Kolejny smutny dzień przyrody był wczoraj, choć powietrze mniej porywcze, więc włosami twarzy nie zaścielało i chłodem nie wślizgiwało pod wiosenny płaszcz, to jednak przy tym takie ciężkie, wilgotne, duszące jak gryzące sumienie lub tendencyjny Los. Może przedburzowe? Chciałabym by rozpętała się burza, by na tle granatowego krajobrazu dziko trzaskało świetlistymi błyskawicami, unaoczniając śmiertelnikowi jego miałkość, a potem, żeby pachniało ziemiście. To zemsta natury czy gniew Boga? Albo krzyk zmarłych? Nie chcę wierzyć w pospolite wyładowania elektryczne, bo to zbyt katastroficzne, awanturnicze, eksplozywne, wszechobejmujące, zbyt potężne, by mogło sprowadzić się do takiego frazesu. Frazesy tworzą ludzie.
Oglądałam podeszwy poodciskane na mokrym piachu: jedne były pasiaste, drugie w zygzaki, trzecie ukwiecone, pozostałe gładkie, szerokie, wąskie, długie bądź krótsze, duże oraz małe, sportowe, eleganckie, lekkie, ciężkie, z obcasem albo bez, profilowane i nie, bardziej lub mniej oddalone. Wyczulony szewc niemało wyczyta z butów, stąd każdy zakłamany wróżbita niech skurczy się, zyskując tę świadomość. Buty mówią wiele o człowieku, znacznie więcej niż komukolwiek się wydaje.
A nad moimi głowami latały mewy: szybowały przepięknie – takie uwznioślone, pełne krasy, swobody. A w mojej torbie mieszankę keksową splatały cienkie gałązki skórzastego, naznaczonego wieczną zielenią bukszpanu. A u mego boku wiernie deptały uszczęśliwione psy – one zawsze są rozradowane i szczerze im tego zazdroszczę.
Gdy pokonałam schodów tysiące i zatrzasnęłam drzwi przed światem, zaparzyłam rumową kawę i odpaliłam ostatni z czterech filmów, jakie ostatnio udało mi się zobaczyć – ich wspólnym spoiwem jest to, że wszystkie opowiadają o kobietach. Kobietach, z którymi tak dobrze i tak źle żyć. Kobietach, będących najsłodszym i najbardziej cierpkim pokarmem tego łez padołu.
1. „Carrie Pilby” , reż. Susan Johnson (na podstawie powieści Caren Lissner) – ekscentryczna, wyobcowana, zamknięta w sobie, umysłem wręcz genialna i nad wyraz dojrzała Carrie (Bel Powley), w wieku dziewiętnastu lat zostaje absolwentką literatury na prestiżowym Uniwersytecie Harvarda, a po jego ukończeniu tak naprawdę nie wie co ma dalej zrobić ze swoim życiem, stąd całe dnie spędza w samotni nowojorskiego mieszkania, gdzie czyta po siedemnaście książek tygodniowo, z kolei nocami tkwi nad korektą prawniczych teksów. Zaprzyjaźniony z mieszkającym w Londynie ojcem (Gabriel Byrne), starającym po śmierci żony ułożyć na nowo codzienność z niejaką Fliss (Poorna Jagannathan), narażając tym samym na gniew pierworodnej, terapeuta Petrov (Nathan Lane), chcąc wszczepić w nią odrobinę radości i nastoletniej spontaniczności sporządza listę z podpunktami, których zrealizowanie ma uczynić ją szczęśliwą, bo potrafiącą funkcjonować w społeczeństwie osobą, a chodzi o: znalezienie przyjaciela, przewertowanie ulubionego dzieła, zrobienie czegoś, co w dzieciństwie sprawiało największą frajdę, kupienie zwierzaka, umówienie na randkę i spędzenie z kimś sylwestra. Początkowo kartka zostaje wyśmiana, ale potem, po krótkim zastanowieniu, kompletnie pozbawiona zapału bohaterka zaczyna odhaczać kolejne cele, dzięki czemu nie tylko poznaje zwariowaną Tarę (Vanessa Bayer), niezdecydowanego Matta (Jason Ritter), uroczego, grającego pod jej oknem na didgeridoo Cy (William Moseley), odzyskuje pożyczoną starszemu profesorowi, z którym zresztą miała kiedyś romans, książkę, kupuje złote rybki i przypomina sobie smak wiśniowej oranżady, ale też na rzecz sentymentalnych, uogólnionych chwil, porzuca swoją ironiczną, rezolutną, zdystansowaną część, w efekcie czyni coś, czego tak bardzo obawiał się Gombrowicz: UPUPIA, uśmierca indywidualizm na rzecz spospoliciałego ujednolicenia.
