Społeczna schizofrenia

Gdyby tak zajrzeć w ludzki umysł, to chyba nikt nie posiadałby prawdziwych przyjaciół, może nawet znajomych? Za to wrogów całą listę, choć często i bez ciekawskiego zapuszczenia żurawia posiada się ich bez liku – o takich łatwiej. Mamy swoje rozważania, pragnienia, fantazje, wizje, obrazy, iluzje, wspomnienia, plany, scenariusze, pomysły – głowa jak sekretna skrzynia upchana klejnotami strzępów. Czytanie z kogoś jak z otwartej księgi? W uproszczeniu – rentgen jego reakcji, ale nigdy dokładna znajomość myśli. Można przewidzieć czyjeś działanie, słowa, bo to wynika z intuicji, bystrości, obserwacji, więzi, jednak to, co tkwi w nas, tak najgłębiej, nie ujrzy światła dziennego, o ile sami nie będziemy mieli ochoty się tym podzielić. Naturalnie istnieją symptomy, otwierające drzwi do świata drugiego człowieka, ale są one dostrzegalne wyłącznie wtedy, gdy ktoś egzystuje z maską samoistnie nałożoną na twarz. Z maską nagminnie, z maską wszędzie, ale taką perfidną – kompletnie różną – zamurowana osobowość. Atrament hipokryzji na szkaradnej duszy. Niestety rozpościera się na świecie takie zjawisko, jak: SPOŁECZNA SCHIZOFRENIA. Tu taki – tam niepodobny, w rzeczywistości lepszy, choć udaję, że wcale nie lub na odwrót. Kocham cię człowieku, wyglądasz pięknie, słodko mrugasz oczętami, róż na policzkach idealnie rozprowadzony, talia smukła, obrót, szept, jad toczy się z ust, brzydka, tłusta, krzywe nogi. Jesteś doprawdy inteligentny ślepy głupcu. Obiecuję, lecz wykołuję doszczętnie. Mam kamienne serce – pancerz obudowuje łzy. Tkliwość moja tak nieautentyczna – patrz, wzruszam się, co zyskam? Coś muszę. Nie mam a posiadam wiele, ale biorę na litość bądź dzielić się nie chcę. Szemranie zajadłe, uśmiech pocukrzony. Tititi, tralala, cmok-cmok, niech ci się powodzi, byle nie lepiej ode mnie. Kilogramów mniej, nogi do nieba, ale nie dłuższe od moich. Cóż za gust! Kicz, tandeta, dno kompletne. Mąż anioł, widziałam go wczoraj w kawiarni z samą sobą – kawę piliśmy, na początku. Daj, ja ci pomogę! Ale mi się nie uda, wielka szkoda, nie żałuję. Jak sobie życzysz, jak by mnie widziano najchętniej. Tak bezpieczniej.

Guru persony zwie się SPOŁECZEŃSTWO a cechuje się ono przenikliwym spojrzeniem, wspaniale współgrającym z długim, zafałszowanym językiem. Bądź tym, którym ci nakazują, bo wtedy zostanie wyciągnięta do ciebie dłoń z pierścieniem akceptacji, jeśli nie to KLAPA – nie masz kompanów Mój Drogi. Jesteś sam, całkiem sam, ze stosem nieprzerzuconych refleksji – spokojnie – po wielokroć je przerobisz, zapewne przed snem, bo wtedy atmosfera sprzyja; cisza, spokój, tylko ty i twoje kontemplacje. Jedyną osobą, z jaką się jest zawsze, to my sami. Istnieją jakieś konwenanse, bardziej lub mniej usankcjonowane zachowania, regulaminy, stosowne wypowiedzi, zasady, jednak to, co w danej chwili myślimy, to, jakie czynniki oraz precedensy spowodowały, że tu przed tobą jestem taki, w środku zupełnie odmienny znam ja – ty bez mojego życzenia nigdy. I dobrze.

Bo właściwe jest to, że nie zna się nikogo na wskroś, gdyż prawdopodobnie jakiś drobiazg przebiłby własnoręczną strzałą opinii w gruncie rzeczy miłego człowieka, trochę podreperowanego przez los, zaostrzonego porażkami – twardy wrażliwiec. Ale z drugiej strony odkrycie plugastw charakteru ułatwiłoby dokonanie selekcji – nie dogodzisz. Jednak pamiętaj: Dystans – najzdrowsza z relacji – i tego się trzymajmy.

Chociaż… znacznie milej dystansować się we dwoje;)

K&B-492

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii, Życie i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *