Zawsze powtarzam, że nie lubię komedii romantycznych, bo tak jest, więc zasadniczo ich nie oglądam, nie oczekuję ze zniecierpliwieniem i celowo nie szukam propozycji na niedzielne popołudnie w obrębie tego gatunku, ale czasem zdarzy mi się przysiąść i zobaczyć, a dzieje się to z 3 powodów:
- Ktoś bardzo, bardzo, BARDZO poleca zaprzysięgając się na własne kończyny, że warto (czy to w cztery oczy, czy w jakiejś blogowej recenzji).
- Akurat leci w tv, a jest okres świąteczny, w którym panuje nieśpieszna, domowa atmosfera, więc włącza się bezwiednie, o tak po prostu.
- Nie ma okresu świątecznego, lecz ciemna strona mocy przemożnie pcha nas do kina, bo lubimy tam bywać, a poza komedią romantyczną (której nie widzieliśmy, bo to, co nas interesowało już obejrzane) puszczają jeszcze „Traktorek Florek” oraz „Tedi i mapa skarbów”.
I właśnie w zeszłą niedzielę zadziałał czynnik numer 3 – w efekcie pojawiliśmy się z nielegalnie wniesioną butelką wody i puszką coca-coli w okolicach godziny 18.00 w tutejszym kinie, gdzie spoczywając w 9 rzędzie na czerwonych fotelach zatopiliśmy się w niezbyt skomplikowaną, w zasadzie przewidywalną, banalną historyjkę o miłości, do której prowadzi usiana kłamstwami droga – chodzi oczywiście o film „Narzeczony na niby” w reż. Bartosza Prokopowicza.
Główną bohaterką jest Karina (Julia Kamińska), która postanawia zaskoczyć swojego narzeczonego Darka (Piotr Adamczyk), a zarazem szefa (irytujący wtrąceniami z języka angielskiego reżyser telewizyjnego show muzycznego), nie wiedząc, że zostanie jeszcze bardziej zaskoczona przez niego; po przygotowaniu lasagne i przyodzianiu w czarną koronkową bieliznę uwodzicielsko rozkłada się na łożu i… zasypia, by zostać obudzoną przez damski chichot kobiety ubranej w identyczny komplecik. Zdradzona, upokorzona i wściekła zarzuca płaszcz, wsiada do samochodu i jakby tego wciąż było mało ma stłuczkę – tutaj ponownie zbłądził mężczyzna, jednak lituje się nad nim, biorąc winę na siebie, bowiem Szymon (Piotr Stramowski) jest taksówkarzem, do tego samotnie wychowuje syna, a taksówka to kluczowe źródło dochodu. Aczkolwiek za ten heroiczny czyn oczekuje rewanżu, mianowicie Szymon ma przede wszystkim przed jej stanowczą, stereotypową, planującą pozostałym, najlepiej dostatnie, prestiżowe życie matką Anną (Dorota Kolak) udawać Darka (bo zdążyła się nim pochwalić) na ślubie siostry Basi (Sonia Bohosiewicz) oraz Bartka (Tomasz Karolak), którego orientacji seksualnej ta przestaje być pewna, gdy raz natykają się na basenie na dawnego kolegę Barnabę (Mikołaj Roznerski), dwa przyszły mąż zamiast „Litów do M.” woli obejrzeć „Płynące wieżowce”. Ogólnie poplątana sytuacja zaczyna komplikować się z chwilą, gdy do programu przy którym pracuje Darek i Karina trafia za namową, szczerze kibicującego wnukowi dziadka Franka (Krzysztof Stelmaszyk), utalentowany Tolek (Jan Szydłowski), będący synem Szymona – sęk w tym, że to ma być tajemnica, gdyż chcąc sprawić ojcu radość (załamał się po śmierci żony), zamiast na co dzień śpiewać, realizuje jego piłkarską pasję. Do tego całego zamieszania zostaje również wplątana asystentka Kasia (Barbra Kurdej-Szatan), która ma się zabawić w szpiega i trochę pośledzić Karinę i jej nowego wybranka. Cała historia ma naturalnie swój szczęśliwy koniec, bo niedomówienia zostają dopowiedziane, złe się wyjaśnia, porzuceni pocieszają się innymi, a ci, którzy mają być ze sobą już od samego początku po prostu ze sobą są.
„Narzeczony na niby” to komedia romantyczna, której drugi raz bym nie obejrzała, nawet jakby leciała w leniwym okresie świątecznym w tv (na przykład pierwszą część „Listów do M.”, „Dlaczego nie!”, „Nigdy w życiu” oraz „Ja wam pokażę!” widziałam kilkukrotnie i klimat tych polskich komedii mi odpowiada; są bardzo wdzięczne w odbiorze), bo całość, poza tym, że oklepana, wydaje mi się dość sztuczna (zwłaszcza mam tu na myśli wymuszony humor, co nie oznacza, że śmieszne fragmenty się nie pojawiają), mdła i chaotyczna (brakuje mi tu płynnego połączenia i doprecyzowania niektórych wątków, w szczególności tego monitorowania Kariny przez Kasię, o czym się mówiło, lecz nie zostało pokazane), jednakże czas w kinie upłynął mi dość przyjemnie – myślę, że to za sprawą uroczo i z pełnym zaangażowaniem kreującej swoją postać Julii Kamińskiej, którą wreszcie miałam okazję zobaczyć na większym ekranie.
źródło ilustracji: http://static.wirtualnemedia.pl/media/top/NarzeczonyNaNiby_plakat655.png
źródło ilustracji: https://d.wpimg.pl/1110556777-110828710/narzeczony-na-niby.jpg
źródło ilustracji: http://1.fwcdn.pl/an/np/867323/2017/12798_1.7.jpg
źródło ilustracji: http://s.redefine.pl/dcs/o2/redefine/cp/5o/5oydgmojrvqd9er3y6uqkmjzx8azve47.jpg
źródło ilustracji: https://ocdn.eu/pulscms-transforms/1/GqOktkqTURBXy8wZjMwYTM5ZGYyZTZlZTFjNzQxMDhmYTBkY2VhNTc4MS5qcGVnkpUDAADNBdvNA0qTBc0DIM0Bwg