Jak już wcześniej wspomniałam – nie postrzegam świata ani ludzi całościowo, lecz rozbijam na najdrobniejsze elementy. I takie podejście wiąże się z tym, że poza szaleńczym koncentrowaniem się na słowie (o tym w innym wpisie) gustuję w realnych drobiazgach, które mają fakturę, wzór, formę, zapach, smak, które tworzą określoną atmosferę, które służą, i które można podziwiać. Uważam, że to właśnie te błahostki decydują o generalnym uroku, nawet o sile przekazu. W firanach urzeka mnie lamówka, lambrekin, gipiura, wiązanie, marszczenie, nakładka, koraliki, w zeszytach/notatnikach ornamenty, barwa kartek, szorstkość okładki, materiał, z jakiej została wykonana, w żyrandolach/kinkietach/lampkach struktura, zaczepione na haczyki kryształki, to jak brzęczą przy delikatnym dotknięciu, to jak rozszczepia się przez nie światło, nietypowe wywijasy w postaci łezek, gałązek, listków, kielichów, szklane kwiaty oraz sople, abażur, rzeźba, w perfumach liczy się nie tylko woń, ale również ich przejrzystość i kolor, wygląd atomizera, flakonu, rozkład liter, w ubraniu/butach/biżuterii satynę, aksamit, żakard, koronki, tiule, falbanki, treny, stójki, bufki, etole, ażurowe rajstopy, siateczkowe wstawki, kolie, kryzy, rękawiczki, parasolki, kapelusze, gorsety, koszule z żabotami, ciekawymi kołnierzami, kształt obcasa/kolczyków/wisiorka/pierścionków. Ponadto uwielbiam wszelkiego rodzaju puzderka, szkatułki, pudełeczka, ale i wstążeczki, guziki, taśmy ozdobne, kokardki, filcowe drobiażdżki, kolorowe kabelki, sypki brokat, które umożliwią mi stworzenie własnoręcznej kartki (i zapewne dlatego pieczenie ciasteczek i muffinek sprawia mi taką przyjemność, bo tutaj dekorowanie odgrywa istotną rolę). W ogóle zachwyca mnie sztuka decoupage, która pozwala mi pokryć zegary, szafki na klucze, pojemniki na długopisy, doniczki, wieszaki, wazony, skrzynie na ubrania umiłowanym przeze mnie wzorem żyrandola, księżyca, lawendy, róży, kruka, kota, barokowych dam, czy damy kameliowej (kiedyś lubiłam obrazki wampirów, szkieletów, czaszek, nietoperzy, ciem, klatek na ptaki, ołtarzyków, witraży, jednak teraz niespecjalnie mnie to kręci;p). Bardzo ostrożnie dobieram pościel, koce, poduszki, lampiony, kadzidełka, świeczniki, lustra, wiklinowe serduszka na klamki, serwetki, obrazy z gotyckimi, upiornymi, pięknymi kobietami. Podziwiam rozmaite krzesła, fotele, gondole, regały, stoliki, sekretarzyki, konsolki, witryny, toaletki, zawieszki, tace, talerzyki, sztućce, komplety do kawy (myślę, że równie ważne jest to, co się je, jak i na czym oraz jak potrawa zostanie podana), patere, bomboniery, osłonki do kwiatów, parawany, organizery, gablotki, puszki, słoiczki, herbatnice -a każde z nich ma masę innych rzeczy do wizualnego roztrząsania; łuszczący się lakier, szablon, tkaninę, zagięcie, nierówność, pomysł, puch, surowość, wieczko, kunszt. Otaczam się przedmiotami, w pełni doceniając, uzupełniającą ich funkcję, jaką jest zewnętrzna gracja .
Ja lubuję się w szczegółach, wspaniały poeta Miron Białoszewski też fascynował się przedmiotami, a jak to wyglądało zaprezentowałam w swojej pracy magisterskiej, w której koncentrowałam się na szeroko pojętym turpizmie, gdzie rozpatrywałam między innymi jego reizm (zamiłowanie do przedmiotów użytku codziennego). Przerzuciłam tonę książek, przeczytałam masę tekstów, przejrzałam ogrom stron internetowych i NIE ŻAŁUJĘ, bo autor spoglądał na nie w sposób zastanawiający, doprawdy bardzo głęboki.
Na szczególną uwagę zasługuje cykl „Szare eminencje” (z debiutanckiego tomu „Obroty rzeczy”, który ukazał się w 1956 roku):
(źródło ilustracji: http://img.tezeusz.pl/static/product_image/15/151231_big.jpg)
gdzie autor pochyla się nad przedmiotami wysoce niepoetyckimi – jak piec kaflowy, ściana, krzesło, podłoga, łyżka durszlakowa, szafa, pufa, drewniany stół, czy firanka, które oglądane „na nowo”, wyczulonym na piękno okiem, zyskują zupełnie inne niż dotychczas znaczenie. A nie pisał o nich Białoszewski z przypadku, bo do pochylenia nad nimi zachęcił go obdarzony wybitnym talentem literackim – Ludwik Hering – reżyser i scenarzysta Teatru Osobnego (odsyłam tu do internetowego artykułu: „Dzięki niemu Białoszewski odnalazł siebie”).
Uzmysłowił on osiemnastoletniemu wówczas chłopakowi, że tworzenie o rzeczach przeciętnych zawsze będzie bardziej naturalne niż usilne pisanie na tematy podniosłe. Nadto zaszczepił w nim przekonanie, że lepiej pisać o tym, o czym nikt nie chce, ponieważ tylko to ma szansę na uznanie i utrwalenie w umysłach innych. Poeta zrozumiał sens tych słów dopiero kiedy przekroczył trzydziestkę; perspektywa totalnej zagłady uprzytomniła mu, że każdy, nawet najmniejszy drobiazg jest wart uwagi. Bo przecież jeśli już raz wszystko było zdezawuowane, to taka sytuacja może się powtórzyć (Zob. Mateusz Kanabrodzki, „Kapłan i fryzjer. Żywioł materialno – cielesny w utworach Georga Büchnera, Witolda Gombrowicza, Mirona Białoszewskiego, Helmuta Kajzara”, Gdańsk 2004).
To podejście trafnie przedstawiła Helena Zaworska, pisząc:
Bo to nie była miłość posiadacza rzeczy, tak dzisiaj rozpowszechniona, tak użytkowo-konsumpcyjna albo estetyzująca i wyrafinowana. To była miłość człowieka, który wszystko stracił, został z pustymi rękami, bez dachu nad głową. Nie posiadanie, nabywanie, ale utrata była źródłem jego ubóstwiania rzeczy (Helena Zaworska, „O nową sztukę”, Warszawa 1963).
Tak więc u podłoża fascynacji przedmiotem nie leżała wcale postawa typowo estetyczna czy doświadczenie konsumpcyjne, w którym ludzie z powodu nadmiaru rzeczy błyskawicznie je porzucali, zastępując nowymi (jak było w sztuce francuskiego nowego realizmu), a doświadczenie braku – co było efektem dwudziestowiecznej traumy II wojny światowej (Zob. Agnieszka Karpowicz, „Kolaż: awangardowy gest kreacji: Themerson, Buczkowski, Białoszewski”, Warszawa 2007).
Wszak unaocznienie sobie sztandarowości tego, co potoczne, co codzienne, zapewnia człowieka o jego własnym istnieniu, ponieważ są to rzeczy uchwytne, których można dotknąć. Jego sposób postrzegania stanowi próbę nowatorskiego poznawania rzeczywistości – próba odszukania nowych sensów, czego rezultatem jest ogromna radość życia; afirmacja poprzez prostotę. Bo przedmioty, tak, jak i ludzie, są niebłahymi elementami istnienia, współorganizującymi życie; dlatego też poeta podnosił je do wysokiej rangi.
Co więcej, to drobiazgowe nastawienie na zewnętrzną obserwację rzeczy powszednich uzmysławia, iż funkcjonują one w autonomicznym, nieznanym człowiekowi obszarze. Zdemaskowanie tej tajemnicy nie tylko przesuwa granice ludzkiej percepcji, ale też wpływa na wyzbycie się idiosynkrazji i przyzwyczajeń, wstawiając w ich miejsce zainteresowanie i szacunek (Zob. Piotr Michałowski [i in.], „Historia literatury polskiej w dziesięciu tomach: Literatura współczesna (1956-2005)”, T. 10, Wydawnictwo SMS, Bochnia – Kraków – Warszawa 2006).
To uznanie wypływa także ze spostrzeżenia, iż rupiecie – rzeczy niezdolne do użytku, pozbawione swojej funkcji, w istocie stają się wielofunkcyjne. To, że do niczego się nie nadają, jakby zachęca do rozumowania, że nadają się do wszystkiego, gdyż swobodnie można zmienić pełnioną przez nie funkcję, czego konsekwencją jest poznanie ich z zupełnie nieoczekiwanej strony.
Tak rozumiany reizm – oddanie rzeczom pozornie zwykłym, jest więc efektem świeżego spojrzenia na świat, i metodą przenikania świata, takiego, jakim jest w swojej istocie. Bo zadanie poety nie polega jedynie na rozwijaniu umiejętności nowego postrzegania, ale i wprawnym poznawaniu rzeczywistości, a że posiada on w swoich rękach niezwykłe narzędzie, jakim jest poezja, to ma możliwość zapisania tych spostrzeżeń w co najmniej nietypowy sposób (Zob. Artur Sandauer, „Poezja rupieci”, [w:] Stanisław Burkot, „Miron Białoszewski”, Warszawa 1992).
