Jakiś czas temu wybrałam się do Galerii Jurajskiej (generalnie nie lubię takich miejsc; jest tłoczno, hałaśliwie, na półkach przewidywalnie, więc przeważnie udaję się tam w celu zakupienia prezentów. Jedyne, co mi się podoba, to wachlarz kaw oraz księgarnie), gdzie wstąpiłam do EMPIKU. Wśród kuszących ilością książek upolowałam „Ciernistą różę” autorstwa niemieckiej pisarki Charlotte Link. Dwa lata temu, w Dedalusie (skład tanich książek – mieści się w II alei, za Biblioteką Publiczną), kupiłam książkę „Obserwator” i wywarła na mnie bardzo dobre wrażenie, ale… studia, egzaminy, prace zaliczeniowe, literatura, która niekoniecznie leżała w obrębie moich czytelniczych zainteresowań, magisterka były „ponad”, w efekcie do twórczości Pani Link wróciłam dopiero teraz. Dosłownie przed chwilą doczytałam ostatnią stronę powieści, nie zawiodła mnie, więc postanowiłam rzec o niej słów kilka.
Książka rozpoczyna się od spotkania Beatrice Shaye (z domu Stewart) z przyjaciółką Mae Wyatt (są w jedym wieku – 71 lat), przy lampce sherry i sałatce z awokado oraz pomarańcza, w restauracji Le Nautique, w St. Peter Port. Wzmianka kelnera o kradzieży jachtu „Heaven can wait” („Niebo może poczekać”) jest impulsem do zatopienia się we wspomnieniach, niezbyt przyjemnych. Bowiem kobiety mają za sobą ciężki okres, jakim była niemiecka okupacja [one zamieszkują wioskę Le Variouf (tutaj charakterystyczne wydaje się być to, że domy są zbudowane z brązowawego granitu), na wysepce Guernsey, umieszczoną na kanale La Manche]. Kiedy Niemcy zaczęli zajmować Wyspy Normandzkie, mieszkańcy, w większości, emigrowali do Londynu. I rodzice Beatrice – Deborah i Andrew (zajmował się uprawą róż) – również postanowili się tam udać (do ciotki Natalie – siostra Deborah). Niestety, w ogólnym rozgardiaszu, ścisku, 9-letnia Beatrice (Bee) puściła rękę mamy, w konsekwencji pozostała sama na wyspie. W otoczeniu samolotów, czym prędzej wróciła do domu, skuliła się w kącie, gdzie odnalazł ją oficer SS Erich Feldmann (systemowy fanatyk, uzależniony od leków psychotropowych, agresywny, o zmiennych nastrojach; od depresji po rozwścieczenie) z towarzyszem Wilhelmem (Will), do których dołączyła także żona Helene (młodsza od Ericha o prawie 20 lat, piękna, sprawiająca wrażenie niezaradnej, zagubionej, płaczliwej, domagającej się opieki, ciągłej uwagi) – małżeństwo postanawia zamieszkać w tym domu i zaopiekować się dziewczynką. Beatrice ma bardzo silny charakter, błyskawicznie uczy się języka niemieckiego, dzielnie odnajduje się w nowej rzeczywistości, a jej wsparciem są rodzice Mae (Edith oraz Thomas – lekarz). Do uprawy ogrodu zostają zatrudnieni Francuscy zakładnicy – Julien i Pierre, którzy w istocie nie mają pojęcia o pielęgnacji kwiatów. W pierwszym z nich Beatrice, jako 13-letnia panienka, zakochuje się bez pamięci. Wspólnie spędzają czas, czytając „Dzwonnika z Notre Dame” Wiktora Hugo, na strychu u Państwa Wattów, (ukrywał się tam przed Erichem – korzystając z zamieszania, powstałego w wyniku omdlenia osłabionej z niedożywienia Beatrcie, uciekł), gdzie rozpoczyna się ich burzliwy romans (zostaje przerwany z chwilą, gdy po zakończeniu wojny Julien wyprowadził się z wyspy, chcąc zapomnieć o przeżytej traumie, wylądował w Paryżu, został dziennikarzem politycznym, miał żonę Suzanne, modelkę, a po rozwodzie z nią jeszcze dwie inne – jednak kobieta nigdy o nim nie zapomniała). Gdy Niemcy zaczęli przegrywać z Rosją, Erich co raz wpadał w szał, w jednym z takich ataków chciał zastrzelić Pierra, jednak ten okazał się szybszy – oficer konał na kolanach Helene, która nie pozwoliła udzielić mu pomocy, pragnąc wreszcie się od niego wyzwolić. Po jego śmierci została z Beatrice, ale tamta nie potrafiła znieść jej obecności, więc wyjechała do Londynu; tam ukończyła romanistykę i anglistykę, dorabiała, ucząc bogatych ludzi języka francuskiego i właśnie na jednym z przyjęć, u Pani Chandler (którą edukowała), poznała Fredericka Shaye’a (był biologiem, wykładał w Cambridge), z którym wzięła ślub. Od tej pory pracowała w bibliotece, w Trinity College. Jej życie trochę się ustabilizowało, postanowiła sprzedać swój dom rodzinny (niestety rodzice zginęli w trakcie wojny), i gdy pojechała zrealizować swój plan, spotkała Juliena, wdała się z nim w romans, zaszła w ciążę, urodziła Alana (prawnik, uzależniony od alkoholu, nieszczęśliwie zakochany w 20-letniej Mai, słynącej z lekkiego prowadzenia – była wnuczką Mae – na końcu powieści postanowiła się ustabilizować, więc poszła na staż do hotelu Chalet), jej małżeństwo się rozpadło. O tej zdradzie Frederick został poinformowany przez Helene, która, nie mogąc sobie poradzić z przytłaczającą samotnością, w ten sposób chciała ściągnąć na wyspę Beatrice, co oczywiście jej się udało – jak praktycznie wszystko, bo tak naprawdę była bardzo przebiegłą kobietą, biorącą ludzi na litość, kłamiącą, że ma niewielką emeryturę, a dysponowała ogromnym majątkiem, podstępem zagarniętym przez Ericha od francuskich Żydów (obiecał pomóc im w ucieczce, w zamian za złoto i kosztowności, ale i tak wydał ich straży wybrzeża, która ich rozstrzelała). Te pieniądze, w dużej mierze, oddawała zaprzyjaźnionemu 38-letniemu Kevinowi Hammondowi (homoseksualista, świetny kucharz, hodował róże), który przez swojego partnera, młodego Francuza, zetknął się z kryminalistami, trudniącymi się kradzieżą jachtów i dał się namówić na zakup pustych szklarni w zatoce Perelle, gdzie je przemalowywano, a potem sprzedawano we Francji, jednak gdy szło im źle, to szantażowali go, by dawał im pieniądze. Kiedyś, w trakcie kolacji, które często organizował dla Helene (uwielbiała je, czuła się wtedy zalotnie, łykała ułudę chwil szarmancji, których nie zaznała w młodości – ubierała falbaniaste suknie, które tak bardzo drażniły Beatrice, gdyż uważała, że nie pasują do wieku 81-letniej staruszki), wtargnęli do niego do domu – owe groźby usłyszała Helene, zamówiła taksówkę i uciekła, jednak przestępcy zorientowali się, że był tu ktoś jeszcze, dopadli ją i poderżnęli gardło (uczynił to Gèrard, z którym kiedyś romansowała Maja), na polnej drodze, nad Zatoką Petit Bôt. Z tą mafią był również związany Julien, ale jemu pomogła uciec Beatrice, bo gdy po latach znowu się spotkali i siedzieli w kafejce Sea View, zadzwoniła do niej Karin Palmer (słuchaczka całej opowieści Beatrice, nauczycielka, pochodzi z Berlina, a na Guernsey przyjeżdża dwa razy do roku, by z dala od niemieckiego urzędu podatkowego podejmować pieniądze, lokowane tu przez jej męża Michaela, z którym postanowiła się rozwieść; nie rozumiał jej problemów, gnębił ją psychicznie, stale dołował, dodatkowo miał romans, a ona jako wrażliwa kobieta, nie radząca sobie z codziennymi sytuacjami, nadmiernie wspomagała się tabletkami uspokajającymi. Z Beatrice poznała się dzięki Alanowi, który spotkał ją przy swoim samochodzie, gdy w ataku paniki opierała się o maskę – pomógł znaleźć jej kwaterę, właśnie u swojej matki. Później Karin korespondowała ze starszą kobietą, po czym postanowiła wyjechać do niej na dłużej, by przemyśleć swoje osobiste sprawy) i poprosiła o przetrzymanie go (Alan domyślił się, że Kevin jest w jakiś sposób związany ze śmiercią Helene, ale gdy dotarli do szklarni, Alan został wzięty za zakładnika, przyjechała policja, zaczęto do niego strzelać, jednak Kevin zasłonił go własnym ciałem – zginął). Po śmierci Helene, Beatrice zrozumiała, że w jakiś sposób ta kobieta była jej bliska, mimo, że miała do niej potworny żal o przeszłość, nadto irytowała ją na każdym kroku (ubiorem, tonacją, mimozowatością, wcinaniem się); poczuła, że brakuje jej osoby słabej, w zderzeniu z którą mogła udowadniać samej sobie, jak bardzo jest silna. Z kolei Alan, który nie dowiedział się o tym, że Julien był jego prawdziwym ojcem, ostatecznie zerwał z Mają i zaprosił Karin Palmer do siebie, do Londynu.
„Ciernista róża” (wydana za pośrednictwem Wydawnictwa Sonia Draga) ma 594 strony, druk jest dość drobny, co trochę męczy oczy, ale mimo to czyta się ją naprawdę dobrze – zapewne dlatego, że fabuła jest ciekawa (realistyczna, poruszająca wiele kwestii, trochę straszna, trochę wzruszająca, momentami śmieszna). Podoba mi się też to, że po pierwsze: akcja toczy się w dwóch obszarach czasowych – okres wojny, teraźniejszość – i jest to bardzo umiejętnie poprzeplatane, bez chaosu, co daje sposobność poznania historii, wydarzeń, które ukształtowały bohaterów, tworząc ich takimi, jakimi są obecnie, z kolei po drugie: jest tu dużo psychologi, przemyśleń postaci, szczegółów z ich życia codziennego. Na pochwałę zasługuje również okładka, ale nie tylko ta, lecz każda, którą szczycą się książki Charlotte Link (intrygujące, owiane lekką tajemnicą, grozą ilustracje, jakby ruchome poprzez odpowiednie cieniowanie).
Charlotte Link zarzuca się, że pisze niecałkowite kryminały, lecz bardziej powieści obyczajowe, z szalenie przewidywalną akcją, opartą na jednym schemacie, że wstęp bywa intrygujący a potem to napięcie opada, bo dłuży się akcja, wkrada się nuda, że kreuje denerwujące osobowości, że brakuje uzasadnień, co do motywów ich postępowania, w końcu, że jest „pisarką nierówną”; jedne książki są fajne, drugie tandetne, jednak to jest naturalne, że kryminały opierają się na jakimś szkielecie, a jak bohaterowie wkurzają, to znaczy, że nie są obojętni, bo wywołali konkretną emocję, choćby negatywną.
Nie ma takiego, który by wszystkim dogodził, który idealnie wstrzeli się w gusta, gdyż są ich miliony. Dlatego też są książki, które mogą się podobać, z kolei inne mniej lub wcale, i to nie jest nic dziwnego. Każdy autor ma swój indywidualny styl pisania, własne przemyślenia, słownictwo, zapatrywania na konkretne zagadnienia, więc to zawsze będzie obecne w jego twórczości.
Mi „Ciernista róża” podobała się bardzo, wobec tego polecam poświęcenie kilku wieczorów na poznanie historii Beatrice Shaye, których Karin Palmer z pewnością poświęciła znacznie więcej;)