źródło ilustracji: http://opolskielamy.pl/wp-content/uploads/2017/02/carriepilby_01.jpg
2. „Kolekcja sukienek”, reż. Marzena Więcek (inspiracją do powstania scenariusza była sztuka Magdaleny Rybarczyk „Mówią o sobie”) – to osiem historii zaprezentowanych na zasadzie monologów ośmiu kobiet: Luizy (Ewa Szykulska), Iwony (Marzena Trybała), Agnieszki (Katarzyna Bujakiewicz), Moniki (Adrianna Biedrzyńska), Anny (Dorota Stalińska), Sylwii (Marzena Wieczorek), Katarzyny (Iwona Katarzyna Pawlak) oraz Joanny (Marzena Więcek), które odpowiadają na pytania zagadkowego, bo dopiero na końcu pokazanego ankietera (Zbigniew Zamachowski). Znajdują się one w różnym wieku, wykonują inne zawody, mają odmienne zainteresowania i dzieje, są rozwódkami, posiadają mężów, dzieci, wnuki albo nie, nawet bywają atrakcyjne, wykształcone, zamożne, z paroma sukcesami na koncie, jednak po zrzuceniu paradnej maski, niezbędnej do wyrecytowania podpartej teatralną pozą kwestii, że zawsze jest pięknie i gładko okazuje się, że każda skrywa osobisty dramat, jakąś tajemnicę, nałóg, poczucie krzywdy, niesprawiedliwości, lęku, a ostatecznie wszystkie łączy pustka, niespełnienie, wyobcowanie, rozczarowanie, zagubienie, potrzeba wygadania oraz mentalno-egzystencjalna samotność, bo nawet jeśli gdzieś znajduje się męskie ramię, to nie na tyle stabilne i wyrozumiałe, by można się było na nim wesprzeć; na co zresztą wskazuje scena końcowa.
źródło ilustracji: http://0.s.dziennik.pl/pliki/9656000/9656481-ewa-szykulska-w-filmie-kolekcja-900-506.jpg
3. „Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej”, reż. Maria Sadowska – to dzieje słynnej ginekolog Michaliny Wisłockiej (Magdalena Boczarska), która w okresie PRL-u postanowiła zrewolucjonizować polską, zaskorupiałą, pruderyjną obyczajowość seksualną, tocząc boje z absurdalnym system, socjalistyczną cenzurą i ludzką mentalnością. Kobieta jest niezłomna w dążeniu do wydania książki-poradnika, mającego zmienić ówczesne myślenie i podejście do spraw intymnych, odsłaniając sekretne obszary, uzupełniając wiedzę oraz wyjaśniając kwestie, o których każdy wstydził się mówić na głos; a jest o czym, bo jak się okazuje z pożycia można czerpać radość, tyle że po pierwsze musi być świadome, a po drugie trzeba porzucić egoizm i również myśleć o przyjemności partnera, bowiem orgazm nie jest wyłączną domeną mężczyzn, którzy niestety w tamtym czasie szczególnie nie przepadali za postępowymi niewiastami, a Wisłocka taka jest: barwna, temperamentna, dowcipna, wyedukowana, uparta, odważna, nowoczesna, rezolutna, ekscentryczna, niby silna, a jednak bardzo wrażliwa, niby wyzwolona, a mimo wszystko powściągliwa, zamknięta w obszarze własnych lęków, na pewno zdeterminowana, zaangażowana w życie naukowe, przez co często nieobecna w tym prywatnym, w którym wraz z zapatrzonym w siebie Stanisławem (Piotr Adamczyk) i przyjaciółką Wandą (Justyna Wasilewska) tworzy miłosny trójkąt, co w efekcie nikomu nie wychodzi na dobre. Emocjonalnie oraz w kwestii erotycznego spełnienia muśniętego dowartościowaniem i podziwem dość dobrze (bo w danej chwili, ale również przyszłościowym obeznaniem) wychodzi na epizodycznej relacji z żonatym Jurkiem (Eryk Lubos), ale niestety ani to, ani macierzyństwo nie dają jej pełnego szczęścia. Z pewnością ofiarowała je praca i może dlatego tak się na niej skupiała? Niemniej jednak uczyniła swoją historię ponadczasową, wypełniając puste miejsce wiedzą, która bądź co bądź jest niezbędna.
źródło ilustracji: http://img1.styl.fm/resize/w650/newsy/galerie/2017/02/20817/382925-eryk-lubos-w-sztuce-kochania-rozkochal-w-sobie-wislocka-kim-jest-nowy-amant-z-twarza-mordercy.jpg
4. „Wyznania nastolatki”, reż. Marielle Heller (adaptacja powieści graficznej Phoebe Gloeckner) – to opowieść o piętnastoletniej Minnie (Bel Powley), która jak każda dojrzewająca dziewczyna zaczyna interesować się seksem, jak większość nie jest zadowolona ze swojego wyglądu, ale już jak zdecydowana mniejszość nawiązuje romans z dwadzieścia lat starszym Monroe (Alexander Skarsgård), czyli partnerem wyluzowanej, lubiącej od czasu do czasu odurzyć się narkotykami matki Charlotte (Kristen Wiig); i to właśnie za jego przyczyną poznaje smak czynności intymnej, relacji toksycznej i miłości zabronionej. Do tego wszystkiego dochodzi nerwowy ojczym Pascal (Christopher Meloni), nie mogący pogodzić z faktem odrzucenia, nieznośna, podsłuchująca i szantażująca młodsza siostra Gretel (Abby Wait), szalone imprezy uatrakcyjnione szczyptą dragów, erotyczny epizod z inną kobietą, zrobienie laski przypadkowemu gościowi, w asyście przyjaciółki Kimmie (Madeleine Waters), za pięć dolców w publicznej toalecie obskurnego klubu, ucieczka z domu, masa wątpliwości, krzyków, tańców, śmiechów, przemyśleń, wyobrażeń, sekretów, fantazji i rysowniczej pasji dziwacznych komiksów.
źródło ilustracji: http://www.hbo.pl/siteimages/galleryimages/227000/227780/resized/000_the_diary_of_a_teenage_girl_000_-_960.jpg
Skomplikowane te kobiety: złożone z osobliwych konfiguracji, chaotycznej harmonii, naturalności i wystudiowanej maniery, z całego wachlarza marzeń, nadziei, oczekiwań, poświęceń, smutków, sprzeczności, ekscytacji, pamiętliwe i potrafiące zbyt wiele wybaczyć, szalone i umiarkowane, heroiczne i zalęknione, kruche i potężne, kochające namiętnie i nienawistnie, cierpliwie wznoszące i gwałtownie niszczące, zawsze nieoczywiste – nigdy niezgłębione, obfitujące w wiedzę tajemną, dotyczącą ich samych.
A co na to Mickiewicz?
Kobieto! puchu marny! ty wietrzna istoto!
Postaci twojej zazdroszczą anieli,
A duszę gorszą masz, gorszą niżeli!…
Przebóg! tak ciebie oślepiło złoto!
I honorów świecąca bańka, wewnątrz pusta!
Bodaj!… Niech, czego dotkniesz, przeleje się w złoto;
Gdzie tylko zwrócisz serce i usta,
Całuj, ściskaj zimne złoto!
______
Ja, gdybym równie był panem wyboru,
I najcudniejsza postać dziewicza,
Jakiej Bóg dotąd nie pokazał wzoru,
Piękniejsza niżli aniołów oblicza,
Niżli sny moje, niżli poetów zmyślenia,
Niżli ty nawet… oddam ją za ciebie,
Za słodycz twego jedynego spojrzenia!
______
Ach, i gdyby w posagu
Płynęło za nią wszystkie złoto Tagu,
Gdyby królestwo w niebie,
Oddałbym ją za ciebie!
Najmniejszych względów nie zyska ode mnie,
Gdyby za tyle piękności i złota
Prosiła tylko, ażeby jej luby
Poświęcił małą cząstkę żywota,
Którą dla ciebie całkiem poświęca daremnie!
No i Justyny portret własny…