Kobiety kochają – mocno, pięknie, często naiwnie, a przez to okrutnie, bo ta siła przeraża; siła wypływająca z nienamacalnego, rozpylającego się wewnątrz niczym najbardziej wykwintne perfumy, które w wyniku głębokiej urazy zamieniają się w szczególnie trującą ciecz. Skrycie rządne miłości romantycznej i trwałej, opiekuńczej, bezpiecznej, wspartej na fundamencie szacunku, oddaniu, codziennością i każdym gestem obiecującej wyłączność: ty i tylko ty. W tej miłości skłonne do herkulesowych poświęceń, ogromnego przywiązania, rezygnacji z dotychczasowego, poczucia wspólnoty, budowania prywatnego świata w tym powszechnym, bowiem:
Ile razem dróg przebytych?
Ile ścieżek przedeptanych?
Ile deszczów, ile śniegów
wiszących nad latarniami?
Ile listów, ile rozstań,
ciężkich godzin w miastach wielu?
I znów upór żeby powstać
i znów iść, i dojść do celu.
Ile w trudzie nieustannym
wspólnych zmartwień, wspólnych dążeń?
Ile chlebów rozkrajanych?
Pocałunków? Schodów? Książek?
Ile lat nad strof tworzeniem?
Ile krzyku w poematy?
Ile chwil przy Beethovenie?
Przy Corellim? Przy Scarlattim?
(…)
(„Ile razem dróg przebytych?”, Konstanty Ildefons Gałczyński)
Osnute nutką tajemnicy kochają zupełnie inaczej niż mężczyźni, bardziej emocjonalnie, bardziej sentymentalnie, namiętnie, czule, zaborczo. To właśnie one, z jakiegoś powodu wciągnięte w romans, porzucą wszystko obecne, podczas gdy mężczyzna po niezobowiązujących igraszkach, nagłym przypływie witalności, powróci do od lat sprawdzonego.
Miłość kobiet przyjmuje różne formy: kochają mężczyzn, inne niewiasty (miłością trudną, pełną zrozumienia, potwornie intensywną, ale zazdrosną i zachłanną) przyjaciół, dzieci, rodziców, rodzeństwo, czworonożnego pupila i tych mijanych przypadkowo na ulicy, spotykanych w bibliotece, w pracy, charakterem wykreowanych wyobraźnią – każdego odmiennie. Kobiety pragną odwzajemnienia, równie silnego, zaangażowania ponad normę, tak, jak to wygląda w „Adoracji” Leopolda Staffa:
Z mych pocałunków szata twej nagości,
Z warg moich na niej purpurowe róże,
W które cię stroić nigdy się nie znużę,
Tknąć ciebie kwiatom broniąc w ust zazdrości!
Z zachwytów moich kadzidła wonności,
Co owiewają cię w uwielbień chmurze!
Z dumy mej tobie stopień i podnóże,
I hołdowniczy kobierzec miłości!
Na swojej skroni twoje stopy noszę
Jako niewolnik pełne kwiatów kosze…
Ugięty klęczę i powstać się boję!
Na czole stopy twoje obnażone
Dzierżę jak żywych klejnotów koronę,
Bo na twych stopach chodzi szczęście moje!
A jeśli tego nie otrzymają, to w swej ofiarności, uczuciowym szaleństwie, nie znajdując równowagi między sercem a umysłem, czasem się zatracą – i zaczyna się dramat: jednostkowy, partnera i całego świata, bo kobieta wybaczy Ci wszystko, oprócz jednego: że jej nie kochasz (Alfred de Musset), dodatkowo Khalil Gibran słusznie zauważył, że nawet mimo wybaczenia nie zapomina niczego.
A co o tym Szymborska jako kobieta?
Musi być do wyboru.
Zmieniać się, żeby tylko nic się nie zmieniło.
To łatwe, niemożliwe, trudne, warte próby.
Oczy ma, jeśli trzeba, raz modre, raz szare,
czarne, wesołe, bez powodu pełne łez.
Śpi z nim jak pierwsza z brzegu, jedyna na świecie.
Urodzi mu czworo dzieci, żadnych dzieci, jedno.
Naiwna, ale najlepiej doradzi.
Słaba, ale udźwignie.
Nie ma głowy na karku, to będzie ją miała.
Czyta Jaspersa i pisma kobiece.
Nie wie po co ta śrubka i zbuduje most.
Młoda, jak zwykle młoda, ciągle jeszcze młoda.
Trzyma w rękach wróbelka ze złamanym skrzydłem,
własne pieniądze na podróż daleką i długą,
tasak do mięsa, kompres i kieliszek czystej.
Dokąd tak biegnie, czy nie jest zmęczona.
Ależ nie, tylko trochę, bardzo, nic nie szkodzi.
Albo go kocha, albo się uparła.
Na dobre, na niedobre i na litość boską.
(„Portret kobiecy”, Wisława Szymborska)
A co Alice Munro w książce zatytułowanej „Miłość dobrej kobiety”?
Miłość dobrej kobiety – w miasteczku Jutland (nazwa pochodzi albo od bitwy morskiej stoczonej podczas I wojny światowej, albo od starych desek, wystających z ziemi na brzegu, i grubych prostych bali, sterczących w pobliżu wody, tworzących nierówną palisadę), wczesną wiosną, 3 chłopców, w wieku 9-12 lat: Cece Ferns, Bud Salter, Jimmy Box – dostrzegło w rzece Peregrine małe, angielskie, niebieskie autko, a w nim tutejszego optyka Willensa – nie znalazł się tam przypadkowo, bowiem został wepchnięty przez Ruperta, który przyłapał go na obmacywaniu swojej żony – pani Quinn – po tym potwornym mordzie, od smrodu, pochodzącego z brązowej farby, tuszującej plamy krwi na podłodze, pochorowała się na mocznicę, w efekcie doprowadzającą do niewydolności serca i śmierci. Jej miejsce, posługując się szantażem, pragnęła zająć pielęgniarka Enid, znająca całą prawdę.
Dżakarta – Kath i Sonije poznają się w Bibliotece Publicznej w Vancouver: pierwsza zostaje wyrzucona z powodu ciąży (rodzi córkę Noelle, a kobiety, zatracające pod wpływem macierzyństwa własną kobiecość określa Monicami), zaś druga w wyniku skandalu, gdyż jej mąż Cottar, z zawodu dziennikarz, był w komunistycznych Chinach, gdzie w gazecie przedstawiono go jako lewicowca, a tuż obok umieszczono jej zdjęcie, więc obawiano się, iż będzie promowała tego typu książki. Po śmierci Kath, wdowiec Kent, związuje się z Pat (mają 2 synów), a później z młodziutką fizjoterapeutką Deborah, co nie powstrzymuje go przed odwiedzaniem osamotnionej Sonji, nie do końca przekonanej czy jej mąż faktycznie zmarł w Dżakarcie na tropikalnego wirusa (nie widziała ciała, tylko otrzymała wiadomość), toteż podświadomie wyczuwa spisek. Kobieta, by rozwiać wątpliwości, przygotowuje się do podróży, ale tak naprawdę boi się dowiedzieć, że to może być kłamstwo – woli śmierć męża od jego zdrady.
Cortes Island – Chess (pracuje w hurtowni artykułów spożywczych, choć chciał być nauczycielem historii) wraz ze swoją 20-letnią „małą żoneczką” wynajmują dom od Raya Gorrie, zaś ten pomieszkuje u Pani Cornich i pomaga jej opiekować się cierpiącą na porażenie mózgowe córką Irene. Jego matka nie traci apetytu na przyjaźń, na towarzystwo, i zupełnie nie zważa na opór, zatem natarczywie nachodzi sublokatorkę, która stale się przed nią ukrywa. Niestety, młoda, niespełniona pisarka nie może znaleźć pracy, tak więc pewnego dnia przystaje na propozycję sprawowania opieki nad mężem natrętnej, przesadnie słodkiej właścicielki (przeszedł udar). Sytuacja ulega zmianie, gdy dostaje posadę w bibliotece dzielnicowej w Kitsilano – ta wiadomość uraża Panią Cornich, ponieważ sama, w imię codziennego poświęcenia, nie ma ochoty na rezygnację z charytatywnego zajęcia, jakim jest sprzedawanie upominków w szpitalu St. Paul’s – wtedy też, w akcie zemsty, postanawia uprzykrzać młodym życie.
