Po wystawieniu obcasa na przesadnie rozżarzone zewnątrz mam ochotę zaśpiewać sto słońc szukam jakiegoś cienia (…) pomóż mi, pomóż, niech spadnie z nieba złoty deszcz, ooo pomóż, Mój Boże, któryś jest, tańcząc przy tym plemienny taniec deszczu.
Nie znoszę upałów, czyli temperatury powyżej 25°C (no taka jest pogrzebanym marzeniem-wspomnieniem, bo obecnie letnim standardem jest prawie 40°C).
Z dwóch skrajności wolę zimno, bo choć również jest nie do wytrzymania, to jakoś mniej dręczy mnie psychicznie i nie doprowadza do bólu głowy, stąd prędzej zamieszkałabym w mroźnym igloo niż w notorycznie podgrzewanej bambusowej chacie.
Zrzędzę jak jakaś stara baba, aczkolwiek patrząc na energię i uśmiechy poniektórych mam wrażenie, że znoszą upały znacznie lepiej ode mnie – agentki jedne.
1:0 dla Przyrody i dla babć.
A co do godnej polecenia starości, to oglądałam ostatnio z mamą kilka fajnych starszych polskich filmów, na które nigdy nie natknęłam się w telewizji, bo tam to na okrągło „Janosik”, „Sami swoi” i „Kogel-mogel” – proponuję więc:
1. „Dziewczyny do wzięcia”, reż. Janusz Kondratiuk – 3 przyjaciółki (Ewa Szykulska, Ewa Pielach-Mierzyńska i Regina Regulska) z podwarszawskiej wsi jadą w sobotnie popołudnie na umówioną randkę do stolicy, jednak na miejscu okazuje się, że mężczyźni nie przychodzą – mimo wszystko postanawiają dobrze się bawić w wielkomiejskim blasku, korzystając z niedostępnych im na co dzień atrakcji, a przy okazji poznać „kogoś z wyższych sfer” z kim być może stworzą stałe związki. Na peronie wpadają w oko dwóm amantom, którzy przedstawiają się jako „Inżynier” (Jan Stawarz) pracujący w biurze projektowym oraz „Magister” (Jan Mateusz Nowakowski) studiujący budownictwo wodne a nie lądowe i od początku nieudolnie starają się je poderwać – w końcu za sprawą zaserwowania im w kawiarni dodatkowej porcji Kremu Sułtańskiego dziewczyny postanawiają spędzić z nimi trochę czasu, ale niestety poza zarzekaniem się, że:
-Jest wiele możliwości.
-Jakich?
-Bardzo wiele. Różnych.
nie mają konkretnego planu, bo na kino i teatr jest za mało czasu, a poza tym stolica w tym okresie tak naprawdę nie ma w ofercie jakichś szczególnych atrakcji dla młodych ludzi. I gdy już zrezygnowani oglądają z restauracyjnej kuchni orientalno-erotyczne tańce, rozogniające publikę złożoną z podstarzałych panów, z pomocą przychodzi im „znajomek”- bliski Kelner (Zbigniew Buczkowski), pożyczając klucze do swojego mieszkania – udają się więc do zachwalanego „lokalu”, gdzie telewizor jest niepodłączony, lodówka pusta, a alkohol to zabarwiona woda.
Cała piątka w dalszym ciągu nie ma pomysłu na to, co mogą wspólnie robić, a ich niezdarna komunikacja to sklejka kłamstw, niedopowiedzeń i pozorów, którymi wzajemnie się karmią.
Ze spotkania, poza kilkoma banalnymi obietnicami o dalszej znajomości i zdekonspirowanymi przechwałkami (panowie plątają się we własnych opowieściach dotyczących tego, czym się zajmują) w istocie nic nie wynika, toteż panny udają się na pociąg, a w drodze powrotnej wzajemnie się podbudowują, że przecież są bardzo zadowolone, bo im się podobało, że warto było przyjeżdżać oraz snują plany na przyszłość.
Film ten nie tylko stanowi groteskowy obraz szarej, nudnej i monotonnej Polski Ludowej, ale też pokazuje jak ludzie desperacko gonią za szczęściem, szukają życiowego celu, jak się wzajemnie oszukują, popisują, nakładają maski, by komuś zaimponować, potrafią zadowolić tandetą i fałszywym przyrzeczeniem – to takie zderzenie przepięknych marzeń z przykrą rzeczywistością.
