Czasem chciałabym dostrzec, że słońce ma kolor marmolady i chciałabym poczuć pomarańczowy smak na języku.
Zamiast tego zawsze widzę oślepiającą biel księżyca i czuję smutny chłód na całym ciele. Albo głębiej. Jakbym znalazła się wewnątrz powietrznego wiru. Różnica polega na tym, że ten wir noszę w sobie. Ogłuszający i niszczycielski.
Czasem chciałabym bawić się błękitem nieba: odrywać fragmenty jego plasteliny i formować mikroskopijne filiżanki lub różdżki.
Zamiast tego zawsze wtapiam się w matową czerń nieba i patrzę. W jednej dłoni mam z kryształu uszczerbiony kielich, w drugiej zranioną gałąź.
Patrzę. Niby mimowiednie. Niespiesznie. Ale zawsze posępnie i drobiazgowo.
Doświadczam emocjami. Tworzę dialogi i historie. Aranżuję.
Bawię się. W ukryciu.
Ale nie mam skłonności do pudrowania, bardziej wbijam kolejno w palce odebrane kwiatom kolce.
By poczuć choć odrobinę.
By pozbawić się złudzeń.
By nie ufać.
Patrzę.
Widzę.
I dopisuję.
„Patrzę” autorstwa Moniki Mostowik, czyli zbiór 22 opowiadań, rozsortowanych na 3 rozdziały, które liczą sobie, pisanych drobnym drukiem, 326 stron (Wydawnictwo JanKa). To historie o kobietach, tak bardzo zakulisowe, że mogła je zobaczyć, odczuć i stworzyć tylko kobieta, bo to właśnie ten poziom zrozumienia oraz wrażliwości (co nie oznacza, że są przeznaczone wyłącznie dla kobiet). Nie da się tej książki czytać szybko, bo jest zbyt intymna, a w intymności należy się rozsmakować, podejść do niej czule, kiedy zajdzie potrzeba pląsać w rytmie, ale też momentami powściągnąć, wycofać i zerkać zza kotary, by dać szansę na nieodgrywanie roli, na brak kreacji; wtedy można wślizgnąć się do najtajniejszych i najmroczniejszych zakamarków trosk, obaw, pragnień, kompleksów, zawstydzeń, urazów czy wspomnień, wyczuć żal, pustkę, bezradność, zawód i osamotnienie, wszakże również pokrzepić dumą, zdecydowaniem oraz siłą, wspólnie przeżywając emocjonalne tsunami – to takie czytanie przypadkiem znalezionego w głębi szuflady, zamkniętego na złotą kłódkę pamiętnika, gdzie wszystko niekłamane, aczkolwiek ubrane w kobiecą metaforykę, bowiem język jest przepięknie poetycki, miejscami dosadnie bolesny niczym łyk gorzkiej kawy albo cierpkiego wina, co to kuszą puszystą pianką i intensywnym rubinem, a jednak skrywają w sobie gorycz.
Niepewności. Rozchwiania. I obłędy.
Niedopowiedzenia. Niedookreślenia.
Przeróżne namiętności i przeróżne ucieczki.
Umykanie. Wahanie.
Chaos. Tęsknota. Odosobnienie.
Popadanie w skrajności.
Badanie i ustalanie tożsamości w relacjach z innymi kobietami.
W skomplikowanych relacjach.
Fascynujące, dramatyczne i tak wielokształtne, że nie będę streszczała tych opowiadań, poprzestając na zacytowaniu przeszywających mnie fragmentów, by każdy, kto sięgnie, miał bolesną przyjemność z patrzenia. A każde oczy patrząc, uchwycą coś innego.
Ja wciąż patrzę i napatrzeć się nie potrafię.
Mi najbardziej podobały się: „Człowiek w studni”, „Taka ładna 2”, „Biopsja”, „W tańcu” i „Głód”.
I. Raz.
1. Patrzę
Niemożna liczyć na cud, trzeba po prostu wymyślać. Ona była taka właśnie, trochę jakby wymyślona, nie do końca prawdziwa za tą szybą. Jak ciastka w cukierni, najpiękniejsze przeżycie, móc je tak oglądać, podziwiać, oblizywać się na samą myśl o tym, jak smakują wisienki na torcie, białe bezy, orzechowe makaroniki, ptysie i eklery, delektowanie się wyobraźnią, tworzenie własnych smaków.
Kiedy patrzysz, ludzie się zmieniają. Nabierają znaczenia. Opowiada się ich historia, choćby w ułamku sekundy. Kiedy wiedzą, że patrzysz, zaczynają odgrywać scenki. Czasem wcale nie swoje, czasem jest im w nich lepiej, czasem gorzej.
2.Pamięć
To ja byłam jej pamięcią, pamięć moim garbem.
3.Zapomnieć
Człowiek nie ma pojęcia, co potrafi jego ciało, kiedy się sprzymierzy z lękiem.
Od nowa, od początku, raz jeszcze. Wszystko przede mną, jeszcze raz mogę to przeżyć, nasycić się tym, cieszyć, pławić się w tych odczuciach, których tak mi brakowało, których zazdrościłam innym, że mają je jeszcze przed sobą. Te momenty, kiedy czułam,że wszystko już było, wszystkiego posmakowałam, nacieszyłam oczy i nic mnie już nie zdziwi. Teraz będę się cieszyć jak nowo narodzone dziecko, jak dziecko (…) Już nic nie mam. Nic nie działa, zepsułam się. Nie czuję nawet chłodu. A skoro nie czuję chłodu, to prawdopodobnie nic już nie czuję. Nie ma mnie, dopóki nie zdecyduję, że chcę być. Ale ja wciąż się boję, że jak już podejmę taką decyzję, jak tylko postanowię, że chcę i będę, to nagle się okaże, że już na to za późno. Że to wcale nie ode mnie zależy, że nie mam nic do gadania, a tym bardziej do postanowienia. Dlatego wolę nie robić nic, nic nie czuć, nie pamiętać.
Jak cieszyć się pustką? To taki rodzaj samotności na balu, pusty parkiet, wszyscy już wyszli albo, co gorsza, nikt nie przyszedł. Bo nie wypadało.
4.Tło
Nie można przecież powiedzieć, że nie widzi się nic. Zawsze się widzi, choćby ciemność, czarne tło, na którym nie pojawiają się obrazki.
5.W tańcu
Flamenco uczyło mnie celności. Potrafiłam być burzą, która zapala w oknach gromnice, i trzaskającym w kominku ogniem, zachłanną falą, która zmywa wszystko dokoła, robi sobie miejsce, rozpędza się, żeby się uspokoić. Nauczyłam się tańczyć w rytm deszczu i słońca, i nocy bez gwiazd. Zupełnie po omacku, jak niewidoma w mroku, potrafiłam odgadnąć przestrzeń, żeby zatańczyła ze mną. Jak niewidzialna, a jednak dawałam się odczuć.
Tańczymy dla siebie, nucąc w głębi duszy pewnie zupełnie inne melodie, a jednak potrafimy się zgrać. Bez dyrygenta, choreografa, bez żywej duszy, potrafimy tańczyć w parze, nawet całkiem osobno, nawet kiedy jesteśmy zupełnie gdzie indziej.
Flamenco uśmierzało mój ból. Pomagało tęsknić, zamiast udawać, ze zapominam.
Przecież świat nie po to jest taki wielki, żeby się w nim pogubić, ale żeby się cieszyć z tego, że się w nim ludzie odnajdują, choćby po przeciwnych stronach stołu. To tak samo cieszy w miejskiej dżungli jak na pustyni.
6.Głód
Cierpienie podobno zawsze pomaga twórczości. Nie pisze się przecież wierszy, będąc szczęśliwie zakochaną, ani nie maluje się obrazów, będąc w stanie równowagi i dobrobytu.
Pamięć jest złośliwa, wredna.
7.Ta mężczyzna
Ta cholerna polarność. Chyba wszyscy zapomnieli, że to wciąż dwa brzegi tej samej rzeki. Jakby nie było nic pomiędzy lodem a ogniem, dnem a szczytem i nie można było zbudować domu na zboczu wzgórza. Ta wasza polarność powoduje, że nie ma różnicy między wami a nimi. Traktuję was dokładnie tak samo. Nie widzicie szarości, robiąc czarno-białe zdjęcia do rodzinnych albumów.
8.Szkoła kobiecości
Podobno jednak trzeba z siebie wcześniej czy później pewne rzeczy wyrzucić, bo człowiek sam jeden tego nie udźwignie.
Gdzie ludzie zakopują te wszystkie wstrętne wspomnienia, żeby nikt w nie nie wdepnął, żeby się nie unosiły nad tą górą śmieci jakieś toksyczne opary, żeby nie piekły w oczy? Musi być takie miejsce, ale ja na razie upycham te odpady w sobie.
9.Człowiek w studni
Każdy kopie swoją studnię. Kiedy już pojawia się w niej woda, okazuje się, że jest zatruta, można w niej tylko utopić wspomnienia. Im bardziej chcesz zapomnieć, tym większe masz odciski od łopaty, w końcu nie możesz utrzymać nawet łyżki. Bo ziemia wcale nie jest taka miękka, jak obiecywała, ale przynajmniej jest szansa, że będzie bardzo pilnować tego, co się jej powierzy. W końcu możesz wrzucić do niej echo.
O niektórych rzeczach po prostu nie chcemy pamiętać.
Lżej się robi na duszy, kiedy się wie, że nie tylko nam się coś nie udaje, ale tylko przez chwilę. Po jakimś czasie żal jest jeszcze większy, że znowu nic z tego nie wyszło.
Lepiej jest założyć, że każdy ma jakąś drzazgę i obchodzić się z człowiekiem ostrożnie, próbować ją odkryć, a nawet wyjąć, niż udawać, że każdy jest normalny i wiedzie najzwyklejsze na świecie życie. Taka drzazga może być jednak bardzo niebezpieczna.
Łatwiej dotrzeć do głębi, kiedy się już wie, że każdy ma swoją studnie. Możesz do niej zajrzeć lub nie, możesz się nachylić lub wskoczyć i złamać kark, możesz spuścić kubeł na linie i nabrać wody, wylać ją na głowę, niech cię otrzeźwi, otworzy ci oczy. Możesz spuścić linę i wydobyć z niej człowieka, który wypił już wszystką wodę, co do kropelki.
10.Krzyż
Dobrzy ludzie nic zazwyczaj nie mogą zrobić. Tylko tak patrzą zmartwieni, współczujący.
Ludzie potrafią krzywdzić na wiele wyrafinowanych sposobów. Potrafią biczować słowami, spojrzeniami, odwracaniem się plecami, to też pozostawia blizny.
11.Dom
Ludzie dziś są wyjątkowymi ignorantami.
II. Dwa..
1.Słońce
Brakowało mi słońca, tak samo, jak brakowało mi siebie.
Jakież to ludzkie, żeby tak nie doceniać starań.
2.Urodziny
Tak rzadko udaje się przecież odróżnić rozpacz od wściekłości.
W życiu nie chodzi o wspólny język, ale o to, żeby się rozumieć bez słów.
3.Biopsja
Mury tak szybko wyrastają. W nas.
Po co uczyć się na własnych błędach, skoro można od kogoś pożyczyć?
Świat sam nie wie, co nosi. Żal mi go.
Nie znoszę wytrzymywać. Wytrzymywać i powściągać jak sobie tego życzą.
Dziś wszystko zmienia się w mgnieniu oka, jest takie tymczasowe. Łatwiej znaleźć coś sprzed stu lat niż sprzed roku.
Ceni się tylko to, co uda się wydrzeć na polu walki, a nie to, co się otrzyma w prezencie.
Nawet jeśli uzbierasz garść okruchów, to nie znaczy, że masz kromkę chleba. Jak niby posmarujesz ją masłem? Wszystkie ci się przesypią między palcami.
Bezsilność jest jak nieistnienie. Albo istnienie pomniejszone o to, co najważniejsze.
Wstyd rodzi perwersję i wyuzdanie. Milczenie rodzi wrzask. Uległość zmienia się we wściekłość, a na to jeszcze nie wymyślono szczepionki. Łatwo być odważną, kiedy większość jest po twojej stronie, gorzej płynąć pod prąd, musisz umieć doskonale pływać, a nie tylko utrzymywać się na powierzchni.
Jeśli coś było i minęło, to nie znaczy, że nie ma po tym śladu. Jeśli coś tkwi głęboko, nie znaczy, że nie można tego usunąć; jeśli się z czegoś wyrosło, nie znaczy, że nie można się od tego odciąć. Nie ma nic bez szwanku, czasem to tak, jakby ci doszyto trzecią rękę w prezencie. To nieprawda, że to, co mnie czeka, nie ma na mnie wpływu już dziś.
Obrosłam mchem. Skorupa wrosła mi pod skórę, przypudrowałam ją i udaję, że nabrałam kolorów, że jestem pełna życia. A tak naprawdę mam nudności, jak tylko widzę poruszające się postacie na ulicy. Oni wszyscy czegoś ode mnie chcą (…) Chciałabym wreszcie coś poczuć. Spojrzeć, dotknąć, posłuchać i… Delikatny dreszczyk, pajączki pod skórą, ciepło na policzkach na widok czegoś pięknego, czegoś, co się komuś udało wreszcie albo ot tak, wyszło z niego, wyrosło, żeby się tym nie móc nadziwić, zapomnieć się na chwilę, żeby nie trzeba było nacinać sobie blizn tylko po to, żeby wreszcie coś poczuć (…) Składam się z akapitów. Nagle, w najmniej oczekiwanym momencie, przestaje pisać pióro, kończy się atrament albo kartka zaczyna zwijać się w rulon. Składam się z urwanych w połowie rozmów; kiedy nagle trzeba przerwać (…) Tonę w pustce, zatyka mi oddech. To jak nurkowanie bez aparatu. Nie możesz się tym cieszyć, bo wiesz, że zaraz zginiesz, że ten bezstan nie potrwa długo.
Jestem bajką, którą kiedyś opowiesz na dobranoc swojej nowej prawdziwej narzeczonej, tej na zawsze, na całe życie. Obie dobrze o tym wiemy i dlatego tak szarpiemy się ze sobą. Obie już dawno powiedziałyśmy sobie do widzenia.
Obsesyjnie myślę o tym, żeby obedrzeć cię ze skóry, tymczasem nie mogę nawet zedrzeć z Ciebie ubrania. Jest mi wstyd, kiedy kładę się do łóżka i przypominam sobie Twoje uciekające spojrzenie. Muszę Cię rozebrać, żeby zetrzeć z Ciebie ten impregnat, który Cię przede mną chroni. A rzeczywistość spotykam codziennie, lecz tylko wtedy, kiedy naprawdę daje się we znaki. Chcę Cię zawsze (…) Cały czas na Ciebie czekałam w miejscu niebudzącym podejrzeń, w końcu stałam się niewidoczna, a kiedy potknęłaś się o mnie, nie wierzyłam, że się zatrzymasz. Nadal nie wierzę, i czekam. W tym samym miejscu. Codziennie składam Cię z fragmentów, kawałków odgryzionych w pośpiechu mimo Twoich protestów. Muszę je teraz numerować, żeby obraz, który z nich złożę, nadal pozostał Tobą. Myślałam, że nikt nie jest mi potrzebny, że ludzie tylko pozwalają odwrócić uwagę od pustki, którą w sobie noszę. Teraz, gdy nagle przestałam chcieć samodzielnie oddychać, gdy umieram z głodu, nie widząc Cię jeden dzień, albo gdy zostawiasz mnie bez ostrzeżenia choćby na godzinę, staję się jeszcze bardziej bezbronna. To jednak nie dotyczy innych. Dla nich nie mam litości.
– Jesteś piękna.
– Co masz na myśli?
– Ciebie.
– Ale co konkretnie, o co chodzi?
– O twoje oczy, biodra…
– Ale po co mi to mówisz?
– Żebyś wiedziała.
– Że co?
– Że jesteś piękna. Bo zachowujesz się tak, jakbyś tego nie wiedziała.
4.Nie do pary
Na drogach są osty, pokrzywy i ostre kamienie, a nie tylko kwiaty paproci i fiołki.
Nikt się nie przejmuje, czy jesteś szczęśliwa, czy nie. Wszystko sprowadza się do jakiegoś minimum, do zwykłej egzystencji, która niby ma jakąś wartość sama w sobie. Może wychodzi się z założenia, że jeśli się żyje, to się jest szczęśliwym, ale przecież nie ma już chyba nic bardziej mylnego. Dlaczego wszystkich zasmuca fakt, że komuś się już nie chce żyć, że ma serdecznie dość?
Uczę się być szczęśliwa sama dla siebie, po swojemu, naprawdę, ale najpierw muszę się wywrócić na lewą stronę, muszę wszystko wywalić do góry nogami, cały świat. Wszystko muszę zacząć od początku.
