Lubię literaturę dla dzieci i młodzieży, więc można się na mnie natknąć w takim dziale, gdy buszuję w księgarni w poszukiwaniu kolejnej książki; przeważnie idę tam, gdy już wybiorę jakiś kryminał. Najczęściej sięgam po starsze pozycje, czyli takie, które z różnych przyczyn pominęłam w przeszłości (bo na przykład nie wiedziałam o ich istnieniu, nigdzie nie mogłam znaleźć lub nie był to dla nich odpowiedni czas w moim młodzieńczym życiu, a potem zwyczajnie o nich zapomniałam, rozczytując się w czymś innym), ale nie zamykam się na te powstające na bieżąco, bo wierzę, że wśród nich również są perełki. I właśnie ta wiara wsadziła mi w dłonie „Fanfika” autorstwa Natalii Osińskiej.
To dzieje uczennicy 2 klasy LO, Tosi Graczyk, która daje się poznać jako dziewczyna rozdygotana, nieszczęśliwa, roztargniona, uzależniona od przepisywanej przez zaprzyjaźnionego doktora Szackiego Fluoksetyny, lubiąca czytać, pisać fanfiki (opowiadania w obrębie fandomu) i pozostawać w cieniu, mimo że gdy pierwszy raz przekroczyła próg szkoły, to oszałamiała wypracowaną urodą i talentami jak z innej epoki. Nic dziwnego, że formujący się wir społecznych zależności błyskawicznie wyniósł ją na szczyt jak Dorotkę w Oz. Nieświadoma sensacji, którą wzbudza, zawsze trochę nieobecna i senna jak modelka na kokainie, elektryzowała otoczenie i przyciągała chętnych do kąpania się w jej blasku, przyciągając tym samym szkolne gwiazdy: Matyldę i Emilię , jednak jej było to obojętne do tego stopnia, że w końcu zaczęto ją postrzegać jako dziwaczkę.
Tosia mieszka w bloku na 2 piętrze; mieszka tylko z tatą Marcinem, który praktycznie cały czas znajduje się poza domem, ponieważ jest szefem ekipy remontowej, jedynym żywicielem rodziny, i w zasadzie jedynym rodzicem, ponieważ mama zmarła, gdy Tosia miała 6 lat. Tata bardzo kocha córkę, ale nie potrafi się z nią komunikować, więc ten obszar pozostawia siostrze mamy, szalonej cioci Idalii, będącej właścicielką salonu urody.
Ciocia Idalia stroi ją niczym bajkową księżniczkę, a ona… nie znosi tych falbaniastych sukienek, pończoch, lśniących pantofelków, profesjonalnego makijażu i wypielęgnowanych paznokci i z tego powodu unika spoglądania w lustro.
Sytuacja zaczyna się zmieniać w dniu rozpoczęcia roku szkolnego, gdy Tosia przypadkiem wpada na schodach na Leona, z którym ekspresowo się zaprzyjaźnia. Leon jest postacią dość tajemniczą, ponieważ niechętnie o sobie mówi; wiadomo tylko, że nie utrzymuje kontaktów z rodzicami, powtarza klasę, leżał w szpitalu, jest samodzielny, zrównoważony, jak na swój wiek bardzo dojrzały, zaangażowany w działalność kółka teatralnego i w znajomość z niejakim Konradem. Jednak tak naprawdę zmiana dokonuje się w nastolatce z chwilą nałożenia na siebie pożyczonego od kolegi męskiego ubrania, bo… jest swoim wyglądem tak oczarowana, że nie może się na siebie napatrzeć – wtedy też zaczyna się proces przybierania nowej tożsamości: Tosia czuje się Danielem i chce by inni też ją tak postrzegali.
Daniel (zwany Tośkiem) jest zupełnym przeciwieństwem Tosi, bo wcześniej to świat organizował się wokół niej, a ona pozwalała się nieść, a teraz pożąda ostatecznej rozgrywki z siłami zła, nie mdławego smaku wyższości moralnej.
Tosiek równocześnie rozczula i wkurza, bo pod tymi przekleństwami, dowcipkowaniem, piciem piwa, drapaniem po fantomowym zaroście, pyskowaniem czy ignorancją kryje się młoda, zagubiona istota, która nareszcie odnalazła siebie, ale wie, że musi o tą siebie stoczyć bój: i ze sobą i w zasadzie z całym światem.
„Fanfik” to wspaniała, bardzo ciepła i mądra książka o inności; inności, której, jeśli nie chce się wysłuchać oraz zrozumieć, to po prostu należy uszanować, zatem również o szacunku do drugiej osoby, ale i do samego siebie. A że poszukiwanie i budowanie własnej tożsamości wiąże się z błądzeniem, to i o błądzeniu jest ta książka. I o odwadze bycia sobą i walce o siebie. O odrzuceniu. O samotności. Strachu. Depresji. (Samo)krytyce. Asertywności. Determinacji. Mimo wszystko sile i potrzebie przynależności. Dojrzewaniu, nawiązywaniu relacji, radzeniu sobie z emocjami. O trudnych wyborach i pierwszych uczuciach.
Autorka podejmuje tu ciężką tematykę jaką jest transseksualizm i homoseksualizm, jednak robi to z lekkością i humorem, bowiem 374 strony (Wydawnictwo Krytyki Politycznej) przelatują jak z bicza strzelił.
Według mnie jest tutaj nawet trochę zbyt pozytywnie, ale to daje nadzieję, że faktycznie może być lepiej.
To książka, która pokrzepia, bawi i wzrusza. Poucza oraz nakłania do refleksji.
Nauczycielom i rodzicom oferuje zagadnienia do przeprowadzenia dyskusji, ale oczywiście dyskusji na poziomie.
Dla młodszego i starszego czytelnika.
Myślę, że twórczość i atmosferę książek Natalii Osińskiej mogą pokochać ci, którzy zagłębiali się w powieściach Krystyny Siesickiej i Małgorzaty Musierowicz, ale warunek jest taki, że muszą mieć otwarty umysł i przede wszystkim otwarte serce, bo ta książka wierzy w ludzi i wierzy w miłość.
Mnie „Fanfik” urzekł do tego stopnia, że już się zaopatrzyłam w „Slash” oraz „Fluff”, które są kontynuacją tej historii: pierwsza opowiada o Leonie, zaś druga o Matyldzie 😉
W szkole nie wypadało być biednym, biedni byli społecznie martwi.
W szkole plotka raczej poprzedza prawdę, niż podąża za nią.
Kiedy wychowuje cię dwoje ludzi, którzy tolerują się nawzajem tylko ze względu na ciebie, momentami życie staje się trudne do zniesienia.
Z wariatami ludzie też nie wdają się w dyskusję, by ich niepotrzebnie nie denerwować.
Skłócony front łatwiej skruszyć, wiadomo.
Nie można zajrzeć śmierci w oczy, a potem odwrócić się do niej tyłem i bezkarnie powrócić do własnych spraw.
Ludzie lubią rozumieć.
W końcu ostatecznie pojedynki są po to, żeby dobro zwyciężyło, prawda?
Co za pożytek z focha, jeśli dusi się go w sobie?
Książki biblioteczne są trochę jak ludzie, z pozoru wszystkie do siebie podobne, a każda z własną historią.
Nie każdy musi być mądry i zabawny, żeby być przyzwoitą jednostką.
Każda strategia jest dobra, jeśli działa.