Antykryminał i literacki kicz niekonwencjonalną bronią na zbanalizowaną współczesność – rzecz o „Dwóch głowach i jednej nodze” Joanny Chmielewskiej

Jakiś czas temu zostałam NAKŁONIONA do sięgnięcia po którąś z ZASUGEROWANYCH książek Joanny Chmielewskiej – wzięłam tę, która w danej chwili była dostępna w bibliotece, a więc „Dwie głowy i jedna noga”. Przeczytałam, odłożyłam, bulwersując się, że w ogóle musiałam ją przeczytać, poświęcając swój cenny czas, skrytykowałam; najpierw w duchu, potem na głos do koleżanki, a dopiero później zastanowiłam nad tym o co tak naprawdę w niej chodzi i o co chodzić by mogło, jeśli spojrzałabym znacznie głębiej niżeli na sam przebieg „z pozoru” bezsensownej i kiczowatej  fabuły, wróciłam więc do niej ponownie i stwierdziłam, że właśnie tutaj ten kicz pełni naczelną rolę, z głębokim przesłaniem.

okladka-600

ródło ilustracji: http://www.literatura.gildia.pl/tworcy/joanna_chmielewska/dwie-glowy-i-jedna-noga)

Joanna Chmielewska określana jest doprawdy kongenialnie – Królowa polskiego kryminału – to miano nosi w sobie elementy i dostojeństwa, i potęgi (w istocie nie wszyscy mogą być powieściopisarskimi  królami, na to trzeba sobie zasłużyć). Bowiem nie każda wyobraźnia literacka odzwierciedla się w swobodnym potoku dowcipnych słów, nakreślających historie, w których bohaterowie nierzadko zostają uwikłani w ekscentryczne perypetie. Zapewne ta ogromna dawka humoru oraz ta emocjonalna lekkość  przekazu przyczyniły się do tego, że jej utwory od lat są namiętnie czytane przez rozmaite grupy wiekowe; choć wśród nich niewątpliwie dominuje płeć żeńska. Ta damska przewaga wynika zapewne z faktu, iż jak to w wywiadzie dla „Super expressu” oznajmiła polska aktorka teatralna, filmowa i telewizyjna Krystyna Sienkiewicz: Chmielewska zawodem i płcią była kobietą – prowadziła narrację pierwszoosobową, z perspektywy mniej lub bardziej typowej niewiasty – w zależności od obszaru  prezentowanego problemu.  Co więcej, dzieła autorki „Romansu wszechczasów” są bardzo poczytne, w związku z tym wpisują się w obszar literatury popularnej, a jeśli już literatury popularnej, to dla każdego – bez wyjątku.

Aczkolwiek zamierzenia komercyjne i propagandowe, dostosowujące towar do potrzeb rynku mogą być postrzegane dwuznacznie, w zależności od tego, czy po książkę sięga „prosty czytelnik”, czy „odbiorca elitarny”;  jako bezrefleksyjne źródło satysfakcji z dostrzeżenia znanych z codziennej egzystencji sytuacji, uproszczonych wzorów i ideałów lub jako ogromną autonomię przekazu, która pod płaszczykiem schematu oraz banału skrywa treści wartościowe bądź prześmiewcze – intelektualna prowokacja odtajniająca kulturowe mechanizmy (by poszerzyć wiedzę na ten temat proponuję lekturę następujących pozycji: 1. Zob. Aleksandra Okopień-Sławińska, „Słowo wstępne”, [w:] „Formy literatury popularnej”, pod red. Tejże, Wrocław 1973 oraz 2. Zob. Magdalena Miszczak, „Lektura »przez kicz« – pułapka czy szansa?”, [w:] „Kicz, tandeta, jarmarczność w kulturze masowej XX wieku”, pod red. Lucyny Rożek, Częstochowa 2000).

I właśnie na przenikaniu tych kontrastowych odczytań polega fenomen książki Joanny Chmielewskiej zatytułowanej „Dwie głowy i jedna noga”, która została wydana w 1996 roku.

Oto alter ego pisarki, po przeszło dwudziestu latach, jedzie do Paryża, na spotkanie, ze swoją młodzieńczą miłością – Grzegorzem. Podczas  podróży samochodem jest świadkiem wypadku pod Łodzią, gdzie postanawia udzielić pomocy czołgającej się po ulicy kobiecie (podkłada jej pod głowę złożony w kostkę nienadmuchany materac) – Wystrasz Helenie, która ostrzega ją przed nadchodzącym niebezpieczeństwem, po czym nakazuje natychmiastową ucieczkę. U kresu drogi, w Zgorzelcu, w trakcie stania w przygranicznym korku, odczytuje fragment listu od owej kobiety, który postanawia dokończyć już po dotarciu na miejsce. Za niemiecką granicą, w celu ustrzeżenia się przed zgubieniem, chowa go do torby, znajdującej się w bagażniku, wtedy też dostrzega w niej coś jeszcze – reklamówkę z GŁOWĄ Wystrasz Heleny.  Jej reakcja jest nietypowa, bo poza przerażeniem pojawia się histeryczny śmiech poprzeplatany łzami i kuriozalnymi dźwiękami. W efekcie, zamiast udać się na najbliższy komisariat policji, jedzie do umówionego hotelu, by rozważyć tę kwestię z dawnym-obecnym ukochanym, z którym bez udziału władz pragnie rozwikłać dziwaczną zagadkę kryminalną.

Jednak, co zaskakujące, Joanna Chmielewska w „Dwóch głowach i jednej nodze” w pewnym stopniu zaburzyła strukturę powieści kryminalnej, którą Roger Caillois w eseju „Odpowiedzialność i styl” scharakteryzował jako: film wyświetlany od końca do początku, bowiem chodzi tu o odwrócenie upływu czasu i zaprezentowanie chronologii – fabuła zostaje odtworzona a nie uprzednio opowiedziana (Zob. Roger Caillois, „Powieść kryminalna”, przeł. Jan Błoński; „O powieści kryminalnej”, [w:] Tegoż, „Odpowiedzialność i styl. Esej”, wybór  Maciej Żurowski, Warszawa 1967).

Dziewiętnastowieczny kryminał był gatunkiem głęboko skonwencjonalizowanym – fabuła stanowi coś w rodzaju jednowątkowego  i linearnego schematu szablonowych wydarzeń. Ponadto, jak to się dzieje w przypadku wszystkich gatunków popularnych, jest uformowany przez oczekiwania odbiorców, którzy spodziewają się, że podczas czytania wyłapią komplet dobrze im znanych chwytów. Niestety takie pisarstwo nie pozwalało autorowi na rozwinięcie jego twórczych możliwości (Zob. Umberto Eco, „Łzy Czarnego Korsarza”, [w:] Tegoż, „Superman w literaturze masowej: powieść popularna – między retoryką a ideologią”, przeł. Joanna Ugniewska, Warszawa 1992).

W „Dwóch głowach i jednej nodze” podstawowa struktura utworu kryminalnego, z elementami sensacyjnymi, nie została pozbawiona linearno-powrotnej akcji (ujawnianie wydarzeń nie według ich rzeczywistej chronologii, ale według porządku, w jakich zaszły w przeszłości) ani wymodelowanego schematu detektywistycznej dedukcji – gdyż bohaterowie starają się logicznie połączyć zamierzchłe epizody, przeglądając starą dokumentację i fotografie oraz prowadząc prywatne śledztwo wedle ustalonych przez siebie reguł. Nadto przestępca faktycznie istnieje, posiada motywację popełnionej zbrodni i w końcu zostaje zdemaskowany. Jednak sama fabuła nie ma szkieletu konwencjonalnej powieści kryminalnej, jako że całe dochodzenie nie jest prowadzone przez policjantów, czy detektywa, lecz przez amatora, którym dodatkowo okazuje się być pełna wigoru, niezależna i szczera do bólu ponad pięćdziesięcioletnia kobieta, po trzech skomplikowanych związkach, stale koncentrująca się na swojej kiepskiej fryzurze. W ogóle włosy odgrywają tu niebagatelną rolę, ponieważ wydają się być znacznie ważniejsze niż podrzucony kawałek trupa. Włosy dezorientują (zaburzają tok myślenia), przeszkadzają (pojawiają się nawet w chwili decydujących rozważań), są przyczyną zmartwień (nie można nieułożonych zaprezentować Grzegorzowi), licznych konspiracji (trzeba zakręcić je przed obudzeniem się ukochanego), ale też rozwiązania zagadki (przypomnienie mężczyzn noszących tę samą fryzurę, co jest kluczowym punktem zaczepienia), czy poprawy humoru (gdy okazuje się, że znienawidzony Miziutek nosi perukę).  W toku akcji oczywiście pojawiają się bezimienni funkcjonariusze policji, Pułkownik Witecki oraz Kapitan Tadeusz Borkowski, ale są to raczej postaci drugoplanowe, które pobieżnie uczestniczą w całym dochodzeniu. Nie brakuje tu również takich atrybutów, jak: wizje lokalne, narady, ekspertyzy, czy badania alibi podejrzanych, jednakże pojawiają się one na zasadzie krótkiej wzmianki, chaotycznego działania, tak naprawdę przecinającego doskonale rozwijający się wątek uczuciowy, co z powieści czyni trochę komedię romantyczną, trochę poradnik dla dojrzałych kobiet – Joanna od lat kocha Grzegorza, Grzegorz kocha Joannę, lecz szereg komplikacji nie pozwolił im na prowadzenie wspólnego życia, co do którego szczęśliwego przebiegu, po zmianie relacji, nie są do końca pewni. Naczelnym problemem zdaje się być przesycona zazdrością Luiza – żona mężczyzny, która w walce o jego wierność  jest skłonna do okrutnych czynów, w związku z tym bohaterowie muszą zachowywać szczególną ostrożność w konspiracyjnych spotkaniach oraz rozmowach telefonicznych. Wszakże cała historia, pomimo wiszącej w powietrzu miłości, nie jest ckliwa, lecz zabawna – a wszystko dzięki kreacji bohaterów oraz wydarzeń, które balansują na granicy groteski i absurdu; ananas w bagażniku zamiast odciętej głowy, pedantyczne usposobienie i patologiczne kłamstwa ex-męża Joanny, nieporadni policjanci, pozwalający prowadzić dochodzenie głównej bohaterce, starsze panie wzajemnie na siebie oburzone przed wystawą sklepową o posiadanie tego samego kapelusza, łysy Miziutek wiszący nad przepaścią, poważny wylew sfinalizowany paraliżem, którego doznała Luiza, obawiając się, że Grzegorz dopuścił się zdrady z pracownicą biura, „bardzo czarny” murzyn, sprzątający hotelowy pokój, gumowe klapki zamiast szykownych butów na obcasie, jakie musiała założyć Joanna z powodu obolałych nóg po noszeniu za małych, lecz ładnych pantofli w kinie „Rozbrat”, kot, będący jedyną ozdobą sklepu z butami, dający się wykantować Renuś, polska żytniówka zamiast romantycznej kolacji, męskie gacie naczelnym problemem związku – to zaledwie kilka z komicznych epizodów, z których tak naprawdę składa się cała książka. Przecież w chwili, gdy pojawiają się sceny groźne; postrzelenie księdza, głowa odlana z gipsu, zraniona pięta, pseudo zamachy, czy pościgi, to są one opisane w taki sposób, że czytelnik tej makabry nie odczuwa, raczej żart – bo ta głowa zostaje przykryta szmatą, by nie patrzyła, a pięta sinieje do tego stopnia, że uniemożliwia pójście na zaplanowane zakupy. Jest więc romans z kryminalną zagadką w tle, mimo że kobieta i mężczyzna wcale nie sprawiają wrażenia sentymentalnych; wulgarne zwroty, swobodne gesty, impertynenckie zachowania, konsumpcja serów przepijanych wódką, co jednak sprawia, że stają się bliżsi realnej egzystencji niżeli ci siedzący na gorącym piasku, pod gwieździstym niebem, u podnóża piramidy, z kieliszkiem szampana i salaterką wypełnioną smakowitymi truskawkami. Między Joanną a Grzegorzem nie ma przesadnej erotyki ani szczególnej tajemnicy – jest za to głowa, nawet dwie w komplecie z jedną znękaną nogą, które łączą ich bardziej niż namiętne pocałunki. W powieści cały czas coś się dzieje; akcja jest niesłychanie dynamiczna, incydenty się nakładają (jedne przypomniane, inne wymyślone), myśli kotłują, a bohaterowie namnażają, co czasem sprawia, że ciężko połapać się w fabule, która sposobem prowadzenia trochę przypomina towarzyszący człowiekowi „nadmiar świata”, w którym na co dzień nie potrafi się odnaleźć. Sposób prowadzenia narracji także został zaburzony, a polega to na przerywaniu ciągłości zdarzeń licznymi refleksjami, domysłami, analizami, wspomnieniami, wewnętrznymi monologami oraz ironicznymi komentarzami. Opowiadanie, które jest charakterystyczne dla powieści kryminalnej zeszło na dalszy plan, zostało ograniczone.