W poezji Mirona Białoszewskiego, mnogość rupieci jest fasadą do głębszej warstwy spekulacji (bo w istocie rzeczy użytku codziennego jest znacznie więcej, nadto są one bardziej osiągalne dla człowieka – stale mu towarzyszą). Poeta, w pustelniczej egzystencji, człowieka dotkniętego dziecięcą chorobą gloryfikacji barwnej tandety (Zob. Stanisław Falkowski, Paweł Stępień, „Ciężkie norwidy czyli subiektywny przewodnik po literaturze polskiej”, Warszawa 2009 ) odnalazł przestrzeń rudymentarnych doniosłości i wypracował dla nich swoistą formułę poetycką. Jego kopernikański przewrót to nie tylko przyjęcie pewnego sposobu obserwacji oraz ustalenie jej wymogów, ale również skonstruowanie nowego poetyckiego kosmosu. W sercu tego kosmosu bytuje samotny człowiek, zobligowany po części przez szaleństwa historii do wycofania się z jej szaleńczego chaosu. Granice, które sobie zakreślił do własnego trwania, są doprawdy niewielkie; ograniczające do obszaru jednego pokoju lub mieszkania. Nie potrzeba mu więcej, by móc poddać się refleksjom, by komentować swoją egzystencję; podłoga, łyżka durszlakowa, ściana, pufa zdają się być wystarczające. Jeśli będzie się je traktowało jako wyodrębnione indywiduum, nie przypisując im tego, czego nie posiadają, to można nawiązać zagadkowy, lecz obfitujący w doznanie radości dialog z ich światem, który nagminnie zapewnia o poczuciu bezpieczeństwa. Ten dialog jest jakby rozmową z całym światem, ponieważ kontemplowanie istotnych problemów, z perspektywy własnego mieszkania, nierzadko doprowadza do rozszyfrowania ich głębi; różni się tym, iż gwarantuje prywatność, bezpieczeństwo i wolność. Jest jednak coś, o czym poeta nigdy nie może zapomnieć, tym czymś jest nieustanne zdziwienie i daleko sięgająca wyobraźnia; bo wyłącznie dzięki niej może on zakreślać granice osobnej rzeczywistości. Ona też wreszcie wskazuje na to, co jest fundamentalne dla każdego poety, mianowicie słowo. Wykreowana przez Mirona Białoszewskiego reistyczna wizja świata, w której przedmioty codziennego użytku uzyskały szczególne role, tworząc to, co podszepnęła mu niesamowicie wrażliwa wyobraźnia poprzez narzędzie komunikowania tych wizji, a więc słowo, język, mowę. Bo naturalnym jest, że przedmiot może ulec zniszczeniu, można się go pozbyć, odebrać, ale tym, czego nie da się wydrzeć poecie jest słowo (Zob. Jacek Brzozowski, „O poezji Mirona Białoszewskiego”, [w:] „O wierszach Mirona Białoszewskiego. Szkice i interpretacje”, pod red. Tegoż, Łódź 1993).
Klucz
ma
zapach wody gwoździowej
smak elektryczności
a jako owoc
to on cierpki
niedojrzały
będący cały w sobie
pestką.
(Miron Białoszewski, „Studium klucza”)
Jakże się cieszę,
że jesteś niebem i kalejdoskopem,
że masz tyle sztucznych gwiazd,
że tak świecisz w monstrancji jasności,
gdy podnieść twoje wydrążone
pół-globu
dokoła oczu,
pod powietrze.
Jakżeś nieprzecedzona w bogactwie,
łyżko duszlakowa!
Piec też jest piękny:
ma kafle i szpary,
może być siwy,
srebrny,
szary – aż senny…
a szczególnie kiedy
tasuje błyski
albo gdy zachodzi
i całym rytmem swych niedokładności
w dzwonach palonych
polanych biało
wpływa w żywioły
obleczeń monumentalnych.
(Miron Białoszewski, „Szare eminencje zachwytu”)
A one krążą
I krążą.
Przebijają nas mgławicami.
Spróbuj schwycić
ciało niebieskie
któreś z nich
zwanych pod ręką …
A czyj język
najadał się całym smakiem
Mlecznej kropli przedmiotu?
A kto wymyślił,
że gwiazdy głupsze
krążą dokoła mądrzejszych?
A kto wymyślił
gwiazdy głupsze?
(Miron Białoszewski, „O obrotach rzeczy”)
Obecnie czytam książkę „Tajny dziennik” Mirona Białoszewskiego, co pozwala mi dowiedzieć się więcej, i więcej o samym autorze. A w tym czytaniu towarzyszy mi buteleczka ICE COFFE – caffe latte;)