Ludzie mają odmienne osobowości, temperamenty, reakcje, co jest zależne nie tylko od ich prywatnej historii, ale również od tego jacy się urodzili, od wewnętrznych uwarunkowań – głównie chodzi mi w danym momencie o optymizm lub pesymizm, śmiech i powagę, radość czy smutek. Ja jestem z natury smutnym człowiekiem, brak mi spontaniczności, częściej dostrzegam złe strony, nie doszukując się tych dobrych, nie tkwi we mnie swobodny, sytuacyjny dowcipniś, moja szklanka jest do połowy pusta, a nie pełna, łatwiej mnie skrycie zirytować niż szczerze rozbawić, co nie oznacza, że patrzę wyłącznie krzywym okiem, zajadle podgaduję, bo jakieś tam poczucie humoru posiadam (choć podszyte ironią), ale nie mam w sobie tej NATURALNEJ WESOŁOŚCI; i nie chodzi o beztroskę, zacięte popisywanie, głupotę, nie docenianie drobiazgów (bo te doceniam jak najbardziej), przejmowanie cudzą opinią (niekonstruktywna nie działa, kompletnie mnie nie rusza, wlatuje jednym a wylatuje drugim, spływa, wzbudza litość nad krytykującym i krótkie rozważenie jak bardzo jest nieszczęśliwy, że mu się w ogóle chce brać pod odstrzał), lecz o pogodę ducha, carpe diem, częsty uśmiech, taniec w kroplach wiosennego deszczu, żywiołowość, iskrę, wprost emanowanie niewymuszoną szczęśliwością – znam takie osoby i nie tyle im zazdroszczę, co je podziwiam, gdyż wiem ile by mnie kosztowało takie zachowanie: musiałabym się zmuszać. Myślę, że żeby być wesołym człowiekiem trzeba albo nie zdawać sobie sprawy z wielu kwestii (nie mylić z lekkomyślnością, a raczej rozumieć jako nieobeznanie), może być egoistą, kimś pozbawionym empatii, a może pajacować, tuszować autentyczne ja, albo nie zaznać nic bolesnego, albo paradoksalnie znaleźć się w ciężkiej sytuacji i nie mieć już nic do stracenia – tylko brać garściami? Nie wiem, chociaż jeśliby tak było, to ten stan byłby bliższy pozorom, a mi chodzi o tę euforię taką po prostu, z głębi, z mentalności. A może da się tego nauczyć? Nie sądzę, bo wtedy trzeba by się stale kontrolować, a kontrola nie ma nic wspólnego ze swobodą. Ten luz, ten śmiech trzeba nosić w sobie – nic na siłę, bo wyjdzie drętwo i sztucznie.
Dziś tak o radości, choć za oknem smętnie, pada, bowiem jestem, dość świeżo, po filmie „Słodki listopad” w reż. Pata O’Connora – i tam właśnie było promiennie, figlarnie, co niestety wynikało z rozżalenia, ale po kolei.
Nelson Moss (Keanu Reeves) to typ pracoholika, oschłego samoluba, sztywniaka, trudniącego się tworzeniem reklam (nie byle jakich, bo nagradzanych), kompletnie nie skoncentrowanego na osobistym bycie, stąd emocjonalnie nie angażującego się w relacje z kobietami. Z tego nadmiaru obowiązków zapomina, że wygasła mu ważność prawa jazdy, więc błyskawicznie, na ostatnią chwilę, udaje się do ośrodka, by zdać egzamin, a ponieważ przyszedł bez przygotowania, to stara się ściągnąć od siedzącej nieopodal nieznajomej (chwilę wcześniej podniósł salami, które wypadło jej z torby), Sary Deveer (Charlize Theron), co feralnie kończy się anulowaniem jej testu (może podejść ponownie za 30 dni). Po opuszczeniu sali dostrzega ją na masce swojego samochodu, bezpardonowo upominającą się o podwózkę, dodatkowo zaznaczającą, że nie sprzedaje odpustów, więc pieniędzmi strat nie zrekompensuje, lecz będzie pełnił rolę jej szofera albo jeszcze lepiej zostanie listopadem, czyli mężczyzną, który spędzi z nią ten miesiąc, w ramach terapii, w trakcie której ona uniesie wieko jego trumny, poświęci się bez reszty, pokaże rozkosz życia, sielankowość, sprawi, iż przestanie być „pokazowym egzemplarzem”, zgnębionym facetem bez hobby czy zwierzątka, kimś, kto powoli traci ludzkie uczucia (co widać na odległość) – w odpowiedzi obwołał ją stukniętą babą i nastraszył wezwaniem policji. Jednak po porażce reklamy hot-dogów, która została przez klienta określona jako zbyt ostra, na co gwałtownie zareagował, ubliżając, czym zhańbił imię firmy: wylatuje. Jakby tego było mało, po powrocie do domu, zastaje obecną partnerkę, Angelicę (Lauren Graham), spakowaną – kobieta odchodzi. Nelson wpada w szał, tłucze jedną ze swoich statuetek, kaleczy się, z tej furii wyrywa go dzwonek do drzwi – odbiera paczkę, gdzie siedzi pies z kluczem uwiązanym u szyi oraz z napisem LISTOPAD. Udaje się do Sary, stanowczo karząc jej się odczepić, ale ta dostrzega ranę, opatruje ją, prosi by się wykąpał, wyrzuca zegarek, pragnąc zburzyć wszelkie złudzenia, organizację – zaczynają się całować, mężczyzna burzliwie, wręcz instynktownie chce się z nią kochać, ale ona go stopuje, czym wzbudza jeszcze większy gniew, który jednak udaje jej się ugasić, oferując mu swoją pomoc – tym razem, pewnie z rozgoryczenia, przystaje na propozycję wspólnego miesiąca (bo miesiąc coś znaczy, a nie jest wiążący). Sara, na samym wstępie prosi, by nie pytał czemu to robi, ale na pewno nie dla pieniędzy, zwyczajnie ma swoje powody, żeby pomagać, po czym rozpoczyna rewolucję od oddania bezdomnemu jego eleganckich ubrań, spacerów z psami na plażę, wygłupiania z nimi, zawiązywania mu oczu i uciekania po mieszkaniu, by ją złapał (co miało służyć wyostrzeniu zmysłów), biorą wspólne kąpiele, uczestniczą w kolacjach u pary sympatycznych transwestytów: Chaz (Jason Isaacs), Brandon (Michael Rosenbaum), uprawiają seks, nawet odwiedzają rodzinny dom Nelsona, do którego nigdy nie chciał wrócić (obecnie jego rodzice już nie żyją; ojciec był domokrążcą, zależnym od ludzi, a on, obserwując go, tak bardzo chciał być inny od niego, że w tym celu, co wieczór, po obiedzie, zamykał się w pokoju dziecinnym i słuchał starych płyt, marząc o zostaniu piosenkarzem – durnym człowiekiem sukcesu, panującym nad własnym losem) – rodzi się uczucie, budzi zazdrość i złość, że miała w każdym miesiącu różnych mężczyzn, z którymi sypiała, potęguje ciekawość, dotycząca tej dziwnej gry oraz jej przeszłości, o której dowiaduje się tyle, iż była właścicielką firmy „Wytworne zwierzaki”, ale zrezygnowała, bo przestało ją to bawić: firma nadmiernie się rozrosła, wraz z nią pycha, skala egzystencji i żądza, a że rodzina nie zaakceptowała tej decyzji to zerwała z nimi kontakt. Tę idyllę zaburza telefon od szefa agencji Vince Hollanda (Greg Germann), że mają spotkanie z potężnym przedsiębiorcą, Edgarem Pricem (Frank Langella), na które mimo złamania reguł się udaje, jednak ubliżenie kelnerce (przypadkiem przewróciła kieliszki), mówiąc: Kochanie, każdy jest tym, co robi, a ty jesteś kelnerką: musisz tylko przynosić i odnosić naczynia, nie robiąc bałaganu – skoro knocisz tak prostą robotę, nie jest to powód do chwały, czym doprowadza ją do łez, dodatkowo, uzupełniając obrazę cytatem ze „Sztuki wojny” autorstwa Sun Tzu: kiepski pracownik wzmacnia konkurencję, a dobry generał żeruje na wrogu, sprawia, że Nelson rezygnuje i pędzi do Sary, i obsypując ją kwiatami, prosi, by za niego wyszła, bo zdał sobie sprawę, że jest w niej autentycznie zakochany, że jest szczęśliwy, a to szczęście zmienia go na lepsze – kobieta z bólem (bowiem pierwszy raz zasmakowała miłości) odmawia, racjonalnie nie uzasadniając swojej decyzji, po czym zamyka się w pokoju, do którego mężczyzna wyważa drzwi i siłą otwiera szczelnie zamkniętą szafkę, gdzie znajduje całą masę leków, dowiadując się tym samym przerażającej prawdy: Sara jest śmiertelnie chora, wykorzystano wiele sposobów, w pewnym momencie się poddała, przerwała leczenie, ale rodzina chciała decydować za nią, więc uciekła, co doprowadziło do konfliktu – choroba to bezsilność, a reguły tej gry w miesiące dają jej poczucie władzy. Nie może żyć normalnie, więc postanowiła jak najbardziej nienormalnie, bo tak bardzo kocha życie. Po poznaniu prawdy listopad dobiega końca, toteż Sara prosi Nelsona, by zgodnie z umową oddalił się, ale on nie potrafi się z tym pogodzić i po jakimś czasie wraca, przebrany za Świętego Mikołaja, mimo, że nie ma jeszcze świąt, których ona prawdopodobnie nie doczeka (trzeba czasem łamać zasady, otaczać się miłością póki można), by przynieść jej 12 świątecznych darów:
1. salami (dzięki niemu się poznali)
2. tęczową fryzurę (dla szalonej opiekunki zwierząt, które wykradała, ratując je przed przeprowadzanymi na nich doświadczeniami)
3. bicz (bo dominuje)
4. perfumy „Sara” (na specjalne zamówienie)
5. książkę o transwestytach (na cześć przyjaciół)
6. bąbelki (wspomnienie cudownych kąpieli)
7. 100 żetonów komunikacji miejskiej (na wycieczki)
8. uwodzicielską muzykę (która nierzadko im towarzyszyła)
9. tydzień w szkole nauki tańca (bo ona nie potrafi tańczyć)
10. zmywarkę (nie znosi zmywać)
11. Erniego (ukochany pies, którego gwizdnęła, a później oddała, by móc pomagać innym)
12. piosenkę (specjalnie dla niej zaśpiewał – kiedyś go o to prosiła, lecz wtedy się wstydził)
Co więcej cały dom obwiesił kalendarzami, wskazującymi listopad, bo jak stwierdził: każdy miesiąc jest listopadem – kocham Cię codziennie. Żyję tylko w jednym celu, żeby Cię kochać. Znam tylko listopad i nie chcę niczego innego. Jednakże po wspólnie spędzonej nocy, która jednocześnie jest tą ostatnią, Sara wymyka się z mieszkania: Nelson ją dogania, błagając o zgodę sprawowania nad nią opieki do końca, ale ona zaprzecza, nie pozwalając na jego cierpienie, gdyż chce, żeby zachował wspomnienie kobiety pięknej i silnej, by żył celowo szczęśliwy, tymczasem ona wyjedzie do rodziców oraz siostry, zaś jemu zawiązuje oczy, jak podczas gry, i na pożegnanie prosi, by zawsze ją pamiętał.
„Słodki listopad” jest słodki, lecz sytuacyjnie, bowiem w obliczu tak potwornej tragedii człowiek uświadamia sobie jak kruchy jest byt, że nie funkcjonował jak powinien, jak miał ochotę, nie oddychał pełną piersią, egzystował zwyczajnie źle, a teraz nie ma czasu na poprawkę, bo nie ma przed sobą przyszłości, karty przetasowane, talia się skończyła; wtedy albo się załamuje, albo popełnia samobójstwo (śmierć życia nie odbierze, wydrze je samoistnie, honorowo), albo na przekór, dziko, zaczyna czerpać, zagarniać, realizować marzenia, na które kiedyś brakło czasu, odwagi. Ten film to cukierkowa gorycz, niczym lukrecja, piękny smutek i smutne piękno, rozpaczliwy taniec, łzy śmiechu, ale pokazuje nikłość, daje wskazówkę, by żyć, jakby jutro miało nie nadejść.
źródło ilustracji: http://1.fwcdn.pl/po/99/13/9913/6942810.3.jpg
źródło ilustracji: http://1.bp.blogspot.com/-RyiElgBqiYY/UajhHMLt34I/AAAAAAAACaE/JUOzo04A2OY/s1600/sweet-november_large.jpg
źródło ilustracji: http://funkyimg.com/u2/1042/098/743030231068_1_jpg_ext_.jpg
źródło ilustracji: http://s3.flog.pl/media/foto_middle/4008490_slodki-listopad–sweet-november–2001.jpg
źródło ilustracji: http://funkyimg.com/u2/1042/097/932107231065_1_jpg_ext_.jpg
źródło ilustracji: http://blockbuster.blog.pl/files/2015/12/231080_1.1.jpg
źródło ilustracji: https://encrypted-tbn1.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcQsC4eUdAhNcIgQiEAmTU3Tiay3nGexWncX-qLxCNssQc1wjWPp
A w tle filmu przepiękny utwór:
(źródło: https://www.youtube.com/watch?v=7wfYIMyS_dI)
Kto wie
Dokąd zmierza droga
Co przyniesie dzień
Tylko czas