Znam miłośników dnia i miłośników nocy, a ja ponad wszystko wielbię noc, odurzam się nocą. Noc ma tę specyfikę , że sekretnie pachnie, że nadaje grozy przedmiotom, które za dnia wydają się być całkowicie zwyczajne (ale czy to nie jest tak, że powszedniość bywa pozorem? że często sadyzm nosi maskę poprawności?)
Nocne spacery, rozmowy przy gorącej herbacie, pragnienia, miasto nocą, nocne krajobrazy, księżyc, gwiazdy złowione na wędkę ułudy – niezaprzeczalny urok.
Gdy miałam naście lat (jakże ta przeszła forma strasznie brzmi;p) byłam do tego stopnia zafascynowana estetyką nocy, że wędrowałam z kolegą/koleżanką rozmaitymi uliczkami, gdyż właśnie wtedy można było w pełni skoncentrować się na tych młodzieńczych pogawędkach – nie zakłócała ich codzienność. Z perspektywy czasu wiem, że pora przechadzek zatrważała lekkomyślnością (niestety poza tym, że noc jest piękna, to budzi w ludziach jakieś dzikie instynkty, przez co staje się niezwykle niebezpieczna), aczkolwiek cierpliwy od dobroci Anioł Stróż prowadził Nas tymi odpowiednimi zaułkami;)
Gloryfikuję tę chwilę, gdy wszyscy śpią (Ofelia co raz śpieszy w sennych rojeniach po najobszerniejszych łąkach, machając coraz szybciej łapkami i szczekając za niewidocznym dla mnie), bo mój umysł zyskuje biurokratyczne pozwolenie na tworzenie fabuł, w efekcie pisanie;)
Letnie noce są chyba najbardziej radosne; to wtedy ciepła tafla wakacyjnego wiatru otula ciała zadumanych. Gwiazdy świecą intensywnie, by przypodobać się krnąbrnemu księżycowi, zaś miejskie koty wymykają się z własnych podwórek, chcąc zasmakować zakazanej przygody.
Te wiosenne, przy akompaniamencie ludzkich kroków, roztaczają aromat rozkwitającej forsycji. Wyłapują z harmidru (nie)wdzięczności mniej udane dowcipy, by zapomnieć o nich w zderzeniu z szczerą rozmową na przyblokowej ławce. Po mroźnej zimie, zachęcają do pierwszych przejażdżek rowerowych, czy posiadówek przy otwartym oknie.
Z kolei jesienne okraszają najgłębszy oddech świeżością deszczu, jednocześnie aranżując parną atmosferę bytu. Raczą się drobnymi łyczkami naparem z fiołka lub rumianku. Kopiąc kasztany, nawlekają liście na struny melancholii, częstując przechodniów melodią wspomnienia.
Zimowe noce szczypią niewytrzymałe na ziąb policzka, neutralizując tę boleść mleczną poświatą powietrza. Łączą ręce zakochanych, ubrane w wełniane rękawiczki, by odbyć spacer we dwoje, z rozgrzewającą (mimo ogólnego chłodu) serca miłością. Śniegowe gwiazdki wirują oświetlone przez neonowe świąteczne ozdoby.
Noc jest cicha (pomijając wrzaski „upitych teraźniejszością”, incydenty z roztrzaskiwaniem butelek oraz nagły odgłos szaleńczej jazdy na motocyklu) i przepełniona snami, pozwala odetchnąć od codziennej gonitwy – jej wadą jest nękanie nieodpornych na myśli/wspomnienia – dlatego nie każdy lubi cechujące się bezwzględnością noce.
Dzień hałasuje i przemawia głosem ludu, naszpikowany obowiązkami, nakazuje, nie pozwala się zatrzymać. Tutaj kształty są bardziej wyraźne, bo kontury poprawia realna doczesność. Łańcuch schematów do realizacji nakręcony na korbkę istnienia. Ten bieg przeraża, jednak nie jest samotny (choć często żyje się z tłumem, lecz obok niego, ale wielokrotnie czyni fasadę obecności „kogoś”), obiecuje wygraną, pozwala osiągać założone cele, gdzieś się zaczyna, nie zakładając końca.
Dzień pędzi, noc spaceruje, dzień „musi” lub „powinien”, noc „może” bądź „chciałaby”, dzień jest upchany teraźniejszością, noc tym, co było, co będzie, dzień jest oficjalny, zaś noc kameralna, dzień to „słodki” realista a noc… „gorzka” marzycielka.
Noc jest jak pamiętnik – spisuje najskrytsze scenariusze. Nigdy nie pisałam pamiętnika, ale od zawsze kocham noce…
Oto pora,
gdy cienie kwiatów w fali wartkiej
pływają ciężkie niby karpie
w księżycu srebrne. Owad równy
jest człowiekowi, ptak zwierzęciu,
gdy niebo budząc nas jak struny
albo ściszając swym dotknięciem
odchodzi ciemne pod powiekę.
(Tadeusz Gajcy, „Noc”)
Opadły mgły i miasto ze snu się budzi,
Górą czmycha już noc,
Ktoś tam cicho czeka, by ktoś powrócił;
Do gwiazd jest bliżej niż krok!
Pies się włóczy popod murami – bezdomny;
Niesie się tęsknota czyjaś na świata cztery strony
A ziemia toczy, toczy swój garb uroczy;
Toczy, toczy się los!
Ty co płaczesz, ażeby śmiać mógł się ktoś
? Już dość! Już dość! Już dość!
Odpędź czarne myśli!
Dość już twoich łez!
Niech to wszystko przepadnie we mgle!
Bo nowy dzień wstaje […]
(Edward Stachura, „Opadły mgły, wstaje nowy dzień”)