Skandynawskie książki, z którymi warto się zapoznać – lista numer 1

Coś w tym jest 😉

źródło: https://www.facebook.com/ankacygaaaanka/

A dzisiaj jak w tytule – kilka skandynawskich książek, które są naprawdę niesamowite.

 

1.”Dojrzewanie błazna”, Jonas Gardell, 231 stron (Jacek Santorski & CO. Agencja Wydawnicza).

Historia opowiedziana z perspektywy dorosłego bohatera, który wiedząc to, co już wie na temat kolegów, wrogów, rodzeństwa, nauczycieli i rodziców, ich słów oraz zachowań, wraca do zdarzeń z przeszłości, usiłując się z nimi rozliczyć, prawdopodobnie wybaczyć sobie oraz innym. Chodzi o to, by i zrozumieć i uzyskać rozgrzeszenie, bo bolesne strzępy i młodzieńcze strachy wrastają w człowieka tak mocno, że rzutują na dalsze życie. I Juha Lindström, popularny komik, którego dzieciństwo niby było normalne (pełna rodzina, bez patologii, dom na kredyt na ładnym, bezpiecznym i spokojnym osiedlu, na przedmieściach Sztokholmu, nauka w zwyczajnej szkole publicznej), ciągle się boi, że jest niewystarczający, że zostanie odrzucony, wyśmiany, że będzie ofiarą, że jest inny, że nie przynależy, a przecież on od zawsze tak bardzo pragnie przynależeć.

Juha nie wie, dlaczego zawsze che być w centrum, ale chce. Chce, żeby ludzie go zauważali, żeby o nim mówili, podziwiali go. Chce się czuć ważny (…) Występowanie to sposób bycia Juhy. Bycie zabawnym to jego sposób na znalezienie sobie przyjaciół, na niczym innym się nie zna (…) nie marzy, żeby być twardzielem. Wystarczy mu, że może być w pobliżu twardzieli. Jedyne, czego Juha chce, to być taki jak inni. Instynktownie naśladuje wszystko, co uważa za właściwie. Słowa, gesty, miny – jak kameleon dostosowuje się do otoczenia. Zgrywa się i małpuje innych (…) Juha to tylko dziecko. Nikt więcej. Dziecko, które robiło z siebie głupka, żeby być kochane.

Bo niestety ten emocjonalnie burzliwy, chaotyczny, obfitujący w lęki, kompleksy, smutki okres często jest przez starszych niedookreślony, pozostawiony sam sobie, pomijany, przez co dla osamotnionych, zakłopotanych dzieciaków staje się niesamowicie ciężki i ponury. Zbyt wiele jest ignorowane, zbyt wiele niewyjaśnione, a przecież ktoś tę rzeczywistość musi pomóc zrozumieć i uporządkować, odnaleźć się – niestety przepełnieni dorosłym życiem i dorosłymi sprawami, przytłoczeni problemami, nierzadko sfrustrowani i zmęczeni zapominają o swojej roli, zapominają, że jest ktoś, komu należy wytłumaczyć, kogo należy wysłuchać, doradzić.

Książka – spowiedź. Książka – rozrachunek. Książka – oczyszczenie.

Wnikliwa. Autentyczna. Poruszająca.

Przygnębiająca.

Brutalna.

I makabryczna.

 

Najlepsze w porankach jest to, że jest cicho.

Jesteśmy w centrum, kiedy jesteśmy najlepsi.

Nie ma nic trudniejszego niż pamięć.

Strach to uczucie, z którym żyje się samotnie.

Czasami trzeba zrobić coś, czego się obawiamy, inaczej nie jest się człowiekiem, tylko małym pyłkiem.

Humor to zaklinanie smutku. Kiedy żartuję na temat dzieciństwa, śmiejemy się z ulgą, ponieważ mimo wszystko przeżyliśmy. Dopóki się śmiejemy, jesteśmy niepokonani.

 

2.”Submarino”, Jonas T. Bengtsson, 378 stron (Wydawnictwo Czarne).

Tytułowe „Submatrino” to  metoda tortur, polegająca na przytrzymywaniu głowy człowieka pod wodą, dopóki ten nie zacznie tonąć – i o tym właśnie jest ta książka: o torturowaniu, ale przez życie.

