OSOBY DRAMATU:
Mały Człowiek
Wielki Świat
Los
Bóg i Wszyscy Święci
AKT I i ostatni
Scena 1
Mały Człowiek, Wielki Świat
W Wielkim Świecie, pośród wzburzonych ciemnogranatowych mórz, piaszczystych lądów, skalistych gór, bogatej zwierzyny, roślinności, dzikiego ptactwa i niekreślonych zjawisk wszelakich, na podmurszałym pieńku siedzi Mały Człowiek, nerwowo kołysząc nogą. I jak na swoją nieskrywaną małość minę ma bardzo rozgniewaną; o czym świadczą mocno zaciśnięte usta oraz przechodząca przez środek czoła widocznie tętniąca strutą krwią własnych myśli żyła. Wtem, zimnym plaskaczem porywistego wiatru, zostaje z tego rozgniewania otrzeźwiony. Wstaje, niby to nieporuszony, jedną ręką wygładzając powstałe na spodniach zmarszczenie, drugą ocierając toczącą z pyska pianę, w odpowiedzi na co otrzymuje kolejnego kuksańca; tym razem pod prawe żebro. Opieszale patrzy przed siebie, potem na prawo, na lewo, do tyłu, w górę, w dół i stwierdziwszy, że nie ma za świadka zupełnie nikogo, zdziera maskę udawanej nonszalancji, wydobywając z siebie piskliwie histeryczny wrzask, okraszony budzącym pragnieniem zemsty.
Mały Człowiek
Cenniejsza duma niż własne życie.
Tchórzem wyłącznie kto uderza skrycie.
Nie jestem zlęknion, choć jużem leciw:
pokaż się Zjawo! Wyjdź mi na przeciw!
Wielki Świat
Dumę ty miałeś przed rozgniewaniem.
Ciut niepowodzeń – stajesz się draniem.
Kręcąc w dystrykcie żądań i złości
nie pojmiesz nigdy ludzkiej miałkości.
Dopóki…
Mały Człowiek
Dopóki co? Dopóki Śmierć mnie z życiem nie rozdzieli!
Kiedy wie Bóg łaskaw i święci anieli!
Ach! Przybyłeś prawić mi morały
przybrawszy postać ukrytej zakały!
Scena 2
Wielki Świat, Mały Człowiek (milczy)
Niespodzianie dzień zamienia się z nocą miejscami. Gwiazdy i planety niebezpiecznie przybliżają się do pękającej pod nogami ziemi. W oddali wybucha wulkan, wypełniając powstałe szczeliny gęstym, rozżarzonym ulepkiem lawy. Gwałtowny deszcz tworzy nowe oceany, a niewzruszony śnieg zasypuje go, dając życie potężnym lodowcom. Mały Człowiek twardo stoi w centrum rozszalałych żywiołów i lekceważąco pogwizdując trzyma ręce w kieszeniach, ale gdy tuż obok wypastowanego mokasyna ślad wypala rozświetlona błyskawica, a drapieżny jastrząb złowróżbnie skrzeczy, tocząc koła nad jego głową, kurczy się jak zahukane pisklę i nie panując nad galaretowatym dygotem ciała głośno zawodzi, mieszając łzy przerażenia ze szczenięcym skamlaniem o zmiłowanie, na co reakcją jest szyderczy chichot.
Wielki Świat
Obrazu mego się domagałeś;
wartko skuliłeś, gdy otrzymałeś.
Nie wygrasz nigdy z potęgą Świata,
bo noszę miano Mocarza-Kata!
Scena 3
Mały Człowiek i Wielki Świat (milczą), Los
Mały Człowiek zawstydzony własną miałkością nie odzywa się nic, jednak skrycie, w swej podłej człeczej naturze, poprzysięga bestialski odwet na Wielkim Świecie, który upokorzył go niespodzianą wszechmocą. Wie, że nie tylko może zniszczyć świat na wiele sposobów, ale też zyskać z tej dewastacji coś dla siebie, karmiąc nienasyconą pazerność i nie mający końca egoizm. Teraz woli więc trzymać język za zębami, ale po uknuciu niecnego planu z równie podłymi jak on, uderzy ze zdwojoną siłą. Na jego twarz wstępuje nawet lekko kąśliwy uśmiech uzupełniony interesownym błyskiem w oku, co upodabnia go do nikczemnego węża, który w Raju narobił tyle zamieszania. Raptem do tych niemych intryg i bezsensownie nierównej dyskusji włącza się trzeci głos, niemniej niż pozostali wypudrowany ułudnym poczuciem pychy o swojej tęgości, zamieniając ten dramat w farsę ze sporymi pokładami osobniczej tragiczności.
Los
Człowiek i Świat nędznym głosem
żaden z nich nie wygra z Losem.
Zbędne kłótnie, zbędne złości
kiedy trzeba przychylności.
W moich rękach wszak korona:
Świat ucichnie – Człowiek skona.
***
Tadam! Kurtyna opada.
A na boku…
Bóg i Wszyscy Święci
Milkną trwożnie Wszyscy Święci,
bo Bóg smutnie głową kręci.
Życie cicho podpatruje,
pod powieką łza Go kłuje.
Idealnym Świat zbudował,
Losem wdzięcznie pokierował,
a choć prosi – wie i czuje:
CZŁOWIEK JESZCZE ROZCZARUJE.
(autor: ja)