Teoria życia i świata według małoletniej mnie

Ostatnio tyle nawstawiałam tych walentynkowych słodkości, że aż mnie mdli od samego patrzenia, stąd postanawiam wrócić do mniej landrynkowej rzeczywistości, w której znacznie łatwiej o czarkę piołunu niż różową bezę 😉

Temat, który chcę poruszyć w zasadzie nasunął się po tym, jak przedwczoraj, na forum, natrafiłam na wątek o dziecięcych urojeniach. I tak sobie wróciłam myślami do samej siebie i małoletniego postrzegania rzeczywistości, uświadamiając, że również sobie nie poskąpiłam w tym obszarze. Niezaprzeczalnym faktem pozostaje, iż nie dało mi się wmówić żadnych cudowności typu krasnoludki, wróżki, istnienie ufo, złote rybki czy czterolistne koniczyny spełniające życzenia, wszak hipotezy o dającej mi znaki przyrodzie miewałam, ale zamiast zapytać rodziców, samodzielnie podążałam tajemnymi szlakami ku nieznanemu, by przy solidnym wsparciu wyobraźni dumać i interpretować ludzi, świat, rozmaite zjawiska i jeszcze wiele innych, wyjaśniając je w dość dziwny sposób – dobrze, że nigdy nie wyszłam z tym do ludzi xD

A rzecz miała miejsce mniej więcej do 5 roku życia, kiedy to jeszcze nie koncentrowałam się na szkolnych obowiązkach, nie zderzałam z praktyczną stroną codzienności, więc mogłam poświęcać pozbawiony granic czas na swobodne marzenie i snucie kuriozalnych refleksji, mianowicie:

1. Byłam święcie przekonana, że Polska składa się tylko z jednego miasta; oczywiście tego, w którym mieszkałam

2. Czasem próbowałam kopać jak najgłębiej w ziemi (tej czarnej, dobrze ubitej, stanowiącej podłoże, a nie w piaskownicy), bo myślałam, że przebiję się przez skorupę i dane mi będzie ujrzeć kosmos, gwiazdy, inne planety; zastanawiałam się tylko, jak poradzę sobie z warstwą gorącej magmy, która zapewne rozpuści moją plastikową łopatkę

3. Obserwując gwiazdy starałam się dojrzeć kształt widywany na obrazkach, czyli dałabym sobie rękę uciąć, że jeśli ściągnęłabym ją z nieba, to byłoby to coś w rodzaju kilkuramiennej, złotej, sypniętej złotym brokatem ozdoby

4. Chmury oczywiście miały konsystencję gęstej, bitej śmietany, dającej nabierać się łyżeczką; jakiż poczułam zawód, kiedy okazało się, że to taka mgła

5. Bałam się spojrzeć na świetlistą błyskawicę, która moim zdaniem mogła pozbawić mnie wzroku

6. Twierdziłam, że rodzenie dzieci odbywa się przez brzuch, a więc kobieta się wysila, wtedy powłoki brzuszne rozstępują i wyskakuje z nich rozwrzeszczany brzdąc; z prawdą spotkałam się dość szybko, bo weszłam kiedyś do pokoju, gdy akurat w telewizji leciał „Szpital Dzieciątka Jezus”, a tam zbliżenie autentycznie rodzącej – pamiętam, że zrobiło mi się słabo i niedobrze

7. Wata cukrowa składała się z rozmoczonej i posłodzonej waty kosmetycznej

8. Z kolei lody to nic innego jak śnieg+cukier+śmietana

9. Kompletnie nie potrafiłam pojąć jak powstaje zupa (no jak? z samej wody ugotować zupę?) oraz kremy do ciast i deserów (krem to po prostu krem, coś odrębnego, od początku samego w  sobie, jak chociażby śliwka czy pietruszka)

10. Ptasie mleczko było wykonywane z ptasiego mleka; mleka wydojonego od ptaków

11. Gołąbki robi się z gołębi; jakby ktoś miał wątpliwości

12. Chyba nie muszę tłumaczyć czym były dla mnie uszka z barszczu?

13. Znając wiersz Jana Brzechwy o ślimaku, nosiłam w sobie przeświadczenie, że żywi się on białym serem; więc jak tworzyliśmy na parapetach z bratem ślimakowe terraria, to serwowaliśmy im właśnie ser, i żeby nie było tak monotematycznie to jeszcze liście sałaty

14. Po przeczytaniu na etykiecie jogurtu, że są w nim żywe kultury bakterii, wyobrażałam sobie, że na produkcji, pracownicy ubrani w specjalne kombinezony, wrzucają do kubeczka garść bakterii i rozgrzebując łyżeczką starałam się je znaleźć; nie jadłam ich potem przez wiele lat

15. Drżałam przed spożyciem końcówek banana, pestek z jabłek tudzież wiśni, guguł (niedojrzałych owoców), gumy do żucia oraz wypiciem kranówki; co rzecz jasna musiało skończyć się śmiercią

16. Wchodząc do przychodni, będąc zdrową, na stronę dzieci chorych powstrzymywałam powietrze, co miało mnie uchronić przed połknięciem zarazków

17. A jak zachorowałabym po szczepionce, to zmarłabym na chorobę, na którą zostałam zaszczepiona

18. Po usłyszeniu o leczniczych właściwościach złota doszłam do wniosku, że jeśli braknie mi jodyny bądź wody utlenionej, to skaleczenie odkażę ślubną obrączką któregoś z rodziców; jako że histerycznie bałam się, że pójdzie mi zakażenie, czyli czerwona pręga od rany aż do serca (co zaskakujące przez długi czas wszelkie krwawiące obrażenia tamowałam zasypując je piaskiem, dodatkowo, jego chłód idealnie łagodził szczypanie), ewentualnie przebije mi je wbita pod skórę drzazga

19. Żywiłam ufność, że jak krzyknę do lecącego samolotu, to mimo huku zostanę usłyszana; bo to, że mnie tam widzą, a pilot odmachuje było pewniakiem

20. Moje lalki i maskotki miały emocje (więc nigdy nie chciałam żadnej wyróżniać większą uwagą lub ładniejszą sukienką) oraz żyły; wobec tego razem z bratem budowaliśmy im zamki z klocków, zostawialiśmy jedzenie, i cały dzień staraliśmy ukradkiem zerknąć zza framugi, ewentualnie wbiec szybko, że niby niespodziewanie i przyłapać je na posiłku albo rozmowie (podobnie było ze zwierzętami)

21. Byłam zdania, że jeśli komuś braknie pieniędzy, to uda się do banku i tam mu dodrukują

22. Skrycie panikowałam przed wsiadaniem do taksówek, bo kiedyś usłyszałam, jak mama mówiła tacie, że taksówkarze zabijają swoich klientów; w istocie było tak, że relacjonowała mu artykuł, że to taksówkarze padają ofiarami pasażerów

23. Przechodząc przez pasy starałam się stąpać wyłącznie po tych białych, bo miałam wrażenie, że jeśli nadepnę na czarne, to na świecie stanie się coś złego; moim błędem było to, że chyba zbyt wcześnie przestałam to praktykować

No, to by było na tyle: więcej nie napiszę, bo nie będę się ośmieszała xD

Chociaż z drugiej strony jak sobie tak to przypominam, to fajnie jest w świecie dziecięcych urojeń, wszakże one nie mają nic wspólnego z realnością, a dla kontrastu dorosłe życie aż roi się od autentycznych paranoi.

Ja niestety bardzo szybko skończyłam tak surrealistycznie rozumować, nawet w wypadającego przez kominek Mikołaja i latanie Davida Copperfielda już nie uwierzyłam – moja wyobraźnia za to osiągnęła inny poziom: kreuję w głowie własne ideały egzystencjalne 😉

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii, Życie i oznaczony tagami , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

0 odpowiedzi na „Teoria życia i świata według małoletniej mnie

  1. ~nasumi pisze:

    i jak Ty tyle tego zapamiętałaś, to nie wiem… ? a jesteś przesądna? 🙂

    • BlackLady pisze:

      A było tego znacznie więcej… Mam bardzo drobiazgową pamięć, pewnie dlatego, że na tych szczegółach się w życiu koncentruję. Pamiętam wiele rozmów, słów, zdań, ubiór, dodatki, otoczenie, myśli, nawet emocje, jakie towarzyszyły danej chwili. Nie, kompletnie nie jestem przesądna, ale wierzę w sny i swoją intuicję

      • ~nas pisze:

        ok.. to skąd w Tobie nagle też black lady? bo niby co? 🙂

        • BlackLady pisze:

          Noszę czarne sukienki, mam czarne myśli i czarną duszę, lubię mroczną literaturę, muzykę, filmy, ponury krajobraz, noc oraz czarną kawę – jestem po brzegi wypełniona pesymizmem, bo w życiu wychodzę z założenia, że lepiej miło się zaskoczyć niż zawieść, wszakże to nie ma nic wspólnego z byciem przesądną, bo nie przerażają mnie czarne koty i stłuczone zwierciadła 😉

          • ~nasumi pisze:

            a świat wokół Ciebie to jest …w jakim kolorze? 🙂

          • BlackLady pisze:

            Świat w sensie krajobrazowym mieni się w barwach wszelakich, choć i tam są uschnięte chabry i osnute gęstą mgłą moczary – zachwyca, jednocześnie świadomość potężnej przyrody przeraża. Los, ten bywa okrutny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *