Każdy człowiek się czegoś boi (a już na pewno każdy obawia się sytuacji, w której niczym gap debil stanie zupełnie bezradnie i nie będzie mógł zrobić nic zupełnie, by nie doszło do oczywistego, przypieczętowanego przez Siły Wyższe dramatu – pozostanie mu tylko cielęce spojrzenie i blizna gotowa do rozdrapywania w najmniej spodziewanych momentach), bo w karty życia wpisane są nieoczekiwane i zupełnie przewidywalne (kiedy to sami sobie) tragedie, wyniszczające lęki i uzasadnione strachy, wszak każdy reaguje na nie inaczej: darciem gęby, drażliwością, gniewem, zamurowaniem, uczuciem pustki w głowie, omdleniem, ucieczką (albo instynktownie przed siebie, albo na przykład w jakiś nałóg; łudząc się, że to sposób na przetrwanie), nerwowym chichotaniem (Boże, miewałam tak czasem – coś potwornego, gdy człowiekowi histerycznie chce się śmiać w obliczu zupełnej katastrofy, bo sytuacja tak bardzo go przerosła, że zaczyna zachowywać się jak idiota), suchością w gardle, drżeniem, dalej jest i czas na zemstę i na rozpacz i depresję i samobójstwo, i na różne psychozy, nerwice, zaburzenia lękowe, ciągnące za sobą masę somatycznych objawów (kula w gardle, derealizacja, łomotanie serca, duszności, ścisk w klatce piersiowej, tiki, migreny, bóle brzucha, kości, zlewne poty, trzęsawice, drętwiejący język, żuchwa, problemy z pamięcią, koncentracją, swędząca skóra, wzdęcia, zasłabnięcia i tego typu przyjemnostki). Każdy ma również osobistą granicę, fiolkę wypełnioną opanowaniem, która po przekroczeniu czy wyparowaniu zostaje zastąpiona totalnym szałem (najgorzej, gdy ktoś na co dzień słynie z anielskiej cierpliwości, bo to oznacza, że potrafi dużo i długo kumulować, ponieważ gdy przyjdzie chwila, że struna pęknie, to wtedy wylewa się wszystko i ciężko powrócić do równowagi, stanu sprzed).
I właśnie na film o takiej złożonej z jednostkowych historii zbiorowej histerii wybraliśmy się 2 tygodnie temu do kina, bo ze wszech stron krzyczeli, że rany, że warto, że przełom, że super, że brylant; no to zachęceni, jednak zawsze z lekkim dystansem, który pomaga udźwignąć zawód oraz przetrwać, postanowiliśmy się przekonać czy to faktycznie takie genialne – mam na myśli naturalnie „Atak paniki” w reż. Pawła Maślony – i prawdę powiedziawszy nie rozumiem zachwytu…
A jest to opowieść mozaikowa, posklejana z kilku wątków, które w jakiś sposób się przenikają – odnoszą się one do chwili kryzysu, nieubłaganie doprowadzającej bohaterów do paniki i szaleństwa: wszystko rozpoczyna się od samobójstwa radiowca Witka (Daniel Guzdek), który w okresie nastoletnim był chłopakiem Kamy (Aleksandra Pisula), stąd przerażone owym faktem koleżanki z przeszłości wpadają trochę ją pocieszyć, bo może to przeżywa, i trochę rzecz obgadać, ale robią to w złym czasie, bo dziewczyna akurat trzepie kasę na seks kamerkach i rzecz jasna śmiertelnie obawia się zdemaskowania, bowiem społeczeństwo z mamą Krystyną (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik) na czele chwali ją za przyzwoite zarobki w równie przyzwoitej profesji, stawiając za wzór jej uzależnionemu od gier bratu Miłoszowi (Bartłomiej Kotschedoff), który telefonicznym szantażem wciąga w ten świat rodzicielkę, ponieważ sam jest terroryzowany przez anonimowego „Anioła zemsty”, jakim okazuje się naćpany młodzik Amadeusz (Olaf Marchwicki), czyli syn Andrzeja (Artur Żmijewski) i Elżbiety (Dorota Segda), którzy wracając samolotem z Egiptu odczuwają ciśnienie w postaci budowania dobrej relacji z szefostwem oraz taktownego zachowania względem natrętnego współpasażera Oskara (Nicolas Bro), korkującego tuż obok na zawał w wyniku turbulencji, co muszą tymczasowo zataić, by zdążyć na ważne spotkanie biznesowe. Małżeństwo w trakcie podróży poznaje irytująco wyczytującego z ich twarzy daty urodzenia i znaki zodiaku zwierzęcego behawiorystę Sebastiana Kamila (Adam Nawojczyk), który wraz z koleżankami Kamy został zaproszony na wesele (tam właśnie kelneruje Miłosz) ciężarnej Wiktorii (Julia Wyszyńska) oraz Dawida (Grzegorz Damięcki), który to krótko przed uroczystością umówił się na kolację z neurotyczną żoną Moniką (Magdalena Popławska), by uzyskać zgodę na rozwód (przy okazji się z nią przespał, tak na pożegnanie). Na tym weselu Monika niespodziewanie zaczyna rodzić (a przecież miała ustalone, że poród odbędzie się w prywatnej klinice, w wodzie, z muzyką Chopina lecącą z słuchawek), a ten poród odbiera nikt inny jak Sebastian Kamil we własnej osobie.
„Atak paniki” to film o wszechobecnym chaosie, skomplikowanych relacjach międzyludzkich, nakładaniu masek, wymuszonej przyzwoitości, podważaniu złudzeń, obsesjach, kłamstwach, niewierności, obnażaniu lęków tudzież wad, które się zlewają i potęgują, w efekcie z minuty na minutę wzrasta napięcie, które w końcu musi znaleźć ujście – u każdego zupełnie odmienne. Nie określiłabym go komedią (choć pojawiają się śmieszne zdarzenia, wszak to taki gorzki śmiech, wynikający z bezsilności), lecz dramatem o ludzkich słabościach, o realnych sytuacjach podbramkowych, które doprowadzają do furii, popłochu i dezorientacji.
Dla mnie to nie jest produkcja doskonała, bo brakuje mi tempa (czas baaardzo mi się dłużył), większej ilości czarnego humoru i tego tytułowego „ataku paniki” (wydaje mi się, że najwięcej jej było w zwiastunie), ale na pewno warta zobaczenia, choćby dla wątku wewnętrznie rozwścieczonej Agaty Segdy i poznającej tajniki wirtualnej rzeczywistości Małgorzaty Hajewskiej-Krzysztofik (jej mina na hasło: „kutasówa” – bezcenna) – one moim zdaniem są tu najlepsze!
źródło ilustracji: http://kulturalnysanok.pl/wp-content/uploads/2018/01/sm_2018-01-15-4627.jpg
źródło ilustracji: https://d-tm.ppstatic.pl/c1/37/ef5af38b19ac29d4a244665f0648.1000.jpg
źródło ilustracji: http://dobryfilmzlyfilm.com/wp-content/uploads/2018/01/bi.gazeta.pl_.jpg
źródło ilustracji: https://ocdn.eu/pulscms-transforms/1/i34ktkpTURBXy9iNTY5ODAxNmQzYTZlNDZkOWI4NDQ5OTAyNjVkNGFmMS5wbmeRlQLNBVYAwsM
źródło ilustracji: https://static1.s-trojmiasto.pl/zdj/c/n/9/1902/620×0/1902850-Atak-paniki-to-jedna-z-nielicznych-polskich-komedii-z-ostatnich-lat.jpg