Pośród roztoczańskich szumów, pośród roztoczańskich ćwierków, czyli wytchnienie w Zwierzyńcu

Jedziemy prosto przed siebie i choć mam w głowie chaos myśli, to zerkam ukradkiem w te błękitne oczy i czuję, że tam jest mój prywatny kawałek nieba. Do ucha wdziera się „Nocarz” i mimo że tam tyle gniewu, strachu oraz ślepych uliczek, to jednak kusi sercem nocy, kwiatami i ciągłym pragnieniem – nie znam uczucia nasycenia, bo ciągle pragnę od słów poprzez emocje, marzenia, obrazy i jeszcze więcej.

(źródło: https://www.youtube.com/watch?v=_bSgGl3NdKE)

Szosa jest wąska i zawiła jak rzeka, ale po obu stronach zielone kotary drzew i choć chwilami napierają za bardzo, to jednak koją obecnością, bo odgradzają od ludzi, świata i od słońca uciążliwego. Pośród dominującego zapachu lasu przedziera się ten specyficzny, który mają tylko rośliny bagienne – czuję. Czuję też grzyby, korę i ten narkotyzujący aromat ziemi, który zawsze uderza mnie do tego stopnia, że chciałabym całą tę żyzną wilgoć wchłonąć w siebie.

7-dniowy przystanek w urokliwym Zwierzyńcu ulokowanym na Roztoczu tuż nad Wieprzem, przy Roztoczańskim Parku Narodowym (powstał w 1953 roku, gdy hetman i kanclerz wielki koronny Jan Zamoyski założył na terenie tzw. włości szczebrzeskiej… zwierzyniec myśliwski), czyli w magicznej krainie łagodnych wzgórz porośniętych lasami, łąkami i barwnie obsianymi polami, pomiędzy którymi szumią wodospady, potoki i jeziora – ten obszar jest szeroką paletą niebieskości i zieloności.

Kwaterujemy się w Pensjonacie „Noclegi Pod Różą”, przy ulicy Rudka 59a, w pokoju czerwonym, który już po rozwarciu drzwi obiecuje, że będzie nam tu naprawdę dobrze: schludnie, przestronnie, elegancko, przytulnie, z dużym, wygodnym łóżkiem, czystą łazienką, ogromnymi fotelami, okrągłym stołem, telewizorem, kredensem, na którym stoi czajnik elektryczny, filiżanki, talerzyki, sztućce i herbatnica wypełniona kawą, herbatą oraz cukrem, do tego jest rozległy balkon, na którym zaprasza pleciony stoliczek z 2 krzesełkami, a na zewnątrz altanka, grill, basen oraz miejsce na rozpalenie ogniska. Do dyspozycji mamy również doskonale wyposażoną kuchnię z lodówką z kostkarką lodu, jadalnię i możliwość skorzystania z rehabilitacyjnych kąpieli z hydromasażem. A właściciele najlepsi na świecie – przemili!!!

Tym, co rzuca się w oczy jest wielość pomników, kapliczek i figurek, ale my nie koncentrujemy się na ich oglądaniu czy fotografowaniu, bowiem przybyliśmy właśnie tutaj po to, by zatrzymać czas, poobcować z przyrodą, by wypocząć sekretnie pod koronką drzew: bez pośpiechu, bez przymusu, na swój sposób i w swoim tempie  – wyjątek stanowi słynny Pomnik Szarańczy (upamiętnia walkę z szarańczą z 1711 roku), który znajduje się w Parku Miejskim.

A tam spacerujemy powolutku alejkami i mostkami

szukając wzrokiem wiewiórek – i oto jest!

Następnie wybieramy się do zakątka zwanego Zwierzyńczykiem, gdzie po kanale wodnym lubiła pływać Marysieńka Sobieska.

W drodze powrotnej mijamy klasycystyczne Budynki Zarządu Ordynacji Zamojskiej, które zostały wzniesione w I połowie XIX wieku (pierwotnie składały się z drewnianego pałacu, 4 murowanych i 2 drewnianych oficyn) – w jednym z nich mieści się aktualnie Zespół Szkół Drzewnych i Ochrony Środowiska, a potem przechodzimy na drugą stronę ulicy, by zobaczyć śródmiejski staw, na którym są 4 sztuczne wyspy

a na jednej z nich Kaplica na wodzie pod wezwaniem św. Jana Napomucena wzniesiona w latach 1741-1747, by przypominać o męczeńskiej śmierci św. Jana z Pomuk, który na rozkaz króla Czech zginął w nurtach Wełtawy.

Przystajemy na chwilę przy wybudowanej dla naczelnika Wydziału Lasów Ordynacji Zamojskiej w latach 20. XX wieku Willi Kosteckich – tam w 1933 roku funkcję naczelnika objął Stanisław Kostecki, który bardzo zasłużył się dla lasów Ordynacji

i powstałej w 1921 roku dla Tomasza i Róży z Lubomirskich Willi Potockich, a ponieważ Róża była niesamowitą miłośniczką zwierząt, dając schronienie i opiekę tym porzuconym oraz chorym, to nieopodal założyła „psi cmentarz”.

Jednak najistotniejsze dopiero przed nami, bo po minięciu zabytkowego Browaru założonego przez Stanisława Kostkę Zamoyskiego

na którego dziedzińcu co roku odbywa się impreza plenerowa, wchodząca w skład Letniej Akademii Filmowej

kierujemy się na cudowny, niezbyt długi, bo w jedną stronę jest to 2,6 km, szlak prowadzący na Bukową Górę (310 m.n.p.m)

gdzie jedyną trudnością może być odcinek z drewnianymi schodami (ale bez przesady, bo to przecież sama przyjemność!)

który ze względu na dość późną porę pokonujemy samodzielnie (minęły nas może z 2, już wracające osoby), w związku z czym perfumy roztaczane przez jodły, sosny oraz buczyny karpackie są przeznaczone tylko dla nas (!) Bajkowe pnie porośnięte mchem – dla nas!

Huby też dymią tylko dla nas (warunki były na tyle sprzyjające, że udało nam się przyuważyć jak huba uwalniała zarodniki, co wyglądało jak lecący z komina dym!).

Jesteśmy też jedynym obiektem do podglądania dla zamaskowanych gdzieś lisów, sarenek, jeleni, rysi, kun oraz dzików (mocno w to wierzę).

Jest bezgłośnie. Jest pięknie. Mów Mi szeptem, bo jesteśmy tylko My. I to się liczy.

Gdy schodzimy z Bukowej Góry, zakończonej platformą widokową na wieś Sochy, zahaczamy jeszcze o Stawy Echo (tu wracamy kilkukrotnie), czyli zespół 4 zbiorników zasilanych strumieniem Świerszcz, z których ten największy pełni rolę kąpieliska. Tkwią sobie tak czarownie w dolinie u stóp wydmy – wieczorem delikatne, milczące i bezludne, a można je podziwiać, wędrując po podwieszonej kładce.

Do naczelnych atrakcji Zwierzyńca należy spływ kajakowy – my, przez wzgląd na to, iż płyniemy pierwszy raz w życiu, decydujemy się na 3-godzinną trasę z miejscowości Obrocz do Zwierzyńca (Zalew Rudka), ale gdybyśmy wiedzieli, że to taka genialna zabawa wzięlibyśmy tę znacznie dłuższą, czyli Obrocz-Szczebrzeszyn, co więcej, w obawie przed wywrotką nie zabraliśmy ze sobą aparatu (a mogliśmy, bo nic takiego nam się nie przydarzyło).

Bardzo ciekawym miejscem jest dzielnica Borek, w której zachowało się wiele (chyba 71) drewnianych domów, powstałych w latach 20. i 30. XX wieku

a na szczególną uwagę zasługuje ul. Wąska, która ma zaledwie 1,5 m szerokości!

W trakcie pobytu co raz natykamy się na kaczki, bociany, muchołówki małe, siniaki, czyże i pliszki, a czosnek niedźwiedzi, zawilce czy rosiczki mamy na wyciągnięcie ręki (choć ręki wyciągnąć nie wolno!) – oddychamy, a niebo jest tutaj bliżej głowy.

Restauracja „Telimena”, „Czar Roztocza”, „Zacisze”, „Pizzeria Vittore”, lody rzemieślnicze z Piekarni Kazimiery Łepik – sprawdzone i godne polecenia: wszędzie smacznie i świeżo; jak zdążyłam się zorientować po przeglądaniu kart, to w Zwierzyńcu dominują pierogi, bo są faszerowane chyba wszystkim, czym się tylko da, do tego tutejszym specjałem jest kotlet roztoczański (golas roztoczański, piróg biłgorajski), czyli taki kotlet z kaszy gryczanej i białego sera.

W pobliżu zwiedzamy również:

Guciów, a tutaj oczywiście zyskującą na popularności prywatną Zagrodę, na terenie której stoi błękitna chata pod strzechą, stodoła, gdzie zachowało się oryginalne wyposażenie oraz pomieszczenie, w którym pani wyplata dywany, narzuty i torebki.

Do tego jest jeszcze studnia z żurawiem

i gospoda z tradycyjnymi przysmakami, jak choćby podpłomyki, zupa z pokrzyw, żur na zakwasie, zsiadłe mleko, fasola Jaś, ciasto i chleb sołtysowej, sklep z pamiątkami, a tam przecudowne rzeczy wykonane z drewna oraz minerałów

no i najistotniejsze: muzeum ze stałą wystawą meteorytów, tektytów, impaktytów, ze śladami ostatnich żyjących dinozaurów oraz obrazami namalowanymi przez przyrodę .

Mimo wszystko myślę, że pobyt w tym miejscu nie byłby aż tak ciekawy, gdyby nie opowieści gospodarza – Pana Stanisława Jachymka, który przez 1 h oprowadza i opowiada w sposób tak fascynujący, że tego po prostu chce się słuchać.

Susiec, a tu pieszy Szlak Szumów wzdłuż rzek Jeleń oraz Tanew, który uatrakcyjniają progi skalne, tworzące wodospady, pospolicie określane szumami: ten obszar wydaje mi się taki dziki, nietknięty, zacieniony, obfitujący w stare drzewa, paprocie, jagody, polany, trzciny, kładki, mokradła, bobrowiska, wąwozy czy łagodne wzgórza.

Nam zależy na zobaczeniu pomnika przyrody w postaci malowniczego Wodospadu Jeleń, który ma 1,5 m wysokości i 9 m szerokości.

Szczebrzeszyn, czyli miasto stojące pod znakiem Świerszcza z wiersza Jana Brzechwy

które okazuje się tak potwornie zaniedbane, że do tego momentu nie potrafię wyjść z szoku, bo zupełnie inaczej je sobie wyobrażałam – jest tu naprawdę tak… obskurnie, że czym prędzej chcemy się stamtąd wydostać. Niestety nie udaje nam się pospacerować po tamtejszych wąwozach, ponieważ zostały wtedy zalane przez rzęsiste deszcze, ale mamy za to okazję zobaczyć ostatni roztoczański wiatrak.

Biłgoraj, gdzie w zasadzie przystajemy tylko przy Pomniku Sitarza, bo właśnie to miasto, słynąc z wyrobu sit w całej Europie, stało się głównym ośrodkiem sitarstwa (pierwsi sitarze przywędrowali tu w XVII wieku z Mazowsza).

A parę kroków od pomnika znajduje się przyczepa z rolowanymi lodami tajskimi (na zdjęciu o smaku masła orzechowego z bezą).

Krasnobród, w który zwiedzamy Kaplicę na Wodzie (ponoć posiada ona właściwości uzdrawiające)

i wdrapujemy się na Kamieniołom z basztą widokową, z którego rozciąga się widok na kąpielisko, stok narciarski, przestronne pola oraz lasy.

Zaledwie 30 km od Zwierzyńca jest Zamość, więc i tam postanawiamy spędzić jeden dzień – ja szczególnie chcę zobaczyć Stare Miasto z Rynkiem Wielkim, na którym są sławne kamienice ormiańskie (zwłaszcza chodzi mi o te 5 kolorowych, bogato zdobionych, usytuowanych na prawo od Ratusza).

Przechodzimy obok domu rodzinnego Marka Grechuty przy Grodzkiej 7.

Odwiedzamy kawiarnię „Kawa Na Ławę”

oraz Sklep Zielarsko-Kosmetyczny „Zielony Koszyk”, z którego przywiozłam sobie przeuroczą, ręcznie malowaną filiżankę, z której na ten moment kawa smakuje mi najbardziej!

Widzimy też Pałac Zamoyskich z pomnikiem Jana Zamoyskiego

Rotundę, Synagogę, Katedrę, Rynek Solny oraz Wodny, wchodzimy na Taras Widokowy na Nadszańcu bastionu VII

oraz Kładkę Widokową „Bastion I”, pod którą przebiega linia kolejowa

ale przez wzgląd na bardzo upalny dzień chyba najwięcej czasu spędzamy nad Zalewem

i w Parku, gdzie… poruszamy się takim oto pojazdem ;p

Cóż mi pozostaje napisać w obliczu całego piękna, które nas spotkało: żal było wracać z tego uroczyska, bo Zwierzyńca nie chciałoby się opuszczać – tam by się chciało żyć.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Życie, Życie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *