W zeszłym tygodniu, podczas pobytu w pracy, z radia rozbrzmiał komunikat: wkrótce w kinach „Mały Książę”. Odpłynęłam w świat wspomnień, krótkich migawek, obrazów, wypowiedzi, postaci: złotowłosy chłopiec, Lis, Róża, Pilot, Król, pustynia, asteroida B 612, baobaby, słoń zjedzony przez węża, owieczka, samotność, próżność, dorosłość, przyjaźń – to we mnie zostało. Bo „Małego Księcia” autorstwa Antoine’a de Saint-Exupéry’ego przeczytałam kilka razy (najpierw, gdy brat przyniósł książkę do domu, następnie 2 lata później, jak tylko stała się moją lekturą) ale: byłam dzieckiem, więc pamiętałam z perspektywy dziecka, dziecka, które wracało do konkretnych cytatów, bowiem wywierały one tak piorunujące wrażenie, że pragnęłam „czuć” je znowu, i znowu (aż do pojawienia gęsiej skórki) – już wtedy słowa były dla mnie czymś szczególnym [łączyłam je, wymyślałam, przywoływałam, rymowałam – strasznie lubiłam zabawę, kiedy mama podawała jakiś wyraz, później były to zdania, a ja szukałam rymu (ważne, by był sensowny) albo, że trzeba było szybko wynaleźć słowo, rozpoczynające się na ostatnią literę tego podanego przez poprzednika (nie mogły się powtarzać), tworzyłam dialogi do mini-teatrzyków, bajeczki, wierszyki, rozwiązywałam krzyżówki, rebusy, ochoczo grałam w państwa i miasta, wsłuchiwałam się w rozmowy, rozważałam nad znaczeniem, nad siłą przekazu, kontekstem, co powiedzieć, kiedy, dlaczego, czy ciszej, czy głośniej, co się zyska, co straci, że można skrzywdzić, pochwalić, że są morały]. I postanowiłam, iż pójdę dla tych sentencji, które teraz, po latach, z pewnym bagażem doświadczeń, daną perspektywą postrzegania zyskają nowe znaczenie (albo utwierdzę się w tych starych, tyle że w dojrzalszym umyśle). I poszłam. Poszliśmy. Wczoraj, o godzinie 18.00. Po kawie z kostkami lodu. Wyśmienitej.
„Mały Książę” to według mnie baśń dla dorosłych, bo to oni mają wyciągnąć wnioski, co do własnego postępowania (stąd nie dziwi mnie, że na sali było jedynie 2 dzieci). Utwór uderza w towarzystwo dorosłych, w głupotę, pychę, nałogi, materializm, powierzchowność, przewidywalność, żądzę posiadania, nadmierny pęd, brak zastanowienia, zamiłowanie do cyferek, pewien schemat, mechaniczność postępowania, źle ustalone priorytety, nie pozwalanie sobie i innym na wolność, szacunek, brak wyobraźni, dobroci, zatracenie dziecięcej wzniosłości, dziecięcego postrzegania piękna. Bo Mały Książę dziwi się, że Pilot nie potrafi narysować baranka, że Biznesmen chce posiadać gwiazdy, bo nikt przed nim na to nie wpadł, Pyszałek pragnie poklasku dla poklasku, Król władzy dla władzy, Pijak pije, by zapomnieć, że pije, Bankier, Latarnik oraz Geograf nawet nie wiedzą po co wykonują swoją pracę. Istotne jest to, co praktyczne, a nie to, co się kocha. Brakuje spontaniczności oraz delikatności. Troski codziennego życie wypłukują umiejętność cieszenia się z drobiazgów.
Ekranizacja Marka Osborne’a nie jest wierna książce, a to dlatego, że fabuła po pierwsze została nadbudowana (pojawia się postać dziewczynki, której matka usiłuje ułożyć PLAN NA ŻYCIE: godziny dnia, dni tygodnia, tygodnie miesiąca, miesiące roku, każdy rok twojego dzieciństwa, by stała się w przyszłości poprawnie funkcjonującym trybikiem zbiorowej machiny, jednak przypadek sprawia, iż poznaje ona szalonego pilota, który tłumaczy jej, że te rozpiski, tabelki, podpunkty, plany, biznesy nie są najważniejsze: a czyni to właśnie poprzez historię „Małego Księcia”. Ponadto zostały ukazane jego dalsze dzieje), zaś po drugie dostosowana do czasów współczesnych: domy z betonu, samochody, dowcip, zwariowana podróż, trochę przeszkód. Brawo za warstwę wizualną, w której część współczesna została zrealizowana za pomocą animacji komputerowej, a urywki z udziałem Małego Księcia to taki spektakl kukiełkowy. Myśli przewodnie są raczej podane na tacy, fundamentalne mądrości przekazane, ale ta prostota, nawet komercja w niczym nie przeszkadza, bo sens pozostał ten sam, tyle że w bardziej atrakcyjnej formie, zapewne łatwiej przyswajalnej dla młodego widza – i o to chyba chodzi? By zrozumieć.
Bo „Mały Książę” uświadamia, że mowa jest źródłem nieporozumień. Gdy kogoś się oswoi, to staje się potrzebny, ale trzeba pamiętać o odpowiedzialności za niego. Wyłącznie dzieci wiedzą, czego szukają. Można być samotnym wśród ludzi. Idąc przed siebie nie zajdzie się zbyt daleko. Osoby smutne lubią zachody słońca. Jeśli ktoś kocha jakiś kwiat, to jest on nadzwyczajny, mimo, że wokół istnieje milion identycznych: on posiada ciebie, ty jego, on jest jedyny dla ciebie, ty jedyny dla niego. Dorośli nie mogą obejść się bez wyjaśnień. Trudniej jest osądzać samego siebie. I co najważniejsze: dobrze widzi się tylko wtedy, kiedy patrzy się sercem, ponieważ najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.
Historia naprawdę wzruszająca. Ja polecam: młodym, by nie zapomnieli, że byli dziećmi, starszym, by sobie o tym przypomnieli.
źródło ilustracji: http://media.splay.pl/wp-content/uploads/2014/12/the-little-prince.jpg
źródło ilustracji: http://i.wp.pl/a/f/film/106/32/23/0432332.jpg
źródło ilustracji: http://zwierciadlo.pl/mobile/wp-content/uploads/2015/07/1280×720-jN4.jpg