„Staczam się z przedziwną, systematyczną jednostajnością” – „Głód” autorstwa Knuta Hamsuna

Odkąd tylko przeczytałam pierwszy skandynawski kryminał, to wiedziałam, że ci właśnie autorzy będą moimi ulubionymi, bo ta surowość, oszczędność, melancholia, specyficzna emocjonalność, ta koncentracja na przyrodzie, ale tej budzącej grozę, ten chłód, ból, amok, okrucieństwo, mrok i do tego wnikanie w głębię Duszy oraz psychiki bohaterów – to wszystko wsiąka we mnie, rozsiada się i tkwi, tkwiło zakorzenione i rozgałęzia się żałośliwym urokiem.

Ostatnimi czasy poszłam o krok dalej i zaczęłam sięgać nie tylko po kryminały, ale też po inne pozycje z literatury nordyckiej – przeczytałam ich sporo, więc może wkrótce pokuszę się o stworzenie listy tych, które szczególnie mnie pochłonęły, dotknęły, jednak dziś słów parę o jednej z nich: o książce „Głód” autorstwa Knuta Hamsuna.

źródło: https://www.facebook.com/ankacygaaaanka/

Główny bohater (bezimienny) mieszka w XIX-wiecznej Christianii, w wilgotnym, zabiedzonym, pawie pustym, podnajętym pokoju na poddaszu u pani Gundersen, która za brak płacenia komornego nakazuje mu się wynieść. Mężczyzna przeżywa okres potwornego niedostatku, nie ma przy sobie nawet kilku öre, mimo uporczywego poszukiwania dowolnego zajęcia nikt nie chce go zatrudnić, a nędzne dochody pochodzą jedynie z pojedynczych artykułów napisanych do „Dziennika Porannego” i rzeczy zastawionych w lombardzie (od pamiętnego dnia w maju, kiedy zaczęły się moje utrapienia, czułem wzrastającą niemoc, tak że osłabłem niezdolny zdążać w zamierzonym kierunku. Do wnętrza mej duszy wcisnął się tłum szkodliwych stworzeń i wydrążył całą. Czyżby Bóg zamierzał zniweczyć mnie całkiem? (…) Obrał złą metodę, jeśli sądził, że mnie w ten sposób pociągnie ku sobie i uczyni lepszym. Patrząc w niebo przez łzy buntu, powtórzyłem to cicho, a dobitnie, by wiedział raz na zawsze), więc nie ma gdzie się podziać, a zawyżona moralność? pycha? zażenowanie? naiwność? dziwaczność? próba zachowania pozorów w społeczeństwie? a może w tym przypadku po prostu głupota? nie pozwalają mu na udanie się do przytułku czy poproszenie kogokolwiek o pomoc, w efekcie zmaga się z zimnem, bezdomnością, również wyobcowaniem, rozgoryczeniem, desperacją, bezradnością oraz samotnością, przy tym zżera go głód tak ogromny, tak bezlitosny, że cierpi nie tylko fizycznie (jest przeraźliwie wychudzony, ma zapadłe oczy, problemy ze snem, skurcze, drży, ledwo wlecze nogę za nogą, słania się, potyka, upada, jest na granicy omdlenia, wymiotuje, puchną mu nogi,  poci się, czuje duszności i łomot krwi w żyłach, pali go czoło, boli ciało, gryzie sobie palce, wbija paznokcie w dłonie, gryzie szaleńczo język, zawodzi, raz za razem przełyka ślinę, by choć trochę się nasycić, głód zżera kiszki, kąsa, kłuje i szczypie boleśnie do tego stopnia, że by się go pozbyć ssie kamienie albo żuje znaleziony na ulicy wiór), ale i psychicznie, jest skrajnie wycieńczony, co sprawia, że często zachowuje się irracjonalnie, nerwowo, chwiejnie, wręcz na granicy obłędu: nie potrafi się skoncentrować, ma omamy, derealizacje i depersonalizacje, jest jednocześnie gwałtowny i ospały, roztargniony, półprzytomny, strasznie słaby, ma wyostrzone zmysły albo nie czuje nic zupełnie, drwi z siebie i innych, złorzeczy Stwórcy, ale po chwili wierzy, że za pokorność czeka go nagroda, robi przeróżne szaleństwa (Szał mnie ponosił, tak że musiałem popełnić wszystko, co mi poddawał (…) Zatraciłem wszelką wolę i pozostałem pod władzą przedziwnych wpływów (…) Czułem, że głowa staje się pusta, coraz pustsza, lekko jeno spoczywając na ramionach. I wrażenie to, rosnąc dalej, przemieniło się w uczucie, że jestem cały wewnątrz wydrążony (…) Im dłużej trwał taki stan, czułem coraz to większą próżnię pod względem fizycznym i duchowym i skłonność do coraz to mniej honorowych uczynków), bo stroi durne miny, śledzi ludzi, pokrzykuje do nich, obraża, kaszle z wściekłością, macha bezmyślnie ramionami, obsypuje się ubliżającymi wyzwiskami, płacze nad własnym losem, spluwa, zadziera nosa, klnie, zmyśla, skacze po ulicy, bije się po kolanach, wpada w ekscytacje, ogarniają go osobliwe fantazje, odczuwa radość, gorycz, oszołomienie, złość, gniew, zapał, sprzeciw, krańcową bezczelność, zmieszanie, podniosłość, niepokój, powagę, strach, wstrząs, roztkliwienie, zapalczywość, pragnie pocieszenia bądź śmierci.

 

„Głód” to powieść krótka, bowiem liczy 215 stron (Wydawnictwo Zysk i S-ka), skoncentrowana na jednym bohaterze oraz wątku i napisana w postaci monologu (pojawiają się jakieś dialogi, ale są naprawdę skromne i nieczęste), wszakże jest tak poruszająca i dramatyczna, że dosłownie przeszywa na wskroś, osadza się ciężko i mrocznie, nie pozwalając o sobie zapomnieć.

Przepełniona filozoficznymi rozważaniami, wątpliwościami, skrajnymi zachowaniami oraz emocjami.

Przygnębiająca.

Posępna.

Brutalna i naturalistyczna.

Niekiedy ciut irytująca przez wzgląd na wydumanie szlachetną i nieodpowiedzialną postawę bohatera, bo już nawet nie chodzi o ślepotę i szorstkość napotkanych ludzi, ale o to, iż sam nie chciał poprosić o pomoc; ba! jeszcze udawał, że wszystko jest w porządku, wierząc, że ta wspaniałomyślność powróci albo bezzasadnie oddawał ostatnie pieniądze, odmawiał przyjęcia noclegu czy jałmużny, co raz można wytłumaczyć utratą logicznego myślenia i postępowania wynędzniałego organizmu, ale dwa to wydaje mi się, że bardziej świadczy nie o arogancji, a o potężnym zakłopotaniu artysty, może też sprzeciwie idealisty-wrażliwca oraz poczuciu wyobcowania i braku zaufania, że tę pomoc można jednak uzyskać.

Warto poświęcić chwilę, by się zagłębić.

 

Roztkliwiłem się i zapłakałem. Moja nędza nie miała końca.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Literatura, Literatura i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *