Och, jakże świat się mroźnie przypudrował, mrugając zalotnie czarną ziemi rzęsą.
Jakże żałośliwą nutą wieje wiatr.
Idę najczarniejszą nocą tuż obok trzeszczącego pod lodem strumyka.
Na dłonie spadają mi wzorzyste śniegu gwiazdy.
Ulotne piękno.
Umierające.
Liryczną śmiercią.
„Szeptacza” autorstwa Alexa Northa nabyłam w pakiecie z książką „W cieniu zła”, a że to zło zawsze, i w źle, i źle, choć fascynująco pobrzmiewa, to przeczytałam.
40-letni nauczyciel kreatywnego pisania Paul Adams przybywa do nędznej, opustoszałej, owianej złą sławą rodzinnej dzielnicy Gritten Wood po 25 latach nieobecności, ponieważ w hospicjum umiera jego mama Daphne. Dopiero tutaj okazuje się, że duchy przeszłości, które go prześladują, wciąż są żywe, bo obecne w innych, równie bestialskich jak Charliee Crabtree osobach. Charliee, który w okresie nastoletnim jego, Billy’ego oraz Jamesa wprowadził w elektryzujący, acz niebezpieczny świat snów, wpajając, że inkubacja, świadome śnienie i specjalne dzienniki pomogą im spotykać się w sennych obszarach, a złożenie krwawej ofiary „Panu Czerwone Ręce” pozwoli zostać tam na zawsze. Ofiarę złożyli z tego ostatniego, Billy wylądował w więzieniu, Paul wyjechał (uniewinniono go, bo już wcześniej wypisał się z tej niepokojącej zabawy, koncentrując na przyjaźni z pasjonującą miłośniczką książek Jenny Chambers), a Charliee dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Jednak legenda po nim tli się na forum „Nieznane i niewyjaśnione”, a użytkownik CR @CC666 podsyca ciekawość i namawia do złego. Złego, które się szerzy, bo od tego czasu ten potworny proceder został kilkukrotnie powtórzony, a na miejscu zbrodni mordercy odciskają krwawe dłonie. Ogrom krwawych dłoni. Które ktoś pozostawia również na drzwiach domu Paula i ucieka do zapuszczonego ogrodu, dalej zwanego „Cieniem” upiornego lasu, gdzie cisza, brak ludzi, twarde, suche i kolczaste rośliny, a ziemia wydziela kwaśny odór zbutwiałego drewna.
Aktualne śledztwo prowadzi uważna, ambitna, obdarzona doskonałą intuicją, znana z „Szeptacza” oficer Amanda Beck z Featherbank.
Czy uda jej się rozwikłać wszelkie sekrety i wykryć przestępców?
Tego dowiedzą się ci, którzy mają ochotę się dowiedzieć.
„W cieniu zła” liczy sobie 411 stron, które zostały podzielone na 44, ukazane z dwóch perspektyw rozdziały (Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA), dzięki czemu można sobie na spokojnie dawkować tę przerażającą historię. Przerażającą, gdyż sposób zbrodni przeraża. I motyw. Bo jest to dzieło szaleńca, które zyskuje tłumnych wyznawców oraz naśladowców. A na spokojnie, bo nie naprężającą do tego stopnia, żeby spędzała mi sen z powiek. Główny bohater doprawdy mdły. Młoda policjantka mocniej przykuwa uwagę. Z kolei „Pan Czerwone Ręce” taki trochę bajkowy, chociaż wiem, że świat zna gorszych; wolałam postać „Szeptacza”, choć jego szepczący potencjał nie został wykorzystany, mimo to za fabułę, odrealnione przestrzenie (co niestety również nie zostało wyżęte do ostatniej kropli), Dzienniki Snów, Czarny Bazar i atmosferę obrośniętego ponurym lasem osiedla ta książka przoduje. Retrospekcje intrygują bardziej niż teraźniejszość, ponieważ gęsto tam od tajemnic. Akcja raczej się rozwleka niż pędzi. Nagłe zwroty to finalne 100 stron; jedna rzecz zaskakuje totalnie, co rozsypuje misternie splatane teorie (i fajnie!), ale zakończenie zawodzi (ja wymyśliłam znacznie lepsze ;p). Nie do końca thriller. Nie do końca horror. Nie do końca kryminał. Opowieść z dreszczykiem, którą ostatecznie polecam na kilka zimowych wieczorów.
Rodzice zawsze pocieszają swoje dzieci, do czego się to jednak tak naprawdę sprowadza? Chodzi o nadzieję. Takie słowa to tylko pobożne życzenia. Zaklinanie rzeczywistości. Obietnica, którą trzeba złożyć i z całych sił wierzyć, że się spełni. Co innego nam pozostaje? Wszystko będzie dobrze. Tak, dużo o tym myślę. Każdy rodzic mówi to samo, ale często się myli.
Obowiązki zawodowe i związane z nimi nieprzyjemne sytuacje należy za wszelką cenę trzymać z dala od życia prywatnego.
Nastolatki nie zachowują się racjonalnie, a świat nie zawsze jest do nich przyjaźnie nastawiony.
Ludzie lubią tajemnice.
To, czego nie chcemy, nie zawsze jest tym samym, co należy zrobić.
Dobro i zło mogą zakiełkować wszędzie.
Jeżeli sami dojdziemy do jakichś wniosków, to jesteśmy skłonni uważać je za prawdziwe i bronimy ich z większym zaangażowaniem.
Ludzie od zawsze fascynują się tym, co nieznane i niewyjaśnione.
Zazwyczaj najbardziej oczywiste rozwiązania są tymi właściwymi.
Nie wszystko musi mieć głębsze znaczenie, czasami cygaro to po prostu cygaro.
W życiu zdarzają się takie chwile, kiedy wiemy, że to, co się właśnie dzieje ma ogromne znaczenie.
Najprawdopodobniej każdy człowiek pozostaje w jakiś sposób niespełniony, lecz chyba dopiero na starość ta przykra świadomość dociera do nas z całą intensywnością.