O „Panu od muzyki” w reżyserii Christophe’a Barratiera słyszałam już kilka lat temu, ale jakoś nie spieszyłam się, by go zobaczyć. To był mój błąd (jednak przez ten czas widziałam masę fantastycznych filmów, co, mam nadzieję, trochę go umniejsza), bo znacznie wcześniej mogłabym otrzymać kosz z emocjami, odczuciami, cechami w którym może i przeważają te negatywne (jest niezrozumienie, irytacja, bezradność, obojętność, brak zaufania, schematyczność, wulgarność, zemsta, prymitywizm, dyktatura, samotność, przemoc, zakłamanie, rozczarowanie, wzgarda), wszakże pozytywne mają w sobie taką moc, tak bezpretensjonalne piękno (niczym wyciągnięta z małży perła, dosłownie, bo powstaje naturalnie, a prawdziwe dobro zawsze jest naturalne, wypływa z serca, nie z litości, lecz z chęci niesienia pomocy, ze wzruszenia, empatii, często z własnego doświadczenia wielu przykrości, nawet urazów i zaciętej walki, by nie poczuł tego bólu ten, który nie zasłużył), że przed dobrem zło czuje się poniżone, zdeptane, p-rz-e-g-r-a-n-e, wymięte (chociaż nigdy nie zapomniane, bo gdy się zaznało to tkwi, to się zakorzenia, stale obserwuje, jest się świadkiem: nie trzeba daleko, wystarczy zerknąć przez kuchenne okno). Czuje się poniżone, gdyż mimo tej wstrętnej smoły okrucieństwa potrafi przebić się przez jej lepką gęstwinę i pokazać, że da się inaczej, lepiej, czym zaszczepia nadzieję, chroni tlący się płomyczek szlachetności.
I szlachetny jest Clément Mathieu, były dyrygent, którego na samym początku filmu wspomina dwoje uczniów: Pierre Morhange i Pépinot. Ten pierwszy (który obecnie przeżywa śmierć matki) otrzymał od tamtego dziennik napisany przez Pana od muzyki, który był zadedykowany właśnie dla niego. Bowiem Mathieu wylał fundament jego egzystencji: dostrzegł niesamowity głos, prowadził rozmowy z matką (wychowywała go sama, nie mogła poradzić sobie z ucieczkami, chamskimi zachowaniami, w ogóle do niego nie pasującymi, w końcu szkoła skierowała go do ośrodka), by kształcił się w Narodowym Wyższym Konserwatorium Muzyki i Tańca w Lyonie – i tak też się stało.
Mężczyzna został wydelegowany do internatu dla trudnej młodzieży Fond de l’Étang w celu objęcia wychowawstwa za jednego z nauczycieli (zrezygnował ze swojej posady, ponieważ w zamian za skonfiskowanie papierosów otrzymał wbite w dłoń nożyczki, w efekcie 10 szwów). Bo przebywający tu chłopcy są do tego zdolni, ale też do bijatyk, zastraszania, wyłudzania pieniędzy, ubliżania, kradzieży, hipokryzji, licznych ucieczek, tworzenia niebezpiecznych pułapek, obraźliwych rysunków, piosenek – właśnie: piosenek, które stają się punktem zaczepienia, ideą, próbą resocjalizacji, natchnieniem, impulsem, zainteresowaniem, wspólnotą, zabawą, dowartościowaniem, uśmiechem, zajęciem. Bowiem „Łysol”, „Glaca” (tak został określony już na samym wejściu) organizuje chór, tak chór: jest przesłuchanie, żadnego krzyku, upokorzenia, podział na soprany, alty, basy oraz barytony, pojawiają się pochwały, pochylenie nad problemami, charakterami, dostrzeganie rozmaitości, wypełnienie pustki, systematyczna nauka prostych melodii każdego wieczoru, wystukiwanie rytmu, kompozycje przeznaczone wyłącznie dla nich. Chłopcy naprawdę się angażują i chociaż nie była to sztuka, ale zyskał ich uwagę. Do tego ma zupełnie odmienne metody, okazuje się pedagogiem-człowiekiem: nie skarży, nie podnosi ręki, głosu, nie obraża, daje kredyt zaufania, kary są pouczające, gdy malują go na tablicy-on maluje ich, w ten sposób rozśmiesza, gdy śpiewają o nim źle-każe zaśpiewać tak, by nie fałszowali, przyłapuje na kradzieży nut-mówi, że wcale nie ukradli, dowiaduje się kto skonstruował zasadzkę-każe opiekować się okaleczonym w izbie chorych, prosi o popilnowanie klasy, więc pokazuje, że też mogą być poważni, przydatni, przy tym wszystkim nie pozwala wejść sobie na głowę, jest opanowany, a co najważniejsze: wierzy, że mogą się zmienić, ale należy sumiennie, cierpliwie pokazać, że poza złem istnieje również dobro, a można to uczynić jedynie będąc wzorem, którym z pewnością nie jest Dyrektor Rachin, funkcjonujący w tym trudnym środowisku według zasady: „akcja-reakcja”, czyli jak zrobią coś nie tak natychmiast karać (błyskawicznie, bez refleksji, bez rozmowy – liczy się mechanizm, to przyswoją, bez zrozumienia, jak zwierzęta). Widzi pan tylko zło – rzecze pewnego razu Pan od muzyki, i tak jest w istocie.
Niestety nie tędy droga, bo dobro w obliczu zła zwyczajnie zawstydza, a przynajmniej zawstydzać powinno.
A jak w ogóle Pépinot zdobył owy dziennik? Clément Mathieu go adoptował, po tym, jak dyrektor wyrzucił go z internatu za bezprawne zabranie uczniów do lasu, by pobawili się w podchody (tym samym uratował ich przed pożarem, który wzniecił w akcie zemsty za niesłusznie oskarżenie o kradzież pieniędzy Mondain). A dlaczego go adoptował? Ano dlatego, że mały był sierotą, bo jego rodzice zginęli na wojnie (czekał na nich przed bramą w każdą sobotę). Co z dyrektorem? Został zwolniony. A jak pożegnano Pana od muzyki? Chłopcy wyrzucali przez okno papierowe samolociki z kilkoma nakreślonymi słowami i machali mu, machali, wystawiając same dłonie (pożegnanie było zabronione).
Jaki jest wniosek? Można złem dobro, dobrem zło, i każdy na pewnym etapie swojego życia wybierze samodzielnie, ale: trzeba pokazać, że istnieje i jedno i drugie.
źródło ilustracji: http://www.cyfraplus.pl/misc/base/galeria/pan_od_muzyki_002.jpg
źródło ilustracji: http://1.fwcdn.pl/ph/95/14/119514/185009.1.jpg
źródło ilustracji: http://ambinet.pl/film/ch/choristes_les/choristes_les20b.jpg
źródło ilustracji: http://www.toimg.net/managed/images/10025872/w513/image.jpg
źródło ilustracji: http://1.fwcdn.pl/ph/95/14/119514/185025.1.jpg