I właśnie te wszystkie zabiegi doprowadziły do tego, że „Dwie głowy i jedna noga” to bardziej antykryminał, o którym teoretyk gatunku, strukturalistyczny badacz francusko – chorwacki Stanko Lasić napisał: Powieści antykryminalne, to znaczy takie, które wykorzystują strukturę i reguły powieści kryminalnej, ale w sposób przewrotny, bo po to, by je zanegować, uzyskać efekt zaskoczenia lub poszerzyć sztywny gorset zasad tego silnie skodyfikowanego typu twórczości (Stanko Lasić, „Poetyka powieści kryminalnej. Próba analizy strukturalnej”, Warszawa 1976).

Jednak o ile Lasić uważał, że antykryminał powstaje  z powodu buntu przeciwko utartej strukturze gatunku, o tyle Chmielewska nie myślała za bardzo ani o grze literackiej, ani o odrestaurowaniu istniejących tendencji (chyba, że starała się wyśmiać zbyt sztywne ramy twórcze i interpretacyjne?). Być może Joannie Chmielewskiej chodziło o to, by ukazać, że rzeczywistość jest źródłem poznawczym, obfitującym w podteksty, dlatego też ludzie usilnie poszukują aluzji i w oparciu o nie starają się zrekonstruować zasady jej funkcjonowania? Może też pragnęła swoją „literacką paplaniną” uzyskać efekt gawędy, luźnej wypowiedzi z uniwersalnej perspektywy, tak, by każdy odbiorca był w stanie zrozumieć treść, bez zbędnego zastanawiania się nad skomplikowanymi metaforami? A może chciała pokazać, że z paradoksów i zbiegów okoliczności należy się śmiać, że trzeba do nich podchodzić z dystansem?

W każdym razie stworzyła powieść, w której nie tylko schemat kryminału został zaburzony, ale i pojawia się w niej multum elementów, które godzi się uznać za nie posiadające żadnej filozoficznej głębi, splątane w licznych absurdach, grotesce, której niedaleko do karykatury, wyolbrzymiającej wszystkie elementy odbiegające od normy, co swobodnie wpisuje ją do znakomicie rozwijającej się obecnie kultury kiczu, kojarzonego ze sztuką popularną, produktem rynkowym, mającym zaspokoić gusta szerokiej publiczności. Kicz jest bardzo ciekawym kuriozum, gdyż mimo że bywa przeciwstawiany sztuce, to stał się zjawiskiem estetyzującym rzeczywistość, choć wartości estetyczne w pełni neguje. Jego popularność wynika z łatwości odbioru; nie wymaga intelektualnego zaangażowania, ponieważ oferuje zbanalizowane formy oraz treści. W kiczu świat zostaje podciągnięty do życzeń i upodobań człowieka; posługuje się utartymi schematami i konwencjami, w efekcie daje poczucie bezpieczeństwa. Dzięki niemu nowoczesna wyrozumiała świadomość generuje indywidualny sposób wyrazu podstawowych uczuć, nierzadko naiwnych. Jest niesamowicie elastyczny oraz otwarty; nie jest obciążony przymusem interpretacji, toteż daje radość z odkrywania prostych znaczeń, wynikających z ludzkiego dziedzictwa. Z jednej strony mówi się, że jest groźny, bo nie tylko banalizuje rzeczywistość, prowadzi do zatracenia świadomości estetycznej, co przenosi się na płaszczyznę dnia codziennego – wartości podążają bardziej w kierunku intensywności niż jakości, ale też nie pozwala stworzyć nic nowego (imituje formowanie świata, koncentrując się na już ukształtowanych gustach, dając piękny rezultat),  ale z drugiej w pełni akceptuje; to ukłon w stronę odbiorcy- konsumenta, który odczuwa satysfakcję związaną ze swojskości rzeczy i ich znaczeń. Kicz staje się wyróżnikiem kultury; sztuka ma powierzchownie przyozdobić rzeczywistość, by błyskawicznie i szablonowo zapewnić estetyczne przeżywanie. Znajduje się więc na „niejednoznacznym rozwidleniu”, gdyż deestetyzuje sztukę, jednocześnie ją dekorując. Tymczasem tandecie niedaleko do przewrotnej konwencji stylistycznej campu, która akcentuje dwuznaczność świata, stawiając go w cudzysłowie. Camp koncentruje się na wszystkim, co pospolite, doszukując się w tym pokładów ironii, także parodii ze sztuczności oraz złego gustu współczesnej kultury masowej admirującej kicz, którego pozycję doskonale skomentował Andrzej Banach, mówiąc:   Kicz nie jest przeciwieństwem sztuki wielkiej czy małej, lecz jej elementem. Składnikiem koniecznym. (Andrzej Banach, „O kiczu”, Kraków 1968).

