Wstałam o 4.00, ciesząc się ciemnością poranka. W pasiastym kubku zaparzyłam dużą, czarną, bezmleczno-bezcukrową kawę – połknęłam jej moc i gorzkość, ale w żadnym stopniu nie otrzeźwiłam się do końca, ale chyba tego nie chcę; nie chcę otrzeźwić się na rzeczywistość ostatecznie.
W miękkich kapciach ze snu nierealnego ponownie wsunęłam się do kuchni, by błękitną parą zalać herbatę ze śliwki i z marakui. Nie lubię marakui i ze wstrętem wspominam serki „Fantazja” z marmoladą o tym właśnie smaku, która wypełniała mały pojemniczek doczepiony do tego z naturalnym serkiem. Ale ta herbata o dziwo jest dobra i tak pięknie pachnie.
Za oknem, pośród rozkwitających zawilców, narcyzów i sasanek, rozlegają się wiosenne gadaniny ptaków, które głośno świergoczą o tym, co najważniejsze, wzmacniając ptasie spostrzeżenia gestykulacją skrzydeł.
Uwielbiam ptaki i z upojeniem obserwuję je w wycinkach świata bezkresnego i zamkniętego w ogrodach zoologicznych; choć niewiele o nich wiem, to podziwiam barwną różnorodność i wrodzoną autonomię.
Czasem marzę o lataniu personalnym, czyli nie balonem czy samolotem, a za pomocą sił jakichś nieludzkich.
Uwielbiam je tak bardzo, że nie potrafiłabym posiadać, bo potępiam trzymanie ich w klatkach.
Ptaki muszą czuć wolność błękitnego nieba.
Pamiętam mamę w dzieciństwie czytającą leśną audycję nadawaną z „Ptasiego radia” Juliana Tuwima; te wszystkie kuki, ryki, liryki, ćwirki i pimpiliki jemiołuszek, szpaków, jaskółek, słowików, dzierlatek o tym, gdzie się ukrywa echo i kto ma się pierwszy kąpać w rosie czytała tak fajnie zmieniając głos.
A o mamie i o córce i o ptasiej ksywce oraz osobowości jest komediodramat „Lady Bird” w reż. Grety Gerwig, na którym dość dawno temu byłam w kinie, ale nawet nie wiem, kiedy ten czas tak szybko zleciał.
17-letnia, dość zbuntowana, pełna młodzieńczych ideologii, przez co lekceważąco podchodząca do życia Christine „Lady Bird” McPherson (Saoirse Ronan) na co dzień uczęszcza do szkoły katolickiej w niedużym Sacramento w Kalifornii, z którego to za wszelką cenę chce się wyrwać, najlepiej do Nowego Jorku albo New Hampshire; do kultury, sztuki, do pisarzy, za ambicjami, za marzeniami. Dziewczyna pragnie zmian, ponieważ i frustruje i nudzi ją małomiasteczkowa doczesność, gdzie tak naprawdę nie ma interesujących zajęć oraz punktów (dlatego też młodzież spotyka się na parkingach), jednakże jej rodziny nie stać na taki wydatek (matka jest pielęgniarką, a ojciec właśnie stracił pracę), stąd starają się ją przekonać do bardziej realnego planowania i nastawienia na podjęcie studiów w jakimś lokalnym college’u. Niestety te argumenty nie są wystarczające dla tak trudnej osobowości, dlatego też między Christine a matką Marion (Laurie Metcarf) ciągle wybuchają spory; zwłaszcza, że Marion również posiada ciężki charakter – ich relacja w ogóle należy do skomplikowanych, bo jest naładowana głębokimi, lecz skrajnymi emocjami; czyli każda ma zamiar postawić na swoim i do swojego jedynego słusznego przekonać, przy tym szalenie kochając i nienawidząc tę drugą (one w istocie, choć toczą egzystencjalno-perspektywiczne boje, to wspaniale się uzupełniają, a twarda, sceptycznie nastawiona ręka matki jest zwyczajnie pokryta troską uodpornienia pociechy na wszelkie niedogodności). W tej matczyno-córkowej sinusoidzie ostoją jest trochę odsunięty na bok ojciec Larry (Tracy Letts) (notabene po cichu zmagający z depresją, umordowany przeszkodami, ale pogodzony z porażkami) oraz bardziej przystająca na skromną i na niełatwą doczesność przyjaciółka Julie Steffans (Beanie Feldstein).
„Lady Bird” to kolejny film o wchodzeniu w dorosłość, która wiąże się z większym zastanowieniem nad tym kim właściwie jestem, a kim chciałbym być (czy to najlepsza wersja mnie samego, czy może być lepsza i czy chce być?), zasmakowaniem tego, co pierwsze (pierwszy pocałunek, pierwsza miłość, seks, zdrada, praca), z licznym próbami, zagmatwanymi wyborami: kierunek studiów, miejsce zamieszkania, dostosowanie do grupy czy indywidualność, co przeplatają fantazje chociażby o cudownej sukni na zbliżający się bal, chęć popularności, odwrotu, protestu, metamorfozy, wstyd, odrzucenie, lęk, krzyk, alkohol, imprezy, błędy i umiejętność przyznania do nich tudzież ich naprawienie, opuszczenie domu rodzinnego, odpowiedzialność, świadomość tego, że nie ma nic za darmo, jeszcze beztrosko dziecięcy śmiech, ale już dorosłe łzy – i w tym wszystkim na dobitkę układanie relacji oraz ustawianie po właściwej stronie torów.
To bardzo piękny film, w którym na oczach widza kształtuje się tożsamość, wkracza się na którąś z dróg życia, są podejmowanie złożone decyzje w najtrudniejszym, bo szczególnie rozchwianym okresie – a to ukazane tak naturalnie, tak realistycznie, bez patosu, obśmiania i niepotrzebnych wzruszeń.
źródło ilustracji: https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcQ40BiRipNLsd8cE8iGHIsZCpX34c8lWV-ZXaXctoUOZOCZ8ylV
źródło ilustracji: https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcSJukSu94MmH4orbWVMK29SQqDGv_eSFVJqYWfb5kPNpR0v6kmj
źródło ilustracji: https://media.novinky.cz/033/670330-top_foto1-514ni.jpg?1519821005
źródło ilustracji: https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcRHYtWDI5IIvqvaUSSWU-K4iLj5IYEkw_Js0VL6la4NUkXwksfF
źródło ilustracji: https://www.moma.org/d/assets/W1siZiIsIjIwMTcvMTIvMTQvMWxieHJqYjdjeF9MYWR5X0JpcmRfd2ViLmpwZyJdLFsicCIsImNvbnZlcnQiLCItcmVzaXplIDEwMjR4MTAyNFx1MDAzZSJdXQ/Lady%20Bird_web.jpg?sha=c0f7c6e2a40ea0e2
źródło ilustracji: https://i.kinja-img.com/gawker-media/image/upload/s–k47HO7ou–/c_scale,fl_progressive,q_80,w_800/ipfzd29zfpvptbwsxftd.jpg
źródło ilustracji: https://cdn.theatlantic.com/assets/media/img/mt/2018/01/letts/lead_960_540.jpg?1522768803
A potem tradycyjnie była kawa: tym razem z karmelem i migdałami oraz lody truskawkowo-waniliowe – w kawiarnio-lodziarni „Grycan” 😉