O swojej miłości do zamków pisałam już choćby przy odwiedzeniu tego w Pszczynie, więc żeby to ponownie kochanką prastarych wnętrz zostać, oddając się próżnym marzeniom o ich posiadaniu, wybraliśmy się w ostatnią niedzielę do Muzeum Miejskiego w Żywcu. Kawa w dłoń,
w Antyradiu akurat „Ezoteryczny Poznań” Pidżamy Porno, co zrobisz, trochę za melodyjne, za wesołe, ale mimo wszystko fajne z tymi dziwnymi gościami, pod latarniami, z dziurawymi sumieniami:
(źródło: https://www.youtube.com/watch?v=SmFf_UEA0vo)
Zaokienny pejzaż naznaczony deszczem błyskawicznie przelatuje przed oczami, jak życie. Czas płynie nieubłaganie, że nawet dobrze nie zdążyliśmy się wkręcić w dyskusję, a tutaj wita nas Żywiec, ze swoim klimatycznym rynkiem i planowanym zamkiem, który to prawdopodobnie został wzniesiony przez ród Skrzyńskich herbu Łabędź, potem przejęty przez Kazimierza Jagiellończyka, ten zaś nadał go Piotrowi Komorowskiemu. Niestety hulaszczy tryb życia ostatniego członka rodu, Mikołaja, doprowadził do bankructwa, stąd został odsprzedany żonie Zygmunta III Wazy – Konstancji Habsburżance. Po niej objął go kanclerz wielki koronny Jan Wielkopolski, ale ponieważ zapanowała gospodarcza stagnacja majątek zaczął podupadać, więc ponownie wystawiono go na sprzedaż – tym razem nabył go arcyksiążę Karol Ludwig Habsburg i tak rozpoczęło się ich panowanie; a że byli dobrymi przedsiębiorcami oraz gospodarzami, to również ostatnimi właścicielami, bowiem później zaczął już pełnić rolę zespołu zamkowo-parkowego, trudniącego się działalnością kulturalną, oświatową i wystawienniczą, a w 2005 roku ostatecznie stał się siedzibą Muzeum Miejskiego w Żywcu. Przez te wszystkie lata budynek przeszedł wiele poważnych zmian w wyglądzie: od pojedynczej gotyckiej wieży mieszkalnej i drewnianych zabudowań, poprzez obronną fortecę, rezydencję o charakterze pałacowym, gdzie odznaczył się i styl barokowy i neorenesansowy, i neoklasycystyczny, a poza Starym Zamkiem zaistniał również ten Nowy. Z kolei otoczenie ewoluowało od stawu rybnego, ogródka warzywnego, studni, ponoć nawet ogrodu zimowego z egzotycznymi roślinami, przez styl włoski z rozmaitymi krzewami, kwiatami, drzewostanami, kanałami wodnymi, basenem z okrągłą fontanną, altaną wzniesioną na kształt Domku Chińskiego, aż do angielskiego na czele z widokowymi polanami, całą masą pnączy, aleją lipową, pergolami, rozarium, gazonami, uregulowaną młynówką oraz garbatymi mostkami.
Tym właśnie oto parkiem (nota bene z powierzchnią około 26ha, stąd drugim co do wielkości w Polsce; pierwszy jest ten w Łańcucie), kamiennymi ścieżkami, otoczeni mnogością drzew (najstarszy jest 360letni dąb szypułkowy), w ciszy przerywanej kaczo-łabędzimi krzykami, stanęliśmy przed zamkniętą bramką Parku Miniatur, gromadzącą 23 miniatury budowli wzniesionych przez wszystkich właścicieli, strzeliliśmy więc kilka zdjęć i podążyliśmy w kierunku Muzeum Zamkowego, gdzie skromnie usytuowana na ławeczce, przywitała nas wylana z brązu postać Alicji Habsburg, obok której, trochę onieśmieleni rozpowszechnioną wszem i wobec dobrocią serca, przysiedliśmy, by po chwili udać się do kasy, zakupić bilety, wybić pamiątkowe monety, przejść przez cudowny arkadowy renesansowy dzieciniec, po drodze dowiadując się, że tak wychwalana Kawiarnia Rycerska jest zarezerwowana, w celu obejrzenia stałych wystaw, wśród nich:
Historia i tradycja miasta: dokumenty rękopiśmienne dotyczące dziejów miasta i jego ikonografia, bogata kolekcja pamiątek cechowych (pieczęcie, obesłania, lady, księgi), rekonstrukcje wnętrz (w tym pracownia malarza Jana Kazimierza Olpińskiego), zabytkowe meble, skrzynie, kopie kostiumów z renesansu i baroku, unikatowe stroje mieszczańskie oraz spora kolekcja zdjęć członków Żywieckiej Linii Dynastii Habsbursko-Lotaryńskiej.
