Cóż to czytasz, mości książę?
Słowa, słowa, słowa.
(William Szekspir, „Hamlet”, Akt II)
Odkąd pamiętam bardzo koncentrowałam się na słowie; jego wyglądzie, brzmieniu, co oznacza, co oznaczać może a czego nie powinno, jak współgra i jak staje w sprzeczności z innymi, co można nim zyskać, co stracić, jak w ogóle się nim posługiwać w danej sytuacji, w stosunku do konkretnej osoby, jaką przybrać tonację, jak akcentować, jak je łączyć, czy krzyczeć, czy szeptać, mówić ostro czy subtelnie, chłodno czy serdecznie, barwnie czy ascetycznie, kunsztownie czy jak najprościej, metaforycznie, zagadkowo, z drugim dnem a może bezpośrednio, szybko czy powoli, emocjonalnie, a może, powściągliwie, poważnie albo zabawnie, traktować z szacunkiem albo niedbale, powszechnie akceptowalnie, czy też ekstrawagancko. Jednak wiedziałam jedno (i dalej to podtrzymuję) – słowo odgrywa w życiu oraz relacjach ogromne znaczenie. Słowem można zauroczyć, można skrzywdzić, nawiązać nić porozumienia, rozbawić, doprowadzić do łez, coś wyznać, wspomnieć, marzyć, wypowiedzieć się, przemówić, zainspirować, przekazać informacje, zwierzyć się, porwać do działania, obmówić, zaprezentować siebie, zapytać, przeprosić, podziękować, pomóc, doradzić, zaśpiewać, zainspirować, załatwić wiele codziennych spraw. Słowem można się bawić, parodiować, karykaturować, opowiadać i relacjonować. I to wszystko może mieć wydźwięk ironiczny, groteskowy, brutalny, jadowity, przyjazny bądź emocjonalny; bo słowa są właśnie odbiciem uczuć, myśli, duszy – one pokazują jak patrzymy na świat, co myślimy, prawdopodobnie jacy jesteśmy (to słychać w tonie, w doborze słów, sposobie wyrażania). Bowiem słowem można tęsknić, kochać, naśmiewać się, ale i żalić, i cieszyć. Słowo jest WIZYTÓWKĄ człowieka. Słowem kłamiemy; w dobrej wierze lub z wyrachowania (choć ja mam odnośnie kłamstwa własną teorię: niezależnie czy duże, czy małe, to ZAWSZE kłamstwo. Tutaj raczej różnicuję kłamstwo a przemilczenie czegoś, arogancję a takt – nie każdemu można wszystko – w życiu trzeba być choć trochę psychologiem). Słowem drwimy – taki szyderczy zestaw istnieje i ma się bardzo dobrze. Słowo bywa traktowane jako maska, bo pomaga przekierować temat na inne tory, sposób wypowiedzi może zmylić rozmówcę, wykreować fikcyjną postać. Pragniemy nim coś ukryć (można zatuszować faktyczne emocje, swoje wady, zmyślić przeszłość, zmyślić siebie), ale i kogoś zachwycić: książką, swoim JA, filmem, atrakcją, miejscem, przedmiotem, czynnością. Słowo jest narzędziem manipulacji – odpowiednia selekcja, połączenie, metoda – zadanie wykonane. Można się nim posługiwać swobodnie i nawet o najdrobniejszych rzeczach opowiadać w sposób elektryzujący, lecz można też mieć dużo do powiedzenia, ale robić to z wysiłkiem, są i tacy, co nie mają do powiedzenia zupełnie nic.
Ja zawsze zastanawiam się W JAKI SPOSÓB mówić w kontakcie z danym człowiekiem (to JAK SŁUCHAĆ jest w ogóle odrębną kwestią, ale w praktyce bardzo, bardzo trudną – słuchać również należy umieć, by nie urazić, by nie zlekceważyć, by tym słuchaniem wesprzeć). Kolejna sprawa: inaczej mówi się do ludzi dorosłych, inaczej do dzieci, a jeszcze inaczej do zwierząt, które też słuchają i usilnie rwą się do zrozumienia o co właściwie chodzi (tu niesamowicie ważny jest ton). Co więcej, zwracam uwagę na czas, miejsce oraz sytuację, na relacje, na wrażliwość, osobowość. Jestem sobą, sobą pozostanę i to, co i jak mówię nagminnie prezentuje MNIE JAKO MNIE, jednak z każdym rozmawia się zupełnie inaczej, i to naprawdę trzeba wziąć pod uwagę; to, że każdy jest inny, pochodzi z innego środowiska, inaczej reaguje, odczuwa, znajduje się w konkretnych okolicznościach, przeżył to, doświadczył tamtego, ma takie a takie poglądy, pragnienia, plany, fascynacje. Są ludzie przebojowi, są ludzie niezwykle delikatni, są tacy, którzy znają się na żartach, i ci którzy się nie znają. Chodzą po świecie ludzie sympatyczni i doprawdy chamscy – ale z tymi nie rozmawiam, absolutnie – na takich szkoda słów.
Razi mnie bezmyślne, bezsensowne używanie słów (inna sprawa, gdy absurd jest celowym zabiegiem), nadto posługiwanie się nimi niedbale, kompletnie nie zwracając uwagi na kulturę wypowiedzi. Nie lubię, gdy ktoś mamrocze pod nosem, odpowiada półsłówkami lub w sposób obcesowy. Uważam, że słowo należy szanować (przekleństwa pojmuję trochę inaczej – bardziej jako formę ekspresji, ale to w danej chwili, a nie jako codzienność, jako przecinek).
Uwielbiam kategoryczne, ale jednocześnie eleganckie wypowiedzi. Cenię tajemniczość oraz subtelne niedopowiedzenia. Lubię magnetycznie dziwne i niedosłowne, trochę ponure. Styl barokowy jest mi bliski, bo nagromadzenie słów, w odpowiedniej konfiguracji, niebywale mi się podoba, bo tak czuję, tak postrzegam, tak rozumiem – drobiazgowo. Literatura to mój prywatny obszar, w którym słowo gra pierwsze skrzypce, tam delektuje się moja dusza.
A przede wszystkim kocham pasję, pasję do słowa, którą od razu można wyczuć;)