Choć niebo kusi mnie letnim błękitem do tego stopnia, że miałabym ochotę zanurzyć się w jego tafli, to lejący z niego żar skutecznie to uniemożliwia i wręcz mnie zniechęca.
Brakuje mi powietrza, ale nie tylko na zewnątrz, bo jakoś tak nie potrafię znaleźć w sobie poprawnego oddechu.
Nie uczę się oddychać na nowo, bo ani tego nie umiem, ani już nawet nie chcę.
Chcę czytać książki, mając za sobą zielone drzewa i w nich się pogrążać do ostateczności. Czasem zapominać i czuć odrazę, a czasem pamiętać, pławiąc się w rozkoszy.
Rozdrapuję zawsze i nigdy nie przestanę.
Czytam ciągle i wiele przeczytałam, między innymi kolejną książkę autorstwa Natalii Osińskiej, która ostatnio zachwyciła mnie „Fanfikiem”, zatem oczywistym było, że sięgnę po dalszą część tej historii, czyli „Slash”.
Tutaj akurat zostaje przybliżona postać tajemniczego Leona, ale nie tak bardzo jakby się chciało, bo ten chłopak wciąż targa w sobie brzemię przykrych wydarzeń, którym nie pozwala wypłynąć na wierzch, bo tak strasznie boi się, że znów będzie bolało. Jednego się boi, a za drugie mu wstyd: Leon panicznie boi się samotności, podczas gdy Tosiek zawsze świetnie się bawił we własnym towarzystwie. Tosiek kochał się w sobie z wzajemnością i była to miłość absolutnie bezwarunkowa. Biada temu, kto chciałby stanąć na jej drodze, próbować go upokorzyć albo zranić. Tosiek walczył tak ciężko i wytrwale o prawo do bycia sobą, że nie dałby sobie odebrać ani skrawka autonomii, bez względu na cenę, zaś wstyd mu za to, że nim przybył do Poznania i na dobre zadurzył się w Tośku, pobił Maćka, który rozszyfrował jego seksualną tożsamość i postanowił mówić o tym na głos, ale pobił go tak mocno – za ten strach, za niezgodę, to wewnętrzne skrępowanie, za brak akceptacji ze strony rodziny, za społeczną pogardę – że tamten trafił do szpitala, z tego powodu nauczyciele i uczniowie się na niego uwzięli, przestał chodzić do szkoły, mimo że był bardzo ambitny, w efekcie zawalił rok i posypał się doszczętnie.
Dopiero tutaj, w nowym środowisku, z czystą kartą, zaczyna się podnosić, ale nie do końca, ponieważ jest w nim fala nieprzepracowanego żalu, gniewu, fala dotkliwych wspomnień, na temat których milczy, więc one ciążą, hamując go w wielu aspektach – Leon krępuje się siebie, Leon się ze sobą nie pogodził, trwa w wiecznym konflikcie, mając problem z odróżnieniem realnych celów od marzeń.
Do tego dochodzi problem z kółkiem teatralnym, bo Artur zdał maturę i naturalna kolej rzeczy, że przestał być przewodniczącym, którym za to usilnie pragnie być Witold (ale on nie ma talentu, jest nudny i chyba za bardzo stawia na władzę oraz sławę), ale i Emilia, w związku z czym ogłaszają wybory.
Swoje trzy grosze dokłada również Dyrektor Jastrzębska, poszukując jelenia, który zajmie się rozreklamowaniem jej szkoły.
I pojawia się w jego życiu nieznośny Karolek z jeszcze bardziej nieznośnymi, bo skłóconymi rodzicami, gdzie ojciec żąda za dużo, a matka nie potrafi się temu sprzeciwić.
Jakby tego było mało, to coraz bardziej kapryśny Tosiek, który prężnie działa w sieci (nagrywa filmiki, wrzuca zdjęcia i dalej skrobie slashowe opowiadania, czyli koncentrujące się na relacjach pomiędzy bohaterami tej samej płci, które wcześniej nie wykazywały takich tendencji), zaczyna uczestniczyć w paradach i manifestach, do tego staje się niesamowicie towarzyski, więc znajduje sobie całą masę przyjaciół, z którymi spotyka się w obskurnej kamienicy.
I ten Tosiek właśnie postanawia spróbować dopalaczy, co skutkuje pobytem w szpitalu.
Nadto Leon zdaje sobie sprawę, że naprawdę go pokochał, bo rozpaczliwie za nim tęskni nawet wtedy, gdy siedzi obok i w zasadzie to zrobiłby dla niego wszystko, bo tylko przy nim jest szczęśliwy, chociaż pan Marcin (tata Tośka) krzywo na niego patrzy, ale ratuje go to, że przepada za nim ciocia Idalia.
A przecież matura wisi w powietrzu i jeszcze 30-letnia siostra Sandra postanawia zaprosić Leona na swój ślub z Hubertem, a Leon lubi być pożyteczny. To prawie to samo co potrzebny. A stąd już chyba krok do bycia człowiekiem wartościowym. Nie wiedział tylko, jak się przelicza jedno na drugie. Czy dziesięć przysług to już krok w stronę posiadania jakiejś wartości w cudzych oczach? Bo we własnych, wiedział to doskonale, wciąż był nikim.
No jak sobie z tym wszystkim poradzić? No jak?
„Slash” to 315 stron (Wydawnictwo Agora) nastoletnich problemów, czyli wciąż za mało, by wyczerpać temat podsycany buzującymi hormonami i specyficznym postrzeganiem świata, bo to uczenie się siebie, obserwując to, co na zewnątrz i wsłuchując w to, co wybrzmiewa i podszeptuje w środku. To poznawanie siebie. Prowadzenie ze sobą wielogodzinnych dyskusji i wielogodzinnych sporów. Umiejętność kreowania i szlifowania. Chwalenia i krytykowania. Podejmowania decyzji i wyciągania wniosków. Odpowiedzialność za to, kim jestem i konsekwencja w tym byciu zgodnie z własnym czuciem i postrzeganiem. A wszystko to w starciu Ja kontra Ja i Ja kontra Oni, czyli naprawdę trudna wędrówka na wielu płaszczyznach: społecznej, emocjonalnej, moralnej, tożsamościowej, fizycznej, psychologicznej, środowiskowej, itd., którą człowiek w istocie musi przejść sam, by się po swojemu ukształtować i jeszcze uzyskać zadowalający efekt. Autorka o tym pisze, wdzierając się w ciągle uznawane za kontrowersyjne obszary, bo jest tu Tosia, co chce być Danielem, Leon, co kocha Tosię, gdy ta jest właśnie Danielem, ale przy tym nie potrafi się zaakceptować, bo inni go odrzucają, a jak się okazuje, opinia publiczna i rodzina wcale nie jest mu obojętna. Jest również Matylda, która z kolei marzy o Tosi, gdy jest Tosią i fura młodych, zagubionych ludzi, którzy wspierają się w rozumieniu i poszukiwaniu. To wspaniała powieść o uciekaniu w siebie i uciekaniu przed sobą, którą pochłania się w zaledwie kilka chwil, ponieważ bohaterowie, fabuła i dialogi są mądre, ciekawe, stworzone prostym, ale wciągającym językiem, a ponieważ temat jest jak bezdenna studnia, to życzę sobie w wykonaniu tej autorki więcej 😉
Kiedy człowiek mieszka w najmniejszej kawalerce w mieście, wyrabia się w nim pewien rodzaj dyscypliny wewnętrznej, w przeciwnym bowiem wypadku zginąłby w bałaganie w ciągu godziny.
Do wszystkiego w życiu da się przywyknąć.
W chwilach totalnego zagubienia najlepiej ustalić proste cele i skupić się na nich, ignorując piętrzące się wokół fale chaosu.
Jeśli coś jest niedostępne, staje się bardziej pożądane.
Jedynie nocą pod gwiazdami wszystko wydaje się takie proste i oczywiste.
Jest tyle rzeczy, o których się nie powinno mówić. Nawet myśleć i czuć.
Nastoletniość to jest jakiś chory wiek. Wszyscy ci mówią, że to jest najlepszy czas twojego życia, a tak naprawdę przez większość czasu nic, tylko wyć.
Tak to już jest, im bardziej kogoś kochasz, tym bardziej cię boli, kiedy ktoś cię zawiedzie.