Jest więc i śmiesznie i smutno.
Ludzie lubią, żeby coś było eleganckie.
Młodzi lubią się zabawić. Coś nowego przeżyć. Muszą mieć coś nowego.
Jednak do moich ulubionych cytatów należy ten łazienkowy, kiedy stojąc przed lustrem, pocieszają się odnośnie własnego wyglądu:
Ostatecznie to nie jest tak źle, nie jestem taka brzydka. Jestem powabna, w ogóle ładne oczy mam, usta mam ładne, nos, figurę mam ładną – w ogóle jestem powabna – włosy mam nawet ładne: kręcą mi się.
Ja mam ładne oczy: takie jasne, przejrzyste. Włosy też mam takie jasne, blond.
Tak, ja też jestem nie najgorsza. I włosy mam ładne: długie, czarne, oczy niebieskie – pomazane trochę, ale nie szkodzi. I uśmiech mam ładny.
źródło ilustracji: http://ocdn.eu/ebooksimages-transforms/1/pzrktoARGh0dHA6Ly9vY2RuLmV1L25ld3N3ZWVrLXdlYi8yZjY4MGNjYy1kZjE1LTQzNTAtODAzNy0yNTM3N2YyNWNiODQuanBnkZUCAM0CAMLD
2.”Czy jest tu panna na wydaniu?”, reż. Janusz Kondratiuk – Staś Wrona (Jan Wrona) powraca po odbyciu służby wojskowej do rodzinnej wsi Łacha, gdzie ma przejąć spore gospodarstwo po rodzicach, którym brakuje już sił do pracy, jednak i on potrzebuje kogoś do pomocy, najlepiej żony – szkopuł w tym, że wszystkie panny pouciekały za lepszym i lżejszym życiem do miasta. Tę trudność pomaga mu przezwyciężyć przebojowy chrzestny Adam Radzik (Roman Kłosowski), który w poszukiwaniu odpowiedniej kandydatki zabiera go w podróż po dalekich krewnych i znajomych rozsianych po całej Polsce.
Mężczyźni stykają się z: Wujem Zygmuntem (Włodzimierz Saar) i Ciotką Helą (Helena Norowicz), pewną panną w Pułtusku – uczennicą w zakładzie fryzjerskim (Maria Probosz), Panem Zapiórem, co to z nimi jedzie do córki Pani Krystyny, Dziewczyną z pociągu (Regina Regulska) podstawioną przez kolegę z wojska Henia Bąbałe (Krzysztof Kowalewski) i Beatą Pazik (Beata Andrzejewska) zaproponowaną przez kierownika zakładu pracy Wuja Mariana (Henryk Hunko), ale ona, mimo największego zainteresowania ze strony Stasia, ma zupełnie inne aspiracje, zatem nie ma zamiaru wracać na wieś, z której udało jej się wydostać.
Koniec końców panowie nie znajdują żadnej chętnej do obrabiania wiejskiej majętności.
Ta produkcja jest na wskroś realistyczna, pozbawiona charakteryzacji, pełna spontaniczności, absurdów, zabawnych dialogów i powiedzonek (co pewnie wynika z faktu, że wiele scen było improwizowanych, a by wszystko było bardziej prawdziwe, przy tworzeniu scenariusza współpracowali mieszkańcy wsi).
Sam Staś nie jest typem prostego wiejskiego chłopaka, lecz inteligentnego, kulturalnego, poukładanego młodzieńca, niemniej jednak miejska rzeczywistość mu nie odpowiada.
Film podejmuje problematykę wyludniającej się wsi, zróżnicowania priorytetów między mieszkańcami miast i wiosek oraz zawierania małżeństw nie z miłości, a raczej z poczucia obowiązku i dla osobistej korzyści.
Pić! Nie żałować! Bida musi pofolgować!
Spacer za ostro – odpada. Dziewczyna na poziomie nigdy się nie zgodzi.
Ale tak naprawdę wymiata ten:
-Mecz się zaczął.
-Możliwe. Piłka nożna nas nie bawi.
-A co panią interesuje?
-Nie bądźmy tacy oficjalni: per pan/pani to dobre, ale w średniowieczu.
-Co ciebie Beatko interesuje?
-Wszystko. A ciebie?
-Nie lubię o sobie mówić. A co chciałabyś wiedzieć o mnie?
-Jesteś za miastem, czy za wsią?
-Ostatecznie służyło się w wojskach rakietowych. Pracę znajdę wszędzie, ale miasto mi nie imponuje.
-Też coś. Niemożliwe. Czemu?
-W mieście jest 99% kobiet sztucznych.
-Miasto jest balsamem.
-Balsamem.
-Czy to takie dziwne?
-Oczywiście.
-Chyba jesteś ciemny, skoro wątpisz w to.
-Tak? To zobaczymy kto kogo zagnie. Podyskutujmy na dowolne tematy – proszę: sylwetki X muzy, może coś z wielkiej polityki, sport z podkreśleniem lekkiej atletyki, co Iwona woli? Jak nazywa się generalny sekretarz ONZ? Co robić na sygnał czerwona rakieta?
-No i co z tego?
-I co z tego?
-Jak się żyje w mieście to wypadałoby wiele rzeczy wiedzieć.
źródło ilustracji: https://www.cda.pl/video/1662028b2
3.”Okruch lustra”, reż. Andrzej Zajączkowski – to historia pochodzącej z Warszawy 15-letniej Krysi Tarkowskiej (Katarzyna Kozak), u której zostaje zdiagnozowana skolioza, ale nie jest jeszcze daleko posunięta (to skrzywienie niedużego stopnia), stąd otrzymuje skierowanie na półroczną rehabilitację w doskonałym ośrodku w Konstancinie, który dzięki pozycji jej taty, który jest Dyrektorem (Ryszard Ostałowski), udaje się załatwić od ręki. Nastolatka buntuje się przeciwko zaistniałej sytuacji, aczkolwiek zderzenie z tymi, którzy mają znacznie cięższe przypadłości, przyjaźń z Hanią (Małgorzata Bogdańska) i Michałem (Bogdan Bentyn) oraz z pomocą dość surowego, jednak oddającego serce swojej profesji magistra (Maciej Szary) sumiennie ćwiczy i poddaje się bolesnym zabiegom, które pomagają jej skorygować wadę.
Ten dramat psychologiczny porusza się w obszarze dzieci niepełnosprawnych, które zmagają się z trudami rzeczywistości, prywatnych kompleksów, zmartwień, również z odbiorem przez społeczeństwo, które za bardzo daje im odczuć smutną inność. Film pokazuje jaką muszą przejść mozolną drogę, by nauczyć się funkcjonować w miarę samodzielnie, ile wysiłku, cierpienia i łez kosztują systematyczne ćwiczenia, które niekoniecznie prowadzą do pełnej sprawności, ale czasem dają tylko tyle, by nie było gorzej. Jest tu też trochę o opracowywaniu metod pracy z chorymi i wierze w lepsze jutro, o rodzicielskim zapracowaniu, a przez to niedostatecznej wiedzy o własnym dziecku, o nieumiejętności komunikacji, kiepskich perspektywach z powodu biedy i braku znajomości, o alkoholizmie, młodzieńczej nieumyślności, która prowadzi do kalectwa, bezradności, sile, scysjach między rówieśnikami, zazdrości, pierwszych miłościach i rozczarowaniach, nawiązywaniu przyjaźni, docenianiu drobiazgów, poczuciu szczęścia, rywalizacji, umiejętności adaptacji, odnajdywaniu w nowej sytuacji, ale też o tym, że czasem trzeba zacisnąć zęby. I o nadziei, pamięci, chęci pomocy oraz marzeniach jest ten film.
Ani jednego człowieka, ani jednego kraju, który by nie został w nim opacznie odbity. Im wyżej lecieli z lustrem, tym bardziej się wszystko wykrzywiało – zaledwie mogli je utrzymać. Lecieli wyżej i wyżej, coraz bliżej aniołów i Boga. Wtedy lustro zadrżało, tak strasznie, że wypadło im z rąk. Spadło na ziemię, gdzie rozprysło się na tysiące milionów, bilionów i jeszcze więcej okruchów – teraz dopiero wyrządzili o wiele większą krzywdę niż przedtem, gdyż niektóre kawałki były mniejsze od ziarenka piasku i pofrunęły daleko w świat. Gdy wpadły komuś do oka, wtedy człowiek ten widział wszystko na odwrót albo spostrzegał tylko to, co było w danym przedmiocie złe. Byli ludzie, którym taki okruszek wpadł do serca…
źródło ilustracji: http://infoon.pl/2017/12/skolioza-w-kadrze-malego-ekranu/