„Musimy tylko dotrwać do końca meczu – koniec oznacza zwycięstwo” – „Wstrząs” w reż. Petera Landesmana

Natura wyszła w ukwieconej sukience, narzucając na ramiona blado-szare ponczo. Czmychnęła cichaczem brukową kostką pomiędzy osiedlami, niedbale upychając sypkie włosy pod luźnym kapturem. W ręce trzyma koszyk z krokusami, hiacyntami i magnolią; gdzieniegdzie nieśmiało wystaje narcyzowa lwia grzywa lub płatkowa suknia tulipana. Kosmate liście kasztanowca uśmiechają się do niej tkliwie, z sosnowych szyszek wyfruwają skrzydlate nasiona, bursztynowa forsycja perfumuje przestrzeń, agrest budzi się do życia, a zza zmęczonych kurzem szyb zerkają wierzbowe bazie – pozostałość z wielkanocnych koszyczków. Szklane pantofelki zakończone kosmatą morelą, stukają obcasami wyrzeźbionymi z brzozowatej topoli. Kolczyki w kształcie pasiastych pszczół poruszają się w takt tego zgrabnego marszu, zwiastującego skromne usunięcie w cień nadchodzącego lata rozjaśniającego zieleń traw, zardzewiałe trzepaki i murowane ściany bloków. Ludzie szepczą, że już dość pięknej, bo niepewnej, raz deszczowej, raz słonecznej, okraszonej burzą- chcą pory obfitującej w truskawki, długie dni i ciepłe noce. Zawsze pragną więcej niż mają lub inaczej niż im dane – niezdecydowani, zachłanni, zgorzkniali, bo gdy już nadejdzie lato będą ubolewali nad lejącym się z nieba żarem czy niewygodną duchotą w komunikacji miejskiej. Nie dogodzisz, choć koniec podobno oznacza zwycięstwo, ale wszystko do czasu, bo i fanatyczna wiara czasem bywa zgubna, choć chyba trochę mniej niż obojętność, o czym zresztą pięknie napisał sam Adam Asnyk:

Jesteśmy dziećmi wieku bez miłości,

Wieku bez marzeń, złudzeń i zachwytu,

Obojętnego na widok piękności,

A więdnącego z nudy i przesytu,

Wieku, co wczesnej doczekał starości,

Sam podkopawszy prawa swego bytu,

Wieku, co siły strwonił i nadużył,

Nic nie postawił, chociaż wszystko zburzył.

 

Wzrośliśmy także wśród dziwnego świata,

Co się zapału i uniesień wstydzi,

Co każdym wzniosłym uczuciem pomiata,

I wszędzie szuka śmieszności i szydzi;

Bawi go jeszcze arlekińska szata,

Lecz ani kocha, ani nienawidzi!…

I to jest nasze największe przekleństwo:

Otaczające nas dziś społeczeństwo!

 

Jego bezduszna, chłodna atmosfera

Już od kolebki duszę nam otacza,

Dziewiczą barwę szyderstwem z niej ściera,

Żadnej świętości marzeń nie przebacza;

Nic więc dziwnego, że ogień zamiera,

Że się fantazja krzywi i wypacza,

Bo tam, gdzie w sercach bezmyślność i bierność,

Krzewić się może jedna tylko mierność.

(…)

Lecz dziś gdzie znaleźć jaki sztandar wielki,

Który by porwał małoduszne zgraje?

Wszechwładnej niegdyś cudów rodzicielki:

Młodzieńczej wiary – świat już nie wyznaje;

Nikt się nie zwraca do tej karmicielki,

Co sercom ludzkim wieczną młodość daje,

I nie zostało nic z anielskich wizji,

Prócz niedowiarstwa albo hipokryzji.

(…)

A dziś podobna marzeń wybujałość

Jest w naszym świecie wielce karygodną,

Nasze powagi widzą w tym zuchwałość,

Która być może w straszne skutki płodną;

Przyznają wtedy pieśni doskonałość,

Gdy jest jak oni bezbarwną i chłodną,

I tak strzyżoną, jakby ogród włoski,

Mając ucięte i myśli, i głoski.

(…)

A Romeowie nasi nowocześni –

Są jak z żurnalu wycięte figurki;

Tacy bezduszni, tacy bezcieleśni,

Że z nich zaledwie zostały tużurki,

Które do taktu salonowej pieśni

Skaczą kadryle, walce i mazurki,

Wzdychając przy tym od czasu do czasu

Do diamentów, gazy i atłasu.

 

Krew tam nie kipi purpurowym warem

I nie upiększa ciał swoim szkarłatem,

Zmysły namiętnym nie owiane czarem

Nie zakwitają egzaltacji kwiatem;

A to, co wschodzi, jest tak zwiędłem, starem,

Tak ariekińskiem i tak karłowatem,

Że może służyć na pastwę dewotkom,

Co się pobożnym poświęcają plotkom.

(…)

Potrzeba śmiać się więc na równi z wami

I razem z wami nad przepaścią pląsać;

Potrzeba kryć się ze swoimi łzami

I z własnych uczuć głośno się natrząsać,

Karmić się co dzień skandalem, plotkami,

Różować twarze i przechodniów kąsać,

Wszystko szlachetne zdeptać, sponiewierać,

Potrzeba śmiać się… śmiać się i umierać…

(Adam Asnyk, „Poeci do publiczności”)

I właśnie w dramacie „Wstrząs” w reż. Petera Landesmana nadmierna wiara w ideały, w szlachetny postęp zderza się z materialistycznym szałem, dryfując bezwiednie po zabójczych falach obojętności, nienawiści i medialnego szumu. Akcja zawiązuje się pewnego wrześniowego dnia  2002 roku, kiedy to na stół pochodzącego z Kenii, ale pracującego w amerykańskim  Pittsburghu, bardzo ambitnego lekarza, z plemienia Igbo, Benneta Omalu (Will Smith), określanego tym od spraw patologii i trudnych przypadków (chociażby zeznaje w trakcie procesów, gdzie skazanym grozi kara śmierci) w wieku zaledwie 50ciu lat trafia legendarny futbolista Michael Webster (David Morse), który przed śmiercią zaczął się dziwnie zachowywać: porzucił rodzinę, popadł w długi, sprzedał dom, mieszkał w samochodzie, wąchał klej, okaleczał się, wyrywał zęby, po czym przyklejał je na super glue – wszystko wskazuje na jakiś rodzaj niezdiagnozowanej choroby psychicznej, jednak musiałaby ona być  czymś w rodzaju plagi rozprzestrzeniającej się nieznaną drogą, bowiem wielu zawodników przejawia odstępstwa od normy: zapominają, bredzą, gubią słowa, nie mogą znaleźć myśli, reagują agresją, co dotychczas jest podciągane pod początki alzheimera. Tej teorii nie dowierza czarnoskóry lekarz; jego zdaniem nie ma szans, by tak zdrowe osoby oszalały do tego stopnia bez żadnych widocznych zmian w mózgu, który to przez wzgląd na niewykrywalność uszkodzeń tomografem, postanawia poddać szeregowi skrupulatnych badań, dodatkowo podpartymi obserwacją przebiegu meczu, poruszania się graczy na boisku. Niestety nie otrzymuje na nie dofinansowania, stąd inwestuje w ową analizę własne pieniądze, i tym samym dokonuje przełomu, bo udowadnia, że zwierzęta mają tłumiki – anatomiczne pasy bezpieczeństwa – z kolei człowiek ich nie posiada, toteż w wyniku ciągłego zderzania się futbolistów ich mózgi doznają wstrząsów neurologicznych, skutkiem czego jest uwalnianie toksycznych białek, trujących mózg i zmieniających go nie do poznania, nieustanne inwazje niszczą go, doprowadzając do depresji, później samobójstwa. Swoje odkrycie z dumą ogłasza w czasopiśmie medycznym, określając jako Przewlekła Urazowa Encefalopatia, naiwnie wierząc, że pomoże światu. Rzecz toczy się zupełnie inaczej, bo zamiast sukcesu, poklepania w ramię, podziękowania, otrzymuje wrogie nastawienie środowiska, zarzuca mu się kłamstwa oraz manipulacje, dochodzi do gróźb, śledzenia [konsekwencją czego jego partnerka, imigrantka z Kenii, Prema Mutiso (Gugu Mbatha-Raw) traci dziecko – poroniła ze strachu]; tu rządzi futbol, tu poszła masa pieniędzy na wybudowanie stadionu, nie mniej na ciągłe treningi, to coś fantastycznego, coś, co jednoczy społeczeństwo, daje mu adrenalinę, rozrywkę – nie można odebrać tego ludziom, gdyż świadomość zawodników, że uprawiają niebezpieczny sport nakłoni ich do rezygnacji z niego. Doktor Omalu kompletnie nie spodziewał się takiej reakcji, a ponieważ usilnie wierzy w prawdę, z pomocą targanego wyrzutami sumienia, byłego lekarza jednej z drużyn, Doktora Juliana Bailesa (Alec Baldwin), postanawia walczyć z potężną korporacją, jaką jest liga NFL; początkowo ponosi klęskę, ale gdy były zawodnik, obecnie burmistrz, Dave Duerson (Adewale Akinnuoyne-Agbaje), strzela sobie w serce, pozostawiając wiadomość o tym, by przebadano jego mózg, sprawa staje się zbyt głośna, by ją zatuszować, więc ostatecznie zostaje mu przyznana racja, która zbiega się z propozycją objęcia pozycji głównego lekarza sądowego w Waszyngtonie – Omalu ją odrzuca i wyjeżdża do Kalifornii: tym razem wybiera spokój.

„Wstrząs” zbiera bardzo skrajne opinie: zmarnowany potencjał na świetną historię, zbyt widoczny podział na tych dobrych i złych, aktorskie talenty, które uratowały film, nie doprowadzanie wątków do końca, nadmiar melodramatyzmu, sztuczne wzruszenia, niepotrzebny romantyzm, pozbawiony taniej sensacji, pouczający, z dobrze wykreowanymi bohaterami, wyzbyty niepotrzebnych tematów – i jak wiadomo: ile ludzi tyle opinii, a moja jest taka, że warto, by zobaczyć, że nie tylko wiara w swoje ideały, samozaparcie, wolność myśli, nauka, czasem prostolinijność, ale też miłość, tożsamość, jedność w narodzie oraz religia odgrywają w życiu ogromną rolę. Polecam.

źródło ilustracji: http://1.fwcdn.pl/po/85/29/738529/7727159.3.jpg

źródło ilustracji: http://img7.gram.pl/20160312185833.jpg

źródło ilustracji: http://static.srcdn.com/slir/w1000-h500-q90-c1000:500/wp-content/uploads/Concussion-Movie-Gugu-Mbatha-Raw-Prema-Mutiso.jpg

źródło ilustracji: http://i.iplsc.com/-/00053AIIDYUB3G0N-C122.jpg

źródło ilustracji: http://kulturadobra.pl/wp-content/uploads/2016/03/wstrzas1.jpg

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii, Film i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *