„Zawsze poszukuję twojego śladu, nawet gdy wiem, że cię tam nie zastanę” – „5 centymetrów na sekundę”, w reż. Makoto Shinkai

Zafascynowana „Ogrodem słów” Makoto Shinkai postanowiłam rozeznać się w jego twórczości i tym razem wybór padł na „5 centymetrów na sekundę”; tytuł ma zjawiskowe wyjaśnienie – oznacza bowiem szybkość, z jaką opadają płatki kwiatów wiśni.

To anime jest takim młodzieńczym dramatem miłosnym pomiędzy Akari i Takakim, którzy tak naprawdę nie potrafią nazwać rodzącego się między nimi uczucia, stąd nie podejmują kroków, które podjęliby jako osoby dorosłe i nie wypowiadają słów, które prawdopodobnie by wypowiedzieli, gdyby umieli się w tym wszystkim odnaleźć (chociaż dorosłym też często trudno i w ten oto sposób powstają ludzie skrajnie nieszczęśliwi).

Historia jest podzielona na 3 rozdziały: „Wybrany kwiat wiśni”, „Kosmonauta” i „5 centymetrów na sekundę”, a każdy z nich dotyczy innego okresu z życia postaci.

Bohaterowie poznają się już w szkole podstawowej, w Tokio, gdzie od razu przypadają sobie do gustu, bo łączą ich podobne pasje (wolą na przykład chadzać do biblioteki niż bawić się na placu zabaw), podobny temperament, myśli oraz odczucia. Niestety dzień zakończenia szkoły podstawowej jest dla nich także dniem pożegnania, gdyż dziewczynka przenosi się z rodzicami do Tochigi, ale mimo to dzieciaki nie chcą rezygnować ze wspólnej znajomości, coś ich do siebie ciągnie, więc zważywszy na to, że nie ma jeszcze telefonów komórkowych, piszą do siebie listy.

Również się zmieniasz, prawda?

Kolejne spotkanie ustalają na 4 maja o godzinie 19.00, na stacji Shinjuku, na którą przez utrudnienia spowodowane burzą śnieżną chłopak przybywa dopiero po 23.00, a wtedy każda minuta wydawała się wiecznością, bo niewidzialna śnieżna pustynia za oknem, płynący czas, bolący głód – wszystko to powoli niszczyło jego serce, jednak Akari czeka z własnoręcznie przygotowanym posiłkiem i gorącą herbatą Houji. Wtedy też dochodzi do ich pierwszego pocałunku, który jest dla chłopaka doznaniem dziwnym: i wyjątkowym i przygnębiającym, bo w tej jednej chwili miejsce zamieszkania wieczności, serca i duszy stało się dla mnie czyste. Poczułem się jakbym zrozumiał wszystko, co stało się w mym życiu przez te 13 lat, a także czas, który miał nadejść. Stałem się smutny. Ciepło Akari, jej ducha, jak powinienem je traktować, gdzie mam je zabrać? To było coś, czego nie wiedziałem. Zdałem sobie sprawę, że nie będziemy po tym wszystkim razem. Życia, które mieliśmy przed sobą, bezgraniczne ilości czasu, które rozciągały się nieodwołanie przed nami. Ale, niepokój, który zauważała, wkrótce jednak topniał. A po tym wszystkim zostały tylko delikatne usta Akari. Noc spędzają w niewielkiej, usytuowanej przy polu stodole, a rankiem, fizycznie, rozłączają się już na wieki, zwłaszcza, że odległość między nimi ponownie się zwiększa, gdyż tym razem to on wyprowadza się z Tokio do Kagoshimy, i choć powtarza sobie uporczywe: pragnę sił, by ją chronić, to już nigdy nie znajduje śmiałości, by powiedzieć więcej, by wykonać ten decydujący krok (nawet nie potrafi wysłać s-msów, które zaczyna do niej pisać) – na własne życzenie wyrusza w podróż tak mroczną i samotną, że przerasta to wszelkie wyobrażenia, by egzystować w czystej ciemności, bez szansy na spotkanie chociaż jednego atomu.

Takaki absolutnie się unieszczęśliwił, bowiem Akari w przyszłości wychodzi za mąż, a on nie jest w stanie pokochać żadnej kobiety (o jego względy stara się Kanae, ale w końcu dostrzega, iż jest w tej miłości osamotniona i bezradna, bo on zawsze patrzy na coś bardzo odległego od niej), nie wypełnia już tej pustki i nigdy sobie nie wybacza; chce dotknąć czegoś, czego dotknąć nie może, więc przechodzi obok świata z twardym sercem – zdaje sobie sprawę, że stracił wszystko, co piękne.

Po prostu żyjąc, smutek kumuluje się tu i ówdzie, wieszając pościel do wysuszenia na słońcu, myjąc zęby w toalecie i czytając historie zapisane w swojej komórce.

„5 centymetrów na sekundę” to nastrojowa historia, która myślę, że ma na celu głównie wywołać emocje takie jak nostalgia, smutek, pustka czy rozgoryczenie za tym, co bezpowrotnie minęło, za wyobrażeniami tego jak by mogło być, jeśli miałoby się odwagę postąpić inaczej i za wspomnieniami oraz towarzyszącą im aurą niezwykłości, tajemnicy, a przede wszystkim świeżości, bo zwykle to pierwsze uczucie wywiera takie wrażenie właśnie dlatego, że jest pierwsze; że się czuje, poznaje i smakuje coś, czego się nie zna, czego dopiero się doświadcza – brakuje porównania, bagażu, wszystko jest takie nowe, więc uderza jeszcze mocniej, jest czymś nieprawdopodobnie cudownym, bardziej niewinnym, magicznym i wyidealizowanym, jednocześnie kuszącym i zawstydzającym, a to onieśmielenie prowadzi do wielu niedomówień, do rezygnacji z pewnym kroków, czego później często nie można naprawić, pociągnąć dalej, stworzyć wspólnej historii, ponieważ życie pędzi nielitościwie i każdy układa je po swojemu – wtedy rodzi się żal niespełnienia, wynikający z nie dania sobie w przeszłości szansy, bo może jednak by się udało i byłoby lepiej niż jest obecnie (?) Może…

Historia toczy się powoli, nie ma tu też szczególnie rozbudowanych dialogów, bardziej chodzi o to, co dzieje się wewnątrz bohaterów – i to 2 bohaterów, bo to ich życie tworzy ten film – ja poczułam ich przeogromną tęsknotę i boleść duszy nie do uleczenia, ale też urokliwość wspomnień.

Tym, co mnie chwyciło za głowę jest oprawa graficzna – wypełnione drobiazgami krajobrazy, gra świateł i cieni, do których można wracać wciąż i wciąż i za każdym razem znajdzie się coś cudownego: nie tylko błękitno-różane niebo, ale niebo we wszystkich odcieniach różu i niebieskości, szybujące nocą ptaki, płynące nim gęste chmury, ale też takie cieniutkie jak wata cukrowa, połyskujące w porannym słońcu sople lodu, poruszana wiatrem trzcina cukrowa, spienione fale, wszechpotężny księżyc, dostojne lampy uliczne, mrocznawy, jakby pachnący starością dworzec, smętny, trochę przeraźliwy, ale mocno oczekiwany pociąg, aromatyczne, delikatne, niemalże puchowe drzewo wiśni, iluminacje na chodnikach, w parkach, fruwające owady, wietrzny krajobraz łąk albo zasępione wiatraki.

To idealna propozycja dla osób sentymentalnych, rozmarzonych, wrażliwych,  poszukujących piękna i dostrzegających to piękno.

*wszystkie ilustracje pochodzą ze strony https://www.filmweb.pl/

 

(źródło: https://www.youtube.com/watch?v=MwrzG4d9SsE)

 

Zawsze poszukuję twego śladu:
na przeciwnym peronie, czy w oknach cudzych domów,
nawet, gdy wiem, że cię tam nie zastanę.
Gdybym mógł wypowiedzieć jedno życzenie, stanąłbym przy twoim boku
i już nic nie stanowiłoby dla mnie przeszkody.
Zostawiłbym wszystko i mocno cię przytulił.
Gdybym chciał uciec od samotności, nikt by mi nie wystarczył, poza tobą.
Noc grozi upadkiem gwiazd, a tylko o jedno proszę.
Ten jeden raz, niech pory roku zastygną…
Ten jeden raz, gdy się razem wygłupialiśmy…

Zawsze poszukuję twego śladu:
na mijanej ulicy, czy pośród mych snów,
nawet, gdy wiem, że cię tam nie zastanę.
Gdyby miał się zdarzyć cud, pokazałbym ci bez wahania
nowy poranek, w którym bylibyśmy razem,
a na mych ustach znalazłyby się nigdy wcześniej niewypowiedziane słowa: „Kocham cię.”
Wspomnienia lata nadal powracają,
niczym powoli zwalniające bicie serca.

(fragment piosenki „One more time, one more chance” w wykonaniu Yamazaki Masayosh)

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Film. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *