością nie baśniowa opowiastka o pięknej dziewczynie wykorzystywanej do roli służącej, która przy pomocy dobrej wróżki wyrusza na bal, gubi szklany pantofelek i koniec końców wychodzi za mąż za księcia o złotym sercu – przeciwnie, to przerażająca historia o bestialskiej intrydze, w którą zostają wplątane dwie przyjaciółki: Micky (Tuppence Middleton) oraz Do (Alexandra Roach), gdzie jedna staje się obiektem pożądania, złowieszczej fascynacji drugiej, chcącej jednocześnie i ją naśladować i posiadać tylko dla siebie i nią być. Wybucha więc pożar, gdzie któraś ginie, a ta, co przeżyła zmaga się z amnezją, utrudniającą dojście do prawdy, bowiem mota się nie tylko we wspomnieniach, ale także we własnej tożsamości, aczkolwiek pamiętnik, kilka przedmiotów i napotkanych po drodze osób pozwolą posklejać te strzępy w całość – makabryczną całość.
(Nie)doskonały spisek, zazdrość, porachunki, nienawiść, chore żądze, niezrealizowanie, mroczne sekrety, obietnice, rozpacz i marzenia w bardzo dezorientującej fabule, która finalnie zaskakuje.
źródło:http://2.bp.blogspot.com/-bijx9IpUzNA/VdR_Dlhi0-I/AAAAAAAAGIc/EC0lL6pWmOQ/s1600/Trapforcinderella.jpg
A teraz czas na mój gigantyczny zawód filmowy, czyli:
4. „Song to Song”, reż Terrence Malick – to ponad 2 godziny w świecie muzycznej bohemy, o wejściu do której marzy niezdecydowana Faye (Rooney Mara) i marzy romantyczny BV (Ryan Gosling), co poniekąd umożliwia im rozsławiony, zjadliwy, wycwaniony, obrzydliwie bogaty, wpływowy producent Cook (Michael Fassbender), wikłając ich w zagmatwany miłosny trójkąt, gdzie po jakimś czasie dołącza także kelnerka Rhonda (Natalie Portman). I choć jego intencje nie są klarowne, to zapatrzeni w niego młodzi, naruszając własne zaufanie, ale jednocześnie tak dzielnie o nie zabiegając, robią to, co im pan i władca nakazuje.
W zasadzie to każdy tu za czymś tęskni, poszukuje, snuje po luksusowych i mniej pomieszczeniach, sięga po rozmaite środki, by osiągnąć cel, ale w efekcie się gubi i znowu pozostaje boleśnie osamotniony.
To z pewnością bardzo poetycka produkcja, w której widać zachwyt nad światem pełnym skomplikowanych relacji, trików, motywów, sprzeczności, zagubienia, rozdarcia, dróg, wyborów, mrzonek, rozterek, nad jego pięknem, nad procesem tworzenia, aż kipiący pasją, głęboko ukrytą symboliką, wielogłosowością, powciskaną między fabułę i w samą fabułę, rozciętą na tysiące obrazów, zbliżeń, spojrzeń, gestów, tożsamości, opowiedziany specyficznym językiem artystycznym, nawet z monologiem wewnętrznym a nie dialogiem na czele, wszakże dla mnie zbyt rozwleczony, zbyt chaotyczny, zbyt męczący – to taki strumień świadomości przerzucony na język filmu.
źródło: http://ca.static.lalalay.com/upload/images/real/2017/01/05/terrence-malicks-song-to-song-to-open-sxsw-film-festival__194894_.jpg