Żniwiarze – matka i córka, Eve (niedoceniana aktorka) i Sophie (po archeologii, pracuje jako recepcjonistka w gabinecie lekarskim) spotykają się po 5 latach – mają spędzić 3 tygodnie nad jeziorem Huron (gdzie nocą słychać jak rośnie zboże) z dziećmi: kapryśnym i oficjalnym Philem (jego ojcem jest niedoszły ksiądz) oraz maleńką Daisy (ojcem jest naukowiec, urbanista Ian – obecny mąż Sophie) – podczas gdy Ian zajmuje się pisaniem książki. Dni upływają przyjemnie: w trakcie jazdy samochodem bawią się w śledzenie kosmitów, wieczorami oglądają filmy, rankiem wychodzą na plażę, aczkolwiek po 12 dniach córka oznajmia, że wraca, gdyż mąż szybciej uwinął się z pracą i chce zabrać ją na wycieczkę do Quebec, a później wrócą prosto do domu, do którego nie zapraszają Eve. Podczas przejażdżki (kiedy to leśną dróżką podążają za tajemniczą furgonetką, prowadzącą do domu, na którym w dzieciństwie widziała obrazki z kolorowego szkła) wnuk zdradza, że mama prosiła tatę, by jak najszybciej po nią przyjechał, bo już nie potrafi tu wytrzymać – ta przykra informacja uświadamia Eve, że Sophie ma do niej dużo żalu: nigdy nie poznała ojca (jest owocem przygodnego seksu w pociągu jadącym z Vancouver do Toronto, z lekarzem Thomasem, pochodzącym z Keralii, południowego regionu Indii – miał żonę i córeczkę), ani wujka (zerwała z nim kontakt po tym, jak powiedział, że nie powinna była zostać aktorką, bo nie ma talentu), była oschła, rygorystyczna, ciągnęła ją ze sobą wszędzie i do wszystkich, ubierając się niestosownie odświętnie (zakładając przy tym żenujące, liche, rozdeptane buty – „nagniotki”), gdzie protekcjonalnie przedstawiała ją jako swoją córkę, zmuszała do nauki w znienawidzonej szkole alternatywnej – Blackbird, co niestety negatywnie wpłynęło na ich relacje.
Dzieci zostają – nauczyciel matematyki w liceum, Brian, „zabijaka w słusznej sprawie”, niesamowicie wesoły, energiczny, uwielbiający wygłupy, ludzi, nie biorący do siebie wszelkich obraz, silnie związany z rodziną (choć ojciec, inżynier budownictwa i współwłaściciel w firmie budowlanej, nie potrafi mu wybaczyć, że nie poszedł w jego ślady), pragnie, by jego żona, Pauline, kobieta poważna, stonowana, zdystansowana (ma 2 starsze siostry, ojca, matka nie żyje – ich stosunki są życzliwe, ale niezbyt bliskie), włączyła się w te więzi, by wspólnie spędzali czas, mieli wspomnienia, jednak ją denerwują jego dowcipy, sprowadzanie wszystkiego do absurdu i usilne wpychanie teściów do ich życia – być może ta irytacja popycha ją w ramiona Jeffreya Tooma, poznanego w czerwcu, na przyjęciu z grillem, u dyrektora szkoły, u którego ma zagrać amatorsko w „Eurydyce” Jeana Anouilha. I gdy akurat, przebywając na wakacjach, na wschodnim wybrzeżu Vancouver Island, gdzie każdego poranka wymyka się na spacer, by ćwiczyć swoją kwestię, stęskniony kochanek przybywa, prosząc o to, by związali się razem na wieki, to uczucie zadowolenia wyciekło i było niczym skąpiec, którego bogactwo otrzymane w darze od losu znikło, i który jest pewien, że takie szczęście nigdy więcej go nie spotka, wobec tego wychodzi jak stała, pędzi w ramiona drugiego, po czym dzwoni z budki telefonicznej, że odchodzi, że nie wróci, bo skrycie wierzy, że istnieją zasadnicze różnice między poszczególnymi związkami, na co zaskoczony mąż oznajmia: DZIECI ZOSTAJĄ – o tym pod wpływem silnych emocji nie pomyślała; nie pomyślała, że mają 2 córki: Caitlin i Marę.
