Zachwycona tym byłam nieprzytomnie, omamiona doszczętnie – tym widokiem na niebieskawym niebie malowanym tuż nad moim kuchennym i codzienno-sypialnianym oknem: zawisła nad wycinkiem osiedla banalnego, choć sama tak bardzo niebanalna, efektowna kompozycja przyrody, ze zderzenia sprzecznych mas powietrza urodzona, z poskłębianej nadwyżki emocji i rozlicznych odcieni szarości (od srebrzystej bieli, poprzez chłodną stal, aż do czarnawego antracytu), złowieszcza, wielowarstwowa, postrzępiona Dama Szelfowa, zwiastująca oddech gwałtowny z lśnieniem pioruna i nieposkromioną ulewą.
Rozhisteryzowane piękno.
Waleczna bestia.
Szkwałowy wiatr.
I poszłam potem alejką między akacjami, czując w całym ciele brzęczenie pszczół i ziemistą świeżość powietrza.
A gdy wróciłam zasiadłam na chwilę w świecie Amélie Nothomb, bo lubię bywać w tej niejasności, w tym głębokim absurdzie – najpierw „Antychrysta”, dalej „Krasomówca” i „Kosmetyka wroga”, teraz „Higiena mordercy”.
To dokładne odtworzenie 5 wyselekcjonowanych wywiadów (sekretarz Ernest Gravelin dokonał wyboru: odrzucił gazety obcojęzyczne, reporterów kolorowych, magazyny kobiece, zbyt upolitycznione i medyczne) przeprowadzonych z frankofońskim, 83-letnim pisarzem Prétextatem Tachem, będącym twórcą 22 powieści (ale w szufladach jest jeszcze tyle, że będą wychodzić 10 lat po jego śmierci), niegdyś laureatem Nagrody Nobla, któremu pozostały 2 miesiące życia, bo zachorował na niezwykle rzadkiego raka chrząstki (syndrom Elzenveiverplatza), co w połączeniu z jego enigmatycznym (prawie całe dnie przesiaduje samotnie w ponurym pokoju, usytuowanym na parterze starej kamienicy: z nikim się nie spotyka, jest niechętny do przeprowadzania jakichkolwiek dyskusji), ciężkim charakterem (lubi upokarzać i złościć pretensjonalnych ludzi, lubi, gdy się przed nim płaszczą, ma talent do wymigiwania się, zmian tematu, rozmaitych dygresji, igraszek słownych – ciągle trzeba go nawoływać do porządku, wpada w gniew nagle, ale kontrolowanie, ma wyzbyte ekspresji dłonie i gładką, acz pogardliwą twarz, jest zwięzły w złośliwościach, nieprzeciętnie inteligentny oraz kąśliwy; istnieją przypuszczenia, iż jego agresywna poza to specyficzna kokieteria) i monstrualną grubością (jest tak opasły, że porusza się w fotelu na kółkach; charakteryzuje go nalana i pozbawiona zarostu buzia, poczwórny podbródek, świńskie oczka, nos jak kartofel, łysa czaszka, fałdy tłuszczu na karku i obwisłe policzki) wzmaga powszechne zainteresowanie. Sam autor doskonale zdaje sobie sprawę, że tutaj chodzi tylko i wyłącznie o chęć wyciągnięcia jakichś ekscytujących faktów, z których skrzętnie posklejają chwilową rewelację, w efekcie intelektualnie miażdży i dezorientuje rozmówców, posądzając ich o lekceważenie, poszukiwanie sensacji, brak profesjonalizmu, dyskrecji, niewdzięczność, zniekształcanie informacji, naprzykrzanie, oskarżanie i wmawianie; pierwszy dziennikarz zarzuca mu skromność, nadmierny krytycyzm odnośnie wyglądu, gardzenie uprzejmością (podczas gdy on akurat ma się za człowieka zbyt uprzejmego, co wynika ze znużenia i obawy przed staniem się zgorzkniałym), utożsamianie z bohaterami własnych książek, przesadzone metaforyzowanie, do tego stara się wmówić, że wspaniale rozumie treści, drugi pyta o zainteresowanie aktualnymi problemami (konflikt w Zatoce Perskiej) i rozkład dnia (w wieku 59 lat przestał pisać, czemu wcześniej oddawał się w zupełności, więc obecnie stał się smakoszem jedzenia, do tego ogląda w telewizji tylko reklamy, bawi się, bo po tym ma uczucie infantylności, które wzmaga upokorzenie, jakiego doznaje w trakcie mycia przez pielęgniarkę, również czyta klasyków, a jeśli coś mu się nie spodoba, to po prostu wyrywa kartki) ze szczególnym naciskiem na jadłospis [flaki smażone na gęsim smalcu, móżdżek w cieście, duszone cynaderki, oliwa z sardynek, tłusty bulion, surowy boczek, kogel-mogel, krówki, a wszystko zalane drinkiem alexandrem (likier kakaowy, koniak, mleko skondensowane, masło) oraz przepalone cygarami], trzeci nagabuje o przeszłość, pojęcie dobroci, to czy czeka na wybuch wojny i czy lubi młodych (lubi, bo są tym, czym on nie jest, więc zasługują na czułość i podziw: są piękni, zwinni, głupi i źli), czwarty prosi o wyjaśnienie sukcesu twórczości (ludzie nie pojmują jego książek, więc go nie czytają, w związku z tym uznają jego twórczość za sympatyczną, a jego powieści są gromkie jak klątwy i pełne nieczystości), stosunek do ludzi (nienawidzi gatunku ludzkiego, bo ludzie są zakłamani), do kobiet (nie znosi ich jeszcze bardziej niż mężczyzn, a tak samo jak wszelkich ofiar, ponieważ są brzydkie, szkodliwe, zazdrosne, fałszywe, uszczypliwe, podłe; Nie spotka pan nigdy dwóch kobiet toczących z sobą zdrową walkę na pięści czy bodaj solidnie sobie urągających. Wśród nich triumfują podstępne ciosy, drobne świństwa, które ranią boleśniej niż prawy prosty w szczękę. Powie pan, że to nic nowego, że od Adama i Ewy świat kobiet już taki jest. Ale ja powiem, że los kobiety nigdy nie był gorszy – zgódźmy się, że z jej własnej winy, tylko co to zmieni? Obecna sytuacja kobiet – to arena najobrzydliwszego z możliwych zakłamania), czytelnictwa (ludzie nie czytają, a jeśli nawet to robią, to bezrefleksyjnie, a po lekturze zawsze powinno odmienić się dotychczasowe spojrzenie, bo książki naznaczają oraz przeobrażają człowieka – niestety tak ma jedynie „śmietanka czytelnicza”, ponieważ większość to „czytelnicy-żaby”, którzy dokonują tego literackiego wyczynu bez żadnego wysiłku, stąd patrzą na świat równie powierzchownie, nie zyskując ani odrobiny czegoś więcej) oraz pisarstwa (prawdziwy pisarz musi mieć jaja, czyli odwagę przeciwstawienia się obłudzie, kutasa, a więc umiejętność tworzenia, wargi, zamieniające słowo w akt zmysłowy i służące do zamknięcia ust w przypadku spraw, o których nie powinno się mówić, ucho do wsłuchiwania wewnątrz samego siebie i rękę, dającą rozkosz z pisania), pyta o dzieciństwo (był mały, ale nigdy nie był dzieckiem), o poczucie szczęścia (czuje je wtedy, gdy ma spokój, a spokój zapewnia mu nicość) i desperacji (jest zdesperowany, bo nie świat, a życie jest źle urządzone), jednakże niezaprzeczalne starcie umysłowe rozpoczyna się przy piątym dziennikarzu, którym okazuje się być… kobieta – twarda, błyskotliwa i bardzo dobrze przygotowana, i to właśnie jej odtajnia mroczny sekret, odnoszący się do samodzielnie wymyślonej i niegdyś okrutnie zrealizowanej teorii „higieny wiecznego dzieciństwa”.
„Higiena mordercy” podobnie jak w przypadku pozostałych przeczytanych przeze mnie utworów autorstwa Amélie Nothomb nie jest długa, bo liczy zaledwie 181 stron (Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA), ale okazuje się, że to wystarczy, by w oryginalnym, zjadliwym stylu poszperać w upiornych zakamarkach ludzkiej duszy i pokrętności szaleńczego umysłu, które zagęszcza fatalnie duszna atmosfera ciemnego pokoju z przebudowaną na barek trumną. Są tutaj różne odmiany zła, brzydoty i deformacji. Jest też pycha, maska, podstęp, zbrodnia, ułomność, skrzywiona moralność i podświadomość. Być może potrzeba Katharsis. Ale także refleksje na temat czytelnictwa, kondycji i misji pisarza, dziennikarstwa, kobiet oraz ludzkiej przewrotności.
Oczywiście polecam. Zwłaszcza drugie dno tej nielitościwie posępnej historii.
Kiedy się zrobiło karierę, należy mieć jedną powieść nieukończoną, bo to dodaje wiarygodności. W przeciwnym razie uznają pisarza za trzeciorzędnego.
Niby jakim sposobem pisarz może być wstydliwy? To najbardziej bezwstydny zawód świata; poprzez swój styl, światopogląd, historię, czy poszukiwania pisarze zawsze mówią tylko i wyłącznie o sobie; co więcej, robią to za pomocą słów.
Niesmak niesmakowi nie równy; istnieje niesmak zdrowy i regenerujący, polegający na spiętrzeniu potworności celem uzyskania zdrowego, oczyszczającego, wesołego i męskiego skutku typu porządne wyrzyganie się; jest też inny rodzaj niesmaku, niesmak apostolski, który oburzony tym uroczym ohydztwem potrzebuje szczelnego kombinezonu, by utorować sobie przezeń drogę. Takim skafandrem jest metafora (…)
W olbrzymiej większości ludzie są uprzejmi tylko po to, by dano im święty spokój.
To typowe dla wulgarności chcieć wiedzieć wszystko, w tym również to, czego wyjaśnić się nie da.
Zakłamanie to coś znacznie gorszego niż nielojalność, dwulicowość czy perfidia. Być człowiekiem zakłamanym to w pierwszym rzędzie okłamywać samego siebie, nie z racji ewentualnych problemów z własnym sumieniem, lecz dla własnej, lepkiej satysfakcji popartej tak pięknymi słówkami jak »wstyd« czy »godność«.
Samotność jest dobrodziejstwem, bo pozwala mi trzymać się z dala od tego waszego bagna.
Pisarstwo zaczyna się tam, gdzie kończy się słowo – to wielka tajemnica, owo przejście od niewypowiedzialnego do wypowiedzi. Słowo pisane i słowo mówione biegną własnym, nieprzecinającym się nigdy torem.
Zapomnienie to bezkresny ocean, po którym pływa tylko jeden okręt – jest nim pamięć.
Miłość nie jest dla zabawy. Miłość jest po to, żeby kochać.
Wątpliwość i strach to pochodne wszystkich wielkich inicjatyw.
Klasyce nikt nie zarzuci braku stylu.
Niezbadane są drogi, które prowadzą do Boga. Ale jeszcze bardziej niezbadane są te, które prowadzą do sukcesu.