I chyba w „Dwóch głowach i jednej nodze” o to Chmielewskiej chodziło, by poprzez sporą dawkę kiczu zwrócić uwagę na kluczowe dla społeczeństwa zagadnienia.  Tutaj przeciętna kreacja bohaterów sprawia, że odbiorca nie musi rozważać na temat ich złożonej psychiki, stosowanie wulgaryzmów i językowa trywialność od razu pozwalają zrozumieć wypowiadane kwestie, przyziemne problemy są bliskie każdemu czytelnikowi, nadmiar humoru rozluźnia i wprawia w dobre samopoczucie, wątek romansowy dominujący nad wątkiem kryminalnym lokuje w obszarze pożądanych tak w życiu, jak i w literaturze relacji damsko-męskich, a kobieta-detektyw udowadnia swój spryt i silną pozycję. Z kolei samo zaburzenie schematu powieści kryminalnej po pierwsze pokazuje jak bardzo ludzie przyzwyczajają się do pewnych struktur, absolutnie nie biorąc pod uwagę ich zaburzenia, gdyż zostaliby zmuszeni do umysłowego wysiłku, który jest znacznie cięższy w momencie zetknięcia z czymś zupełnie nowym. Natomiast po drugie deprecjonuje literaturę popularną nastawioną na zminimalizowanie roli czynników literackich na rzecz czynników zewnętrznych, a więc uzależnionych od czytelniczych nadziei; tam odbiorca ma dostrzec znane mu  sylwetki, emocje i sytuacje, ponieważ chce wgłębiać się w to, co go dotyczy. Dzięki tym zabiegom literatura popularna, określana również literaturą brukową, zdegradowaną, trzeciorzędną, tandetną, czy trywialną zyskała masowego odbiorcę, jakim jest w większości „prosty czytelnik” poszukujący nie czegoś nowatorskiego a znanego mu z codzienności. Niestety literatura popularna w tej przystępności i grze na ludzkich emocjach jest nastawiona na zysk a nie na uwzniaślanie literackich dusz (1. Zob. Alicja Głutkowska, „Aktualność kiczu?”, [w:] „Wizje i re-wizje: wielka księga estetyki w Polsce”, pod red. Krystyna Wilkoszewskiej, Kraków 2007 oraz 2. Zob. Magdalena Lachman, „Gry z» tandetą« w prozie polskiej po 1989 roku”, Kraków).

Tak więc, mimo wypowiedzi historyka, pisarza i autora kryminałów Tadeusza Cegielskiego:Chmielewska reprezentowała obszar literatury popularnej. Dobry autor tekstów popularnych to ktoś, kto ma idealny słuch do tego, co dzieje się w społeczeństwie oraz tego, czego ludzie oczekują. Joanna Chmielewska miała tę cechę (cytat pochodzi z artykułu  »Postacie wykreowane przez Joannę Chmielewską, są przekomiczne«) pragnę wierzyć, iż „Dwie głowy i jedna noga”, pomimo szerokiego zainteresowania, jakie zyskała u „prostego czytelnika” wprost skręcającego się ze śmiechu z dowcipnych okoliczności i dialogów, posiada również wierne grono „odbiorców elitarnych”, którzy dostrzegli, iż jest to niekonwencjonalna broń w walce ze zbanalizowaną współczesnością.

Wniosek nasuwa się sam: łatwo jest krytykować, ale ciężej logicznie tę krytykę uzasadnić.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii, Literatura i oznaczony tagami , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *