W obrębie moich zainteresowań literackich leży twórczość poetów przeklętych, którzy prowadzili swoisty bunt egzystencjalny. Ich ideą było pisanie przeciwko komuś lub czemuś – taka demonstracja odbywała się już na poziomie ucieczki od poetyki zbiorowej, toteż za największy ideał ekspresji uznawali oni zachowanie i przekazanie jednostkowej spontaniczności. Więcej o poetach przeklętych napiszę w innym wpisie, z kolei w tym, skoncentruję się na profilu jednego z nich: Rafała Wojaczka.
(źródło ilustracji: http://wojaczek.art.pl/zdjecia/rafal_wojaczek.jpg)
(źródło ilustracji: http://bogdanprejs.pl/gallery/Dzieci-i-ryby1.jpg)
Zaprawdę powiadam ci, poetą się jest. Jest się nim, żyjąc. Zaś bywa się czasem skrybą, czyli grafomanem. Bywa się nim wtedy, kiedy braknie siły, by dźwigać ciężar swego życia.
(„Sanatorium”)
Pod ciężarem doczesnego bytu ugiął się, jednostkowo do niego nieprzystosowany, polski poeta – Rafał Wojaczek, który w nocy z 10 na 11 maja 1971 roku, we Wrocławiu, w wieku zaledwie 26 lat, przyjął śmiertelną dawkę leków (uprzednio, skrupulatnie wypisując na oddartym marginesie gazety porcje i nazwy zażytych środków – może miał skrytą nadzieję, że zostanie odnaleziony przed ostatecznym odejściem na „tamtą” stronę? może chciał ją tylko dostrzec; w migawkach nie do końca świadomego umysłu?) Jednak lekarze [Wojaczek kilkakrotnie przebywał w Klinice Akademii Medycznej, we Wrocławiu, na oddziale neurologicznym, później psychiatrycznym, ponieważ podejrzewano u niego schizofrenię – wszakże po rozpoznaniu okazało się, iż jest zupełnie zdrowy; o chorobie psychicznej godzi się napomykać, gdy człowiek traci kontakt z rzeczywistością, gdy pewne dziwne rzeczy wykonuje automatycznie, u niego była to bardziej próba odegrania jednej z narzuconych sobie ról – z pewnością był inny, ale nie chory (Zob. Bereś, K. Batorowicz-Wołowiec, „Wojaczek wielokrotny”)], krytycy literatury, a przede wszystkim rodzina poety, uważają, iż śmierć samobójcza była w jego przypadku aktem nieuniknionym, bowiem stale dążył do zgłębienia tego, co jest po drugiej stronie; życie ziemskie traktował w kategoriach niewiele znaczącego epizodu, z którego błyskawicznie trzeba się wydostać. Wojaczek był więc osobnikiem trudnym, lecz ten trud nie tyle definiował się w społecznej kooperacji (choć i w tym obszarze miewał niemałe problemy, zwłaszcza w towarzystwie kobiet, zważywszy na jego ogromną nieśmiałość, a także kolegów, mających przy nim intelektualne kompleksy, wypływające z nieumiejętności podążania skomplikowanym torem dedukowania; określa się go na pograniczu geniuszu – miał doskonałą pamięć do tego stopnia, że potrafił przyswoić prozatorskie teksty, uwzględniając znaki interpunkcyjne. Co więcej, znamienity poziom języków obcych pozwalał mu na czytanie angielskiej i niemieckiej literatury w oryginale oraz na tłumaczenie wierszy, czym zajmował się w okresie szkoły średniej. Nie sposób nie stwierdzić, że był fenomenalny zarówno z przedmiotów humanistycznych, ale i ścisłych; z nauczycielami prowadził coś na kształt psychologicznej wojny, paradoksalnie zachowując w ich trakcie niesamowitą skromność), jak polegał na niemożności poradzenia sobie z samym sobą; do końca nie rozumiał własnego „ja”, ale i innym nie pozwalał się przeniknąć. W istocie nigdy nie podał faktycznych powodów; jakby już od momentu narodzin przeszkadzał mu fakt istnienia – cierpiał, bo żył (Zob. Maciej M. Szczawiński, „Rafał Wojaczek, który był”, Towarzystwo Zachęty Kultury, Katowice 1993).
A to nieuzasadnione cierpienie artystycznego ducha odzwierciedlało się z początku w zamiłowaniu do wieczornych cmentarnych spacerów (notabene namawiał do nich swoją matkę), gdzie stawał nad grobami i całymi minutami, przyglądał się wyrytym na ich powierzchni napisom, do przesiadywania w samotności, w najciemniejszym kącie pokoju, by rozkoszować się grą cieni tańczących po ścianach, a wreszcie do fotografowania ponurych miejsc, osobliwych obiektów, przypadkowych sytuacji: zamazana taksówka, kilku skulonych przechodniów, resztki śniegu, liszaj odpadłego tynku, szyld podświetlony dogorywającym neonem, mokra ulica, które zawierały specyficzny rodzaj nostalgii, dekadencji – owej nastrojowości – symptomatycznej dla ludzi z wyobraźnią, dla ludzi „stwarzających”. Przygodę z pisarstwem rozpoczął, gdy mieszkał w rodzinnym Mikołowie, a potem – po rozstaniu rodziców – kontynuował ją w Kędzierzynie, do którego przeniósł się ojciec. I to wyrwanie z naturalnego środowiska, odseparowanie od przyjaciół (byli nimi: Witold Dudek i Rudolf „Józek” Szwajcer) – zapoczątkowały depresję, która powoli, ale chronicznie doprowadziła do tragicznego końca. Poeta swoje zgnębione wnętrze skrupulatnie pielęgnował pesymistyczną atmosferą dzieł, w których się rozsmakowywał; Rimbaud, Dostojewski, Kafka, Mann, Goethe, Hłasko, de Sade – taki wybór, dla niespokojnego ducha, niepotrafiącego znaleźć odpowiedniego miejsca w społeczeństwie, mógł jedynie pogrążać w bolączce egzystencji (Zob. Stanisław Srokowski, „Skandalista Wojaczek: legendy, prowokacje, życie”, „Stanley” Wydawnictwo Wrocławskie, Wrocław 1999). Jednakże ten ból był skrywany pozornie, o czym świadczy zamierzona kreacja własnej legendy, przypominanie światu o sobie i swojej inności poprzez absurdalne zachowania; gryzienie szklanki, pocięcie nożem klatki piersiowej, spoliczkowanie na dworcu przypadkowego pasażera pociągu, powieszenie szatniarza w restauracji na wieszaku, skok z drugiego piętra, czy opuszczenie knajpy bezpośrednio przez szybę w witrynie. Takie próby zaznaczenia swojej obecności dają nie tylko obraz uformowanego na zewnątrz ekscentryka, ale również jednostki udręczonej, która przy pomocy wierszy niejako wydobywa wszystko to, co uwiera duszę. Poezja Wojaczka jest kontrowersyjna, momentami obsceniczna; jedni dostrzegają w nim geniusza, inni buntownika, skutecznie odpychającego odbiorcę odważnymi, wulgarnymi, wielokrotnie obrzydliwymi połączeniami słów – jest więc mistrzowski kunszt, wszakże nie brakuje skandalu – z tego też powodu otrzymał miano poety przeklętego. Należy zaakcentować, iż nieprzerwanie zarzucana megalomańska postawa, manifestująca się przez wyłączne przekazywanie indywidualnych wrażeń, refleksji, sposobu widzenia świata jakoby zagwarantowała twórcy nieśmiertelność, bo czytelnicy stale interesują się jego życiem. Co ważne, pozostaje on w pamięciach nie jako człowiek, który bywał inny, lecz taki, który był inny przez cały czas (Zob. Monika Stopczyk, „Rafał Wojaczek, czyli o inności, która zapewniła nieśmiertelność”). Ta jego inność, której esencja nie jest do końca sprecyzowana, została ukazana w enigmatycznym filmie „Wojaczek” (reż. Leszek Majewski, Mikołajów – Katowice – Wrocław 1999); misterium przekazu wzmaga ubogość wypowiedzi, czarno-biała kolorystka, prowincjonalne PRLowskie miasto, posępne restauracje. Niezaprzeczalnie nie jest to rodzaj rekonstrukcji biografii poety, nie ma tu odpowiedzi na pytanie: dlaczego Wojaczek popełnił samobójstwo? To raczej pokorna prezentacja procesu samozagłady, film o tajemnicy, o tym, że na pytanie: dlaczego? nie zawsze da się udzielić odpowiedzi. Tym, co intryguje w sposób szczególny zdaje się być fakt, że poeta usilnie próbował powrócić do „starego siebie”, co sam niejednokrotnie demonstrował, odtwarzając „zaprzeszłe” zachowania, jak wygłupy, śmiech, wspomnienia, aczkolwiek te zmagania nie zakończyły się sukcesem, to już nie był ten sam człowiek. To był człowiek, w którym ogromne dawki alkoholu, próby samobójcze i nieuzasadnione lęki, podszyte poważnym zachwianiem psychicznym, zaowocowały odznaczaniem się we własnej twórczości szeregiem wielostronnie pojmowanych motywów.
(źródło ilustracji: http://1.fwcdn.pl/po/07/74/774/6913236.6.jpg)
Pierwszym motywem, zasługującym na uwagę jest motyw wody, który przewija się w inicjalnych próbach literackich. Woda była dla Wojaczka żywiołem biologicznie równorzędnym z jego mentalnym pływaniem i rozpływaniem się w sobie; poszukiwał siebie, swojej tożsamości, długo nie potrafił się określić nim kategorycznie pojął, że jest poetą (Zob. Maciej M. Szczawiński, „Rafał Wojaczek”…). Takie rozumienie można dostrzec, w następującym fragmencie:
Na brzegu wielkiej wody naszego znużenia czekamy na znak aby oczom nam rozjaśnił zachwytem i zarazem ogromną pokorą.
czekanie w nas otwiera swoje ssące usta ale nie jest już głodem i łagodnie ssie w swe wnętrze w naszym wnętrzu melancholię zmierzchu
(„Na brzegu wielkiej wody”)
Każdy człowiek oczekuje więc na chwilę, kiedy to umiejętnie się zdefiniuje; będzie wiedział kim jest, w jakim kierunku podąża, czego wymaga od siebie i innych. Taka konkretyzacja zapewne zoptymalizuje jego poczynania, podejmowane decyzje, wyzbywając się, choćby częściowo, rozrastającej otępiałości duszy. Nadto woda dryfuje, nie gwarantując stałości, jest jednocześnie symbolem istnienia i ucieczki od niego. Toteż obrazy wody w poezji Wojaczka będą przejawiały zarówno rzeczywistość praprzyczynową, jak i eschatologiczną; będą sygnalizowały ciągłą przemianę będą portretowały przenikanie życia i śmierci, bytu i niebytu. Woda ma tutaj wiele postaci: rzeki, jeziora, morza, oceanu, deszczu, śniegu, lodu, chmury, mgły, łez, potu, które są nośnikiem pamięci znacznie bardziej rozległej od tej, obejmującej dzieje oraz epizody, przypadki oraz wykroczenia pamiętającego (Zob. Bogusław Kierc, „Rafał Wojaczek: prawdziwe życie bohatera”, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2007). Bowiem woda sięga pamięci prenatalnej, nawet genezyjskiej, o czym świadczy fragment:
Jestem światło i wszyscy Żydzi mi zazdroszczą Światło jedynej gwiazdy – słońca matki brzucha
A po ojcu ja biorę rozpaczliwą dumę Tym co pisywał – czasem listy do mnie.
(„Już nie jestem poetą”)
Przestrzeń, która otacza dziecko jest przestrzenią marzeń, jako że to, co przenika jego duszę zdaje się być automatycznie reorganizowane w obrazy poetyckie, czekające na wyzwolenie, we właściwym momencie; w postaci pierwiastków poetyckiej wyobraźni. Ten artystyczny polot, zachęcany przez wizje z bajek, baśni, czy mitów, będzie się udoskonalał, szlifował, uatrakcyjniał nim nosiciel wyrobi jego mowę. Wojaczek od tradycyjnych poetów różni się tym, że nie mitologizuje dzieciństwa, nie odczuwa za nim tęsknoty – on oczyszcza umysł i zmysły, w celu osiągnięcia czystości percepcji zbliżonej do tamtego stanu dzieciństwa (Zob. Bogusław Kierc, „Rafał Wojaczek”…)
Kolejnym dominującym motywem w twórczości Wojaczka jest poeta – pojmowany w dwojaki sposób; poeta zewnętrzny i poeta wewnętrzny. Ten pierwszy koncyliacyjnie odgrywa narzuconą mu rolę wieszcza, funkcjonującą w kontekście pisarskiego etosu ukształtowanego w polskiej tradycji; respektuje społeczne ideały, a uświęcony przez sztukę – chroni swojej prywatności. Natomiast ten drugi jest zindywidualizowanym sposobem myślenia i przeżywania świata; nie zataja wątpliwości, nie zakłada pięknych masek, lecz za podstawową materię twórczości uznaje własne wnętrze. Autor „Innej Bajki”, posiłkując się mechanizmem rozdwojenia scala oba typy, które mimo znaczących różnic nie wykluczają się; dzieje się tak, ponieważ zostaje tu poruszona kategoria psychologiczna, a chodzi o symptom schizofrenii. Poeta Wojaczka ma przywróconą cielesną konkretność; deprecjonuje więc szablonowy wizerunek twórcy jako istoty wyzwolonej od ziemskich determinacji oraz jako cierpiącego za naród rzecznika. Bo tylko wyeksponowanie czynności fizjologicznych daje możliwość uchwycenia materialności swojego bycia. Takie prowokacyjne ukonkretnienie postaci, które perfekcyjnie wprost zostało zamanifestowane słowami (Zob. artykuł internetowy: „Konteksty poezji Rafała Wojaczka”) :
Nie lubię poezji, bo nie znoszę
Tego skurwysyna Wojaczka, poety
Pijaka i darmozjada, którego
Dawno powinni byli zamknąć
(„Wybaczcie piechocie”)
degraduje go i jako człowieka i jako artystę. Jednakże jest to zabieg w pełni przemyślany, gdyż ma ukazać przepaść pomiędzy ideałem a rzeczywistością. Wojaczek poniżając rolę poety – odmawia wypełnienia konserwatywnych obowiązków, na rzecz podkreślenia osobniczej prawdy własnej egzystencji. Artystycznym wyrazem takiej odmowy jest obfitujący w ironię fragment:
Któż to chodzi z butami po nagim ciele kobiecym
Odpowiadam: poeta
Gnój
alfons swej śmierci co ją rymuje wciąż ze śmiechem
Czy tak dobrze sprzedaje że może z niej żyć Odpowiadam: wystarczy że wystawi w oknie
święty tyłek a lud
zbiegnie się zcałowywać.
(„Babilon”)
, który uzmysławia jak bardzo rola poety została stłoczona, wciśnięta w ramy społecznej użyteczności; ogół chciałby nadzorować poczynania poety, nakazywać mu, wyzbywając go tym samym swoistego kunsztu, czy ducha wyobraźni. Warto w tym momencie wspomnieć o idei „ja”” sylleptycznego, o której pisze Ryszard Nycz, gdyż wspaniale odnosi się ona do dwojakiego rozumienia motywu poety w poezji Wojaczka. W sylleptycznej koncepcji osobowości „ja” rzeczywiste i „ja” literackie wzajemnie na siebie oddziałują, wymieniając się właściwościami, w efekcie podmiot uzyskuje „sztuczną” naturę własnej tożsamości. Zauważalną cechą tej podmiotowości jest stosowanie faktycznego imienia i nazwiska w konkretnym utworze, co jest realizacją formuły „pisania sobą” (Zob. Ryszard Nycz, „Tropy „ja”: koncepcje podmiotowości w literaturze polskiej ostatniego stulecia”, [w:] tegoż, „Język modernizmu”, Wrocław 1997).
W związku z tym, iż utwory Wojaczka były podszyte autobiografizmem – przeważnie odnotowaniem bólu spowodowanego odczuciem wyizolowania ze świata i wyrażeniem towarzyszących temu bólowi stanów psychicznych, to na dodatek można tu zaobserwować wszechobecną fascynację biologią i fizjologią, wyartykułowaną poprzez drastyczne obrazy ludzkiej cielesności. Ciało to następny motyw, który w poezji autora „Sezonu: pojawia się bardzo często. Jednak ciało nie jest tu ani „azylem godności”, ani „gwarantem tożsamości” – to niezmierny materiał poetycki, dostawca wizji i fabuł, transformator rytmu i mitu. Wojaczek sam obdarza się szerokimi możliwościami, bowiem na różne sposoby to ciało eksploatuje; uświęca, poniża, pogardza, rani i zabija – w ten sposób stara się od niego uniezależnić, uciec. Doświadczenie własnego ciała ma zazwyczaj miejsce w okolicznościach naruszających jego iluzoryczną oczywistość. Ból, choroba, rozkosz pogrążają w cielesności, podporządkowują ciału – w kryzysowym momencie okazuje się, że „ja” bezwzględnie podlega ciału i choć takie doznanie jest jedynie złudzeniem, to boli naprawdę. W istocie ciężko szukać w iluzji przyczyny tego bólu, określanego bólem istnienia, który przekształca się w całościową obawę przed bytem. Lękająca się jednostka usilnie próbuje rozpoznać cielesną prawdziwość odczuwania tych emocji – w wymiarze osiągalnym zmysłowo (Zob. Bogusław Kierc, „Rafał Wojaczek”…) – poeta przybliża ten stan zwierzając się:
Nie umiem napisać wiersza By był taki jak to ciało ciało Nie umiem myśleć
Ciało jest czarne Ciało śmierdzi Ja nie jestem malarzem Umiem tylko kopnąć w brzuch.
(„Erotyk”)
Owe kopnięcie w brzuch w brutalny sposób poświadcza ból, toteż przekonuje o namacalnym istnieniu. Samo słowo „ciało” nie wyraża ciała – ono fizycznie nie jest ciałem, jest wyłącznie słowem – autor uzmysławia sobie, że mimo bycia poetą nie potrafi sformować wiersza, by był takim jak to wyczuwalne ciało. Wojaczek pragnie, by incydenty rzeczywiste i organiczne – odbite przez kalkę wiersza, wyjawiały swój wymiar metafizyczny. Wiersz ma być przejawem kondycji i zjawisk, bytów i objawień, które bez niego nie dają się ani rozpoznać, ani w pełni nazwać (Zob. Bogusław Kierc…). Poezja stanowi własny przeciwstawny światopogląd, jest obroną własnej autonomii, własnej wrażliwości. To taka próba ocalenia wewnętrznego i zabezpieczenia tożsamości, dająca swój wyraz w uznaniu ciała jako jedynej, niepodważalnej prawdy. Ciało jest przeciwstawione rozumowi i wykreowanemu przez niego porządkowi świata – ono staje się źródłem poznania. To, co przynależy ciału zarysowuje się w wierszach jako miara świata i sposób jego rozumienia. Przez pryzmat ciała zostają również percypowane życie i śmierć (Zob. Romuald Cudak, „Rafał Wojaczek – charakterystyka twórczości”).
I to właśnie śmierć jest sukcesywnym motywem, przewijającym się w twórczości Wojaczka. Przeglądając utwory poety nie sposób nie dostrzec, że sporo pisał o śmierci, która obok erotyki była jego drugą wielką obsesją. Z jego osobą wyśmienicie współgra termin duńskiego filozofa Sørena Kierkegaarda – „choroba na śmierć” – który absolutnie nie wiąże się z samym faktem umierania, raczej zanegowanego życia. Istnienie wypadło tu z ciągłości, zatraciło spójność tworzoną przez umysł, toteż przestało być oczywiste. A ten, w którym zaniknął związek z poczuciem doczesności, traci perspektywę, toteż w nim samym wygasa kontynuacja i przygasa nadzieja. Takie życie to tylko powolne umieranie, to śmierć psychiczna, to codzienność przysłonięta bólem ducha. Dla Wojaczka śmierć stała się pokarmem i ojczyzną, co sam podkreślił, pisząc:
Aż wreszcie śmierć stała się pospolitą rzeczą Jadalną, jak gruby chleb lekkostrawną (…)
(„Piosenka bohaterów II”)
Śmierć jest więc zjawiskiem na tyle obecnym w życiu codziennym, że stała się czymś typowym, nawet uosobieniem poety; wegetuje z nim w nierozdzielnej afiliacji. A ten, przy którym nagminnie kroczy kostucha nie ma sposobności o niej zapomnieć, zaczyna pogrążać się w samounicestwiających refleksjach. Jeden z fragmentów naczelnego wiersza naznaczonego manią śmierci samobójczej brzmi następująco:
W jakim pokoju zwiesza się nad stołem Uprzejma pętla, bym ją szyją przetkał? Na jakich schodach nareszcie ją spotka? Na którym piętrze sznur sobą wyprężę?
(„Chodzę i pytam”)
Widać tu dokładnie, że umysł twórcy jest przesiąknięty myślą o samobójstwie; śmierć to forma ucieczki przed cierpieniem, wynikającym z bólu istnienia. Dzieje się tak, gdy poeta nie potrafi tej żałości przemienić w utwór literacki. Za jedną z przyczyn samobójstwa uważa się upośledzenie świata wewnętrznego, który zbudowany na solidnym fundamencie filozoficznym daje zwykle poczucie bezpieczeństwa dla człowieka ponoszącego klęski i upokorzenia w relacjach z innymi ludźmi. Czasem taki świat ma naturę czysto hipotetyczną – jest kumulacją fantazmatów, które kreują sztuczny raj o dostatecznej mocy terapeutycznej, umożliwiającej przyzwoitą egzystencję. Jednakże taka arkadia zdaje się być odpowiednia dla tych zdolnych do życia w samotności, a Wojaczek tego ciężaru osamotnienia (a chodzi tu o izolację w wymiarze duchowym, metafizycznym) i obcości nie potrafił udźwignąć; zresztą w jego utworach widoczne jest, iż poddawał się długotrwałemu treningowi rozpaczy, który ostatecznie naprawdę nakłonił go do samobójstwa (Zob. Jan Marx, „Legendarni i tragiczni : eseje o polskich poetach przeklętych : [Andrzej Bursa, Halina Poświatowska, Rafał Wojaczek, Stanisław Grochowiak, Edward Stachura, Kazimierz Ratoń]”, Wydawnictwo Alfa-Wero, Warszawa 1998).