Noc czarna jak przepaść niezmierzona.
Lekko chłodna.
Bezgwiezdna.
Milcząca.
Białym woalem mgły przysłonięta.
Odgarniam tę bezszelestną gęstwinę, by wedrzeć się do jej środka.
Niezauważona.
Drżę z ekscytacji i niepewności.
Czuję złowróżbną moc mroku.
Jestem tu.
To, co za mną, zatarte.
Przede mną nie widać nic.
Kiedy w 2017 roku do kin wszedł film „Dziewczyna we mgle” i każdy mijany plakat starał się mnie zaczepić – ja przesuwałam się bezwiednie, lekceważąc wszystko, co wokół, bo nie interesowało mnie nic zupełnie.
Bezczucie.
Ale plakat utkwił w moim umyśle.
I gdy jakiś czas temu znalazłam się w księgarni, to zabrałam ze sobą książkę autorstwa Donato Carrisiego (który zresztą również wyreżyserował film), na podstawie której powstał ten film.
Przeczytałam i żałuję, że na tym filmie nie byłam, ale są w życiu chwile, że… po prostu nie chce się nic.
Jednak ja i tak zawsze w pierwszej kolejności czytam, a dopiero potem oglądam, a upewniwszy się, że warto, mogę rzec, iż seans przede mną.
23 grudnia, o godzinie 17.00, w niedużym alpejskim miasteczku Avechot, w którym gospodarka i turystyka zaczęły upadać wraz z rozpoczęciem wydobywania fluorytu, 16-letnia Anna Lou Kastner wychodzi z domu do kościoła na spotkanie bractwa i… nigdy do niego nie dociera. Rodzice (przesadnie religijna matka Maria oraz bardziej dystansujący do tego ojciec Bruno) od samego początku mają złe przeczucie, bo choć w szesnastym roku życia buntowniczy postępek czy jakiś kaprys to coś normalnego, to ruda, piegowata, splatająca kolorowe bransoletki, lubiąca koty i trochę zbyt dziecinna jak na swój wiek nastolatka należy do osób spokojnych i odpowiedzialnych, a przynajmniej na tyle, że nie wywinęłaby rodzicom i 7-letnim braciom numeru w postaci przed wigilijnej ucieczki.
Matka początkowo chce wierzyć, że jest to coś w rodzaju egzaminu, który ma potwierdzić siłę ich wiary, bo kiedy doświadcza się strachu z powodu jakiegoś niedopatrzenia, włącza się instynkt obronny, także za cenę zaprzeczenia oczywistej prawdzie, aczkolwiek akurat w tym przypadku sytuacja jest na tyle dziwna (mimo że mieścina jest mała i wszyscy się znają, to nikt nic nie widział, ani nie słyszał – Anna Lou jakby rozpłynęła się w powietrzu, a raczej we mgle; chociaż z drugiej strony trzeba mieć świadomość, iż ukryci wśród gór ludzie uważali, że są chronieni przed podłością świata. Nie byli przygotowani do życia w stanie niepewności. Również obecnie żywili przekonanie, że zło przybywa z zewnątrz. Ale w głębi serc mieli podejrzenie, że zawsze istniało wśród nich, ukryte w milczeniu, chronione), że do sprawy zostaje zaangażowany agent specjalny Vogel, czyli śledczy przesadnie elegancki, próżny, zajmujący głośnymi, bestialskimi przestępstwami, na których odciśnięte jest silne piętno emocjonalne, cechujący zawyżoną pewnością siebie i znakomitą intuicją, która niestety w ostatniej sprawie dotyczącej Obcinacza Palców trochę zawiodła (ale czy na pewno?), zatem obecne dochodzenie może pomóc mu w odbudowaniu reputacji i odzyskaniu sławy, bowiem mężczyzna wprost uwielbia błyszczeć w świetle reflektorów, a w swojej pracy nie tyle posiłkuje się dowodami, co właśnie medialnym rozgłosem. Voglowi towarzyszy zapatrzony w niego młody funkcjonariusz Borghi, sceptycznie nastawiona do metod i wysuwanych wniosków prokurator Mayer oraz łakoma na sensacje dziennikarka Stella Honer, która sumiennie udowadnia, że dawniej telewizja ograniczała się do przedstawiania rzeczywistości, obecnie za jej sprawą toczył się proces odwrotny. Sprawiała, że rzeczywistość stawała się namacalna i pełna treści. Tworzyła ją.
