Sklepy, ludzie, billboardy, radio, ulotki, reklamy telewizyjne, gazetki uporczywie wciskane do skrzynek na listy NIEZAPRZECZALNIE ŻYJĄ ŚWIĘTAMI. „Wonderful Dream” [Holidays are coming (Melanie Thornton)] znana z reklamy Coca Coli, „Last Christmas” (Wham!), która rozbrzmiewa dosłownie na każdym kroku, „All I Want for Christmas” (Mariah Carey), „Driving Home for Christmas” (Chris Rea), „Merry Christmas Everyone” (Shakin’ Stevens), „Rocking Around the Christmas Tree” [Brenda Lee (utwór wiązany przede wszystkim z filmem”Kevin sam w domu”), no i tak popularne „Let it snow” (Frank Sinatra, Dean Martin – chyba z nimi kojarzy się szczególnie) towarzyszą kierowcom, przechodniom, klientom, pracownikom, dzieciom, młodzieży, dorosłym i starszym osobom – wszystkim. Półki uginają się od nadmiaru spożywczych rozmaitości, pachną jabłka, wdzięczą się pomarańcze, wstążki, kartki, papiery w mikołaje, ozdobne torebki, przypominają o tym, że już należy pakować prezenty, ale by spakować trzeba je najpierw kupić. Łańcuchy kuszą swą błyszczącą sypkością, bombki brokatem, gwiazdy i szpice kształtem, lampki kolorem, konceptem – choinka musi być piękna! Najpiękniejsza!
Święta, które rozpoczyna wieczór wigilijny (24 grudnia), a kończy dzień Trzech Króli (6 stycznia) zwano kiedyś Godami, Godnymi, Godnimi Świętam, Świętymi Wieczorami lub Koladką. Ich bogata obrzędowość wchłonęła wiele przedchrześcijańskich rytuałów, obyczajów, wierzeń, a nawet zabiegów magicznych. Wszystkie prace należało zakończyć przed zapłonięciem pierwszej gwiazdki, a woda w źródłach i potokach miała na chwilę zamienić się w wino, miód, złoto (już to widzę w obecnej rzeczywistości – ludzie zamiast spędzać czas z bliskimi, pędziliby z pojemnikami, worami, misami, skrzyniami, butlami, by nabrać ile jest się w stanie;p), ale był haczyk – mogły tego dokonać wyłącznie osoby niewinne oraz szczęśliwe (zależy jak kto rozumie szczęście i co kogo raduje, bo znam takich, którzy cieszą się zdrowiem i pełną rodziną, ale też takich, co płaczą, że w danym miesiącu zarobili 7 a nie 15 tysięcy). Najbardziej oczekiwanymi gośćmi były dusze zmarłych, w związku z tym nie usadawiano się na stołku bez uprzedniego dmuchnięcia, gdyż ona mogła tam już siedzieć. Nie wolno było też pluć, kłócić się ani wylewać brudnej wody. Kolacja miała być spożywana w milczeniu, bez wykonywania gwałtownych ruchów. Gospodarz rozpoczynał dzień wigilijny od wyprawy do lasu po zielone gałęzie lub drzewko. Wyprawa ta nosiła znamiona kradzieży obrzędowej, która miała przynieść „złodziejowi” szczęście i powodzenie. Choinka stanowi symbol życia, płodności i radości, ale też istnieją przypuszczenia, iż wywodzi się ona z adwentowego obyczaju ustawiania ozdobionego drzewka, zwanego rajem, w przedsionkach kościołów – miało ono symbolizować rajskie drzewo życia, z którego został wykonany krzyż Chrystusa. Z kolei pamiątkę narodzin Chrystusa, w stajence betlejemskiej, zasiadano do wieczerzy wigilijnej, na ławach zasłanych słomą. Snopy słomy umieszczano w kątach izby, a gospodarz, wnosząc je do wnętrza składał życzenia: na zdrowie, na szczęście, na urodzaj, na dobrobyt. Siano podkładano również pod biały obrus, a na nakryty stół sypano ziarna zbóż. Na środku stołu układano opłatek, którym następnie się dzielono (ten zwyczaj ma prawdopodobnie rodowód szlachecki i być może rozpowszechnił się już w XVII wieku – miał chronić ludzi od nieszczęść oraz zapewnić wszelką pomyślność). Do kolacji wigilijnej zasiadała parzysta liczba biesiadników (wierzono, że nieparzysta liczba oznacza śmierć jednego z obecnych), z kolei liczba potraw była nieparzysta. Uczestnikom uczty nie było wolno wstawać od stołu przed zakończeniem wieczerzy ani odkładać łyżki, a jeżeli ktoś musiał przerwać jedzenie, to trzymał łyżkę w zębach. Jeśli chodzi o mnie, to bardzo chętnie bym porozmawiała ze swoimi zwierzakami, ale chyba nie jest mi dane, mimo wszystko radzimy sobie, mamy własny język, którego nikt poza nami nie rozszyfruje, nigdy;)
I tak sobie kontynuujemy te zwyczaje, bezwiednie, bo tak trzeba, ale czy choć przez chwilę zastanowimy się dlaczego? Myślę,że to popularne „święta, święta i po świętach” jest niesamowicie trafne i to z dwojakiego „punktu rozumienia”; po pierwsze – mijają błyskawicznie, po drugie – są traktowane powierzchownie, bo od pozostałych dni różnią się właśnie tą kreowaną przez aniołki i renifery lamówką – to się podoba, więc się praktykuje. A święta powinny mieć magię mocy – nakłaniać do refleksji, które faktycznie zmieniają.
Wędruję miastem, leciutko unosząc się ponad tą świąteczną aurą, którą niewątpliwie lubię (przyjemne piosenki, migoczące światełka, tysiące zapachów oraz drobiazgów, odpoczynek), ale… to wyłącznie otoczka – jak makijaż, ubranie – uatrakcyjnia, jednak istota leży gdzieś głębiej i właśnie tam powinno się zaglądać. Boże Narodzenie to upamiętnienie narodzin Jezusa Chrystusa i myślę, że wypadałoby wtedy pomyśleć nad takimi zasadniczymi kwestiami, które ujmę ogólnym pojęciem: CZŁOWIECZEŃSTWO. Być człowiekiem, co to właściwie znaczy? A raczej co znaczy teraz, a co tak naprawdę znaczyć powinno? Jaki jestem? Jaki mógłbym być? Co w sobie zmienić? Jak tutaj funkcjonować, by nie krzywdzić i nie pozwolić na własną krzywdę? Czy szanuję siebie? A czy darzę szacunkiem drugiego człowieka? Czy jestem w stanie pomóc zawsze i wszędzie? Czy w ogóle tego chcę? Jak się zachowywać w określonych sytuacjach? Co mówić i do kogo? Kochać czy nienawidzić? Mścić się czy darować? Przejąć się czy zlekceważyć? Jak postępować? Jakim być, by pozostać sobą? Lepszą wersją siebie.
A ja idę i patrzę, że te światełka na Placu Biegańskiego, które widzę już świadomie od 20 lat (nagminnie te białe gwiazdy zawieszone na drzewach, rosnących przed Kościołem św. Jakuba, błękitne i żółte lampki na choinkach ustawionych na środku II alei) – takie ważne, te pierogi z grzybami, ta kandyzowana skórka – też ważne i ten biedny karp w zrywce, wydający z siebie ostatnie tchnienie (za to powinni zamykać w więzieniu, bo to zwyczajne morderstwo, ze szczególnym okrucieństwem, istoty żyjącej). I my dzielimy się opłatkiem, a tak naprawdę jesteśmy względem siebie albo obojętni, albo mamy listę zadanych krzywd w kieszeni, i drugą, na której są krzywdy, jakie jeszcze zadamy, ale… to już po świętach.
Ofelia ma w poważaniu tę całą otoczkę i pomyka ochoczo w świątecznym kożuszku, ślicznie taliowanym, na spacerki, ze szczerą radością i wdzięcznością w psim sercu;)
Dzisiaj zajęłam się pieczeniem bożonarodzeniowych pierniczków, bowiem potrzebują one trochę czasu, by zmięknąć (taki mają urok, że pod wpływem miodu, po upieczeniu, robią się twarde i trzeba poczekać kilka tygodni, by nie połamać na nich zębów;p). W tym celu należy, po upieczeniu, zamknąć je w szczelnym pojemniku z kawałkami jabłka, pamiętając o tym, by je wymieniać, żeby nie zgniły (dzięki wchłanianiu wilgoci z owoców pierniczki miękną).
Pierniczki mają korzenny smak, ale nie nadmiernie, bardziej króluje tu różana marmolada oraz czekoladowa glazura lub lukier.
I mam nadzieję, że zachwycą one podniebienia moich bliskich, bo w tym pieczeniu właśnie to jest najważniejsze;)
Przepis na bożonarodzeniowe pierniczki z różaną marmoladą (potroiłam porcje i wyszło 70 sztuk – sporej wielkości) (Przepis pochodzi z bloga kotlet.tv)
Składniki na pierniczki:
- 2,5 szklanki mąki pszennej
- 1/2 szklanki cukru pudru
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 1 łyżka przyprawy do piernika
- 1 łyżka gorzkiego kakao
- 1 jajko
- 1/2 szklanki płynnego miodu
- 1 łyżka masła
- 6 łyżek wody
Składniki na lukier:
- 1 szklanka cukru pudru
- 2 łyżki wody
Składniki na czekoladową glazurę (Przepis pochodzi z Moich Wypieków od Pani Doroty. Ilość składników trochę zmodyfikowałam, bo glazura była zbyt gęsta)
- 42 g. mlecznej czekolady
- 3 i 1/4 szklanki cukru pudru
- 2,5 łyżki gorzkiego kakao
- 3 łyżeczki miodu
- 2/5 szklanki wody
- 1,5 łyżeczki aromatu waniliowego
Dodatkowo:
- marmolada o smaku róży
Sposób przygotowania:
Pierniczki:
Ze wszystkich składników zagnieść ciasto. Następnie należy odrywać po fragmencie i wałkować, lekko podsypując mąką (ciasto się klei). Z ciasta wykrawać kółeczka, na każde kółeczko, na środku, kłaść pół łyżeczki różanej konfitury, po czym przykryć kolejnym wykrojonym kawałkiem ciasta, do którego trzeba przyłożyć mniejszą od koła foremkę, po czym wykroić pierniczek. Boki pierniczków delikatnie docisnąć w celu sklejenia.
Piec ok. 15-20 minut, w temperaturze 180°C.
Czekoladowa glazura:
Czekoladę roztopić w kąpieli wodnej (czekoladę wrzucić do plastikowej miski i ustawić nad garnkiem, w którym gotuje się woda). Miód, wodę i aromat waniliowy doprowadzić do wrzenia, połączyć z płynną czekoladą, po czym wlać wszystko do mieszanki, powstałej z przesianego cukru pudru oraz gorzkiego kakao.
*Glazura jest lśniąca i dosyć szybko gęstnieje, w związku z tym miskę, w której się znajdowała, na czas maczania w niej pierniczków, trzymałam nad parą.