Obłęd noszę w sobie, więc czasami widzę go w oczach, gdy ukradkiem zerkam w lustro; rozbłyska na chwilę jak figlarny świetlik, ale z zatrważającym pomrukiem zygzakowatej błyskawicy.
Obłędnie potrafię myśleć i w obłędzie się unosić.
Obłędnie postrzegać i spoglądać.
Tańczyć w obłędzie, nucić w obłędzie i w obłędzie zatapiać się w chmurach.
Kawy kolejną filiżankę obłędnie pić.
Kochać szaleńczo i wręcz paranoicznie odgradzać się od ludzi.
Garść czarnej, świeżej ziemi wąchać, mając ochotę wgryźć się w nią zębami, bo tak bardzo upaja zapachem.
Obłąkańczo wirować pośród mgły i przystawać, by równie obłąkańczo wsłuchiwać się w dźwięk stukotu pociągowych kół.
Milczeć maniakalnie i wariacko zanosić się śmiechem.
W rozpaczy pogrążać szaleńczo i niezłomność niepojętą w sobie nosić.
Spacerować paranoicznie i półobłąkanie tkwić nieruchomo w fotelu.
Obłąkańczo nie mieć nic i obłąkańczo pragnąć wszystkiego.
Przeczytałam książkę o obłędzie, czyli „Na skraju załamania” autorstwa B. A. Paris, która już od jakiegoś czasu znajdowała się w mojej biblioteczce i teraz właściwie nie wiem: czemu znajdowała się tam od dłuższego czasu nieprzeczytana? Czemu wolałam sięgnąć po inne ją pomijając? Nie zasłużyła, bo obłędnie traktuje o obłędzie – tak dobrze, że aż strach rozsiada się w Duszy, że aż skóra drży w trakcie czytania. Warto. Naprawdę warto.
Wszystko zaczyna się 17 lipca, w piątek, kiedy 33-letnia nauczycielka Cass Anderson wraca do małej wioski Nook’s Corner ze spotkania zorganizowanego z okazji zakończenia roku szkolnego. A że pogoda zaczyna się psuć, to bohaterka, pomimo obietnicy złożonej świeżo upieczonemu mężowi, że wybierze bezpieczną drogę, postanawia skrócić sobie podróż i pojechać „zdradliwą” leśną ścieżynką, gdzie w trakcie burzy drzewa kołyszą się w makabrycznym tańcu. Gdy dociera do zatoczki przy Blackwater Lane, niedaleko Browbury w hrabstwie Sussex, dostrzega zaparkowany samochód, a w nim kobietę; zwalnia na moment, zastanawiając się czy tamta nie potrzebuje pomocy, ale po braku jakiegokolwiek znaku od tamtej postanawia pojechać do domu, gdzie zaraz po wejściu kładzie się spać, zwłaszcza, że Matthew zasnął udręczony migreną.
Na następny dzień w mediach aż huczy od informacji, że znaleziono ciało brutalnie zamordowanej kobiety i feralnie okazuje się nią ta, którą Cass minęła uprzedniej nocy – ze strachu przed wrogą oceną postanawia nikomu o tym nie wspomnieć.
Czas mija, a zabójca nie zostaje schwytany.
Do tego nauczycielka dowiaduje się, że ofiara to Jane Walters, którą całkiem niedawno poznała na przyjęciu firmowym u swojej przyjaciółki z dzieciństwa Rachel, co przygnębia ją jeszcze mocniej, bo raz, że jej nie rozpoznała, dwa, że wspomina jako serdeczną osobę, a trzy, że ma świadomość, iż zostawiła tu ukochanego męża Alexa i osierociła 2-letnie bliźniaczki: Charlotte i Louise.
Potworne poczucie winy oraz narastające zażenowanie własną osobą sprawiają, że Cass nieustannie chodzi przygnębiona. Co więcej, ktoś zaczyna nękać ją głuchymi telefonami, co odbiera jako groźbę od mordercy, który, jak sądzi, widział ją tamtej nocy. A jakby tego było mało, ma coraz poważniejsze problemy z pamięcią (zapomina o kupieniu prezentu, umówionym grillu, wyjeździe męża na delegację, kodu alarmu, gdzie zaparkowała samochód, potem jak się obsługuje pralkę czy ekspres do kawy, nawet dochodzi do tego, że bezmyślnie zamawia z Telezakupów różne niepotrzebne rzeczy); to upiornie ją zatrważa i smuci, ponieważ jej mama zmarła w wieku 55 lat na demencję.
Kobieta z dnia na dzień staje się wrakiem człowieka i więźniem własnego domu: czuje się obserwowana, przejmuje drobiazgami, jest bojaźliwa, sfrustrowana, udręczona, zmieszana, chaotyczna i rozedrgana – brak jej trzeźwej oceny sytuacji, wietrzy ciągłe zagrożenie; przestała być tą odporną kobietą, za którą dotychczas się uważała.
W tym trudnym momencie wspiera ją mąż i przyjaciółka, ale i im zaczyna w końcu brakować cierpliwości do coraz to nowych wymysłów, toteż sugerują wizytę u lekarza, który przepisuje tabletki uspokajające, a one jakoś tak wyłączają ją na chwilę z funkcjonowania, sprawiają, że życie staje się zwyczajnie obojętne.
Jednak przypadek sprawia, że… poszczególne elementy składają się w ponury obrazek. Cass poznaje mrożącą krew w żyłach prawdę, a ta wydaje się być jeszcze bardziej bestialska niż w ogóle byłaby to w stanie przewidzieć.
Co postanowi z tym zrobić? Czy świadomość przywróci jej siły i pozwoli działać?
Zainteresowanych zachęcam do lektury 🙂
„Na skraju załamania” to moim zdaniem bardzo dobry thriller psychologiczny, który autentycznie potrafi wciągnąć i cały czas, przez 350 stron (Wydawnictwo Albatros), utrzymać czytelnika w napięciu (a jeśli nie w napięciu, bo komuś uda się przeczuć, co się dalej wydarzy, to na pewno w mrocznym, niespokojnym klimacie). Na tle wszystkich postaci portret psychologiczny głównej bohaterki prezentuje się najlepiej, ale to w zasadzie o jej wpadaniu w obłęd jest ta książka (co nie oznacza, że inne postacie są miałkie, bo i Rachel, i Matthew przyciągają). Akcja trochę rozwleczona, ale mnie to nie znużyło, bo mogłam dzięki temu zarazić się lękiem Cass. Intryga zawiła, genialnie skonstruowana. Dialogi ciekawe. Duszna, nerwowa atmosfera. Histeria. Wyrzuty sumienia oraz wstyd. Szaleństwo, które pozbawia racjonalnego myślenia.
Polecam.