Opowieść o dwóch braciach z kopenhaskiego półświatka, którzy, choćby nawet chcieli, to nie potrafią utrzymywać ze sobą kontaktu, bo tak bardzo sponiewierała ich przeszłość, tak się w niej utaplali, że nie wiedzą jak rozmawiać i jak się zachowywać, nie mogąc się z nią uporać (mieszkali w domu dziecka, skąd zabrała ich matka, która obiecała stworzyć normalny dom, ale niestety alkohol i przypadkowi mężczyźni zaprzepaścili ten plan): Nick niedawno wyszedł z więzienia, gdzie trafił za brutalne pobicie – początkowo zatrzymał się w schronisku dla mężczyzn, a potem, przy pomocy biura opieki społecznej, przeniósł się do socjalnego pensjonatu z czerwonej cegły, którym zarządza wyjątkowo niesympatyczna, umierająca Tove. Jego każdy dzień wygląda tak samo: żywi się szałarmą z grill-baru, pije dużo piwa ze sklepu dyskontowego ulokowanego przy stacji kolejowej, chodzi na pierwsze piętro starego budynku fabrycznego na siłownię Kamala, uprawia niezobowiązujący seks ze starszą Sofie, która szalenie tęskni za synkiem, bowiem sąd nadał jej zakaz zbliżania, co dzień mija tych samych ludzi, te same miejsca, utracił swoją największą miłość, czyli Anę, która była emigrantką i z tego powodu męczyły ją koszmary, teraz trochę opiekuje się jej bezdomnym bratem Ivanem – tak naprawdę nie wie, co ma ze sobą zrobić, nie ma żadnego celu. Nick ma dwóch braci – tego, którego imienia prawie nie używa, i tego, który imienia nigdy nie dostał, ponieważ zmarł i razem z tym żyjącym bratem czują się za jego śmierć odpowiedzialni. Ten żyjący, a raczej codziennie jest bliski śmierci. Bliski zrobienia błędnego kroku. Utraty równowagi jest narkomanem, samotnie wychowującym synka Martina, którego matka, po wtłoczeniu w siebie ogromnej dawki narkotyków, zginęła pod kołami samochodu. Mężczyzna kocha swojego syna i stara się nim opiekować najlepiej jak umie, jednak niestety nałóg często okazuje się silniejszy.

Literatura brudu, uzależnień, marginesu, niebytu.

Literatura upadku.

Smutku przerażającego.

Okrucieństwa i bezsensu.

Surowa i bezładna.

Ale mocno wciągająca, tyle że w ten mroczny sposób.

 

Nikt z nas nie jest niegroźny. Niektórzy po prostu nie mieli szansy na skrzywdzenie innych.

Niektóre rzeczy nie stają się lepsze od tego, że się o nich mówi. Niektóre rzeczy nie stają się lepsze.

Jedynie wariaci niczego nie owijają w bawełnę.

 

Na podstawie tej książki powstał film „Sumbarino”, w reżyserii Thomasa Vinterberga.

 

3. „Ptaki”, Tarjei Vesaas, 189 stron (Wydawnictwo Poznańskie).

Za świerkowym lasem, lśniącym jeziorem, w małej, bagnistej dolinie, z płynącym pośrodku strumykiem, w ubogiej chacie posklejanej z leciwych, drewnianych bali, wydzielających silny, rozleniwiający zapach, mieszka bardzo samotne rodzeństwo: 37-letni Mattis i jego ciut starsza siostra Hege. Mężczyzna jest przez okolicznych określany „pomyleńcem” – dziwny miał wzrok: zawsze bezradny, nieśmiały jak wzrok ptaka – ale to w istocie osobnik, którego obecnie by zdefiniowano jako wysoko wrażliwego, który kompletnie nie potrafi dostosować się do ogólnie przyjętych norm, funkcjonować w społeczeństwie, ponieważ w jego głowie kłębi się taki natłok rozterek i myśli, że uniemożliwiają mu one nie tylko umiejętne wysłowienie (słowa mają dla niego wartość szczególną: smakuje ich, przeżuwa, są ponętne i urzekające, przenikają go na wskroś, a jednocześnie bywają niebezpieczne, ostre, które jednak mile łechtają w język, więc potajemnie ich używa; on odczuwa słowa prawie że fizycznie, widzi je, aczkolwiek realnie nie jest w stanie uformować niewypowiedzianego, bo to udaje mu się jedynie we śnie), ale też podjęcie jakiegokolwiek zajęcia: analizuje każdy ruch, szmer, gest, słowo, dostrzega znaki w przyrodzie, na której piękno jest absolutnie przeczulony, bo świat odbiera sensualnie, gubi się w rzeczywistości pełnej fałszu, stereotypów, gierek i pozorów, jego przebogata Dusza i niespokojny umysł potrzebują harmonii i schronienia, co zapewnia mu zaradna, pracowita i odpowiedzialna Hege, która zarabia, robiąc na drutach swetry. Kobieta jest rozgoryczona monotonią i odosobnieniem, ale z drugiej strony potwornie kocha brata i wie, że rozumie go tylko ona.  Kluczowymi wydarzeniami dla Mattisa jest przelot ciągu słonek nad ich domostwem, co odbiera jako wróżbę nadchodzących zmian: jedną z naczelnych jest pojawienie drwala Jørgena, u boku którego siostra zaczyna odczuwać szczęście, z kolei dla niego mężczyzna stanowi zagrożenie, bowiem Mattis jest zrozpaczony, że została zaburzona harmonia ich dotychczasowego życia, jednocześnie zatrwożony, że zostanie sam, potem przeprawienie z Inger i Anną łódką przez rozległą taflę wodną na oczach ludzi „którzy zwrócą uwagę”, podjęcie pracy przewoźnika, pisanie listów ptasimi znakami, śmierć ptaka oraz wyjście z kryjówki w trakcie burzy.

Nastrojowa.

Liryczna.

Namalowana słowem.

Niezwykle delikatna, ale bardzo emocjonalna.

 

Jeżeli człowieka coś dręczy, najgorszą rzeczą jest położyć się i nie móc zasnąć.

Bać? A czy jest coś takiego, czego nie trzeba się bać?

Gdyby człowiek mógł zgłębić od razu wszystko, nie byłoby trudności.

Dorosły człowiek musi myśleć o innych.

Świat pełen jest przemocy, która ze wszystkich stron czyha na człowieka i przytłacza go.

Czy to nie dziwne, że człowiek zaczyna być mądry dopiero poniewczasie?

 

Na podstawie tej książki powstał film „Żywot Mateusza”, w reżyserii Witolda Leszczyńskiego.

 

4. „Utonęła”, Therese Bohman, 172 strony (Wydawnictwo Pauza).

Upalne szwedzkie lato. Studiującej historię sztuki Marinie nie układa się w związku z Peterem, więc w celu odetchnięcia przybywa ze Sztokholmu do swojej starszej siostry Stelli, która po gwałtownej zmianie swojego życia (nagle porzuciła Erika dla dużo starszego Gabriela, wyprowadziła się do jego rodowej willi i podjęła pracę w tamtejszym Zarządzie Zieleni Miejskiej) zamieszkała w jednej z malowniczych wiosek Skanii, w pięknym drewnianym domu z oszkloną werandą, przerobionym z  zagrody, otoczonym polami obsianymi zbożem i ogrodem pełnym starych drzew owocowych, a w oddali z widocznym warzywnikiem z rabatami kwiatów, ziół oraz rzędami jarzyn, wewnątrz którego można ujrzeć płócienne serwety, porcelanowe dzbany wypełnione łubinem, jastrunem i koniczyną, gustowne filiżanki, haftowane narzuty, mleczne lampy, parapety z marmuru, biały parkiet, adapter, biblioteczki uginające się pod ciężarem książek. Do tego  obrazka idealnie pasuje zawsze elegancka, zarazem surowa i delikatna, pachnąca luksusowymi, orzeźwiającymi perfumami, pragmatyczna Stella oraz Gabriel: zdecydowany, uśmiechnięty, pisarz, świetny kucharz, niesamowity gawędziarz, fascynat szeroko pojętej sztuki i muzyki słuchanej z płyt winylowych – no istna sielanka, a jednak uprzejma, stonowana Stella jest jakby… nieobecna, lekko poddenerwowana, nawet coś napomyka ściszonym, poufnym tonem, że kiedyś myślała, że w uprzednim związku wiało nudą, ale było przynajmniej stabilnie i bezpiecznie, ale teraz… odchrząkuje i przywołuje na twarz uśmiech.

Duszna, gęsta, zastraszająca atmosfera.

Klaustrofobiczna przestrzeń.

Cienka granica między wolnością a samotnością.

Trochę thriller, a trochę dramat psychologiczny.

Tajemniczy i budzący grozę.

Akcja niespiesznie potęgująca napięcie.

Zatrważająca gra.

O przemocy, skomplikowanych relacjach, odarciu z ułudy, o osamotnieniu, zdradzie i rysach na perfekcyjnym wizerunku.

Bardzo zmysłowa i bardzo życiowa.

 

Nieprzyjemnie jest wiedzieć zbyt dużo o innych.

Tajemnica daje kredy zaufania, a takie kredyty są ważne, mocno wiążą z sobą ludzi.

 

5. „Nie, po prostu nie”, Nina Nykke, 318 stron (Wydawnictwo MUZA).

Ingrid i Jan dobiegają 50-tki. Spędzili ze sobą połowę życia, razem z dorosłymi, bardzo wygodnickimi synami (Martin i Jonas traktują matkę jak służącą do tego stopnia, że odplamia ich brudne majtki i podstawia gotowe jedzenie pod nos) mieszkają w Oslo, w brzozowym domu z niebieskimi futrynami, na tym samym podwórku co jego rodzice. Po tych wszystkich wspólnie spędzonych latach zatracili zdolność wymiany słów oraz myśli – ogarnęły ich bezwład i rezygnacja. Kobieta ma za sobą trudną przeszłość (gdy miała 3 lata matka popełniła samobójstwo, a gdy miała 5 ojciec zapił się na śmierć), więc od zawsze nękają ją uporczywe myśli o tym, że mogła zapobiec jakiejś katastrofie – puściły w niej korzenie oporne na działania rozsądku i logiki – ale dotąd całkiem dobrze sobie radziła, jednak ostatnio czuła się tak, jakby straciła coś, co wcześniej pomagało jej przeżyć kolejne dni, jakąś substancję, coś, co nadawało codziennym obowiązkom znaczenie, czego nie zauważyła do chwili, kiedy zaczęło tego brakować (…) Niepokoiło ją, że nie ma siły rozmawiać z ludźmi.  I jeszcze ten jej głód prostoty, potrzeba kończenia, zamykania spraw (…) Jest tak, jakby coś zniknęło, jakaś okoliczność łagodząca, firanka lub zasłona, którą ktoś odsunął i pokazał świat taki, jaki jest i był od zawsze (…) Kreowała sobie jakąś kukłę i pchała przed sobą, pozwalając, by to ona zajmowała się światem i wszystkim tym, co czyhało w nim na nią samą. Nie było to zbyt trudne. Tyle lat egzystowała, mówiła i zachowywała się w określony sposób, że jej ciało mogło działać już bez użycia woli. Z pozoru wszystko było jak dawniej, ale mimo że mówiła i robiła to, co mówiła i robiła od zawsze, jej rolę odgrywała postać, którą pchała przed sobą, a nie ona sama (…) Nic w jej życiu nie wiązało się z jakimś »chceniem«, lecz mimo to robiła wszystko, czego od niej wymagano, bo konsekwencje zaniechania byłyby zbyt nieprzyjemne (…) Miała nadzieję, że z wiekiem przyjdzie oświecenie i zrozumienie, lecz zamiast tego przypełzły niepokój i bezsenność oraz ten nowy wstręt do wszystkich i wszystkiego, potrzeba kulenia się, siedzenia w bezruchu, rozmowy na tematy neutralne. Nie wolno było marnować energii, należało uważać, o czym się czyta w gazetach albo o czym się myśli, bo wszelkie podniecenie szybko zmieniało charakter z łagodnego na złośliwy. Z czegoś, czym kiedyś potrafiła się odurzać – teraz to dostrzegała – stało się czymś, co ją tylko rozbijało i męczyło. Wszystko ją męczyło. To nowe zmęczenie było nieznośnie dokuczliwe (…) Tak oto Ingrid opanowała sztukę ukrywania się przed światem w pełnym świetle dnia. Nikt na to nie zareagował, nikt nawet nie dostrzegł, że dzieje się coś niepokojącego.

W przeciwieństwie do przykrej i nieurozmaiconej rzeczywistości żony ta Jana nabiera rozpędu: awansuje na naczelnika wydziału w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów – ma wrażenie, jakby tchnięto w niego nowe siły, emanuje pewnością siebie, a chęć do smakowania szaleństw i nowości daje mu takiego kopa, że aż z tego rozpędu wdaje się w romans ze swoją podwładną, 34-letnią Hanne, która akurat znajduje się w takim momencie swojego życia, że usilnie pragnie założyć rodzinę. Hanne to zupełne przeciwieństwo poukładanej Ingrid: seksowna, temperamentna, narwana, nielogiczna, chwiejna, awanturnicza, odznaczająca kpiną oraz dzikim buntem i to chyba ta porywczość sprawia, że w ogóle się na tę miłostkę decyduje (ewentualnie na jego atrakcyjności zaważył fakt, że jest to osobnik zajęty, z ustabilizowanym życiem), bo dotąd potrafiła zerwać z partnerem tylko dlatego, że miał krzywe nogi, zbyt wysoki głos albo nadużywał słowa „dosyć”.

Jan opuszcza Ingrid (w zasadzie to proponuje jej dowcipniś, że pobędzie chwilę z Hanne, a jak mu się nie spodoba, to wróci na stare śmieci) i odtąd jego życie staje się pełne  kryjówek i kłamstw, do tego stopnia, że często sam przestaje się w nim orientować.

Dotkliwa literatura.

O mechaniczności życia powszedniego, marazmie, o skrywanych emocjach, frustracjach i zaprzepaszczonych marzeniach, o bezmyślności, kłamstwie, niezrozumieniu, winie i karze.

Gorzka to powieść, ale ze specyficznym humorem.

Ukazana z perspektywy każdego bohatera z osoba, co daje możliwość indywidualnego wglądu w ich myśli i uczucia.

 

Jako rodzic nie możesz uczynić swoich dzieci lepszymi, »niż i tak by się stały«, spokojnie możesz natomiast kompletnie je popsuć.

Ludzie są bardzo do siebie podobni, a jednocześnie zupełnie różni, jak pędzone wiatrem samotne płatki śniegu, każdy w swoim wszechświecie.

Bycie sobą, ze swoimi unikatowymi odciskami palców, swoją historią rodzinną, oznacza wielką samotność.

Człowiek z wiekiem nabiera umiejętności wglądu w samego siebie, a im głębiej się w siebie zagląda, tym bardziej odechciewa się rozmawiać z ludźmi i cokolwiek robić.

Może to właśnie dlatego starzy ludzie wydają się nieobecni myślami – bo tak naprawdę chcą tylko ciszy i spokoju, by móc się zapaść w swój wewnętrzny świat, którego, co pojęli po wielu latach rozterek, nie są w stanie dzielić z nikim innym.

Trzeba być przygotowanym na najgorsze.

Tak czy inaczej wszystko to tylko powtórzenia, dublem jest każdy kolejny dzień, życie to jeden wielki replay, wszystkie doby są identyczne, rok za rokiem, do ostatniego oddechu towarzyszą nam rytuały i powtórki.

Branie odpowiedzialności za siebie to projekt, który nigdy się nie kończy, on trwa całe życie. Tu nie chodzi ani o jakiś stały zbiór zasad, ani o obiektywnie rozumianą moralność.

Tęsknimy do konieczności trzymania się mocno, do jakiegoś zdarzenia, które przełamałoby monotonię i nauczyło nas tę monotonię bardziej doceniać, tęsknimy za czymś, co sprawi, »że się weźmiemy, kurwa, w garść«.

Czemu człowiek nie może w większym stopniu o sobie decydować, dlaczego rzucany jest tu czy tam, czemu nie można podjąć decyzji, a potem zmusić się do wprowadzenia jej w życie, dlaczego robiło się wszystkie te niewłaściwe rzeczy, których nie chciało się robić, i czemu robienie ich tak dobrze smakuje, dlaczego nie istnieje jakiś guzik, który wystarczyłoby nacisnąć, czemu życie musi być taką walką?

 

Poza powyższymi serdecznie polecam również te, o których już kiedyś napomknęłam na blogu, czyli:

6. „Głód”, Knut Hamsun, 215 stron (Wydawnictwo Zysk i S-ka)

7. „Song nauczycielki”, Vigdis Hjorth, 252 strony (Wydawnictwo Literackie)

8. „Spadek”, Vigdis Hjorth, 365 strony (Wydawnictwo Literackie)

9. „Blizna”, Auður Ava Ólafsdóttir, 213 strony (Wydawnictwo Poznańskie)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Literatura, Literatura i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *