Niedziela Palmowa (Niedziela Męki Pańskiej, niedziela wierzbowa/wierzbna/kwietna) to pamiątka wydarzenia, które nastąpiło tydzień przed zmartwychwstaniem Chrystusa; wtedy oficjalnie wjechał na osiołku do Jerozolimy. I ludzie uczcili ten moment właśnie rzucaniem palm pod nogi (droga dla kogoś niezwykłego musiała być ukwiecona).
Tradycyjna palma wielkanocna wykonywana jest z gałązek wierzby, które symbolizują zmartwychwstanie oraz nieśmiertelność duszy (kiedyś używano jeszcze gałązek malin i porzeczek, wplatano cis, barwinek, bukszpan, borówkę lub widłak). Poświęcone palmy przechowuje się przez cały rok, by później je spalić, a popiołem posypać głowy wiernych w Środę Popielcową.
Niedziela Palmowa to taki przewrotny dzień, bo i wesoły, i smutny; z jednej strony powitanie Zbawiciela, z drugiej początek męki, dlatego też w trakcie liturgii czyta się opis śmierci Chrystusa.
Stoimy ramię w ramię – tak bardzo sobie obcy, opatuleni w z ulgą zrzucone kilka dni wcześniej zimowe płaszcze – pogoda nie jest dla nas łaskawa: zacina deszczem, śnieg z gradem biją się, którego więcej na ledwo wybijających się ku wczesnowiosennemu słońcu krokusach. Stoimy, przestępując z nogi na nogę, ściskając w dłoniach większe od sumienia, strojne jak pycha, barwne niczym grzech palmy. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie pełniły wyłącznie roli symbolizującej tradycję, a były impulsem do wspomnienia, do faktycznego przeżywania. Nie lubię słowa tradycja, bo ono boli automatycznością wypełnianych obowiązków. Palmę miałam, bo chciałam mieć, by przeżyć, a nie bo musiałam, bo tak wypada. Niestety nabyłam ogromną, kolorową (nosząc się długo z zamiarem zakupu skromnej), bo wstyd się przyznać zapomniałam, że tuż tuż kwiecień, że to już Niedziela Palmowa i kupiłam dwa dni wcześniej, z ostatnich, poprzebieranych sztuk… w Biedronce – mam za swoje. I tak tkwiłam z tą palmą jak ja wysoką, i walczyłam, by skoncentrować się na odczycie Męki Pańskiej, by nie uciekać myślami do tego, że dziewczynka stojąca w kolejce do spowiedzi ma różowe spodnie tłoczone w różowe kwiatki, że ta za nią niesamowicie gładko zaczesała włosy, że pan przede mną ma wąsy, a ten który właśnie wchodzi wnosi palmę wielkości bukietu jak na 25-lecie własnego ślubu. A co najgorsze kolana mi się uginają, bo niby za długo stoję, rzecz jasna chętniej bym usiadła. Naszła mnie więc taka refleksja, że my często nie zastanawiamy się nad tym, co istotne tylko nad bzdurami, które potrafią przyćmić rzeczy wielkie, choć podstawowe, ale to te podstawy są bazą, na której dopiero można wznosić resztę, i że nie zawsze trzeba szukać wygodnego, lecz uczciwego rozwiązania – tego się trzymajmy.
O, nigdy jeszcze słońcem wyzłocona,
co wczesną wiosną wzeszło na błękity,
że ludzkość, patrząc w niebo rozmodlona,
czuje w swych sercach nieziemskie zachwyty,
nie byłaś strojna w wielkie dziejów słowa
jak ty, najbliższa niedzielo palmowa.
Wiosna się budzi… W narodów świątynie
poprzez szeroko otwarte wierzeje
Wolność, dostojna Pani wchodzi ninie…
A nim dzień drugi słońcem rozednieje,
polskie się dusze w szczęściu rozanielą
twoim zwycięstwem, palmowa niedzielo.
Hosanna! – Krzykniem. Zwycięstwo jest z nami!
Nim dzienny będzie słońca bieg skończony,
z pieśnią na ustach, a w ręku z palmami
Zwalimy słupy graniczne, kordony.
W historii będzie twych godzin wymowa
mieć złote zgłoski, niedzielo palmowa.
(Konstanty Ćwierk, „Palmowa niedziela”)