W trakcie poszukiwań najlepsza koleżanka Priscilla zwraca uwagę na skrytego, mającego skłonności do agresji, nieszczęśliwie zakochanego w Annie Mattię, który nakręcał ją swoją kamerą – chłopak z kolei pokazuje, że na filmach w pobliżu Anny nagminnie pojawia się biała terenówka, należąca do nowo przybyłego w te strony nauczyciela literatury – Lorisa Martiniego; sęk w tym, że on ani nie uczył, ani nawet nie znał zaginionej dziewczyny. Czy może więc być zabójcą?
A może jest nim nigdy niezłapany „Człowiek z Mgły”?; napomyka o nim agentowi zapomniana już dziennikarka Beatrice Leman, która 30 lat temu poświęciła się poszukiwaniom przestępcy, który obsesyjnie mordował rudowłose nastolatki.
Jakie zaś tajemnice zawiera prawdziwy pamiętnik Anny, który Beatrice przekazuje Voglowi?
Co oznacza litera „O” na przedramieniu nastolatki?
A co jest na przesłanej śledczemu przez przestępcę kasecie?
I jak się ma do tego wszystkiego kot w rudo-brązowe pręgi oraz preparujący wyłącznie ryby z gatunku Oncorhynchus mykiss psychiatra Flores?
No i najważniejsze: czyją krew ma na garniturze agent specjalny Vogel i kto jest mordercą?
Odpowiedzi znajdą ci, którzy przeczytają, bo „Dziewczyna we mgle” to 349 stron absolutnego napięcia (choć ja w pewnym momencie zaczęłam się domyślać), thriller i kryminał równocześnie z doskonale poprowadzoną fabułą, obfitującą w wiele gwałtownych zwrotów akcji i nie mniej doskonałymi kreacjami bohaterów. Ciekawe dialogi. Zaskakujący finał (moje domysły się potwierdziły, ale naprawdę może zaskoczyć). Brak chaosu i brak absurdów (w sensie, że wszystko jest logicznie napisane, bo to, że książka ukazuje masę absurdów to zupełnie inna kwestia).
Niejednoznaczność.
Pełne grozy żądze.
Ludzka hipokryzja.
Manipulacja.
Kąśliwość.
Ryzykowna gra.
Zafałszowane, niszczycielskie media, ale… jednoczesne pragnienie bycia w ich reflektorach.
A wszystko w atmosferze skostniałej, odgrodzonej od świata mieściny, niezdrowego podejścia do religii i do pieniędzy.
Intrygująca pozycja, która aż kipi od sekretów.
Pozycja, w której przelewa się zło.
Bardzo wciągająca.
Polecam.
Ceną, jaką trzeba zapłacić za możliwość kontynuowania własnego życia, jest obojętność.
Nie ma nic gorszego od prezentu nietrafiającego do rąk osoby, dla której jest przeznaczony. Szczęście, jakie w sobie kryje, rozkłada się i gnije powoli, zakażając wszystko wkoło.
Każdy dba o własny ogródek.
Ludzie nie robią zdjęć w dniach, które wydają im się niedobre. A nawet, gdyby je robili, z pewnością nie odkładaliby ich na pamiątkę.
Są dwa różne czasy , w których robi się to, co się ma do zrobienia. Teraz i potem.
Opinia publiczna to okrutna bestia. A do tego wiecznie zgłodniała.
Trudno jest wskazać palcem kogoś innego, kiedy człowiek myśli, że to sam Bóg chciał go ukarać za jego grzechy.
Prawdziwym motorem każdej opowieści jest zło (…) to złoczyńca decyduje o tym, że akcja staje się interesująca.
Cierpienie innych ludzi wytwarza dziwną woń, silną i ostrą, ale także przyciągającą.
Nigdy nie trzeba wierzyć pozorom.
Świat jest pełen potwornych bestii. Bestii, których nikt o nic nie podejrzewa.
Ludzie nie szukają sprawiedliwości, chcą tylko dopaść winnego. Żeby dać własnemu strachowi jakieś imię, żeby się poczuć bezpiecznie. I żyć dalej, łudząc się, że wszystko idzie dobrze, że zawsze można znaleźć jakieś wyjście.
Jak dziwnie robi się zawsze wtedy, gdy nasze życie się zatrzymuje, a życie innych toczy się dalej.
Czasami otrzymuje się ciosy, ale bardziej się liczy to, że się je oddaje.
Sprawiedliwości nikomu się nie narzuca (…) Sprawiedliwość nie istnieje.
Odizolowanie wyostrza zmysły.