Nie lubię wracać, a wracam myślami wciąż i wciąż i pamiętam tak dużo i tak dokładnie, że może się to wydawać nieprawdopodobne.
Pamiętam barwy, zapachy i emocje. Smaki i dźwięki. Słowa. Obrazy. Imiona. Ludzi. Ich ubiór i ich tajemnice. Pogodę. Otaczającą mnie przyrodę.
Czasem chciałabym coś zapomnieć – uciec, ale i tak wracam, bo te powroty paradoksalnie podszeptują jak postępować, utwardzają, jednocześnie wciskając swoje szpony w szyję.
W zeszłym roku byłam pod wrażeniem książki autorstwa brytyjskiej pisarki B.A Paris „Na skraju załamania”, która podbiła rynek literacki już swoją pierwszą pozycją „Za zamkniętymi drzwiami”, a ja zamiast zacząć od tej pierwszej, to przeczytałam najpierw drugą, a teraz trzecią, bo „Pozwól mi wrócić” – tak więc wychodzi na to, że najlepsze zostawiłam sobie na koniec; co nie oznacza, że tamte są złe, bo są bardzo, bardzo dobre 😉
A teraz krótki zarys fabuły.
W 2006 roku Finn i o 8 lat młodsza Layla wracają z nart w Megéve (poznali się w noc sylwestrową, w Londynie; urzekły go zabójczo piękne rude włosy i nieskrępowany styl bycia, dlatego też, gdy spotkali się ciut później, postanowił porzucić dla niej swoją dziewczynę Caroline) – zatrzymują się na obiad w Paryżu i ponownie wyruszają, by jak najszybciej znaleźć się w wiejskim domku, w St Mary’ s, w Devonshire. Po drodze stają jeszcze raz: na parkingu piknikowym w Fonches, gdzie mężczyzna idzie skorzystać z toalety, a gdy wraca… okazuje się, że ukochana zniknęła.
Początkowo to on zostaje oskarżony o morderstwo, ale z braku dowodów zostaje dość szybko oczyszczony.
Tylko, że w trakcie przesłuchań nie wyjawił całkowitej prawdy…
12 lat później, gdy już trochę się otrząsnął, nawet wszedł w kolejny związek, i tutaj uwaga: z jej siostrą Elle, otrzymuje telefon od śledczego policji Tony’ego, że były sąsiad Thomas Winter widział pod domem Laylę.
Do tego Elle znajduje na chodniku matrioszkę, która jeszcze w dzieciństwie zginęła z jej kompletu i od zawsze jest przekonana, że ukradła ją właśnie Layla.
I może sprawę można by uznać za nieporozumienie albo przywidzenie staruszka, ale… tych matrioszek pojawia się więcej i więcej, a sama Layla śle do Finna maile, absolutnie mieszając mu w głowie.
Tylko czy naprawdę za tymi mailami stoi Layla?
„Pozwól mi wrócić” to thriller psychologiczny, który, mimo 316 stron (Wydawnictwo Albatros), pochłania się w jeden, no może maksymalnie w dwa wieczory, a to dlatego, że autorka pisze w bardzo wdzięczny (choć o niewdzięcznym), nieskomplikowany sposób, co dodatkowo ułatwia podział historii na krótkie rozdziały.
Są tu demony przeszłości. Sekrety. Kłamstwa. Groźby. Obsesja. Lęk. Bezradność. Brak zaufania czy skołowanie, czyli tak naprawdę tematy uniwersalne; zwłaszcza, gdy odnoszą się do sfery miłości i utraty, ale zaserwowane w taki sposób, że po prostu chce się to czytać.
Oczywiście książka ma swoje dobre i złe strony, tak więc:
Na plus: napięcie, gwałtowne zwroty akcji (przynajmniej do momentu, aż człowiek się nie domyśli o co w tym wszystkim chodzi), intrygująca fabuła, dobrze wykreowani bohaterowie (choć znacznie bardziej podobały mi się portrety psychologiczne w „Na skraju załamania”), ciekawe dialogi i monologi wewnętrzne, zaskakujący, niemniej jednak trochę nielogiczny finał.
Na minus: zbyt wiele matrioszek (co w końcu staje się nużące), denerwująco niedomyślny Finn, podejmujący absurdalne decyzje oraz brak mrocznej, dusznej atmosfery, którą uwielbiam w tego typu literaturze.
Koniec końców polecam.
Wspomnienia wyprawiają dziwne rzeczy z czasem.
Niestety, jak ktoś ma depresję, w końcu odcina się od całego świata.
Miłość może nas pchnąć do zachowań, które są niezgodne z naszą naturą, do czynów, o które byśmy sami siebie nie podejrzewali.