Plakaty krzyczą, telewizja nawołuje, Internet potwierdza: film „Bogowie” w reżyserii Łukasza Palkowskiego wspaniały – Człowieku, MUSISZ iść.
Chcąc stłumić lub potwierdzić ogólny zachwyt, kupuję bilety na Sobotę, godzina 19.oo wydaje się być doskonała (nie w ciągu hałaśliwego dnia, ale też nie całkowitą nocą).
Podążamy powolnym spacerkiem, wstępujemy na moją ulubioną latte, której ma towarzyszyć gęsta gorąca czekolada, przemiła Pani, już na wejściu, macha przeciwsłonecznymi okularami, pytając czy aby nie należą do mnie? Zachłysnęłam się ludzką dobrocią, z wrażenia dech w piersiach mi się zatrzymał – do mnie nie, do mamy owszem – przejęcie tułaczym losem Szekspira było tak ogromne, że nie zabrała ich ze stolika (a mówiłam: schowaj do torebki, zapomnisz – swoje i tak wiedziała – N I E S C H O W A). Przy blasku niewielkiej świeczki rozmawiamy o rzeczach, które w danej chwili są dla Nas najważniejsze. Spojrzeniu odpowiada spojrzenie, uśmiech współgra z uśmiechem.
Wstajemy. Wieczór ciepły, można rozpiąć płaszcz, ale dla równowagi apaszka otula szyję. Cel przed Nami – oszklone drzwi – wchodzimy. Pokonujemy stopnie – sala numer 5 – czekamy. Upływa kilka minut, znajdujemy rząd 14 – miejsca idealnie na środku, jednak jakiś młodzieniec myślał podobnie – siedzi tam, gdzie My mamy siedzieć – bezstresowo usadzamy się o jedno siedzisko dalej, wszakże ludzie przychodzą i przychodzą, więc podążył tam, gdzie nadrukowano mu wcześniej na bilecie. Pełna sala (widok niebywały, bo jak tylko wybieramy się do kina, to mamy wręcz prywatne seanse). Gasną światła – reklamy… reklamy… reklamy – 19.30 – film (30min. reklam!)
„Bogowie” (gatunek: dramat/biograficzny) koncentruje się na okresie 3 lat życia (1983-1986) kardiochirurga Zbigniewa Religi, który, będąc wtedy młodym docentem, zachęconym obserwacjami (po odbyciu stażu w USA), do lekarskiej działalności, w Polsce, usilnie stara się wprowadzić próby przeszczepów serca. Niestety akurat ten organ w oczach innych nie jest mięśniem, podtrzymującym egzystencję, lecz duszą, esencją, zmitologizowanym symbolem – nieprzyzwoicie je wymieniać, bo to równoznaczne z przeobrażeniem osobowości człowieka. Jedni lekarze się boją, inni zazdroszczą, Religa chce działać. I szansa pojawia się w momencie objęcia kliniki w Zabrzu (w konsekwencji porzucił pracę w Warszawie), a pozytywną decyzję potęguje tu śmierć bliskiego mu dziecka – walka o pieniądze, o sprzęt, o personel, o życie pacjenta, z opinią publiczną, etyką, niepowodzeniami, negatywnymi komentarzami, zastaną rzeczywistością, o wyrażenie zgody na pobranie serca, czy przeprowadzenie operacji.
Tomasz Kot odnalazł się w tej roli wyśmienicie (nic dziwnego, że otrzymał za nią nagrodę), bo bardzo łatwo ukształtować czyjąś karykaturę, lecz znacznie trudniej, w oparciu o wiedzę, jaki ktoś był, po prostu stworzyć i wskrzesić postać: przygarbiona sylwetka, charakterystyczna mimika, skłonność do przekleństw, porywczość. To buntownik, który podejmuje odważne decyzje, w asyście stopera wycina serca z martwych ciał, szaleńczo rozpędza swój zielony Fiat 125p, tworzy program budowy Polskiego Sztucznego Serca, nałogowo pali papierosy, zaś porażki zalewa alkoholem.
W filmie wiele scen można określić jako humorystyczne, ale myślę, że one fantastycznie rozładowują napięcie (zwłaszcza gdy zbliżenie kamery ukazuje wnętrze klatki piersiowej, w której „grzebią” lekarze, ale i gdy czuć beznadziejność rozmaitych sytuacji). Pop-rockowe piosenki są dla mnie zagadką, ale inwencją twórczą reżysera – gdzieś wyczytałam, że Zbigniew Religa był rock’n’rollowcem, dodatkowo ma ona dynamizować akcję – być może tak właśnie jest. Ale na mnie i tak największe wrażenie wywarło rozbrzmiewające w tle bicie serca, o które toczy się cały bój.
Znajdą się miłośnicy, znajdą się krytycy – jak zawsze, wszędzie i we wszystkim. Już słyszałam, że jak to tak o Relidze film nagrywać, jak jest przecież wiele wybitnych postaci, którym bardziej się to należy.
A jeśli można o zmutowanych ryjówkach („Zabójcze ryjówki”), bałwanie-zabójcy („Jack Frost”), śmiercionośnych pomidorach („Atak morderczych pomidorów”), gothic girl wyposażonej w parasolkę, która zamienia się w ostrze, karabin maszynowy lub wiertło („Gothic & Lolita Psycho”), czy zombie weganach („Attack of the Vegan Zombies”), to… o człowieku, który walczył o ludzkie życie nie można?
Co się należy i komu trzeba rozstrzygać indywidualnie, bo jedno jest pewne: RYZYKO RELIGI SIĘ OPŁACAŁO, gigantyczne ambicje zostały okraszone sukcesem, bo dzisiaj sercem można zastąpić serce, ofiarowując tym samym nowe życie.
Czy lekarze bawią się w bogów, czy tak naprawdę Bóg prowadzi ich dłońmi? Nie wiem.
Ja obejrzałam i nie żałuję.