Wydaje mi się, że z dnia na dzień jest mnie coraz mniej, że sama przed sobą udaję, że w końcu będzie dobrze i kiedy nagle się okazuje, że w to nie wierzę, zaczynam wpadać w panikę. Przywieram do ciebie myślami. I to jest czasami takie męczące, nie mogę skoncentrować się na niczym innym, moje obsesje dają mi się we znaki.
Ale jestem w dziwnym stanie. Jakbym się wyłączyła. Z każdej strony bombardują mnie ludzie swoją troską, swoimi pomysłami na życie, sugestiami, aluzjami, a ja od tego wszystkiego wolę swoje bajki.
Tracę wiarę w to, że można się odrodzić z popiołów. Jestem popiołem, a wiatr otwiera okna.
5.Przesąd
Człowiek zawsze się gdzieś spieszy.
To niesamowite, jak ludzie tracą przy bliższym poznaniu.
6.Koty
Na świecie jest tyle dwuznaczności, żeby być dobrym, trzeba mieć zły humor albo popełniać błędy. Coś za coś. Ktoś cię pokocha, jeśli zupełnie o sobie zapomnisz i całkiem poświęcisz się jemu. Nie można mieć wszystkiego, coś za coś.
III. Trzy…
1.Ironia
Ironia w większych dawkach szczypie w język, trzeba przepijać ją obficie wodą.
Do wszystkiego, a zwłaszcza do siebie, trzeba mieć dystans, traktować życie na chłodno, żeby cię nie przyłapano na gorącym uczynku. Żeby nie posądzono o wrażliwość, trzeba być twardym, inaczej rozlejesz się jak budyń, a budyń to lubią dzieci w przedszkolu, dorośli ludzie tak się nie zachowują.
2.Nikt nie zauważył, że tu jestem
Ciało jest przebiegłe, skóra jest oporna, zawsze każe pamiętać. A ludzie boją się blizn.
Ludzie mówią bardzo dużo, ale bardzo niewielka część z tego nadaje się do zapamiętania.
3.Taka ładna 2
Jest taka ładna, a taka połamana, jakby spadła ze schodów. Trzeba by ją włożyć w gips od stóp do głów, a ma ich trzy: w jednej ma pełno maku, w drugiej kolekcję robaków, a w trzeciej serce. Jest taka ładna, a taka rozsypana jak babka z piasku, którą ktoś wykluł z foremki i poszedł szukać pereł jak świnia. Jest taka krucha jak francuskie ciastko z konfiturą (…) Cała popękana jak porcelanowa lalka, każda jej część na innym straganie (…) Jest taka ładna, ale podrapana, bo się przedzierała przez różane krzewy, zamiast je obejść, jak wszyscy (…) Jest cała zakurzona, a jej pończochy jak pajęczyna prują się (…) Jest taka ładna, a taka posiniaczona, już dawno powinno się jej przeszczepić skórę, skórę słonia (…) Taka piękna, a taka zezłoszczona, jakby już nigdy nie miała zaznać spokoju. Taka ładna, a taka smutna, jakby jej o wszystkim powiedziano. Taka zmęczona, jakby zwymiotowała całą tę bitą śmietanę (…) Taka wiotka jak mgła, którą z trudem przebija światło latarni. Jest taka ładna, a taka ponura, chyba nigdy się nie roześmiała i stwardniały jej przez to policzki.
4.Lalka
Główną zaletą mojej lalki było to, że nie mówiła. Główną jej wadą, że nie była mną. Tyle razy ją prosiłam, ale za nic miała moje błagania. Była niewzruszona, nieżywa i jakby wcale jej się żyć nie spieszyło.
5.Bajka o siostrach
Były jej dwie. Dwie identyczne, zupełnie takie same, do nikogo innego niepodobne. Obie piękne na swój sposób nawzajem, od siebie zgapiały, bez opamiętania (…) Były dla siebie najważniejsze, karmiły się marzeniami, dodawały sobie skrzydeł, żeby przefrunąć każde bagno (…) Jedna była zwrotką, a druga refrenem. Nuciły tę samą melodię. Zazdrościłam im, bo ja byłam sama. Samiuśka. Czułam się przez to nie tyle niepełna, ile pusta. Drugiej mnie brakowało mi do szczęścia.