Kurewski majątek – w letni wieczór 1917 roku ,10-letnia Karin, na żarty przebrana za osobę dorosłą, przyleciała samolotem do Toronto, do matki Rosemary (redaktorka), bowiem na co dzień mieszka z ojcem Tedem (ekonomista, wykłada na uniwersytecie) i jego partnerką Grace. Na miejscu dowiaduje się, że jej rodzicielka nie jest już z Derekiem (pisarz, fotograf, geodeta), którego mała bardzo lubiła – ta wiadomość okazuje się być tak przygnębiająca, że czas spędzany w przyczepie (matka przeprowadziła się tam, by być bliżej ukochanego) potwornie się dłuży. W trakcie jednego z leniwych dni postanawia odwiedzić Ann (przyjaciółka Rosemary, do której chodziła po „awanturkach”, jednocześnie była żona Dereka), u której teraz przebywa Derek, ale już po przekroczeniu progu odczuwa grobowy nastrój; jak się okazuje jeden rekin finansowy ze Stoco przyjechał i powiedział, iż jakaś japońska firma chce kupić od niej dom – interesuje ich micha, z której chcą produkować elementy do silników samochodowych – Ann rozważa tę propozycję dla pieniędzy, a wtedy Derek oznajmia Karin, by trzymała się matki, bo ta ma „kurewski majątek”. Wieczorem zostaje zorganizowana kolacja, na którą jest zaproszona również Rosemary, a żeby rozładować napięcie dziewczynka stroi się w suknię ślubną Ann – feralnie zahacza welonem o palącą się świeczkę i zaczyna płonąć. W przyszłości ma rozległe blizny, ale też poczucie głębokiego zwycięstwa, że osadziła wszystkich na nowo na prawidłowych miejscach.
Przed zmianą – narratorka opowiadania to młoda kobieta, która po załamaniu nerwowym, spowodowanym zerwaniem zaręczyn z Robinem (poznali się na kampusie – został sprowadzony z Kolegium Teologicznego na zastępstwo wykładu z pozytywizmu logicznego, z czasem się związali, ale gdy zaszła w ciążę kazał jej usunąć dziecko, bo bał się o swoja karierę, bał się plotek, dostania nagany, braku awansu i tego, że zawsze będą coś na niego mieli – wbrew prośbie dziecko urodziła, jednak oddała do adopcji), nie potrafiąc poradzić sobie z myślą, że jego rzeczywistość jest bez zmian, tyle, że bez niej (kiedy sobie wyobrażam, że miałabym na kopercie napisać pełny adres, ogarnia mnie paraliż. Za bardzo boli myśl, że mieszkasz w tym samym miejscu, twoje życie toczy się tak samo, tyle że beze mnie. A myśl o tym, że cię tam nie ma, że jesteś gdzie indziej, a ja nie wiem gdzie, jest jeszcze gorsza), porzuca pisanie pracy i przyjeżdża z Ottawy do ojca (matki nie ma – zmarła przy porodzie), Doktora Strachana, z którym tak naprawdę nie ma dobrych relacji. W trakcie pobytu w domu, w którym prym wiedzie służąca, pani Barrie, kobieta odkrywa sekret „wyjątkowych sytuacji” kobiet, które zgłaszają się do jej rodziciela: za drzwiami gabinetu dokonuje aborcji. Pewnego dnia postanawia mu się zwierzyć, że urodziła, że oddała, ale po szybkim słowotoku okazuje się, że ojciec doznał udaru i zmarł, zaś cały majątek przepisał na panią Barrie, która szantażowała go, że rozpowie czym się zajmował.
Sen mojej matki – historia opowiedziana o matce Jill, z perspektywy dorosłej już córki, rozpoczyna się nakreśleniem dziwacznego snu, w którym kobiecie śni się, że zostawiła dziecko w śniegu, w związku z tym panicznie go szukała, bojąc się, że natrafi na martwe, a gdy je znalazła natychmiast przyniosła do swojej rezydencji (w rzeczywistości mieszka w małym, drewnianym budynku) i nakryła kocem. Dalej następuje opowieść o tym, że Jill (postrzegała się za „nudną zagadkę”) wychowała się w sierocińcu, w którym dostrzeżono, że ma talent muzyczny, więc gdy dorosła wysłano ją do konserwatorium, a tam, w wieku 19 lat poznała amanta, dowcipnisia, przystojnego, lecz niskiego pilota George’a Kirkhamówa; wzięli ślub 2 tygodnie przed jego wylotem na wojnę, gdzie spłonął podczas lotu szkoleniowego nad Morzem Irlandzkim – w trakcie pogrzebu, jakieś 10 dni przed terminem, młoda wdowa urodziła córkę, wraz z którą zamieszkała z teściową, cierpiącą na postępującą demencję (traci takt i dyskrecję) i ze szwagierkami, Alisą (kierowniczka na poczcie) oraz Ioną (ukończyła szkołę pielęgniarską, ale pracuje w piekarni), która z najbardziej pomijanych w domu osób stała się nagle najważniejsza, bowiem dziewczynka tolerowała jedynie ją. Matka dziecka, krótko po porodzie, gdy zeszła jej opuchlizna, stara się zagrać na skrzypcach dyplomowy utwór: „koncert skrzypcowy” Mendelssohna, ale ma zbyt sztywne palce, przez co czuje się jak ktoś ogołocony, wypatroszony, obrabowany podczas snu. Co więcej, córka absolutnie jej nie akceptuje, nie pozwala się nosić, karmić, nie chce z nią przebywać i okropnie wrzeszczy na dźwięk instrumentu, zwłaszcza gdy pewnego dnia zostają same (tamte wyjechały do krewnych, do Guelph) – wtedy matka zażywa silne leki przeciwbólowe, niewielką dawkę dając do mleka córki, która zasypia twardym snem. Jill zostaje oskarżona przez Ionę (nalegała na błyskawiczny powrót) o zamordowanie dziecka: krzyczy, lamentuje, panikuje, wzywa lekarza, sama upychając dziewczynkę pod sofę, pod którą znajduje ją matka i właśnie ten moment sprawia, iż zaczęła mnie kochać, bo alternatywą dla miłości była katastrofa. Mimo wszystko życie Jill potoczyło się dobrze: otrzymała dyplom, wyszła ponownie za mąż, wyprowadziła do Edmonton, była skrzypaczką, urodziła jeszcze 2 córki, z którymi czasem odwiedzała ciotki – zaprzyjaźniła się z Alisą, natomiast Iona miewała załamania nerwowe i nierzadko lądowała w Morrisville.
Historie są snute w typowym dla Munro stylu: lekkim, skromnym, niewymagającym, ale po zdarciu wierzchniej warstwy kryje się coś więcej – emocje, impuls do rozważań nad niezwykle ważnymi kwestiami, relacjami, zachowaniami. Tu króluje miłość, miłość kobiety.
Ja jestem kobietą, a moja miłość wprawia w zachwyt i… przeraża.