Generalnie nie lubię świąt, ŻADNYCH. Nie lubię tego spędu, pozorów, przepychu, obłudy, presji, nadęcia, podenerwowania, komercji, nie lubię tego, że choinki, bombki i okolicznościowe pralinki sprzedają już od października, a żywe karpie ładują do reklamówek, że kościół nagle pęka w szwach od wiernych, że po nadmiernej wieczerzy na stół wjeżdża alkohol (na szczęście u mnie tego nigdy nie było, ale wiem, bo słyszę, że tak bywa, i to nierzadko), że jest to czas udawania, że chcę raz w roku z każdym, kto się tylko nawinie, uśmiechając nieszczerze łamać opłatkiem i życzyć tego, co najlepsze (bo od zawsze nie chcę i skrzętnie tego unikam). Dla mnie święta tak naprawdę mogłyby nie istnieć, bo puste odbębnienie tradycji jest bezsensowną inscenizacją, ale ponieważ już są, to tworzę je po swojemu, by z przyjemnością wspominać czas spędzony w świetle kolorowych lampek, w gronie najbliższych, pachnący orzechami, mandarynkami i prawdziwą czekoladą 😉
Niestety choć w tegoroczne wiatr przyjemnie hulał za oknem, to zamiast bajkowo przykrytego śniegiem krajobrazu, wyzierał ten przemoknięty od bezlitosnego deszczu, stąd uruchomiłam szklany, bo święta mają też to do siebie, że poza marketingiem i powszechną hipokryzją w telewizji lecą tematyczne filmy, tak więc po świadomym zrezygnowaniu ze znanego wszystkim „Kevina…”, „Shreka” czy „Listów do M.”, niestety w danej chwili przytłoczona obowiązkami, toteż akurat na „Tańczącego z wilkami” oraz „Opowieść wigilijną” patrząca jednym okiem, natrafiłam na 4 fajne produkcje, mianowicie:
1. „Uśmiech Mony Lizy”, w reż. Mike’a Newella – w latach 50tych, kiedy to społeczna pozycja kobiet i mężczyzn znacznie się różniła, do jednej z prestiżowych żeńskich uczelni, Wellesley College, prosto z Kalifornii, trafia nowatorska nauczycielka historii sztuki – Katherine Watson (Julia Roberts), która już po pierwszych zajęciach dostrzega, że znalazła się w skostniałym miejscu, gdzie prym wiodą szablony i konwenanse, a wśród nich króluje kobieca misja, mianowicie: porzucić swoje marzenia o samorozwoju czy osiągnięciu zawodowego sukcesu na rzecz zostania wierną żoną, matką dzieciom i porządną gospodynią domową. Ekscentryczna pani profesor nie daje się jednak wciągnąć w te rytuały i postanawia pokazać dziewczętom, że mają w życiu znacznie więcej możliwości.
źródło ilustracji: http://www.cbseuropa.eu/sites/default/files/_filmy/usmiech_mony_lizy_/galeria/usmiech_mony_lisy07.jpg
2. „Holiday”, w reż. Nancy Mayers – dwie piękne kobiety sukcesu: posiadająca agencję reklamową Amanda (Cameron Diaz) i pracująca jako redaktorka w londyńskiej gazecie Iris (Kate Winslet) nie mają szczęścia w miłości: pierwsza właśnie dowiedziała się, że została zdradzona, zaś druga niefortunnie podkochuje się w koledze. Tłem do tego sercowego rozgardiaszu są zbliżające wielkimi krokami święta Bożego Narodzenia, które postanawiają przeżyć zupełnie inaczej niż dotychczas, bowiem wpadają na pomysł, by spędzić je w nieznanym, jak najdalszym obszarze, stąd umieszczają ogłoszenie w Internecie, że na ten okres zamienią się swoim domem. W ten oto sposób Amanda trafia na wyciszoną angielską wieś, natomiast Iris do hałaśliwego Los Angeles. Obie zaskoczone tutejszym klimatem starają się w spokoju zaleczyć rany, jednak przewrotny los chce inaczej, bo na ich drogach stają: owdowiały, troskliwy, posiadający dwie córeczki, wspaniale udający Pana Serwetkę Graham (Jude Law), będący nawiasem bratem Iris oraz uroczy, dobroduszny, również skrzywdzony kompozytor muzyki filmowej Miles (Jack Black), którzy sprawią, że te święta naprawdę zyskają miano magicznych.
źródło ilustracji: http://cosmouk.cdnds.net/15/52/1280×640/landscape-1450788637-the-holiday.jpg
3. „Powiedz tak”, w reż. Adama Shankmana – Mary Fiore (Jenifer Lopez) jest znaną i cenioną w San Francisco specjalistką od planowania i organizowania ślubów oraz wesel, potrafiącą wybrnąć nawet z najgorszej, najmniej oczekiwanej sytuacji. Jednak mimo wzbudzania ogólnego szacunku i podziwu, nie jest prywatnie zbyt szczęśliwa, bowiem wiedzie samotne życie, wzbogacone wieczorną grą w scrabble, rozpamiętując rozstanie z długoletnim narzeczonym, którego nakryła na zdradzie. Patrzący na ten niewesoły obrazek ojciec postanawia ją wyswatać z dawnym znajomym Massimo (Justin Chambers), ale ona nie wydaje się być aż tak zdesperowaną. Sytuacja ulega zmianie, gdy jej obcas utyka na środku ulicy, w studzience kanalizacyjnej, a ona sama uparcie postanawia go wyciągnąć, nawet za cenę własnego życia, które ostatecznie zostaje uratowane przez czarującego lekarza Steve’a Edisona (Matthew McConaughey), u boku którego świat zaczyna nabierać barw, do chwili, kiedy okazuje się, że jest on partnerem Fran Donolly (Bridgette Wilson-Sampras), której to właśnie organizuje wesele.
źródło ilustracji: http://www.cyfraplus.pl/ms_galeria/galeria/18835_4.jpg
4. „Dziewczynka z zapałkami”, w reż. Uwe Janson – to ekranizacja jednej z najbardziej znanych i lubianych, choć bardzo smutnych baśni Hansa Christiana Andersena, opowiadająca historię osieroconej Ingi (Lea Müller), która wraz z młodszym kolegą Emilem (Maximilian Ehrenreich), na rozkaz okrutnej żony dyrektora Landfrieda (Nina Kunzendorf) , w potworny mróz, krąży ulicami pobliskiego miasteczka, starając się sprzedać zapałki. Jednak spieszący do swoich obowiązków przechodnie nie są zainteresowani zziębniętą i głodną dziewczynką, a ona w tej rezygnacji siada nieopodal domu, gdzie kiedyś mieszkała i kolejno zapalając cztery zapałki ucieka w świat swoich marzeń, co niestety kończy się zamarznięciem.
źródło ilustracji: http://serwisprasowy.tvpuls.pl/library/styles/illustration/public/1396519593_7819ca6ec11b62fcfc67e73b2424d896.jpg
Pierwsza propozycja daje pozytywnego kopa, pokazując, że nie trzeba bezczynnie tkwić w schematach, bo trochę odwagi, świeżego myślenia i działania naprawdę może się opłacić, dwie kolejne to lekkie, bezpretensjonalne, wylukrowane komedie romantyczne, od których wymaga się tyle, by atrakcyjnym postaciom, wbrew ciągłym nieporozumieniom, muśniętym zabawnymi perypetiami, wszystko skończyło się dobrze, i tak naturalnie się dzieje, natomiast ostatnia jest wzruszająca i ponadczasowa, bo objętość na ludzką krzywdę jest w zasadzie widoczna zza każdego rogu, wystarczy tylko dobrze rozejrzeć się sercem.
Nie są to oczywiście filmy obowiązkowe, bez których nie da się żyć, ale bardzo wdzięczne lub w przypadku „Dziewczynki z zapałkami” poruszające propozycje na spędzenie miłego czasu przed szklanym ekranem.
A teraz trochę świątecznych migawek 😉