Sztuka Sakralna: a tu najcenniejsze zbiory pochodzące z żywieckich kościołów, jak choćby obrazy temperowe, drewniane rzeźby, barokowe relikwiarze, sprzęt i szaty liturgiczne.
Rzeźby i medale Stanisława Sikory: artysty-rzeźbiarza i medaliera urodzonego w Stryszawie koło Suchej Beskidzkiej, będącego twórcą licznych pomników, rzeźb, medali oraz tablic pamiątkowych.
Archeologia: wykopaliska z dwóch głównych ekspozycji, mianowicie góry Grojec, ujawniające obecność kultury łużyckiej i puchowskiej oraz z rejonu Starego Zamku, są tu także pozostałości huty szkła, fragmenty naczyń, kafli, topory kamienne czy siekiera krzemienna.
Kultura ludowa Żywiecczyzny (ekspozycja etnograficzna usytuowana w Wozowni): zwyczajowe wyposażenie i zdobnictwo izby góralskiej, tradycyjna i współczesna sztuka ludowa (malarstwo na szkle, rzeźba w drewnie i kamieniu, zdobnictwo bibułkowe), stroje przebierańców noworocznych (tzw. jukaców i dziadów), rekwizyty kolędnicze, świąteczny strój tutejszych górali, instrumenty ludowe, drewniane zabawki oraz rzemiosło.
Ptaki i Ssaki (ulokowane w Dawnej Stajni): ogrom wypchanych zwierząt (czego osobiście nie znoszę) – otoczonych fotografiami beskidzkiej roślinności – na przykład: orzeł, sokół, jastrząb, sęp, bocian, kawka, gawron, ryś, żbik, jeż, sarna, bóbr, niedźwiedź. Co więcej są tutaj kości i ciosy mamuta oraz czarny powóz z końca XIX wieku.
Sala Tortur, a w niej:
- kocioł do gotowania – kara przewidziana dla przestępców oskarżonych o najcięższe zbrodnie (fałszowanie monet, zamach na dostojnika bądź samego króla). Skazanego gotowano żywcem w wodzie, oleju lub roztopionym ołowiu.
- „konfesjonał” (zwany też „tronem dziewic” albo „fotelem inkwizytorskim”) – to specjalnie skonstruowany fotel naszpikowany drewnianymi lub metalowymi kolcami, dodatkowo wyposażony w unieruchamiającą obręcz. Dla uzyskania pożądanego efektu sadzano na nim nago i poddawano innym torturom: szarpanie kleszczami, przypalanie czy chłosta.
- „łoże sprawiedliwości” – ława z kołowrotem służąca do wyciągania jednej pary kończyn, w czasie gdy ta druga była przytwierdzona do owej konstrukcji.
- „hiszpańskie buty” – wykonane z metalu lub drewna, składające z elementów śrubowanych na stopach, ewentualnie goleniach. Często wewnątrz nabijane kolcami bądź guzami. Aby wzmocnić efekt wbijano młotem pomiędzy nogę a ześrubowane elementy „butów” kliny. Ich zakładanie i zdzieranie było wielokrotnie powtarzane.
- kozioł czarownic – pierwowzorem tego narzędzia były piramidy z zaostrzonym szpicem i pale stosowane na terenie Niemiec w procesach o czary. Posądzony był sadzany okrakiem na zaostrzonej krawędzi, ręce miał związane z tyłu, a nogi obciążone kamiennymi ciężarami.
- obręcz pręgierzowa – stanowiła – podobnie jak kuny czy kajdany – narzędzie do ograniczania wolności. Ustawiano ją w ruchliwym punkcie miasta, co stanowiło dodatkowy, społeczny wymiar kary. Osądzony zmuszony był stać przypięty za szyję obręczą do pręgierza przez określoną ilość czasu.
- kuny (kajdany, pęty, dybki) – zakładano je na ręce, czasem też nogi i szyję, by pozbawić kogoś wolności za drobne przewinienie. Nierzadko posiadały kolce, a w celu utrudnienia przemieszczania obciążano je kulami żelaznymi, kamiennymi lub przytwierdzano do ścian. Istniało wiele odmian, na przykład hiszpańskie szelki czy rogatka.
- dyby – to dwie duże belki drewna z otworami na głowę, ręce oraz nogi przeznaczone do unieruchomienia w pozycji stojącej.
- piła – skazany powieszony był na prędze szubienicy głową w dół, by w czasie wykonywania wyroku spływająca krew podtrzymywała jego świadomość.
- łamanie kołem – to kara śmierci najczęściej stosowana w Żywcu. Winowajcę prowadzono na rynek, gdzie na przygotowanym podwyższeniu „theatrum” zdzierano z jego ciała pasy skóry, potem udawano się na górę Grojec, przywiązywano do metalowych pierścieni z szeroko rozpostartymi kończynami, po czym kat miażdżył poszczególne części ciężką, kanciastą maczugą zwaną kołem. Na sam koniec ustawiano je pionowo, a ludność pastwiła się nad ofiarą, wydłubując jej oczy lub wyrywając nogi i ręce.
- wypruwanie jelit – jedna z najokrutniejszych tortur, będąca podsumowaniem całego procesu karnego. Najczęściej stosowana wśród żeglarzy, z racji ograniczonej przestrzeni na statku. Skazanemu robiono niewielkie nacięcie na brzuchu, wywleczony koniec jelita przybijano do masztu, następnie przypiekając gorącym żelazem, pędzono go wokół masztu.
Stosowanie tortur, ogłaszanie wyroków i wykonywanie kary śmierci osobom skazanym, prowadzonym na miejsce egzekucji w „śmiertelnych koszulach”, należało do obowiązków kata określanego „mistrzem świętej sprawiedliwości”. By móc zostać tym, który ma pod sobą uczniów i nosi strój w kolorze czerwonym, trzeba było przejść kolejne stopnie nauki i praktyki tego fachu w specjalnej szkole. Edukacja rozpoczynała się od funkcji oprawcy (hycla lub rakarza), który wieszał, wypalał, ćwiartował, obcinał ręce, nogi oraz uszy, pełnił także funkcje sanitarne związane z łapaniem, zabijaniem i usuwaniem ciał chorych zwierząt.
Kiedy udało nam się obejrzeć wszystko powyższe, uświadomiliśmy sobie, iż jest tak późno, że Mini ZOO z koniami, owcami, kozami, pawiami, osiołkami jest już zamknięte, stąd wstąpiliśmy do niesamowicie przytulnej Kawiarni Wiedeńskiej DeKaffee, gdzie uraczyliśmy się aromatyczną herbatą: Afrykańska królowa (papaja, płatki bławatka, ananas) oraz Rozgrzewająca (kawałki jabłka, goździki, cynamon, kolendra i różowy pieprz). Przepysznie rozgrzani wyszliśmy na zewnątrz, minęliśmy ozdobną, kutą z żelaza studnię, spojrzeliśmy w przestrzeń zalaną granatowym atramentem, przyprószoną mroźnymi gwiazdkami śniegu.
Wracaliśmy powoli, naprawdę powoli, otoczeni przymglonym światłem parkowych latarni, zatrzymując w sercach i umysłach magiczną atmosferę tego miejsca.