„Wariaci to najlepsi rozmówcy – mówią, ale nikt ich nie słucha” – trochę o szaleństwie i o „Wyspie Tajemnic” w reż. Martina Scorsese’a

Ludzka psychika to potwornie intrygujący temat, co wynika z faktu, że tak naprawdę ten obszar nigdy nie będzie bezwzględnie rozpoznany, zrozumiały, przewidywalny, odkryty, powszechny, jako że każdy ma swoją, w niej mieszaninę wspomnień, fantazji, zainteresowań, obrazów, słów, emocji, mądrości życiowej, obaw, inteligencji, traum, przestróg, rozważań, celów, doświadczeń, do których nikt poza właścicielem nie ma wstępu; to, co w istocie myśli oraz czuje, to, jaką ma historię pozostaje w jego władaniu – może więc doskonale kłamać, kreować, zatajać, dzielić się tym, na które ma ochotę, uchylić rąbka tajemnicy konkretnemu osobnikowi, ponieważ da się czaszkę otworzyć i zobaczyć, nawet dotknąć, choćby istotę szarą czy przysadkę, czego z mentalnością uczynić nie sposób, i wielu okropnie na tym ubolewa, bo jakby to cudownie było wiedzieć o innych wszystko, ponadto ingerować, władać ich umysłowościom, i kazać im, by robili, rozumowali oraz czuli tak, jak podoba się temu bądź tamtemu – o Panie, cóż by to było taką władzę więcej niż boską posiąść, by tak wstrętnie oddziaływać? Cóż by to był za raj dla tyranów, natrętnych, korzystnych, świrów i degeneratów! Cóż by to była za… K L Ę S K A. Upadek absolutny ludzkiej indywidualności i człowieczeństwa w ogóle. Przy okazji upadek moralności, etyki, prywatności, szacunku szczątkowego, empatii, wartości, serc, dodatkowo jeszcze większe rozprzestrzenienie się wścibstwa, despotyzmu, chamstwa, manipulacji, brudu wewnętrznego, wszak w tym świecie większość sobie i o sobie, więc jakby tak dla siebie i przeciwko komuś, to byłoby barbarzyńsko wspaniale (a znam takich osobiście, co by pierwsi za sznureczki pragnęli pociągać, oj znam, i łokciami by się przepychali, i na palcach stawali, drżąc z ekscytacji, żądzy wszechmocy, sterowania). Toteż wniosek z owego następujący: wiedzieć tyle, ile nam pozwolono, jednocześnie naukowo tyle, ile potrzeba, by faktycznie pomóc. Nigdy ponad, bo nadmiar zawsze szkodzi, i jakaś taka łapczywość się włącza, że chce się więcej i więcej, i końca nie widać.

A pomagać oczywiście należy, w bardziej i mniej skrajnych przypadkach, najlepiej z własnej woli, ale bywa też, że na siłę, gdy świadomość z nerwów szwankuje, a są tuż obok bliscy, kierujący się niewymuszoną troską. I dzieje się tak nierzadko: gdy jakaś wrodzona (ADHD, schizofrenia, zaburzenie afektywne, autyzm, dyskalkulia rozwojowa) bądź nabyta (anoreksja, bulimia, depresja,  nerwica, fobia, hipochondria, dystymia) przypadłość, na którą nie zawsze mamy wpływ i za nic nie potrafimy się uporać samodzielnie, bo osobowość na to zwyczajnie nie pozwala (nadmierna wrażliwość, neurotyzm, chwiejność emocjonalna), bo brak już mocy, gdyż los złego ofiarował zbyt wiele, bo ludzie wstrętni, łajdaccy, tyrańscy, zazdrośni, prymitywi, bo ogromny szok, wynikający z nagłej, nieprzewidzianej traumy [gdzie można dopatrzeć się negatywów: zaburzenia psychiczne, stres pourazowy, bezsenność, lęki, blokady, agresja, uzależnienia, kłopoty z koncentracją, poczucie winy, ale absurdalnie też pozytywów: zacieśnienie rodzinnych relacji, wzrost siły (na zasadzie: przeżyłem to, więc stać mnie na wiele), impuls do zmiany, przewartościowanie dotychczasowej egzystencji, otwarcie na problemy innych], która potrafi rozsypać człowieka na kawałki.

I na kawałki rozsypała głównego bohatera „Wyspy Tajemnic” w reż. Martina Scorsese’a (ekranizacja powieści „Wyspa skazańców” autorstwa Dennise’a Lehane’a), czyli szeryfa federalnego Teddy’ego Danielsa (Leonardo DiCaprio), który w 1954 roku, wraz ze swoim nowym partnerem Chuckiem Aulem (Mark Ruffalo), przypływa na tytułową „Shutter Island”, gdzie w szpitalu Ashecliff są przetrzymywani szczególnie niebezpieczni przestępcy, w poszukiwaniu zbiegłej pacjentki-więźniarki Rachel Solando (Emily Mortimer i Patricia Clarkson), skazanej za zamordowanie 3 swoich dzieci. Praktycznie pewne jest, że kobieta nie uciekła daleko, ponieważ wyspę łączy z lądem tylko jedna przystań promowa, poza tym jest otoczona licznymi urwiskami, co znacznie utrudnia ucieczkę. Niespodziewanie, w trakcie śledztwa, na jaw wychodzą zaskakująco przerażające fakty, bowiem Ted zaczyna się domyślać, że w placówce mają miejsce nielegalne eksperymenty na chorych (puszczają prąd przez ciało, kolcem przez oko wyciągają z mózgu nerwy, faszerują narkotykami, które powodują omamy, migreny, paranoje), a w pobliskiej latarni wykonują rozmaite operacje, będące spuścizną po hitlerowcach – wszyscy o tym wiedzą, toteż dezercja jest niemożliwa, bo stale kontrolują prom, a jedynie nim można się stąd wydostać. Szeryf zdaje się być przekonany, iż chcą go tutaj unicestwić, dokopując do osobistej traumy, która jest naczelnym powodem wzięcia owej sprawy, bowiem bytuje tu niejaki Andrew Laeddis (Elias Koteas) (67 pacjent, którego cały czas usilnie poszukuje) – konserwator i piroman odpowiedzialny za pożar, w którym zginęła jego żona Dolores (Michelle Williams) oraz 3 ukochanych pociech. W pewnym momencie obawia się, że w jedzeniu, kawie, papierosach otrzymuje farmaceutyki, mające wpływ na pogorszenie stanu zdrowia, jednak w trakcie jednego ze spotkań z Dr Johnem Cawley’em (Ben Kingsley) zostaje uświadomiony, że rzecz ma się zgoła odmiennie, mianowicie żaden podpalacz nie istnieje, lecz sam wymyślił alter-ego (Andrew Laeddis to anagram imienia Edward Daniels), osadzając się w roli bohatera, a w rzeczywistości to on zastrzelił własną żonę, która zmagała się z depresją i myślami samobójczymi (nota bene do tego stanu przyczyniło się jego pijaństwo i agresja, wynikające z cierpienia na stres pourazowy po wojnie, w której brał udział – nie potrafił poradzić sobie ze świadomością, że zabijał), za utopienie ich dzieci – to doprowadziło go do obłędu i wyparcia całego zdarzenia, zaś lekarze, chcący uchronić go przed lobotomią, wdrożyli go do projektu badawczego – niestety trauma okazuje się tak wielka, że bohater, nie mogąc pogodzić się z prawdą, wybiera urojoną tożsamość.

„Wyspa Tajemnic” to naprawdę dobry film, w którym główny wątek jest prowadzony bardzo przewrotnie: przekonanie o podążaniu ścieżką poprawnej interpretacji często okazuje się złudzeniem, bo akcja nagle przyjmuje zupełnie inny obrót. Tym, co mi przeszkadzało są „fantastyczne” wstawki, zbędne powtórzenia niektórych scen, wspomnień, co trochę rozbijało fabułę, wprowadzało zbędny chaos i niepotrzebne efekciarstwo, ale wybaczam, bo naszpikowana głęboko psychologicznymi aspektami całość jest tak pokręcona, wielowątkowa, o nerwowym, wręcz paranoidalnym klimacie, że nie sposób oderwać od niej wzroku – tutaj, by rozwikłać zagadkę, potrzeba wyjątkowej koncentracji, bo w nawale zwrotów akcji bardzo szybko można się pogubić. I choć podświadomie dość szybko domyśliłam się o co w tym wszystkim chodzi, to nie zepsuło mi przyjemności dalszego oglądania, absolutnie.

źródło ilustracji: http://www.filmweb.pl/film/Wyspa+tajemnic-2010-464256

źródło ilustracji: http://img.cda.pl/vid/oryginalne/14242672623758-81.jpg

źródło ilustracji: http://gameplay.pl/galeria/ilustracja/101_80171127.jpg

źródło ilustracji: http://cdn1.stopklatka.pl/dat/movie/0000000006/0000006426/g-3.jpg

źródło ilustracji: http://blog.mlektury.pl/wp-content/uploads/2010/03/shutterIsland04.jpg

Motyw szaleństwa bardzo często pojawia się w literaturze, w filmie, sztuce (Werter, Giaur, Lady Makbet, Karusia, Rodion Raskolnikow, „Lot nad kukułczym gniazdem”, „Pachnidło”, „Lśnienie”, „Psychoza”, „Wstręt”, „Dziedziniec szaleńców”, „Krzyk”, „Hamlet z czaszką Yoricka” to tylko nieliczne, powszechnie znane przykłady). Zdaje się więc, że szaleństwo inspiruje, bo można sięgnąć dalej umysłem, zobaczyć więcej, przeniknąć sfery niedostępne, być tu, a jednocześnie tam, porzucić normy, przekroczyć granice, uzyskać bezmierną wolność, ale tylko pozorną, bo bohaterowie niestety nie potrafili tego udźwignąć, i coraz bardziej się izolując, nierzadko popełniali samobójstwo. Co istotne: „szaleńców” (łatwo określić kogoś wariatem, lecz ciężej zgłębić z czego to wynika; zresztą, granica jest płynna, bowiem zależy od definicji – to, co dla jednych jest normalne, dla pozostałych wydaje się szaleństwem) łączy jedna cecha – ponadprzeciętna wrażliwość, nie pozwalająca im pozostać obojętnymi.

Dobrze więc być szalonym tak trochę, a więc takim, który w obecnym świecie pomimo wszystko i na przekór wszystkim potrafi być sobą, nie poddając się pędowi bytu i ludzkiemu okrucieństwu, tworząc swoją małą przestrzeń w tej ogólnodostępnej.

Na koniec trochę Baudelaira:

Natychmiast jego rozum w mgłę się rozwiał marną;

Blask tego słońca krepą osłonił się czarną;

Chaos padł na ten umysł, w którym niegdyś życie

Płynęło, jak w świątyni, ładem i obficie

I w którym tyle świateł rozjaśniało mroki:

Milczenie i cień nocy zapadł tu głęboki,

Jak w piwnicy, od której klucze zatracono.

 

I trochę Kaczmarskiego:

(źródło: https://www.youtube.com/watch?v=qsBma7jJsOI)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii, Film i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *